Na drodze powołania towarzyszy nam wielka Boża łaska

Całkowite oddanie się Bogu, takie świadome oddanie siebie całego Bogu pociąga za sobą pewne konsekwencje i to zarówno ze strony Boga, jak i tej duszy. Dusza każdego dnia ma pamiętać o swoim ofiarowaniu i starać się ciągle odświeżać w sobie pragnienie, by we wszystkim służyć Bogu. Jednocześnie Bóg obdarza łaską tę duszę, wspierając ją na drodze ofiarowania. Dusza nie jest sama, otrzymuje wielką pomoc ze strony Nieba. Dusza sama z siebie nie miałaby żadnej siły, by cokolwiek Bogu ofiarować i by dla Niego podjąć jakieś wyrzeczenie czy też przyjąć cierpienie. Dusza sama nie jest do tego zdolna i nie ma na to sił. Dlatego, jeśli dusza Bogu się ofiarowuje, jeśli dla Niego czyni kolejne maleńkie ofiarki, powinna mieć świadomość, że towarzyszy jej wielka Boża łaska. Dusza może tego do końca nie rozumieć, nie odczuwać. Czasem cierpienie, czy też jakaś ofiara poniesiona dla Boga, wydaje jej się ogromna, dotkliwa czy uciążliwa, że dźwiga ten ciężar sama. Ale sam fakt, że dusza się tego podjęła, że powiedziała Bogu „tak” już oznacza, iż Bóg obecny jest w tej duszy i że to Jego łaska pomaga jej uczestniczyć w Krzyżu Jezusa. Świadomość tego powinna być radością duszy, bo przecież w ten sposób objawia się w niej obecność Boga. W ten sposób objawia się miłość Boga wobec niej. Ona nie jest sama. Jakiekolwiek dusza czyni starania, działania dla Boga, niech to będzie rzecz najmniejsza, w oczach ludzkich niemająca żadnego znaczenia, to jednak Bóg widzi to i wspiera tę duszę swoją łaską. Ona czyni to dzięki tej otrzymanej łasce.

Skoro Bóg oczekuje od nas oddania się Dziełu i podjęcia na rzecz tego Dzieła wszystkiego, a więc oddania się Bogu, ofiarowania się Bogu i czynienia wszystkiego z miłości do Niego, skoro Bóg do tego zaprasza i tego oczekuje, to możemy mieć pewność, że On jest w każdym z nas obecny i udziela łaski, która wzmacnia nas, daje siły i moc do realizacji powołania. To znaczy, że On jest obecny w sposób szczególny i nic nie dzieje się bez Niego, bez Jego pomocy. Jakakolwiek dobra myśl, jakiekolwiek dobre natchnienie, jakakolwiek, najmniejsza zgoda na wolę Bożą to znak, że Bóg udziela swojej łaski, że nam towarzyszy. Więc na swojej drodze, na której są również krzyże, możemy cieszyć się obecnością Boga. Trzeba oczywiście wiary i ufności, ale i do tego Bóg nam udziela swej łaski.

Spróbujmy w swojej codzienności ofiarowywać Bogu kolejne sekundy i minuty dnia, jednocześnie przeżywając je często dziękujmy Bogu, że przeżyliśmy je razem z Nim. To będzie pomagało nam również w uświadamianiu sobie, iż nasz czas, nasze całe życie jest w rękach Boga i wszystko zależy od Niego. Zatem kolejna przeżyta godzina była darem Boga dla człowieka, w którym Bóg w sposób szczególny nam pobłogosławił, pozwalając przeżyć w ofiarowaniu się Bogu. Czytaj dalej

Niech całe nasze życie będzie świadectwem o Bogu, który jest Miłością (Dz 4, 23-31)

Zwróćmy uwagę na postawę pierwszych wyznawców Jezusa. Ich wiara była wiarą prostą. Oni przyjmowali to, co mówił Jezus i realizowali. Ci, którzy od Apostołów i uczniów usłyszeli o Jezusie, czynili podobnie. Kiedy zakazano Apostołom głoszenia Dobrej Nowiny o zmartwychwstaniu Jezusa, Apostołowie stwierdzili, że muszą słuchać Jezusa bardziej niż kogokolwiek z ludzi i w związku z tym będą głosić Słowo Jezusa. Ale przy tym zwracają się do Boga, proszą Ducha Świętego, by pobłogosławił ich poczynaniom, ich misji, aby rzeczywiście ich głoszenie Jezusa Zmartwychwstałego było głoszeniem płynącym z mocy Ducha Świętego. A więc to, co będą czynić, aby zostało poparte i przeniknięte przez Ducha Świętego, bo tylko wtedy, kiedy Duch Święty poprowadzi, wszelka działalność Apostołów nabiera mocy (por. Dz 4, 23-31).

Ich modlitwa była prostą modlitwą. Nie byli ludźmi, którzy trwali dniami i nocami na kontemplacji Boga, którzy wchodzili w jakieś przeżycia mistyczne. Byli zwykłym i ludźmi, a ich modlitwa była prosta, natomiast ich serca były pełne wiary. Słowo, które wypowiadali na modlitwie było słowem ich wiary. A więc ich modlitwa była wyrazem ich wewnętrznego przekonania, iż jest to prawda.

