10. Doświadczyć tego, co niemożliwe
Serce naszej Matki wypełnia wielka miłość, wielka radość, szczęście, którym pragnie się z nami dzielić. Kiedy Anioł zwiastował Maryi niezwykłą nowinę, (nowinę nie do pojęcia, nie do zrozumienia ludzkim umysłem, bo oto w Jej łonie – w łonie Dziewicy miał począć się Bóg), Bóg udzielił Jej łaski, aby z pokorą przyjąć to, co niepojęte, co niewyobrażalne, co niemożliwe. Uniżenie i pokorna zgoda na wolę Boga sprawiły, że oto Bóg przyszedł do swojego narodu. Przyszedł w sposób niewyobrażalny. Ten, który jest Stwórcą, Wszechmocny, który nie da się ująć w jakieś ramy, przyjął Postać człowieka. Przyszedł pod Serce Maryi, stał się taki maleńki.
Dusze pokorne, które przyjmują wolę Boga doświadczają tego, co niemożliwe, choć nie wszystko rozumieją, choć często wydaje im się ona niemożliwą do zrealizowania przynajmniej w ich życiu. W ich życie wchodzi Bóg, ucieleśnia się. Staje się możliwym to, co niemożliwe. Bóg w niepojęty sposób staje się obecny w ich życiu i prowadzi za rękę. I dokonuje się wszystko to, co dokonało się i nadal się spełnia w Kościele. To, co było zapowiedzią przez Proroków wypełnia się, tak jak wypełniło się poprzez pokorne przyjęcie woli Bożej przez Maryję, poprzez Jej „tak”. I wypełnia się w życiu każdej duszy, która idzie tą samą drogą, którą Ona szła – drogą pełnienia woli Bożej. Dusza taka może wraz z Maryją wyśpiewywać Magnificat, bowiem każde słowo tego uwielbienia spełnia się w życiu tej duszy. Gdybyśmy przeanalizowali każde z wezwań, ono staje się ciałem w życiu duszy pokornej; duszy, która przyjmuje wolę Bożą, która godzi się na przyjęcie Boga do swego życia.
Kiedy dusza otwiera się na Boże wezwanie, Boże Słowo, Boże zaproszenie, Boże zapowiedzi, otwiera się na samego Boga i na Jego życie, które staje się życiem w niej, doświadcza tego życia w sposób niepojęty. Im bardziej otwiera się, im bardziej pielęgnuje w sobie to życie, im bardziej stara się być wierną Bogu, tym bliższe jest jej przebywanie z Bogiem, tym bardziej upodabnia się do życia, jakie wiodła Matka Najświętsza z Jezusem; tym bardziej żyje w zjednoczeniu.
Podczas Adwentu miłość miała przygotować nasze serca na przyjście Jezusa. Ten, kto był wierny, kto starał się (nie ten, komu wychodziło, ale ten, kto starał się), ten doświadcza obecności Jezusa w swoim sercu, w swoim życiu, w swojej rodzinie, w swoim środowisku. Im bardziej dusza otwiera się na każde Słowo, im bardziej stara się być posłuszna temu Słowu i je realizować, tym bardziej doświadcza Bożego działania w sobie i w swoim życiu. To dokonuje się już, teraz; nie za dziesięć lat, czy dwadzieścia, ale teraz. Bo już teraz Maryja złożyła Jezusa w naszych sercach i już teraz jest nowe życie w nas. Im bardziej jesteśmy wierni słowom pouczenia, ufni nauce Kościoła, tym bardziej doświadczamy niezwykłości cudu obecności Boga w nas. I objawia się ta Obecność w różny sposób, w zależności od usposobienia duszy, jej etapu rozwoju duchowego, temperamentu, osobowości i Bożych planów co do naszej drogi. Często mamy pokusę, by patrzeć na innych i porównując siebie do innych stwierdzamy, że dobrze idziemy tą drogą, albo, że nie bardzo nam to wychodzi. To nie tak. Każdego droga duchowa jest nieco inna. Dla każdego z nas co innego Bóg przewidział na tej drodze. Każda dusza czego innego potrzebuje. Ale jednego możemy być pewni – Bóg obecny jest w sercu każdego z nas. Jezus, maleńkie Dziecię jest w sercu każdego z nas. Jeśli dajemy się poprowadzić, jeśli otwieramy się na tę Obecność, jeżeli ją pielęgnujemy, jeżeli od momentu przebudzenia się staramy się pamiętać o Nim, przemawiać do Niego, z Nim wykonywać swoje czynności, zapraszać Go do swoich obowiązków, doświadczamy Jego błogosławieństwa, Jego łask, nowe życie kieruje nami.
