Rozważania

Nr. 55  Ważny czas dla dusz wybranych

Czwartek jest
ważnym dniem dla dusz, które umiłowały w sposób szczególny Boga
. Pragnę w tym
dniu zwrócić naszą uwagę na czwartek. To dzień, w którym Jezus już bezpośrednio
przygotowywał się do swej męki; dzień, w którym szczególnie o niej myślał;
dzień, w którym cierpiał; dzień, w którym miało miejsce niezwykłe wydarzenie – Ostatnia
Wieczerza i to co na niej się odbyło. Ze względu na to wszystko jest to dzień
ważny dla duszy wybranej, duszy Bogu zaślubionej, duszy konsekrowanej; dzień,
który powinien taką duszę wprowadzać w cierpienie Jezusa. Taka dusza powinna
już w czwartek rozważać Mękę Jezusa, powinna starać się uczestniczyć we
wszystkich wydarzeniach Wielkiego Czwartku, nocy, Wielkiego Piątku. 
Dusza wybrana,
dusza przez Boga szczególnie umiłowana,
to ta, której Bóg daje więcej niż
zwykłym duszom i od której więcej oczekuje. O kim myśli osoba cierpiąca? O kimś
bliskim i oczekuje, że będzie przy niej. Sama obecność tej osoby przynosi ulgę.
Właśnie z tego względu dusze wybrane powinny już w czwartek starać się
jednoczyć z Jezusem. Ktoś mógłby zarzucić, że przecież zwykły człowiek nie jest
w stanie pomóc Jezusowi, który jest Bogiem. Ale czyż ci, którzy chorują i leżą
w szpitalach nie czekają na odwiedziny swoich bliskich, choć mają opiekę
lekarską, choć mają przy sobie pielęgniarki, a więc tych, którzy dbają o ich
zdrowie? A jednak osoba leżąca w szpitalu potrzebuje kogoś bliskiego, mimo, że
ta nie uleczy, nie zrobi koniecznego zabiegu, nie da zastrzyku, nie zbada. Ale
robi coś bardzo ważnego: jest i współczuje, stara się zrozumieć, okazać swoją
miłość; swoją obecnością chce pomóc. Nie jest przecież lekarzem, pielęgniarką,
nie jest lekiem, nie jest tabletką przeciwbólową, a jednak jest tak samo ważna,
a czasem ważniejsza niż lekarstwa. Analogicznie, Jezus jest spragniony bliskich
osób, bliskich dusz, bliskich, czyli tych, którzy go miłują. Dusze takie nie
obronią Go przed tymi, którzy chcą Go pojmać, nie obronią Go przed sądzeniem,
biczowaniem, ukrzyżowaniem. A jednak Jezus potrzebuje ich miłości. 
Myliłby się
ten, kto sądzi, że Jezus zaczął cierpieć dopiero, gdy został pojmany w Ogrójcu.

Myliłby się ten, kto uważa, że dopiero tam Jezus zdaje sobie sprawę z tego, co
Go czeka. Do tego wydarzenia przygotowywał się od lat. Myślimy o Wielkim
Czwartku jako o dniu bezpośredniego przygotowania do Męki, ale w Sercu Jezusa
od dawna pojawiało się cierpienie. On przecież cierpiał z cierpiącymi, On
cierpiał, gdy Go odrzucano. Będąc Bogiem widział przyszłość tych, którzy knują
przeciwko Niemu i to Go bolało; zarówno fakt odrzucenia Jego miłości, jak i
fakt konsekwencji, jakie ponoszą dusze odrzucające Boga. 
W Wielki
Czwartek Jezus do końca umiłował swoich bliskich, do końca umiłował dusze.
Dlatego
mógł sprawować Ostatnią Wieczerzę, która była pierwszą Eucharystią. Jego
uczniowie mogli przyjąć po raz pierwszy Ciało i Krew Jezusa. To wynik
umiłowania do końca. Choćbyśmy rozmyślali nad tym całe wieki i tak nie zrozumiemy
czym była Ostatnia Wieczerza, ta Pierwsza Komunia i co znaczy umiłować do końca. Miłość Jego przybrała
właśnie taką formę; na Ołtarzu przybrała postać Ciała i Krwi. Ale w tej miłości
był ogrom cierpienia, bo przecież ta pierwsza Eucharystia była tą samą Ofiara,
która miała miejsce na Golgocie, na Krzyżu. To niezwykłe – Jezus sam sprawował
tę Ofiarę! Przeżywał ją, doświadczał jej. I ten chleb, i to wino, którym
obdzielał swoich Apostołów stały się Ciałem Jezusa i Jego Krwią. Stały się
Ofiarą składaną Ojcu. 