Często człowiek na modlitwie stara się pięknymi słowami przekonać Pana Boga do czegoś. Często też sam cieszy się z własnej modlitwy, że jest tak piękna. Z tym, że w tej modlitwie nie ma spotkania z Bogiem, a w człowieku tak modlącym się nie ma wiary. Wystarczy słowo wypowiedziane z wiarą, a rzeczywistość, którą to słowo opisuje, staje się ciałem. Tak też było podczas modlitwy, o której czytamy w podanym fragmencie z Dziejów Apostolskich. Kiedy skończyli modlitwę, Duch Święty napełnił ich wszystkich. Do tego stopnia Bóg zadziałał ze swoją mocą, że zadrżała ziemia.

Jak mają się słowa tego fragmentu (Dz 4, 23-31) do dzieła, do wspólnoty, do każdego z nas? Mówiliśmy o tym wcześniej, aby uświadamiać sobie obecność Boga tutaj i starać się żyć tą Obecnością. Mówiliśmy o wierze, aby z wiarą przyjmować tę rzeczywistość, która otacza i słowa pouczenia. Mówiliśmy o tym, iż należy dokonywać wyborów, mając świadomość, co tak naprawdę się dokonuje, co się wybiera. Mówiliśmy o utkwieniu wzroku w Niebie, aby żyjąc na ziemi żyć już Niebem. To w konsekwencji prowadzi do tego, że wiara człowieka staje się prostą, oczywistą. Upraszcza się sposób modlitwy i przebywanie człowieka przed Bogiem. Człowiek po prostu żyje z Bogiem. Tak, jak żyje się z drugim człowiekiem, którego się widzi, z którym można rozmawiać, którego można się radzić w różnych sprawach i z którym się wspólnie dzieli życie, tak dusza taka dzieli swoje życie z Bogiem nieustannie. I wtedy każde słowo modlitwy tej duszy jest dokonującą się rzeczywistością duchową. Dusza ta w sposób prosty i coraz czystszy przebywa w obecności Boga. Jej relacja z Bogiem staje się jasna, prosta, staje się czysta i oczywista. To, co do niedawna jeszcze było taką domieszką, a więc różne słabości duszy, różne jej własne pragnienia czy wyobrażenia o różnych sprawach – wszystko to zawsze miesza się w relacje duszy z Bogiem – teraz, po takiej przemianie duszy, która żyje Bogiem, która ma wiarę w otaczającą ją rzeczywistość duchową, taka relacja oczyszcza się ze strony duszy, jest coraz czystszą i przez to bardziej prostą, bardziej oczywistą. Czasem czytamy o Świętych, iż mieli bliską relację z Bogiem, rozmawiali z Nim jak z Przyjacielem, dyskutowali wręcz z Nim, teraz taka relacja staje się możliwa w życiu tej duszy. Czytaj dalej

Nasz wzrok ma być utkwiony w Niebie (Łk 20, 34-40)

Teraz o tym, jak żyją ci, którzy idą drogą powołania, którzy odpowiadają na Boże wezwanie i biorą udział w Dziele Zbawczym. Może wydawać się dziwnym ten fragment, dotyczący życia po zmartwychwstaniu (Łk 20, 34-40). Jak to się ma do Dzieła i do dusz idących maleńką drogą miłości?

Otóż życie duszy kroczącej maleńką drogą miłości to życie w świadomości uczestniczenia w życiu samego Boga. To otwarcie się na Jego świat i pełniejsze, bardziej świadome uczestniczenie we wszystkim, co jest życiem Boga. To świadomość i wiara głęboka w istnienie czegoś więcej niż tylko świat dostrzegalny zmysłami. To takie otwarcie się na świat duchowy, iż człowiek żyje niejako jakby już częściowo żył w Niebie, należał do innego świata. Człowiek wierzący wyznaje swoją wiarę w zmartwychwstanie, w życie w Niebie, a jednak jakże często żyje tak, jakby w to nie wierzył.

Wchodząc na maleńką drogę miłości, a do tego przyjmując powołanie, które Bóg nam daje, dusza przyjmuje i ma starać się żyć rzeczywistością ducha. Ma próbować żyć tak, jakby żyła już jedną nogą w Niebie. Nie oznacza to życia bez problemów, natomiast oznacza świadome otwieranie się na rzeczywistość duchową i współpracę z tą rzeczywistością, ciągłe odwoływanie się do tej rzeczywistości i odbieranie swojej codzienności przez pryzmat rzeczywistości duchowej, która wszystko przenika i wszystko otacza. Dusza ma żyć bardziej Bogiem, bardziej Niebem niż sprawami czysto ludzkimi, ziemskimi. Istnieje jednak tutaj pewne niebezpieczeństwo. Zdarza się duszom, iż popełniają pewien błąd myśląc, że skoro mają żyć sprawami duchowymi, to już sprawy ziemskie ich nie dotyczą i mogą zaniedbywać je. Tutaj chodzi o nieco inną postawę. Tak jak świat duchowy przenika rzeczywistość ziemską, dzięki przenikaniu samego Boga, Jego miłości wszystko istnieje, tak człowiek idący tą drogą ma mieć świadomość, iż rzeczywistość duchowa, na którą się otwiera, przenika jego rzeczywistość ziemską, jego codzienność, zwyczajne obowiązki. I ma wykonywać te obowiązki ze świadomością, że wszystko, co czyni, jest czynione w obecności Boga, ze względu na Niego, z miłości do Niego, jest Jemu ofiarowywane w intencji za dusze, by On je ratował. Dusza stara się każdą sekundę, każdą chwilę spędzać z Bogiem w swojej ziemskiej rzeczywistości. Stara się w każdej tej sekundzie należeć do Boga i wszystko – wszystko, a więc i swoją myśl, i swoje pragnienie, i swoje obowiązki, i swoją postawę, wszystko – poświęcać, ofiarowywać Bogu z miłości.