Bóg otwiera nad nami Niebo. Dokonuje się coś niezwykłego, czego oczy zwykłych śmiertelników nie widzą, w co większość z nas musi po prostu uwierzyć. Ale, czyż sam fakt, iż Bóg schodzi na ziemię nie przemawia za tym, że jest to czas niezwykły, że Niebo musi otworzyć się nad ziemią, aby dać Syna Bożego. Można by szukać różnych teologicznych argumentów i niejeden znalazłby się. Moglibyśmy słuchać profesorów, doktorów, naukowców wśród wszystkich wykształconych w Kościele, zajmujących się teologią, ale czyż nam potrzebne są argumenty, dowody. Z Bogiem przede wszystkim spotyka się ten, kto otwiera duszę; ten, kto zamyka się na świat zewnętrzny i schodząc do wnętrza swej duszy szuka Tego, który ją zamieszkuje. Nie spotyka się człowiek z Bogiem na poziomie umysłu. Wielu jest niewierzących, którzy bardzo dobrze znają Pismo Święte i można by powiedzieć, że w jednym paluszku mają naukę Kościoła, a jednak nie otworzyli się na łaskę wiary. Swego serca nie otworzyli na spotkanie z Bogiem. A Bóg? Bóg już przyszedł do naszych serc i już błogosławi naszym sercom. Już rozlewa swoje łaski. Obdarza każdego z nas tak hojnie. Niewdzięcznością byłoby niedowiarstwo, zamykanie się na to, co Bóg daje. Każdy z nas powinien uwielbiać Boga, chociażby słowami modlitwy Matki Najświętszej, dziękując Mu za wielkie rzeczy, które czyni w naszym życiu. A konsekwencje tego, co On czyni w nas będą odczuwać pokolenia, bo gdy dusza prawdziwie otwiera się na łaskę Boga, gdy otwiera się na przyjście Jezusa, gdy przyjmuje Go do swego serca, nie może być inaczej. Obfitość łaski obejmuje ją, wszystkich wokół i następne pokolenia. Dokonuje się dokładnie to, o czym mowa jest w modlitwie Magnificat, za co Maryja Bogu dziękuje i Go uwielbia. Dokonuje się to i w nas, i naszym narodzie, i w tych, którzy dopiero po nas narodzą się.
Kiedy patrzymy na życie świętych i na to, co dokonuje się po ich przejściu do Nieba, wtedy widzimy, jak wielkich rzeczy Bóg dokonuje poprzez takie dusze. Ich dzieło, które jest dziełem Boga trwa nadal, choć oni po ziemi chodzili dwieście, trzysta, czterysta, pięćset, sześćset lat temu. Nadal błogosławieństwo Boga przechodzące przez ich dusze dotyka kolejnych pokoleń. Gdy my otwieramy się i przyjmujemy Jezusa, dzieje się dokładnie to samo, tyle że my dopiero zobaczymy to w przyszłości. Nie może być inaczej, bo Bóg, który jest Nieskończony tworzy dzieła wielkie, nieskończone, obejmujące swoim zasięgiem nie tylko nasze rodziny. Jeżeli coś czyni, to sięga to wieczności.