A Jezus
cierpiał jeszcze bardziej, ponieważ właśnie w tym czasie dokonywała się
ostateczna zdrada w sercu Judasza.
I ów zdrajca przyjął Ciało i Krew Jezusa, a
sercem jego zawładnął szatan. Ileż cierpienia było w duszy Jezusa, z całą
świadomością tego, co Go czeka; tego co będzie działo się z Apostołami, jak oni
również będą cierpieć. Jezus pouczał ich, niejako przygotowując do kapłaństwa.
A Jego pouczenia zapadały w serce uczniów i potem, kiedy już Jezus odszedł do Nieba
starali się oni wszystko sobie przypomnieć dokładnie tak, jak mówił Jezus, aby
powtarzać to, co czynił On. 
Obmycie nóg
jest szczególną wskazówką dla kapłanów i dla wszystkich wierzących jak mają się
miłować.
Ale jest szczególną wskazówką dla kapłanów, kim mają być wobec rzeszy
wiernych. Jezus bardzo dobrze zna ludzkie serce, wie jak jest słabe, podatne na
pychę, dlatego w szczególny sposób ukazał jak kapłan ma naśladować Jezusa
Najwyższego Kapłana, kim ma być. Tak jak i Jezus ma być sługą, który służy.
Jest to niezwykłe, ponieważ Bóg wywyższa stan kapłański ponad wszystkie inne.
Bóg duszę ludzką powołaną do kapłaństwa namaszcza tak, jak żadną inną, naznacza
tak, jak żadną inną i obdarza jak żadną inną. Sam za każdym razem podczas
sprawowania Eucharystii jednoczy się z kapłanem i jego ustami wypowiada słowa konsekracji
i jego dłońmi się posługuje, aby trzymać chleb w momencie Przeistoczenia w
Ciało, wino w Krew. Bóg jednoczy się z kapłanem, gdy ten udziela innych
sakramentów. Żaden człowiek nie otrzymuje takiego wyróżnienia, tak wielkiej
łaski, tylko kapłan otrzymuje taką moc. Tego wieczoru Jezus wie na ile, w jakim
stopniu na ten dar odpowiedzą Jego kapłani, na ile uszanują ten dar i całym
sercem będą się starali realizować swoje powołanie, a na ile ich słabości wezmą
górę. Jezus cierpiał. 
Jezus cierpiał
myśląc o Maryi, swojej Matce.
Zjednoczenie Ich Serc było tak ścisłe, iż Oboje wiedzieli
o sobie właściwie wszystko i Ich wzajemne odczucia były Im znane. Jezus
wiedział, że Maryja Sercem doświadcza stanu Jego duszy, Sercem czuje Jego
cierpienie i w związku z tym również cierpi. Cierpi też, ponieważ Jezus jest Jej
Synem. Przeczuwa to, co nadchodzi. A więc i to było cierpieniem Jezusa. Ból Maryi
był Jego bólem. Z jednej strony potrzebował współczucia, wsparcia, pomocy, tak
jak dziecko potrzebuje miłości swojej matki, a z drugiej strony cierpiał widząc
cierpienie Matki. Ich spotkanie przed Męką, przed wyjściem Jezusa do Ogrodu
Getsemani było pełne miłości doskonałej, najwyższej, Miłości Ofiarnej; było bardzo
mocno zroszone łzami; i Jego Serce i Jej było ściśnięte z bólu. Oboje godzili
się z wolą Ojca. Maryja modliła się, prosząc Ojca o łaskę współuczestniczenia w
cierpieniu Syna i Bóg Jej tej łaski udzielił. 
Jezus wziął uczniów
i wyszedł, aby się modlić.
A uczniowie nie rozumieli co to za noc, zachowywali
się tak, jakby byli zupełnie nieświadomi tego, co czeka Jezusa, co także ich
czeka. Jezus doświadczał niezwykłej samotności, opuszczenia. Cierpiał, trwożył
się, a jednocześnie obejmowała Go wielka miłość do ludzi. Klęcząc przed Ojcem
jednoczył z Nim swoje Serce; miłość Ojca, miłość Syna; ta sama miłość.