Nie jest to robione na zasadzie bycia męczennikiem, ale ofiarowywane z miłości, bo jest to pragnienie serca duszy. Dusza doświadcza w głębi siebie radość. Jest to inna radość niż radości związane ze sprawami ziemskimi. Jest to radość w głębi duszy, radość, która wiąże się z radością samego Boga i wynika ze zjednoczenia duszy z Bogiem, spraw duszy ze sprawami Bożymi; wynika z uczestniczenia duszy w życiu Boga. Dusza cieszy się, że w ten sposób uczestniczy w życiu Boga, w czymś niewyobrażalnie wielkim. Wszystko to nie wyklucza cierpienia i nie ma sprzeczności pomiędzy odczuwaniem przez duszę jakiegoś cierpienia czy trudności, na przykład w ofiarowaniu pewnych rzeczy Bogu, a jednocześnie doświadczeniu radości z uczestnictwa w życiu Bożym. Czytaj dalej

Potrzeba dusz, które posłusznie pójdą wskazaną drogą miłości

Przyjęcie Bożych pouczeń, przejęcie się tym, co zmysłami niewidzialne, niedoświadczalne, a jednak możliwe do przeżywania, odbywa się w oparciu o wiarę. Kiedy Bóg mówi o dwóch drogach, które pokazuje nam, każąc wybierać: droga do życia i droga do śmierci, to oczekuje, że każdy z nas z wiarą przyjmie tę rzeczywistość, o której mówi Bóg; że każdy z wiarą przyjmie prawdę o istnieniu dwóch dróg. Bardzo często dusze przyjmują tego typu słowa, całe kazania jako pewne alegorie, opowieści, które nie do końca mają styczność z rzeczywistością, a tym bardziej nie mają wpływu na życie, na otaczający świat, na dusze. Często ludzie traktują bardzo lekko tego typu słowa pouczenia. Nauczeni na lekcjach religii, że mają chodzić do kościoła w niedzielę, spowiadać się, że mają starać się żyć w zgodzie z przykazaniami, nie angażują swojego serca i ich przeżywanie wiary jest bardzo powierzchowne. Wręcz nie potrafią otworzyć się na rzeczywistość Boga, a więc na prawdy, które On przynosi czy to poprzez Słowo Pisma Świętego, poprzez kapłanów, czy poprzez wewnętrzny głos w duszy.

Podobnie dzieje się również wśród dusz maleńkich. Maleńka droga miłości i pouczenia traktowane są bardziej jako dodatek do życia, a nie jako życie; jako coś co można posłuchać, można wypełniać lub nie, ale i tak człowiek się zbawi, bo do kościoła chodzi, stara się wypełniać dziesięcioro przykazań, do spowiedzi też, nawet co miesiąc. Dusze nie widzą konieczności poważnego przejęcia się pouczeniami. Bardzo przesiąknięte są tym, co widzą wokół, co dzieje się wokół. Świat bardzo posiadł dusze do tego stopnia, że wypaczył sposób patrzenia na rzeczywistość duchową. Dlatego nie ma tak dużo dusz, które by autentycznie, prawdziwie, w pełni starały się wejść na maleńką drogę miłości, starałyby się realizować pouczenia. Bardziej oczekują pewnych wzruszeń, których doświadczają na początku, a gdy teraz tych wzruszeń jest mniej, szukają gdzie indziej.

Potrzeba dusz, które uwierzą, iż Bóg przed nimi kładzie życie i śmierć, iż daje im do wyboru drogę. Potrzeba dusz, które pójdą wskazaną drogą miłości, będą starały się być posłuszne, jak najwierniej będą wypełniać słowa Boga. Trzeba modlić się o otwartość, o przyjęcie z wiarą zaproszenia Boga do Dzieła, zaproszenia na maleńką drogę miłości, zaproszenia do Dzieła Zbawczego – Dzieła ratowania dusz. Każda dusza, która autentycznie przyjmie z wiarą tę drogę, to Boże zaproszenie, staje się kanałem łaski dla innych. Staje się miłością, którą Bóg wylewa na inne dusze. Potrzeba prawdziwego przejęcia się Bożymi słowami i zaangażowania całego swojego życia do tego, by zrealizować drogę miłości. Bóg nie chce straszyć opisując drogę prowadzącą do śmierci. Wystarczy, że rozejrzycie się wokół, że przyjrzycie się wszystkiemu, co dzieje się wszędzie, w każdej warstwie społecznej, w każdej dziedzinie, sferze, co dzieje się w różnych państwach, na różnych kontynentach. Wystarczy, że przyjrzymy się blisko swojej rodzinie, swoim sąsiadom, a zobaczymy, jakie są konsekwencje wyboru niewłaściwej drogi. Jednocześnie zobaczymy wielką, ogromną potrzebę ratowania dusz. I to będzie głosem Boga, abyśmy dokonali właściwego wyboru. Powinniśmy patrząc na otaczającą rzeczywistość słyszeć wręcz krzyk Boga o ratowanie dusz. Czytaj dalej

Uświadomienie sobie źródła naszego powołania jest bardzo istotne

Wszystko realizuje się dzięki miłości ofiarnej Jezusa. Wszystko już się dokonało dzięki Jego ofiarnej miłości. Cała rzeczywistość zbawienia objawiła się poprzez miłość ofiarną – poprzez Krzyż. Można powiedzieć, że istnienie świata, życie ludzkie, wszystko to dzięki miłości ofiarnej Jezusa. Ta miłość swoim zasięgiem objęła wszystko to, co w poczuciu czasu ludzkiego było przed Jezusem, w czasie Jego ziemskiego życia i to, co było i będzie po. W tej miłości wszystko ma swoją rację bytu, swój sens istnienia. Dzięki tej miłości istnieje. Bez miłości nie ma nic, w miłości jest wszystko – w miłości doskonałej, Bożej, aż po ofiarę, po sam szczyt. Tylko w takiej miłości spełnia się wszystko, nabiera właściwego kształtu. W tej miłości realizuje się dokładnie tak, jak przygotował Bóg.

