Rozważania

Nr. 41  „…byli bowiem jak owce nie mające pasterza” (Mk 6,34-44)

„Byli bowiem jak owce nie mające pasterza. I
Jezus zaczął ich nauczać”

Przepiękny
jest dzisiejszy fragment z Ewangelii.
Do Jezusa ciągną tłumy, tysiące. Ludzie chcą słuchać Jego nauki, są głodni Jego nauki. To prawdziwie lud
biedny, który potrzebuje Pasterza; tego, który go poprowadzi, który poprowadzi
na łąki zielone, kwieciste, poprowadzi w miejsca, gdzie ten lud będzie mógł
korzystać z dobrodziejstw, gdzie będzie mógł się karmić, wypoczywać, gdzie
będzie miał zapewnione wszystko. Ci, którzy w dzisiejszej Ewangelii pragnęli
słuchać Jezusa mogą symbolizować ludzi, którzy zarówno serca jak i zwykłe
potrzeby materialne mają niezaspokojone, spragnione, potrzebujące. Ci ludzie
rzeczywiście są biedni zarówno pod względem duchowym, jak i materialnym. To
ludzie, którzy przeżywają cierpienia, przeżywają biedę, doświadczają również
pragnienia Boga, tęsknią za czymś, czego nie zawsze sobie uświadamiają.
Potrzebują Boga. Słyszeli już o Jezusie i o wielu dobrych rzeczach z Nich
związanych. Idą za Nim, licząc, że właśnie On zaspokoi ich potrzeby i te
duchowe, i te zwykłe przyziemne. Jezus ulitował się nad nimi. On dobrze
wiedział, jakie są ich potrzeby. Widział wyraźnie, że są jak owce bez pasterza,
zagubione, bezradne, mogące jedynie oczekiwać na jakąś pomoc. To lud chociaż
wybrany, mający kapłanów, to jednak lud bardzo osamotniony, bowiem kapłani tego
ludu nie potrafili zająć się tym ludem. Zabrakło w sercach miłości. Przede
wszystkim miłości do Boga i bezpośredniej, prawdziwej relacji z Nim. Przez to i
relacje z ludźmi były wypaczone. Toteż, choć wierzący, to jednak lud był jak
owce bez pasterza. 
Jezus najpierw
zaczął nauczać.
A więc najpierw zajął się ich duszą, sercami. Najpierw
postanowił niejako wyprostować nieco sposób ich myślenia. Chciał wprowadzić w
ich serca światło, chciał pokazać miłość Bożą. A potem? Potem ich nakarmił. A
więc zaspokoił i tę drugą ich potrzebę, bardzo zwykłą. Jednocześnie w tym
wydarzeniu Jezus pokazuje, iż Bóg jest zaspokojeniem wszystkich potrzeb
ludzkich, iż w Bogu człowiek otrzymuje to, co jest potrzebne dla ducha i to, co
jest potrzebne dla ciała. Bóg troszczy się o całego człowieka. To było niejako
rewolucyjne wobec tego, czego doświadczali od faryzeuszy, od kapłanów.
Wcześniej przede wszystkim musieli spełniać różne wymagania Prawa, teraz oni
sami otrzymywali. I to otrzymywali w sferze duchowej i w tej sferze cielesnej.
Do tej pory sami musieli dawać, wykazywać się, podejmować wysiłek, ponosić
trudy, ciężary. Teraz otrzymali. Za darmo! Ich serca doznały pokoju, poczucia
bezpieczeństwa. Ta nauka, której słuchali przynosiła ukojenie duszy, była
balsamem na ich serca; serca często poranione, spragnione miłości. Ten pokarm
dał wytchnienie ciału. Czegóż więcej potrzebowali na ten moment? Nic więc
dziwnego, że w takiej sytuacji w wielu sercach rodziło się przekonanie, że
Jezus powinien w jakiś sposób mieć wpływ na to, co się dzieje w kraju.
Jednak Jezus
nie po to przyszedł, aby panować w tym ziemskim królestwie.