Więc mamy powód do ogromnej radości, chociażby przez sam fakt, że przyjmując Jezusa do swojego serca otwieramy się na wieczność. Przyzwalamy niejako Bogu, by swoją łaską i błogosławieństwem dotykał kolejnych pokoleń, aż po wieczność. To nic, że nasz wzrok jest tak słaby, że nawet trudno nam zobaczyć przyszłość jutrzejszego dnia. Przyjmijmy z wiarą zapewnienie. Modląc się słowami Magnificat wyrażać będziemy wiarę w wielkie Dzieło, którego Bóg dokonuje cały czas. To Dzieło dotarło do nas. Jeśli wziąć za początek Poczęcie Jezusa, to istnieje dwa tysiące lat i dotarło do nas, choć tak naprawdę jest Dziełem jeszcze większym, bo przecież Bóg zapowiedział je na samym początku, kiedy człowiek zgrzeszył. Zobaczmy, Jego błogosławieństwo dane wtedy przeszło przez wszystkie pokolenia całego narodu wybranego i dotarło do nas. Czyż miałoby się na nas zatrzymać? Chyba teraz już nie będziemy wątpić, iż ono będzie szło nadal. My możemy poprzez swoją otwartość jeszcze pełniej w nim uczestniczyć, doświadczając przy tym niezwykłej obecności Boga w nas, zjednoczenia z Jezusem, doświadczając niezwykłych radości, rozkoszy, słodyczy Nieba już tutaj na ziemi. Nie bądźmy niedowiarkami, nieczułymi głazami, ale tymi, którzy gorącymi sercami przyjmą Jezusa i pozwolą Bogu, by Jego błogosławieństwo przeszło na następne pokolenia poprzez nas. By radość Zbawienia objęła z wielką mocą i nas, i inne dusze; by dotyk wieczności już teraz objął nas i stawał się radością następnych.
Uczestnicząc we Mszy św. połóżmy swoje serca na Ołtarzu prosząc, by Bóg nieustannie otwierał je jeszcze szerzej udzielając swego błogosławieństwa, swojej łaski.
Modlitwa po Komunii św.
Witam Cię, Jezu, w moim sercu! Wypełniasz moje serce swoją obecnością. Dajesz mi szczęście, dajesz mi radość i pokój. Kiedy rozmyślam nad Twoim przychodzeniem do mojej duszy, nad Twoim nawiedzaniem mojej duszy, przychodzi na myśl scena Zwiastowania. Wtedy zachwycam się ogromnie. Trwam w pokorze przed niezwykłym porównaniem, kiedy przyszedłeś do Serca Maryi, poczęty mocą Ducha Świętego pod Jej Sercem i zamieszkałeś w Niej. Teraz przychodzisz do mnie, a moje Amen jest przyjęciem Ciebie do mojego serca, do mojego życia. Tak jak w Maryi i z Maryją rozpocząłeś swoje życie tu na ziemi, również we mnie rozpoczynasz życie, które dla mnie jest nowym, niezwykłym i cudownym. Kiedy myślę o niezwykłych owocach jednego „tak” Matki Najświętszej, o konsekwencjach dla wszystkich pokoleń, nie mogę nadziwić się. Niepojęte wydaje mi się to, że i we mnie zamieszkując przynosisz tak obfite owoce dla mnie i dla innych dusz. Wtedy, Panie mój, moje serce doznaje wzruszenia, bo choć wiem, że Twoje przyjście i zamieszkanie w Maryi było nieco innym niż Twoje przyjście do mego serca i zamieszkanie we mnie, to widzę pewne analogie. Doświadczam, jak wielkie i niezwykłe jest to wydarzenie dla mnie, dla mojej duszy. Uczestniczę w czymś niebywałym – Bóg przychodzi do mnie. Zniża się tak bardzo, daje się ująć w ramy maleńkiej Hostii i czyni to z miłości dla mnie i dla pokoleń.
Nie jestem w stanie, Panie mój, rozważać tej wielkiej tajemnicy, bo jej wielkość niknie gdzieś w nieskończoności, bo prawdziwie jest tajemnicą. Ale mogę uwielbiać Ciebie w tajemnicy, w której dajesz mi uczestniczyć. A więc uwielbiam Ciebie, Boże, dziękując Ci, sławiąc Twoją miłość.