Dzieło, w którym uczestniczymy, które Bóg przeprowadza poprzez nasze serca jest zanurzone w miłości, jest tą miłością przeniknięte, przesiąknięte, z miłości tej to Dzieło wypływa. Uświadomienie sobie źródła tego Dzieła jest bardzo istotne. Mimo, że nieustannie o tym mówimy, to jednak wydaje się, że to, co najistotniejsze jest tak jakby puszczane mimo uszu. Zrozumienie tego, iż z miłości ofiarnej zrodziło się to Dzieło przynosi pewne dalsze konsekwencje. Jeśli dusza przyjmuje, iż jest włączona w Dzieło, które źródło ma w miłości ofiarnej, które samo jest tą miłością, prowadzi inne dusze do miłości, musi, chcąc uczestniczyć w tym Dziele, sama również żyć tą miłością; nie jakąś miłością, ale miłością doskonałą, miłością ofiarną. Gdy dusza będzie starała się we wszystkim stawać się miłością, żyć miłością, dopiero wtedy Dzieło będzie przez Boga przeprowadzane właśnie poprzez tę duszę.

Potrzeba w każdym z nas ponownego przyjęcia miłości ofiarnej, ponownego rozważania, czym jest ta miłość i w jaki sposób każdy z nas tą miłością ma żyć na co dzień, jak ta miłość ma się objawiać w naszym życiu, w naszej codzienności. Złączenie z miłością płynącą z Krzyża daje pewność, że Dzieło jest Boże, że będzie nabierało właściwego kształtu i że będzie prowadziło dusze do zbawienia. Będzie dawało pewność, iż Dzieło ma w sobie moc Bożą. Ci, którzy służą w tym Dziele poddają się działaniu Boga i Jego mocy. Bóg przez nich może z mocą działać. Można słuchać pięknych katechez na temat miłości ofiarnej, można zachwycić się takimi katechezami, a jednocześnie samemu nie wdrażać w życie tej miłości. Można na temat tej miłości wiedzieć dużo, dużo teoretyzować, posiadać wiedzę, ale nie mieć jej w sobie, nie żyć nią. Czasami duszom wydaje się, że życie duszy maleńkiej jest beztroskie, bo dusza jest maleńka, Pan Bóg wszystko czyni, dusza ufa Panu Bogu i właściwie nie musi nic robić. Dusze w ten sposób spłycają sens tej drogi i tak naprawdę jej nie realizują. Jest to droga miłości. I to nie jakiejś miłości, ale miłości doskonałej, miłości Bożej. Nazywana jest maleńką, to fakt, ale że jest to maleńka droga miłości nie oznacza, że sama miłość zostaje przez to umniejszona i sprowadzona do rozmiarów dusz, które tą drogą idą. Nie miałoby to wtedy sensu. Czytaj dalej

Stajemy przed Bogiem, który ukazuje nam drogi do wyboru (Jr 21, 8-9)

Immagine n°15Najpiękniejszy czas dnia to Msza św., kiedy możemy zjednoczyć się z Jezusem i razem z Nim ofiarować się Bogu Ojcu. Najpiękniejszy, bo w Eucharystii otrzymujemy dar życia wiecznego. Mszę św. możemy przeżyć w świadomości, iż stajemy przed Bogiem, który ukazuje nam drogi do wyboru. Możemy przeżyć w świadomości, iż stajemy przed Bogiem, Stwórcą, Nieskończonym, Niepojętym, a my jesteśmy niczym, maleńkim pyłkiem wobec Niego. On w swej niewyobrażalnej miłości, niepojętej, On, który jest Wszechmocny zniża się do nas. Pochyla się. I zaprasza do uczestnictwa w Dziele wielkim, obejmującym całą historię ludzkości. Ale wszystko czyni w miłości. Zanurza nas w miłość. Do niczego nie zmusza, a w dodatku udziela łask naszym duszom, byśmy mogli pomimo tak wielkich dysproporcji – nieskończoność Boga, wielkość Dzieła i nasza nicość i brak sił – byli w stanie powiedzieć Bogu „tak”. Można by powiedzieć, komu jak komu, ale Bogu się nie odmawia. Ale On nie ukazuje nam w całości swojej potęgi i Majestatu, ale zniża się do nas, ponieważ objawienie przed nami Jego całego Oblicza równałoby się z przymuszeniem nas do zgody. Więc tylko na miarę naszych możliwości, umysłu i serca możemy zobaczyć niepojętą miłość Boga, który choć Wszechmocny zniżył się do nas i zaprasza.