Przyszedł, aby
panować w sercach ludzkich i poprowadzić je do swojego Królestwa. To
nakarmienie kilku tysięcy osób tak małą ilością pokarmu było cudem i
zapowiedzią, iż Jezus jest w stanie nakarmić wszystkich ludzi. On sam jeden
jest w stanie zaspokoić głód ludzi całego świata. W tym wydarzeniu można i
należy upatrywać zapowiedź Eucharystii. Jezus jest Tym, Który poprzez miłość
zaspokaja wszystkie serca ludzkie i wszystkie inne potrzeby. Bowiem to
nastawienie człowieka do życia, jego otwarcie się na ducha, jego przyjęte
postawy wpływają na to, w jaki sposób spostrzega tę zwykłą materialną
rzeczywistość, jak się w niej odnajduje, jak ją przyjmuje i jak realizuje
siebie w zastanej rzeczywistości. Osoba przyjmująca miłość Boga, karmiąca się
tą miłością, stawiając na pierwszym miejscu sprawy duchowe, na drugim te
materialne, te ziemskie, te doczesne, potrafi przejść ponad różnymi
trudnościami, potrzebami, ponieważ jej serce stawia na pierwszym miejscu
miłość. Jest to główne dążenie, największa wartość, największe pragnienie,
dążenie, cel. W związku z tym pozostałe, traktowane jako mniej ważne, nie są w
taki mocny sposób wyróżniane w życiu codziennym, nie są akcentowane. A więc i
problemy z tym związane nie są tak istotne dla duszy i nie poruszają tak bardzo
duszy. Toteż Jezus najpierw nauczał, potem nakarmił.
I my otwierajmy serca na naukę i ją stawiajmy
na pierwszym miejscu.
Najpierw miłość, najpierw otwarcie się na Boga. A Jego
miłość ustawi odpowiednio hierarchię wszystkich spraw i rzeczy. Jego miłość
pokieruje naszymi sprawami bytowymi i sprawi, że będziemy mieli właściwe
spojrzenie na wszystko to, co nas otacza. Bowiem najważniejsze to sprawy
duchowe, to otwarcie się na Boga, to życie z Nim. Jeśli człowiek najpierw
zajmuje się tym, co doczesne, pozostawiając sprawy duchowe na drugim planie,
nigdy nie będzie miał właściwego spojrzenia na rzeczywistość. Jego spojrzenie,
ocena będą zawsze wykrzywione i niezgodne z prawdą. I będzie zupełnie inaczej
przyjmował wszystkie sytuacje, sprawy i problemy. Otwarcie się na miłość,
przyjęcie miłości, wierzenie miłości powoduje, iż człowiek ma właściwą
perspektywę patrzenia na wszystko i może właściwie rozwijać się tak, jak
zaplanował to wobec niego Bóg.
Zazwyczaj
dostrzega się w człowieku przede wszystkim sferę cielesną
i wszystkie potrzeby
z tym związane jako najważniejsze i podstawowe. Natomiast Bóg stwarzając
człowieka, jeszcze przed popełnieniem przez człowieka grzechu pierworodnego,
uczynił go duchowym. Niejako podzielił się z człowiekiem Sobą samym i różnymi
umiejętnościami duchowymi. Dzięki temu człowiek o wiele więcej mógł zrozumieć i
uczynić i miał głębsze wejrzenie w sprawy duchowe. W momencie popełnienia
grzechu pierworodnego, człowiek zwrócił się bardziej ku swojej cielesności, a sprawy
duchowe pozostawił na drugim planie. Zakryty został przed nim świat ducha i o
wiele trudniej człowiekowi jest w ten świat wejść i go rozumieć, nie mówiąc już
o poruszaniu się w tym świecie duchowym.
Jezus pragnie
przywrócić człowiekowi te właściwe proporcje w nim,
a więc wyższość ducha nad
ciałem, nad tym, co wiąże się z ciałem. Czyni to dzisiaj w Ewangelii poprzez
najpierw nauczanie, później nakarmienie. Ale później czyni to poprzez swoją
Ofiarę na Krzyżu, a potem w Kościele poprzez sakramenty, które choć mają swój
znak widzialny, to jednak moc płynie z Ducha. We wszystkich sakramentach to
Duch jest mocą udzielającą tych sakramentów, mocą przemieniającą, odradzającą;
mocą wprowadzającą w świat duchowy. Poprzez sakramenty Jezus pokazuje, iż Duch,
życie duchowe niejako jest wyższe, ważniejsze od tego przyziemnego, doczesnego.
I zaprasza każdego człowieka do uczestnictwa w życiu duchowym jako tego głównego
celu i sensu istnienia człowieka.
Jakże inaczej
człowiek rozumie swoje życie.
