15. Wigilia Bożego Narodzenia
Niech nasze serca napełnią się radością. Niech serca nasze napełnią się miłością, bo oto nadchodzi. Powierzmy się Matce Bożej, gdyż Ona zna nasze serca. Zna każdy zakamarek serca, każdy smutek i każdą radość, każdy niepokój. Ona przez czas Adwentu czuwała nad naszymi sercami, nieustannie z naszymi sercami trwała na modlitwie w oczekiwaniu. Ona zna ułomności ludzkich serc i wie, jak bardzo są słabe, niezdolne do wszystkiego, co dobre, jak bardzo ociężałe. Wie wszystko o ludzkich sercach. To Bóg dał Jej tę łaskę – możliwość zaglądania do ludzkich serc, możliwość troszczenia się o nie. Ona wie, jak trudno jest człowiekowi wznieść się ponad ziemię, by zajmować się tym, co Boskie. Dobrze wie, jak bardzo ziemia potrafi przyciągać. Sił grawitacji nie da się pokonać, więc nie smućmy się, że nie wszystko udało się nam w czasie Adwentu, tak jak byśmy chcieli.
Często mówimy sobie, aby stawać w prawdzie przed Bogiem i ta prawda człowieka wyzwala. Dlatego i teraz postarajmy się stanąć w prawdzie przed Bogiem, stanąć przed Nim uznając, jakimi jesteśmy. Nie martwmy się swoimi wielkimi słabościami. Nie martwmy się, że w naszych sercach brakuje miłości, że często brakowało oczekiwania, prawdziwej tęsknoty za Bogiem. Nie martwmy się również tym, że często serca zajęte były tak bardzo otaczającym światem. Nie martwmy się, że nie potrafiliśmy iść za pouczeniami i być wiernymi do końca w ich wypełnianiu. Nie martwmy się niczym. Wystarczy, że stajemy przed Bogiem, mając serca otwarte, ukazując Bogu całą swoją słabość. Przecież zawsze chodzi o to, aby stanąć w prawdzie. O nic innego nie chodzi. Jeśli przed Bogiem wyznamy swoją słabość, jeśli widząc tak liczne grzechy, upadki, niewierności swego serca, wyznamy je przed Bogiem, On pochyli się nad nami. Czyż matka z czułością nie bierze swego dzieciątka na ręce, gdy ono ze skruchą wyznaje, że zbroiło coś. Matka dobrze wiedziała, że ono uczyniło tę rzecz, np. zbiło wazonik, ale dla matki ważne jest, że dziecko przyznało się, że stanęło w prawdzie przed sobą, przed matką i że w końcu uznało prawdę. Ona obdarza to swoje dzieciątko najczulszymi pocałunkami, już dawno przebaczyła i nagradza darami swojej miłości, nie dlatego, że dziecko zasłużyło, bo nie zasłużyło, ale dlatego, że matka je kocha. Tylko dlatego.
Więc jakkolwiek wyglądało nasze oczekiwanie podczas Adwentu, jakkolwiek udało nam się – czy dużo, czy mało – zrealizować z tego, co Bóg mówił, cokolwiek działo się z naszymi sercami podczas tych dni, jeśli nawet czujemy się wypaleni w środku, zimni i uświadamiamy sobie, że nie ma w nas nawet siły, by pragnąć i by tęsknić, jeśli czujemy, że jesteśmy jak suche wypalone w środku drzewo, które już nie rodzi, już nie ma liści, jest już martwe, nie martwmy się, bo Jezus nadchodzi, bo On przychodzi do nas z miłości, a nie dlatego, że moglibyśmy na to zasłużyć. Tym bardziej przychodzi, bo widzi, jak bardzo umarłymi jesteśmy, widzi tę suchą spękaną ziemię, spragnioną deszczu. Przychodzi, bo widzi ciemność i pragnie przynieść światło. Przychodzi, bo widzi w nas tak wiele lęku i chce nas obdarzyć pokojem. Przychodzi, bo nas kocha. Nie musimy w żaden sposób na Jego przyjście zasłużyć, zapracować. On przychodzi, bo kocha i pragnie każdego z nas obdarzyć miłością. Pragnie tą miłością dotknąć z wielką mocą. Chce, abyśmy uwierzyli w Jego miłość, doświadczyli jej mocy. Chce wyzwolić nas z tego wszystkiego, co tak bardzo nas więzi, trzyma, przez co nie potrafimy otworzyć się na Boga i jesteśmy nieszczęśliwi. Nie martwmy się, że pomimo pouczeń nie potrafimy oderwać się od codzienności, od obowiązków, od tego, co wiąże się ze światem, od wszystkich relacji z ludźmi, które nie są do końca zdrowe. Nie martwmy się, że tak bardzo zajęci jesteśmy teraz przygotowaniami stołu, że nie potrafimy swoich serc nakłonić, by nieustannie trwały przed Bogiem. Nie martwmy się, Bóg pochyla się z wielką miłością nad ziemią, aby dać jej Zbawiciela. Pochyla się z wielką czułością nad każdym człowiekiem, aby dać swego Syna.