Jedno jednak miejmy na uwadze – w tym Dziele przyjmujemy odpowiedzialność za wiele dusz. Stawka jest bardzo wysoka – życie dusz. Ta stawka jest tak wysoka, że Jezus na drugiej szali położył samego Siebie. Więc jeśli jesteśmy w stanie, choć trochę przyjąć zrozumienie ważności tego Dzieła, to zobaczmy, że tak naprawdę naprzeciwko nas staje Jezus w każdej duszy, o którą tak bardzo zabiega Bóg. Dusze tak cenne są, jak cenny jest Jezus w oczach Ojca. Zrozumienie ceny ważności dusz wpływa na zrozumienie ważności Dzieła, do którego jesteśmy zaproszeni, a jednocześnie budzi świadomość wielkiej naszej odpowiedzialności za podejmowane decyzje.

Pamiętajmy zawsze, że to Dzieło Boże, nie jakaś gra towarzyska, rozgrywki, kolejny stopień awansu, to nie sprawa tego, czy się będzie coś więcej miało lub mniej. To sprawa Boża, a stawką jest życie dusz. Stańmy przed Bogiem, łączmy się z Jezusem, razem z Nim ofiarujmy się Ojcu. W tym ofiarowaniu przyjmijmy na nowo swoje powołanie, określmy swój wybór, drogę życia. Przyjmując Jezusa, przyjmujemy powołanie wraz z całą łaską, którą Bóg w nas składa, byśmy je wypełnili – umocnienie, potrzebne dary, wszystko, czego potrzebują nasze serca i dusze, nasze ciała, aby na tej drodze być całkowicie do dyspozycji Boga, by Mu służyć całymi sobą. Podczas tej Eucharystii razem z nami będzie też Matka Boża i będzie modlić się za każdego z nas i za wszystkie dusze, które Bóg pragnie poprzez nasze oddane serca uratować, obdarzyć szczęściem wiecznym. Błogosławię was – W Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen.

Bóg tak ukochał człowieka, że uczynił go wolnym (Jr 21, 8-9)

+Bóg zanurza nas w swojej miłości. Bóg zanurza w swojej miłości każdego człowieka. Wyrazem tej miłości jest dana człowiekowi wolność. Wolnym jest Bóg. Bóg tak ukochał człowieka, że uczynił go wolnym. To jest również podobieństwem do Boga. W swej wielkiej łaskawości Bóg nieustannie kąpie dusze w swej miłości, w swym miłosierdziu, w swych łaskach, w swej dobroci. Nieustannie dusza jest zanurzona w Bogu, ale jednocześnie jest wolna. Prawo dokonywania wyborów stanowi o wyższości człowieka ponad inne stworzenia. To, że ma wolną wolę jest rodzajem wywyższenia człowieka. Został stworzony do czegoś wyższego. Takiej wolnej woli nie mają zwierzęta, rośliny, nie są stworzone do wyższego życia. Człowiek został powołany do życia w Bogu, do tego, aby dzielić życie z Bogiem. Jest to zupełnie inne życie niż życie zwierząt czy roślin. W tym objawia się wielka miłość Boga i wręcz okazywany przez Boga szacunek człowiekowi. Bóg szanuje wybory ludzkie. Nie gwałci tych wyborów, nie czyni niczego wbrew człowiekowi, niczego na siłę. Tak jakby traktował niemalże człowieka na równi ze Sobą, mimo, że wie, jak wielka jest przepaść pomiędzy wielkością, wszechmocą Boga a nicością i słabością człowieka. Aby człowiek mógł korzystać z tak wspaniałego obdarowania, Bóg człowiekowi zapewnia wszystko, aby tylko mógł dokonywać dobrych wyborów, aby tylko mógł przyjąć miłość i rozpocząć życie prawdziwe. Cały czas zanurzony w Bożej miłości jest bezpieczny, dopóki tu na ziemi dokonuje tych wyborów. Do końca swego życia na ziemi ma niejako to poczucie bezpieczeństwa, że jest nad nim nieustannie Boże miłosierdzie. A cokolwiek uczyni, jeżeli nawet dokona złych wyborów, może powrócić, może zwrócić się do Boga i otrzyma życie wieczne w Bogu, życie w miłości.

Pomimo różnych trudności i cierpień, których człowiek doświadcza w swoim życiu, cały czas jest zanurzony w Bogu. Odrzucenie Boga, brak chęci nawrócenia i wybór przez człowieka piekła, z chwilą śmierci zamyka przed człowiekiem drogę powrotną. Dlatego mówimy o poczuciu bezpieczeństwa za życia na ziemi, gdzie człowiek nieustannie otoczony miłością Bożą ciągle jest przez Boga zapraszany do relacji miłości, ciągle jest obdarzany łaską miłosierdzia, ciągle Bóg czyni wszystko, aby człowiek tę miłość zobaczył i przyjął. Za życia na ziemi nie ma odwrócenia się Boga od człowieka, a więc za życia na ziemi człowiek nie jest skazany na piekło. Człowiek sam się na to piekło skazuje, gdy do końca swoich dni ziemskich wybiera to piekło. Ale podczas życia ziemskiego jest zanurzony w Bogu.