A błędnie rozumując cierpi jeszcze bardziej i nie
osiąga tego, czego wewnętrznie jest spragniony, a często sobie tego nawet nie
uświadamia. Człowiek spragniony jest zjednoczenia z Bogiem w Duchu. Tego potrzebuje
i brak tej relacji z Bogiem, brak tej relacji pełnej miłości z Bogiem, odczuwa
jako smutek, tęsknotę, brak poczucia bezpieczeństwa, jako niezaspokojoną
potrzebę. Często nie potrafi zrozumieć, co się z nim dzieje, dlatego, że
upatruje cel swoich dążeń, tęsknot i pragnień w tym, co doczesne. Nie rozumie,
że zawiera w sobie cząstkę Boga, a więc wieczności. I dopóki ta cząstka nie
odnajdzie swego odpowiednika w Bogu, dopóty człowiek będzie niezaspokojony,
będzie pragnąć, będzie przeżywać smutek, będzie zniechęcony, będzie
sfrustrowany.
Tylko powierzchownie
patrząc na dzisiejszą Ewangelię
można by powiedzieć, iż tłumy te przyszły po
to, żeby się najeść, żeby być uzdrowionym. Ich wewnętrzne pragnienia i
tęsknoty, choć często nieuświadomione sięgały Ducha i potrzeb duchowych. Jezus
je zaspokajał, ukierunkowując ich dusze i serca, pokazując poprzez rozmnożenie
pokarmu, Kim jest, choć serca nie do końca wtedy tę prawdę rozumiały. Nie
zdawali sobie sprawy,  Kto przed nimi
stoi i co oznacza ten niezwykły cud. My wiemy i rozumiemy, choć nie zawsze
przyjmujemy.
Warto jeszcze
raz uświadomić sobie
, co powinno być pierwsze, co jest najwyższą wartością, a
co jedynie doczesnością, która skończy się dziś, jutro, czy za pięć lat, a więc
nie warta jest aż takich starań i aż takich zabiegów, takiego angażowania serca.
I druga świadomość: jeśli odpowiednio ustawię w swoim sercu, sprawy duchowe na
pierwszym miejscu, dopiero na dalszych miejscach te doczesne, wtedy łatwiej mi
będzie żyć, podejmować działania, rozwiązywać pewne problemy, patrzeć na trudne
sytuacje. Moje serce będąc w Bogu będzie wiedziało, co naprawdę jest ważne, a
co jedynie stanowi przejściową trudność.
Połóżmy swoje
serca na Ołtarzu,
prosząc, aby Duch Święty pomógł nam w ustaleniu hierarchii
wartości, ponieważ teoretycznie, już to wiemy. W praktyce często trudno nam
uporządkować według Bożej hierarchii swoje życie. I czynimy to po ludzku, przez
co doświadczamy smutku, przygnębienia, przez co odczuwamy dużo stresów, nerwów.
Modlitwa
Jezu mój!
Przychodzisz do duszy. Przychodzisz Ty, Bóg, Stwórca, Wszechmocny. A dusza
widzi tylko mały, biały Opłatek i swoją nędzę. Oczy zwrócone ku ziemi, nie
widzą Nieba. Panie mój! Dopomóż duszy, aby oderwała swój wzrok od ziemi, aby
spojrzała w Niebo, w słońce. Jakże często człowiek przypomina kogoś, kto
zagląda do mysiej dziury. Ciemno tam, pełno kurzu i wpatrzony tylko w tę mysią
dziurę, myśli, że to cały świat. Przecież, gdy spojrzy w Niebo, w słońce,
dopiero wtedy zacznie odkrywać prawdę o świecie. Dopiero wtedy zrozumie życie
na ziemi. Dopiero wtedy będzie mógł zachwycić się tym życiem, które objawia się
wokół niego, we wszystkim. Dopiero wtedy zobaczy, że świat nie jest ciemny i
zakurzony, ale ma wiele barw, wiele piękna w sobie, które aż trudno jest
wyrazić słowami, opisać. Dopomóż duszy, aby zaczęła patrzeć w słońce, aby
cieszyła się promieniami, które będą dotykać twarzy, rozjaśniać, które będą
ogrzewać i w serce wprowadzać pokój, nadzieję, ufność. Pomóż duszy, aby
nieustannie patrzyła na Ciebie, bo wtedy przestanie martwic się tym, co jest
zupełnie nie ważne. Pomóż duszy zająć się tym, co istotne, Tobą. Pomóż duszy
powrócić do źródła swego istnienia, do Ciebie, by odnaleźć w Tobie niejako tę
brakującą część, by połączyć duszę z Bogiem, by wieczność z wiecznością mogła
się połączyć i by człowiek do tej wieczności mógł należeć. Pomóż duszy otworzyć
oczy i skierować je na Ciebie.
