Dzisiaj jeszcze raz uświadomimy sobie konieczność ogromnej czujności, wierności i ciągłego, świadomego podążania za Jezusem. Ludzie wierzący, angażujący się w życie jakiejś wspólnoty, słuchając dzisiejszej Ewangelii (Łk 11, 15-26) przytakują, że rzeczywiście ważne jest, aby człowiek pozostawał wierny Bogu, napełniał się Bogiem, aby jego sercem nie zaczął rozporządzać kto inny. Ale jednocześnie czynią rzeczy, które sprawiają, że nieświadomie stają się takimi, jak bohaterzy dzisiejszej Ewangelii, a więc ludźmi, którzy mając wymieciony dom nie zapełniają go obecnością Boga.
Na czym to polega? Otóż, uczestnicy wspólnot w mniejszym lub większym stopniu angażują się w życie wspólnoty, przez pewien okres dużo czasu poświęcają na spotkania, na osobistą modlitwę, na Adorację Najświętszego Sakramentu, dni skupienia czy jakieś inne wyjazdy, a więc jest to czas, kiedy dom zostaje wymieciony, uporządkowany, sprzątnięty, kiedy szatan jest wyrzucony, a zaproszony jest Bóg. Ale po pewnym czasie nieco te dusze stygną. Już brakuje czasu, aby tak często uczestniczyć we wspólnych spotkaniach, brakuje czasu na Adorację Najświętszego Sakramentu, czy też na modlitwę osobistą, człowiek zaniedbuje lekturę Pisma Świętego. Początkowo dzieje się tak w stopniu nieznacznym, niemniej jednak dom zaczyna powoli pustoszeć. Po jakimś czasie, człowiek uspokajając samego siebie, usprawiedliwiając się mnóstwem obowiązków jeszcze mniej uczestniczy w życiu wspólnoty, rzadziej sięga do Pisma Świętego, szwankuje jego osobista relacja z Bogiem. Dom nadal jest uprzątnięty, ale staje się pusty. A człowiek ten w dalszym ciągu uważa, że żyje z Bogiem. Jest przecież członkiem wspólnoty, a to, że rzadziej przychodzi na spotkania, że rzadziej sięga po Pismo Święte, tego już nie zauważa. Już nie uczestniczy tak mocno w życiu wspólnoty, nie zna tematów kolejnych spotkań, a więc nie idzie dokładnie tą drogą, którą idzie wspólnota. Sam uważa, że uczestniczy w życiu wspólnoty, ale tak naprawdę pozostaje na uboczu – pozostaje sam i o własnych siłach zaczyna borykać się z codziennością. Dzieje się to powoli, stopniowo, a szatan potrafi tak pięknie tłumaczyć, wyciszać jakieś pojawiąjące się czasami niepokoje związane z brakiem uczestnictwa we wspólnocie, potrafi wytłumaczyć każdą nieobecność, każdy brak modlitwy – przecież tyle obowiązków, zmęczenie, przecież praca, a ja i tak jestem wierzący, przecież ja wierzę. Człowiek nie widzi, kiedy jego miłość stygnie, zupełnie znika jego mała wiara, dom pustoszeje całkowicie. Dusza ta nie wie, że wystawia się już na działanie szatana. Jest ona teraz takim łatwym a łakomym kąskiem, przecież to dusza, która zakosztowała miłości Bożej, zakosztowała drogi do Boga, pragnień, tęsknoty. Ona zna ten smak, tym bardziej trzeba się nią zająć. Szatan ma wielką satysfakcję, że taką duszę odciągnie od Boga – najpierw od wspólnoty, a potem od Boga. I bierze siedmiu złośliwszych od siebie duchów, idą i zamieszkują tę duszę. Czytaj dalej