Niezwykłe jest to, że pomimo różnych cierpień, przeciwności, trudności, dramatów, pomimo tego wszystkiego, co po ludzku wydaje się zaprzeczać miłości, człowiek jest w Bogu, jest w miłości. Żyje tylko dzięki temu, że jest skąpany w miłości. A doświadczenia cierpienia też są wyrazem miłości, łaską i dobrem, które przygotowuje duszę i wprowadza ją w bliskość, w poznanie Boga, w zbliżenie się do istoty miłości. Niestety człowiek zamknięty, tak bardzo zajęty sobą często nie potrafi wyjść poza samego siebie, by zobaczyć prawdę o Bożej miłości. Przypomina trochę jakieś małe zwierzątko, które żyje w swoim środowisku nie wiedząc nic o tym, że na ziemi są różne krainy, różne klimaty, różna roślinność i różne zwierzęta; że poza ziemią w kosmosie istnieje wiele planet, wiele gwiazd, że istnieje o wiele większy świat niż ten jego maleńki, w którym ono żyje. To prawda, człowiekowi trudno jest wyjść poza krąg swego ja i swoich spraw, ale jeśli będzie próbował zobaczyć coś więcej, nie tylko siebie samego, wtedy dzięki wsparciu Boga, dzięki Jego łasce jest możliwym, aby otworzył się na prawdę o całej otaczającej rzeczywistości, o miłości, w której jest zanurzony. Człowiek żyjąc ziemskim życiem, sprawami przyziemnymi, traci. Jego dusza staje się uboższą, gdy jedynie zajmuje się sprawami ziemskimi. Ale ma przed sobą nie tylko tę jedną drogę, to, co się dzieje wokół niego, sprawy bytowe, swoją rodzinę, czy pracę. Pan Bóg przed nim kładzie jeszcze coś więcej. Potrzeba jednak wysiłku, aby człowiek skierował swój wzrok na drugą drogę. Potrzeba też odwagi, aby spróbował tej drugiej drogi. Często ludziom żyjącym w Kościele wydaje się, że żyją na tej drugiej drodze. Bo skoro przyjęli chrzest, inne sakramenty, uczestniczą w niedzielę w Eucharystii, to wydaje im się, że wybrali tę drugą drogę. Niestety często jest to bardzo złudne, ponieważ serce człowieka nadal zajęte jest sprawami ziemskimi.

Dzisiaj Bóg poprzez ten krótki fragment (Jr 21, 8-9) chce uświadomić nam, że każdy z nas ma przed sobą położone dwie drogi i że każdy z nas codziennie staje przed wyborem jednej z nich. Wiadomo, że nie da się iść jednocześnie jedną i drugą. Wiadomo, że wybór jednej od razu skutkuje, iż schodzimy z tej drugiej drogi. Zawsze są jakieś konsekwencje wyboru. Ale dzisiaj Bóg ukazuje nam jeszcze jedną rzecz, że te dwie drogi, to są drogi do życia lub śmierci, że to jest bardzo poważna sprawa, której nie można traktować lekko, tak jak traktuje większość ludzi na ziemi. To rzeczywiście droga życia i droga śmierci. Innych możliwości nie ma. Nie ma trzeciej drogi. Czytaj dalej

Ojciec Niebieski pragnie naszej miłości, ale miłości prawdziwej (Oz 11,1-11; 14,5-10)

Ojciec_MilosiernyKsięga, z której dzisiaj czerpiemy fragmenty w większej mierze opisuje niewierność narodu wybranego. Nie czytaliśmy wszystkich fragmentów, sięgnęliśmy jedynie do początku tej Księgi po to, by uświadomić sobie z jednej strony obdarowanie nasze wielką miłością Bożą, a z drugiej strony – niewierność, nieposłuszeństwo wypływające ze słabości. Ponieważ nie rozumiemy wielkości obdarowania, dlatego też nie rozumiemy, jak wielka jest nasza słabość, która pociąga nas ku wielkiej niewierności. Trzeba najpierw zrozumieć wielkość miłości, aby potem zobaczyć u siebie wielką niewdzięczność wobec Boga. Zatem czytanie o niewiernościach narodu wybranego, chociażby w tej Księdze, nie odniesie takiego skutku, raczej trzeba skupić się na wielkiej Bożej miłości, aby zrozumieć, że tej miłości się nie doceniało, że nie widziało się jej, że ją się odrzuciło.

Dlatego sięgnęliśmy do fragmentów, w których z wielką czułością Bóg mówi o swoim narodzie, bo z taką czułością pochyla się również nad nami (Oz 11,1-11; 14,5-10). Z ogromną czułością, tak jak matka, ojciec pochylają się nad swoim niemowlęciem, tak Bóg pochyla się nad każdym z nas i każdego podnosi, biorąc w ramiona. Każdego kołysze w swoich ramionach i tuli do swojego policzka. To wyobrażenie o niemowlęciu trzymanym w ramionach ma uświadomić nam rodzaj Bożej miłości do nas, to, w jaki sposób Bóg traktuje każdego z nas. Czyż ojciec, albo matka może gniewać się i karać swoje niemowlę za cokolwiek, skoro to niemowlę niczego nie rozumie, a przede wszystkim nie rozumie, jak wielką miłością jest obdarzane? To niemowlę otrzymuje wszystko i ono oczekuje wszystkiego od rodziców. Jest od nich zależne. A obdarzane jest wielką czułością, ponieważ jego maleńkość wywołuje taką czułość i miłość w sercu rodziców.

Tak samo w Sercu Boga widok nasz wywołuje czułość, tkliwość, wielką miłość. Bóg nie może gniewać się na nas, bo każdy z nas jest niemowlęciem w Jego ramionach i każdego z nas umiłował największą miłością. Dlatego zapomina o wszystkich niewiernościach. Sam przed Sobą tłumaczy każdego z nas ze wszystkich naszych słabości i ciągle od nowa podnosi tuląc do policzka. Każdego z nas ciągle od nowa obdarza wielką obfitością łaski, bo każdy z nas przed Bogiem jest jako to niemowlę.