***
O, Miłości mojej duszy! Przyszedłeś do mnie, Maleńki Jezu. Matka Najświętsza złożyła Ciebie w moim sercu, dając mi w ten sposób niezwykłe szczęście i radość. Pragnę Ciebie kochać! Pragnę, Jezu, tulić Ciebie do mojego serca. Pragnę kołysać Ciebie w moim sercu, przemawiać do Ciebie pieszczotliwie. Gdy patrzę na Ciebie budzi się we mnie tak wielka miłość i czułość. O, Panie mój! Przychodząc do duszy przynosisz niewysłowione szczęście. Moja dusza zatapia się cała w Tobie. Rozpływa się w Twojej miłości. Tonę w Twojej miłości, Panie. Nie pragnę niczego innego, jak tylko zniknąć w Tobie i cały się w Tobie zanurzyć. Cały przemienić się w miłość.
O, Panie mój! Dziękuję Ci! Nie mam słów, którymi mógłbym wyrazić moją wdzięczność, moje uwielbienie, miłość. Chciałbym mówić Ci o tej miłości, choć z drugiej strony dobrze wiem, że moja miłość wobec Twojej – doskonałej, czystej, wiecznej – jest niczym. Ale, kiedy przyszedłeś do mojego serca, wypełniłeś je swoją miłością, coraz śmielej myślę sobie, że kocham Ciebie Twoją miłością. A to jest niepojętym cudem. Ja, zwykła, mała dusza kocham Boską miłością. Och, pomóż mi otworzyć się jeszcze bardziej na tę miłość. Pomóż mi! Chcę żyć tą miłością. Cały chcę być miłością, Panie mój! Twoja miłość daje tak wielką odwagę w pragnieniach nie do pojęcia, o których nie śmiałbym pomyśleć nigdy wcześniej. Panie mój!
- Uwielbiam Ciebie w Twojej miłości!
- Uwielbiam Ciebie w Twojej cudownej obecności!
- Uwielbiam Ciebie w tym, jak porywasz moją duszę!
- Uwielbiam Ciebie we wszystkim, co czynisz ze mną, z moją duszą!
- Uwielbiam Ciebie we wszystkich Twoich zapowiedziach wobec mnie, mojej duszy, mego życia!
- Uwielbiam Ciebie we wszystkim, czego dokonujesz we mnie i dokonywać będziesz poprzez moją duszę!
- Uwielbiam Ciebie, Wielki, Niepojęty Boże! Potężny! Nieskończony!
- Uwielbiam Ciebie!
***
Wobec Twojej obecności, szczęścia, które dajesz duszy, miłości, która obejmuje dusze – o, Panie mój – dusza nie znajduje już słów. Pragnie cała być w Tobie. Wtedy miłość, która ją wypełnia, ją otacza staje się wszystkim. Wtedy też dusza przestaje mówić zwykłym językiem, bo wyraża siebie poprzez miłość. I w zadziwiający sposób zaczyna rozmowę miłości z Tobą, który jesteś Miłością. Doskonale rozumie to, co Ty jej przekazujesz i odpowiada bez słów. Panie mój! Niech miłość, która jest we mnie przemawia do Ciebie. Bądź uwielbiony, Boże!
***
Kiedy dajesz mi przystęp do siebie, gdy zbliżasz mą duszę tak blisko siebie, gdy miłość jednoczy nas, wtedy zdaje się jakbym miał nowe oczy, nowy umysł, nowe serce. Lepiej widzę i rozumiem przenikając myślą swoją cały Kościół. Wtedy też swoim sercem i miłością, którą mi dałeś w serce obejmuję Kościół i wszystkie jego potrzeby. O, mój Boże! Dajesz mi lepiej rozumieć istotę spraw, lepiej pojąć wszystko, co dzieje się w duszach ludzkich. Dajesz mi lepiej zrozumieć, jaki to ma wpływ na ich życie i na życie całego Kościoła.
Panie mój! Choć jestem tak małą duszą, to i ja mam swoje miejsce w Kościele i swój wpływ na jego życie. Pragnę cały się Tobie oddać, cały do Ciebie należeć i wypełniać w sposób doskonały Twoją wolę, aby być pożyteczną cząstką Kościoła. Aby Kościół wzbogacać, pomagać w rozwoju, uświęcać. Chcę dobra dla Kościoła. Och, Panie mój! W moim sercu zrodziła się tak wielka miłość do Kościoła, że cierpieniem moim jest myśl, że mógłbym, choć odrobiną braku miłości, nie podejmowania Twojej woli, działać na jego szkodę, nie przyczyniając się do uświęcenia Kościoła. Boże! Dajesz mi zobaczyć tak wiele bólu i cierpienia, jakie zaznaje Kościół. Chciałbym własnym sercem zasłonić go od tych bolesnych zranień, od bólu, jaki zadają dusze.