Prośmy, abyśmy potrafili, choć odrobinę otworzyć się na dar Bożej miłości. Wystarczy nasza wola wyrażona tą prośbą, aby Bóg mając nasze zaproszenie zagościł w naszym sercu. To tylko człowiek jest zawistny, obraża się, obrusza, odwraca się. Tylko człowiek nie potrafi zawsze kochać, po wieczność, ale Bóg kocha doskonałą miłością. Przychodzi na ziemię pomimo tego, że nikt Go nie wygląda i nikt na Niego nie czeka. Przychodzi, bo wie, że Jego przyjście potrzebne jest każdemu z nas. Przychodzi co roku, bo wie, że tego potrzebuje ziemia. Mieszka w naszych sercach, bo potrzebujemy Jego obecności, Jego życia. Bez Jego miłości, bez obecności Boga nie byłoby nas. Przestalibyśmy istnieć. To nie byłaby śmierć fizyczna, po prostu zniknęlibyśmy i nie byłoby nas.
Nakłońmy nasze serca do wdzięczności za to, że Bóg nas kocha i obdarza swoim życiem, że sam schodzi z Nieba na ziemię, aby być Bogiem pomiędzy nami. Wzbudźmy w swoich sercach radość z Jego obecności. Wzbudźmy uwielbienie, aby wysławiać Boga w Jego nieskończonej dobroci, we wszystkich darach i łaskach Jego miłości. Uwielbijmy Boga w Jego miłosierdziu, bo schodząc na ziemię przynosi miłosierdzie. Przychodząc odradza, oczyszcza, odnawia, przemienia, daje nowe życie. Przychodzi, aby nieustannie być pomiędzy nami, a więc wszystko, co w Nim jest, całą miłość i różne formy jej objawiania się, by to wszystko było pośród nas, byśmy mogli wyjść z ciemności, które panują. Byśmy mogli patrzeć na światłość, którą On jest, radować się i być szczęśliwymi. On to szczęście niesie, byśmy potrafili spojrzeć na swoje życie i wszystkie problemy życia poprzez światło Jego miłości, byśmy mieli siły podejmować kolejne trudności, stawiać kolejny krok. Jezus przychodzi, by być z nami, byśmy nie czuli się samotni, pozostawieni sami sobie, ale byśmy poczuli, że On dźwiga nasze ciężary; że to On prostuje naszą ścieżkę, On naprawia relacje z ludźmi, że to On wchodzi z miłością w każdą sferę naszego życia.
Bóg kocha człowieka. Jak dużo wypowiedziałoby się słów o miłości Boga, to i tak powiedziałoby się niewiele. Moglibyśmy całe dnie, miesiące i lata ciągle wysławiać Bożą miłość, mówić o jej przejawach, a i tak powiedzielibyśmy tak mało, stanowczo za mało.
Podczas Mszy św. prośmy Matkę Bożą aby modliła się za nas, abyśmy otworzyli serca na przychodzącego Boga, który niesie nam miłość, pokój, który pragnie, abyśmy przyjęli Jego obecność w każdym z nas, abyśmy rozpoczęli nowe życie z Bogiem w swojej codzienności. Abyśmy poznali, co znaczy żyć z Bogiem.
Starajmy się także pomimo różnych obowiązków, całego zamieszania, chociaż od czasu do czasu spojrzeć w głąb swego serca, gdzie mieszka Bóg. Kiedy spojrzymy na Niego, żyjącego w głębi nas, powiedzmy Mu, że Go kochamy i poprośmy Go, żeby umacniał w nas miłość. Starajmy się od czasu do czasu powiedzieć Mu, że pragniemy, aby narodził się nas, w naszych rodzinach, że chociaż nie potrafimy oczekiwać, chociaż jesteśmy jak wiór suchy całkowicie wyzuci już z wszelkich pragnień i tęsknot miłości, chcielibyśmy pragnąć, tęsknić, kochać i chcielibyśmy, aby Bóg przyszedł do nas. On przyjdzie. Bez względu na nastawienie serca – On przyjdzie. A wielką radość sprawimy Mu tym, że od czasu do czasu zajrzymy do Niego w swoim sercu. Ta radość, której będzie doznawał Jezus niejako wyzwoli w Nim wiele łask, czułość, pragnienie, by obdarzyć nas w sposób szczególny. I doznamy obdarowania Bogiem, Jego obecnością.