Rozważamy dzisiaj wielką Bożą miłość. Bóg pragnie od nowa otworzyć nasze serca na swoją miłość. Pragnie, byśmy na nowo doświadczając tej miłości uwierzyli jej. Byśmy poddali się tej miłości tak, jak poddaje się niemowlę czułościom swoich rodziców. Bóg chce więcej – chce naszego świadomego oddania się Jego miłości. A więc pragnie czynić nas już nie tylko swoim dzieckiem, ale swoją oblubienicą, która świadoma miłości swego Oblubieńca, obdarzana Jego klejnotami, widząc tak wielkie Jego umiłowanie, przyjmuje tę miłość i oddaje się Oblubieńcowi. Zaczyna żyć w Jego domu, razem z Nim wiodąc życie. Czytaj dalej

Spójrzmy na nasze powołanie z perspektywy Krzyża

P1200847 (2)Największą i najpiękniejszą tajemnicą miłości jest Krzyż. Męka Jezusa na Krzyżu, Jego śmierć, ale i zmartwychwstanie mają w sobie tak wielkie, niezgłębione bogactwo, iż wszystkie słowa, jakie zostały już zapisane na temat cierpienia Jezusa, wszystkie księgi, które traktują o Jego Męce zbawczej, wszystko to jest maleńką kropelką w wielkim oceanie. Wszystko jest niczym wobec cudownej, niepojętej tajemnicy miłości. Jeżeli jakaś dusza powołana zostaje do przeprowadzenia pewnego dzieła w Kościele, ma do wykonania jakąś misję, to tylko wtedy będzie ją przeprowadzać z powodzeniem, gdy oprze swoje życie na największej tajemnicy miłości, czyli na Krzyżu. Ponieważ z Krzyża zrodzony został Kościół, wszystko, co dzieje się w Kościele dobrego, wszystkie dzieła w Kościele mają swoje źródło, swoje życie, swoje natchnienie, swoją mądrość i swoją moc właśnie z Krzyża. W różny sposób, w różnej mierze dusze czerpały z Krzyża, przeprowadzając w Kościele kolejne dzieła, ale zawsze były to dusze złączone z Jezusem Ukrzyżowanym, które czerpały z Dzieła Zbawczego. A to, co czyniły było pewnym elementem Dzieła Zbawczego Jezusa. Dzieło, które włączone jest w Dzieło Zbawcze ma sens istnienia, bycia i tylko takie dzieło się utrzyma i przynosi wielkie owoce.

O Krzyżu, o zjednoczeniu z Jezusem Ukrzyżowanym na maleńkiej drodze miłości mówiliśmy już wiele razy. Jednak człowiekowi ze względu na jego słabości trudno jest zrozumieć głębię, a jeszcze trudniej jest przyjąć do swego życia, by realizować te tajemnice. Na ile dusza otwiera się na prawdę o Krzyżu całą sobą, na tyle pozwala Bogu realizować przez nią dzieło zaplanowane przez Boga. Kiedy dusze doświadczają cierpienia powinny starać się łączyć swoje cierpienie z cierpieniem Jezusa na rzecz dzieła, które Bóg przez nie przeprowadza. Wtedy Bóg udziela temu dziełu, tym duszom wielu łask. Czasem dziwią się ludzie, w jaki szybki sposób rozwija się jakieś dzieło, nie widząc ile ci, którzy zostali do tego dzieła powołani znoszą różnych cierpień. Patrząc wstecz na historię Kościoła, chociażby historię powstawania różnych zgromadzeń, stowarzyszeń katolickich, instytutów, przede wszystkim widzimy po kolei następujące po sobie wydarzenia świadczące o tym, jak dzieła te się rozwijały. Nie zwracamy uwagi, że miało to miejsce w jakiejś ciągłości czasowej. Nie działo się to natychmiast, od razu, ale rozciągało się nieraz na lata. I nie wiemy też, przynajmniej nie wiemy w pełni, ile ci, którzy byli powołani do tych dzieł, doświadczali trudności, przeciwności, ile cierpienia było ich udziałem. Wiele razy było tak, iż wydawało się, że dane dzieło zanika lub też były tak wielkie trudności, że po ludzku nie do pokonania. Bywało też tak, że dzieło zapoczątkowane przez jedną, dwie, trzy osoby w swych początkach nie miało więcej członków, którzy by włączyli się w nie. I trwało to nieraz kilka, kilkanaście lat zanim Bóg do tego dzieła powołał następne osoby, by mogło się rozrastać. Patrząc z perspektywy wydaje się to łatwe – przetrwać kilka lat, bo potem dzieło się rozwinie. Ale kiedy samemu jest się w tym dziele, kiedy widzi się przeciwności, a nie widzi się przed sobą rozwoju, który nastąpi, kiedy trzeba jedynie ufać w to, co słyszy się we własnym sercu, trudniej jest trwać. A jednak właśnie na tej ufności i wierze Bóg opiera swoje dzieła i posługuje się zwykłymi ludźmi.