Widzę, jak wielką miłością Twoją jest Kościół. Widzę też, jak każde Twoje Słowo i wszystko, co robisz wobec mojej duszy ma głęboki sens. Wszystko czynisz łącząc moją duszę z Kościołem i wszystko ma wpływ na Kościół. Och, wybacz mi, że do tej pory nie odpowiadałem tak, jak należy i nie czyniłem wszystkiego tak, jak powinienem w zgodzie z Twoim Słowem, Twoją wolą, że lekceważyłem sobie. Nie wiedziałem, Boże, jak wielkie jest powiązanie dusz z Kościołem. Od tej pory chcę być całkowicie Tobie uległy, wierny, posłuszny, ufny, aby przynajmniej nie przeszkadzać Tobie w Twoim Dziele, które przeprowadzasz w Kościele.
Boże, prowadź moją duszę zgodnie ze swoim zamysłem. Oddaję Ci moją wolę, bo nie chcę już jej posiadać. Gdy realizuję swoją wolę psuję to, co Ty czynisz dobrego. Ty czyń wszystko, co zechcesz. Posługuj się mną do woli. Tylko mi pomóż, abym stał się doskonałym narzędziem Twoim.
***
Panie mój! Nie należę już do siebie. Ty sprawiłeś, że zapragnąłem żyć tylko dla Ciebie. Ty posiadłeś moją duszę. Stałem się Twoją własnością. We mnie zrodziło się wielkie pragnienie, by realizować Twoją wolę. We mnie wzbudziłeś wielką miłość. Sprawiłeś, że największym sensem mego życia, największym jego pragnieniem, dążeniem, celem jesteś Ty sam. Proszę, pobłogosław mnie na tej drodze. Dodaj sił. Uczyń mnie wiernym i posłusznym Tobie. Uczyń mnie mężnym i wytrwałym. Pobłogosław mnie, Jezu!
Starajmy się serca nakłaniać ku obecności Jezusa
Aby w pełni przyjąć Boże łaski, które płyną na nas, trzeba słuchając starać się ciągle wpatrywać się w Boga, ciągle wpatrywać się w Jezusa. Bez ciągłego wpatrywania się w Niego, bez starania się, by ciągle być przy Nim, ciągle o Nim pamiętać, bez starania się, by swoje serce nakłaniać ku radowaniu się Jego obecnością, nie przyjmiemy w pełni darów Bożego Narodzenia. Człowiek otrzymuje bardzo dużo, ale lenistwo i wygodnictwo człowieka sprawia, że marnuje wiele łask. Współpraca z łaską polega między innymi na tym, że człowiek ze swej strony podejmuje wysiłek przyjmowania tych łask, trwania w Słowie, które otrzymał, podejmowania odpowiedzi na to Słowo. My otrzymujemy bardzo dużo słów. Szkoda, że tak mało w nas wysiłku, by trwać w tym Słowie. Inne byłoby nasze życie, życie wspólnoty, gdybyśmy podejmowali większy wysiłek.
Teraz obdarowani jesteśmy tak hojnie obecnością samego Jezusa. W planach Bożych to wielki zamiar obejmujący wszechświat. Nasze myśli nie biegną tak daleko. Owszem, myśli biegną do przygotowań stołu, potraw, do najbliższych. Dlaczego nie sięgamy dalej? Boże zamysły sięgają aż po wieczność. Spróbujmy i my uświadomić sobie, iż to, czego doświadczamy, przeżywamy ma wymiar wieczny, a nie sięga tylko dnia jutrzejszego i Świąt. My myślimy tylko o doczesności. Boży wymiar jest bezkresem, wiecznością. Spróbujmy podjąć tę wieczność.