Każdego roku razem oczekujemy i każdego roku Bóg przychodzi do nas w różny sposób objawiając swoją obecność. Za każdym razem chciałby, byśmy doświadczali Jego miłości, która sprowadza Go na ziemię. I w tym roku również, z tym, że w tym roku pragnąłby, by każdy z nas zobaczył, doświadczył własnej niemocy, a więc prawdy o sobie. Bo ta prawda przyjęta, uznana najlepiej, najszybciej zbliża do Boga. Dzięki niej człowiek rzeczywiście otwiera się na przyjście Jezusa. Niech więc nie smucą się nasze serca, niech pozostawią wszystkie troski na boku, niech się rozradują, że oto Bóg przychodzi z miłością, tylko z miłością, nie pamiętając nic co było złego, ale przynosząc nam wielką radość, pokój, przynosząc do naszych serc miłość, samego siebie i swoje życie, byśmy od tej pory mieli je w sobie i to w całej obfitości, w nadmiarze; byśmy już Jego życiem żyli. Składając serca na Ołtarzu prośmy Boga o prowadzenie naszych serc.
Modlitwa po Komunii św.
Dziękuję Ci Jezu, Twoja miłość zmienia moje życie, Twoja miłość przynosi radość memu sercu, Twoja miłość daje mi nadzieję, budzi ufność. Twoja miłość Panie, sprawia, że przestaję zajmować się sobą, przestaję rozpaczać nad sobą, a zaczynam patrzeć w Niebo. Pragnę Ci dziękować, Jezu, za Twoją miłość, która jest tak cudowna i tak niepojęta. Ja wiem, że nie jestem w stanie wyrazić wdzięczności za Twoją miłość w żaden sposób, ale moje serce pragnie Ci dziękować. Rozradowałeś moje serce, podniosłeś je, sprawiłeś, że ze smutku przeszło w radość. Dlatego pragnę Ciebie uwielbiać Boże, chcę Ciebie wielbić, chcę wysławiać Twoją miłość, chcę Tobie śpiewać Panie, chcę by cały świat śpiewał o Twojej miłości.
Bądź uwielbiony Jezu, za każdy dzień Adwentu, za ten czas tak niezwykły, w którym uczyłeś mnie, prowadziłeś, wyjaśniałeś, objawiałeś. Za każdą sekundę – każda była łaską. Pragnę Ci podziękować, Jezu, za to, że Twoja miłość nieustannie skłania Ciebie do tego, by pomagać mi, by mnie prowadzić. Nieustannie też usuwasz spod moich nóg to, o co mógłbym się potknąć, co jest przeszkodą. Dziękuję Ci, Jezu, że jesteś w moim sercu, i że przemawiasz z głębi mego serca do mojej duszy; za to, że jesteś ze mną, że nie pozostawiasz mnie nigdy samego.
O, Panie mój, Ty jesteś Bogiem, ja tylko stworzeniem i chociaż Ty nie potrzebujesz mnie, to jednak nieustannie wychodzisz naprzeciw. Ty nieustannie wyciągasz rękę, nieustannie szukasz mnie, nieustannie dotykasz serca, nieustannie robisz wszystko abym otworzył się, przyjął Cię i żył Tobą. Dziękuję Ci Jezu! Kocham Ciebie Jezu i wielbię Ciebie!
***
Dziękuję Ci Jezu za wszystko, co było doświadczeniem mego serca. Tak piękne uczucia, tak piękne doznania wzbudzałeś w moim sercu. Mam pełną świadomość, że była to łaska, bo doświadczam również tego, kim jestem sam z siebie i widzę, że nie jestem zdolny do niczego. Ale to wszystko, co objawiałeś, Panie, memu sercu, jest dla mnie największym bogactwem i szczęściem, bo wiem, że to wszystko przygotowałeś dla mnie. To wszystko ma być dla mojego serca. Panie mój, wiem, wierzę, ufam, że będziesz prowadził moje serca, że będziesz się nim opiekował, oddaję Ci je, bo bardzo pragnę abyś w nim mieszkał, abyś się w nim narodził, abyś przyniósł miłość i abyś przemienił mnie w miłość. O, Panie mój, jakże Ci dziękuję za wszystko, czego nie da się wyrazić, nie da się nazwać, ująć w słowa. Za to, że przychodzisz do nas, pomimo tego jak wielka przepaść jest pomiędzy Tobą a nami. Bądź uwielbiony Boże!