Dusze te tylko wtedy są w stanie przejść wszystkie etapy w dziele, gdy poznają tajemnice miłości Boga do człowieka, kiedy zagłębiają się w tajemnicę Krzyża. Bo tylko w tej Tajemnicy otrzymują wyjaśnienie i zrozumienie własnej drogi, sensu wydarzeń, sensu wszystkiego, co ich spotyka. Tylko w Krzyżu otrzymują to głębokie przeświadczenie prawdy o swoim powołaniu do dzieła. Nic innego, na niczym innym nie można oprzeć swego powołania, nic innego nie da pewności, nie da bazy, podstawy, nic nie wytłumaczy sensu wszystkich podejmowanych wysiłków na rzecz dzieła. Tym, co najlepiej tłumaczy, nadaje sens, jest zarówno drogą i celem, jest Krzyż. Czytaj dalej

Potrzeba wielkiej ufności i wielkiej wiary

malenkie2Człowiek nie posiada wielkiej wiary i trudno mu wierzyć, kiedy w sposób namacalny nie doświadcza, nie widzi owoców tej wiary. A Bóg oczekuje od nas – dusz maleńkich, że będziemy z wielką wiarą dawać swoje serca, aby On posługiwał się nimi, abyśmy mogli przynosić owoc w całym Kościele. Dobrze byłoby, abyśmy uświadamiali sobie, iż wszystko to, co dzieje się we wspólnocie, do czego jesteśmy przynaglani, co czynimy, wszystko to odbija się wielkim echem w duszach w całym Kościele. Dobro, którego Kościół doświadcza gdzieś na krańcu ziemi jest często owocem otwarcia się duszy w zupełnie innym zakątku. Chcielibyśmy zobaczyć już teraz wokół siebie namacalne owoce swojego oddania, posłuszeństwa, modlitwy, poświęcenia, wyrzeczenia, ofiary. Od duszy maleńkiej Bóg oczekuje ufności. Mała droga, to mała droga; nie z wielkimi znakami i dokonującymi się cudami tak spektakularnymi, tak widocznymi, że od razu wszyscy stają w osłupieniu. Mała droga, to droga wąziutka, ukryta gdzieś w jakimś gąszczu, biegnąca jakimś polem, łąką, przebiegająca przez jakieś polany, lasy, często zarośnięta, ukryta pod trawą, zakryta krzewami. Jest maleńką.

Czy zwracamy uwagę na drogę, którą przebywają mrówki, aby zanieść do swojego mrowiska budulec, pokarm? Depczemy po niej, nie zauważamy, bo to jest maleńka droga. I my mamy być takimi mróweczkami, idącymi maleńką drogą, niezauważeni, a jednak stawiamy wielkie kopce. Cała społeczność mrówek ma swoje znaczenie dla lasu. Gdybyśmy odkryli taki kopiec zobaczylibyśmy wiele korytarzy, wiele pomieszczeń przeznaczonych na wychowanie małych mrówek, na złożone jajeczka, na larwy. Zobaczylibyśmy miejsce na zapasy. Zimą zobaczylibyśmy, gdzie te mrówki przebywają, gdzie się chronią, by ją przetrwać. Wszystko to zakryte jest, a kopiec sam nie wygląda okazale. Jego kolorystyka nie przyciąga wzroku. Kiedy stanie się kilka metrów od niego, właściwie ginie w lesie, bo ten kolor nie jest kolorem dominującym, zwracającym uwagę, przyciągającym wzrok. Taka jest maleńka droga miłości, takie jest nasze życie. A jednak, jak ważne jest życie mrówek, maleńkich zwierzątek – ma swoje znaczenie dla całego lasu. O ileż bardziej ma znaczenie życie każdej maleńkiej duszy dla całego Kościoła! O ileż większe owoce przynosi nasza maleńka droga, ukryta!

Dlatego nie szukajmy widocznych znaków, wielkich cudów. Nie szukajmy tam, gdzie tak łatwo budzą się jakieś emocje i uczucia, do czego w sposób naturalny ciągnie dusza. My mamy Boga – jest w naszej wspólnocie i w naszych sercach. I tak jak prowadził naród wybrany, obecny był chociażby wtedy, gdy wyprowadził z Egiptu cały naród i szedł przed nim widoczny w słupie obłoku czy ognia (por. Wj 13, 21-22), tak teraz jest pośród nas, ale bez namacalnych znaków. Nie znaczy to, że tych znaków nie doświadczamy. Jednak znaki, które Bóg nam daje doświadczamy na miarę swojej ufności i wiary, chociażby sam charyzmat, który jest darem dla nas. Na ile dusza się otwiera z ufnością, na ile z wiarą przyjmuje Słowo Boga, wypowiedziane przez ten charyzmat, na tyle doświadcza miłości i na tyle przemieniane jest jej serce. Oczywiście łatwiej jest, kiedy oczami zobaczy się jakiś znak – znak chociażby uzdrowienia, wskrzeszenia lub jakiś inny znak. Ale to są znaki po pierwsze tam, gdzie są wielcy. Po drugie – potrzebne dla tych, którzy często odwróceni od Boga muszą w sposób szczególny doświadczyć czegoś mocnego, aby znowu się do Niego przybliżyć. Nie szukajmy takich znaków. My otwierajmy się na znaki, wobec których Bóg oczekuje od nas ufności i wiary, ponieważ wtedy Bóg może jak gdyby sięgać głębiej do naszych dusz. Przyrównajmy naszą duszę do ziemi, do roli. Można ziemię pograbić grabiami, można zaorać pługiem, w zależności od ustawienia narzędzia można orać bardzo głęboko lub płytko. Pozwólmy Bogu, aby zaorał bardzo głęboko. Do tego potrzeba otworzyć się. Potrzeba wielkiej ufności i wielkiej wiary, a Bóg będzie mógł głęboko zaorać.  Czytaj dalej