Jezu mój! Ty
znasz duszę i wiesz, że bardziej skłonna jest patrzeć w dół niż w Niebo. I
wiesz również, że wszystko, co zdarza się w jej życiu zazwyczaj jeszcze ją
bardziej pochyla ku ziemi. Dopomóż duszy, aby otworzyła się na Twoją obecność.
Dopomóż duszy, aby otworzyła Tobie drzwi i przyjdź do niej. Zagość u niej, aby
zachwyciła się Tobą, aby zachłysnęła się Twoją obecnością, aby zakochała się w
Tobie. Aby od tej pory Ty i życie z Tobą było najważniejsze dla duszy. Dusza
zakochana wszystko czyni dla swojego Oblubieńca i ze względu na Niego. A to, co
się nie wiąże się z Oblubieńcem, przestaje być ważne. Owszem, to co niezbędne,
to co jest obowiązkiem dusza ta czyni, nie przywiązując jednak aż tak wielkiej
wagi do tego wszystkiego, jak do tej pory, bo dla niej najważniejszy jest jej
Oblubieniec. Na Niego ciągle patrzy i stara się wyczytać z Jego oczu miłość. I
każde Słowo, które Oblubieniec wypowiada, ona od razu chłonie. Wprost do serca
idą Jego Słowa, do serca duszy. I dusza ze wszystkich sił stara się spełnić
oczekiwania swojego Oblubieńca, stara się okazać miłość, stara się zrobić różne
przyjemności dla Niego. O jakże inaczej wygląda życie duszy, która wpatrzona
jest w Boga. Dopomóż nam Jezu być takimi duszami, żyć wpatrując się nieustannie
w Ciebie. Dodaj nam sił, wiary i ufności w prawdę, którą dzisiaj słyszymy. I
pobłogosław, byśmy trwali w tej prawdzie.
Refleksja
Spójrzmy na
swoją codzienność i starajmy się zaobserwować, w jaki sposób ustalamy plan
dnia, w jaki sposób ustalamy kolejność czynności, co jest dla nas ważne, co
jest na pierwszym miejscu? Starajmy się zaobserwować, w jaki sposób
zagospodarowujemy wolne chwile? Co wtedy robimy? Starajmy się spojrzeć na
siebie i na to, jak odbieramy rzeczywistość, a szczególnie to, co jest
niespodziewane, niezgodne z naszymi planami, to, co jest jakąś przeszkodą w
realizacji planów, to, co dostrzegamy jako jakąś trudność, problem, ciężar. Spróbujmy
popatrzeć na siebie i na swoją codzienność i postarajmy się na pierwszym
miejscu aktem woli postawić Boga. Postarajmy się konsekwentnie postępować z
tym, cośmy uczynili, a więc Bóg na pierwszym miejscu. Postarajmy się odnosić
swoje decyzje właśnie do tego, iż Boga postawiliśmy na pierwszym miejscu. Sprawy
Ducha pierwsze! Nie oznacza to, że mamy od tej pory najpierw w ciągu swojego
dnia czytać Pismo św., iść do Kościoła, modlić się, dopiero jak starczy czasu
wykonywać obowiązki. Chodzi o nastawienie serca i o czynienie wszystkiego z
myślą o Bogu, czynienie wszystkiego wraz z wpatrywaniem się w Boga i odnoszenie
wszystkiego do Boga. U Niego szukanie akceptacji do swoich decyzji i do Niego odnoszenie
wszystkiego, by uwielbić Go w swoich decyzjach, czynnościach, obowiązkach, w
słowach. Świat duchowy ma przenikać w naszym życiu wszystko, co czynimy. Mamy
być świadomi tego, że wszystko obejmujemy swoją duszą i miłością skierowaną do
Boga, że czynimy wszystko ze względu na Niego i staramy się wypełnić swoje
obowiązki najlepiej z miłości do Niego. Pamiętajmy, żebyśmy nie byli tymi,
którzy pochyleni zaglądają wiecznie do mysiej dziury. Bądźmy tymi, którzy
szeroko otwierają okno, by patrzeć na słońce. 

Błogosławię was – W Imię Ojca, i Syna, i Ducha Świętego. Amen.


<-- Powrót