***
Pragnę, Jezu, przyjąć Ciebie. Tak piękne były słowa o tym, kim jesteś, co przynosisz ze sobą, jaka może być relacja Twoja z duszą. Trudno jest wszystko spamiętać, wszystko ogarnąć. Ale ponieważ, jestem słabą duszą i wiem, że nie jestem w stanie nic zrobić, więc po prostu chcę się Tobie oddać z ufnością, że Ty obdarzysz mnie sobą, że przyjdziesz do mnie tak, jak Ty będziesz chciał i że obdarzysz mnie łaską swoją taką, jaką będziesz chciał. Moje serce rozpocznie nowe życie tak, jak Ty będziesz uważał.
O Panie mój, pragnę przyjąć Ciebie, pełnego mocy, majestatu i siły, ale i maleńkiego złożonego w żłobie. Chcę przyjąć Ciebie jako Oblubieńca mojej duszy. Chcę przyjąć Ciebie, o Panie mój, pod każdą postacią, tak jak będziesz chciał objawiać się mojej duszy, tak chcę Ciebie przyjąć.
Proszę Ciebie, Maryjo, Matko Boża, która każdemu z nas niesiesz Jezusa. Złóż w moim sercu Jezusa, niech narodzi się we mnie. I proszę, Ty Go pielęgnuj we mnie i Ty módl się we mnie, kochaj Go we mnie, żyj w zjednoczeniu z Nim we mnie. Ufam, że jako Matka nie pozostawisz mnie. Wypraszaj łaskę Ducha Świętego, aby prowadził moją duszę, aby pouczał.
Panie mój, tak pragnę być Tobie posłuszny, tak pragnę być wierny, tak pragnę otworzyć się na Twoją obecność w moim sercu, tak pragnę żyć Tobą, tak pragnę Ciebie. Panie mój, pobłogosław nas i niech urzeczywistnia się w nas Twoje przyjście.
Pozwólmy przyjść Bogu do naszych serc
Bóg w swej wielkiej nieskończonej miłości okazuje miłosierdzie człowiekowi. Pozostawia cały swój Majestat, swoją wielkość, zniża się do człowieka. Widząc dobrze, że człowiek nic nie może dać i w żaden sposób nie może zbliżyć się do Niego, Bóg sam zbliża się do człowieka. Nie zważa na straszliwą nędzę ludzką, która objawia się nieustannie w człowieku, ale obdarza człowieka swoją miłością. Jego miłość odpowiada na każdą ludzką potrzebę, na każdą ludzką słabość i na każdą ludzką nędzę. Odpowiedzią Boga nieustannie jest miłość. Choćbyśmy popełnili wszystkie możliwe grzechy, choćbyśmy wykazali się wszystkimi możliwymi słabościami i jakkolwiek wielka byłaby nasza nieprawość, Bóg zstępuje na ziemię specjalnie dla ciebie. Zstępuje, bo kocha, bo to On jest spragniony twego serca, bo to On tęskni za tobą, bo to On ciebie wyglądał przez ten cały czas. To On nawoływał ciebie i szukał, to On spieszy się bardzo, z niecierpliwością biegnie do ciebie, aby ci powiedzieć: Kocham ciebie, Moje dziecko. Pozwól, że to Ja wezmę ciebie w objęcia, pozwól, że będę ciebie tulić i będę ci mówić, że cię kocham. Bo to ty potrzebujesz Mojej miłości, bo jesteś Moim dzieckiem i potrzebujesz mnie. Jesteś oblubienicą i potrzebujesz mnie. Jesteś najmniejszą duszą, słabością samą i potrzebujesz mnie, a Ja kocham ciebie.
Pozwólmy objąć się tej Miłości, pozwólmy przyjść Bogu do swoich serc. Już nie rozważajmy nad swoją słabością i nędzą, nie myślmy już tylko o Bogu i o tym, że On się bardzo spieszy, On już biegnie, aby wziąć cię w swoje objęcia.