Cierpienie było niewyobrażalne. Już w Ogrójcu Jezus składa z siebie Ofiarę,
rezygnując z siebie całkowicie, aby wypełnić wolę Ojca, aby każdą duszę
ratować. Już tu godząc się z tą wolą spala się w miłości, stając się żertwą.
Umocniony przez Ojca staje naprzeciwko swoich oprawców i godzi się na wszystko.
Godzi się ze względu na Ojca, widząc w tym wszystkim Jego wolę. Noc jest
ogromnym cierpieniem fizycznym. To noc tortur fizycznych; ale i udręki
psychiczne, duchowe również bardzo nękają Jezusa. Jego droga przez mękę
rozpoczęła się o wiele wcześniej niż sądzi większość dusz. Przyjęcie samego
Krzyża i wzięcie na ramiona, to jeden z elementów Męki. 
Będąc duszami
wybranymi,
będąc Wspólnotą od Ducha Świętego i Krwi Chrystusa Ukrzyżowanego mamy
szczególne zadanie – trwać z miłością przy Jezusie cierpiącym, jednoczyć się z
Nim nie tylko w piątki. Także w czwartki winniśmy rozważać Jego cierpienie i
jednoczyć się z Nim swoim sercem, by współczuć, by Go wspierać. Zdając sobie
sprawę, że będąc duszami najmniejszymi nie jesteśmy w stanie uczynić nic; nie
mamy lekarstwa na ból, nie jesteśmy herosami i nie możemy obronić Jezusa przed
oprawcami, ale mamy coś bardzo ważnego; mamy wolne serca i możemy je w wolności
przytulić do Jezusa, aby miłość dodawała mu sił, koiła Jego ból, dodawała Mu
odwagi. 
Bardzo często
dusze, które nawet chciałyby trwać przy Jezusie doświadczają własnej niemocy,

nie potrafią i zniechęcają się. Nie należy się zniechęcać. Przecież nie dla
własnej przyjemności Bóg zaprasza nas do trwania u stóp Jego Syna, ale po to,
by współczuć z Jezusem. Więc ze wszystkich sił starajmy się przy Nim być, nie
zważając na własne niewygody, na brak umiejętności, czy na to, że trwanie przy
Nim nie przynosi nam żadnych rozkoszy duchowych, na to, że nie potrafimy
wypowiedzieć słowa; na to, że wydaje się nam, że to wszystko jest bez sensu, bo
cóż możemy Bogu powiedzieć i jak pomóc. Nie patrzmy na to. Tak jak chory w
szpitalu bardziej niż lekarza potrzebuje bliskiej osoby, która kocha, tak Jezus
bardzo potrzebuje dusz, które Go po prostu kochają i są Mu wierne, trwają przy
Nim. 
Złóżmy na
ołtarzu swoje serca z tym pragnieniem, by trwały przy cierpiącym Jezusie;
z tą
intencją, by Duch Święty poprowadził nasze trwanie u stóp Jezusa, otwierając
serca i napełniając miłością, aby Jezus mógł tę miłość czuć. Starajmy się
zagłębiać dzisiaj w Serce Jezusa, by lepiej zrozumieć, poznać i współczuć. 
Modlitwa
duszy najmniejszej
W moim sercu,
mój Jezu,  jest ogromny ból. Pragnę być z
Tobą, towarzyszyć Ci. Gdy rozmyślam nad wydarzeniami Wielkiego Czwartku szczególnie
doświadczam bólu. Bardzo pragnę zagłębiać się w Twoje Serce, w to, czego
doświadczasz. Dziękuję za łaskę przeczuwania tego, co przeżywasz. Dziękuję Ci
za zaproszenie, aby być z Tobą. Dziękuję Ci, że mogę być pośród Twoich uczniów na
Ostatniej Wieczerzy. Dziękuję Ci, że mogę współczuć z Twoim Sercem podczas tej Pierwszej
Eucharystii. Dziękuję Ci, że i mnie obmywasz nogi. Dziękuję Ci za to, że
całujesz je. Chciałabym za św. Piotrem powiedzieć: Nie, nigdy mi nie będziesz nóg umywał, wycofując swoje nogi, a
jednocześnie czuję sercem; jakie to ważne, ile w tym miłości, pokory. Uczysz
mnie, abym była tak jak Ty, abym służyła tak jak Ty. Bez względu na to, gdzie
mnie postawisz, jakie stanowisko zajmuję w pracy, kim jestem, uczysz mnie
służyć. Dziękuję Ci, że zapraszasz mnie na modlitwę do Ogrójca. Dziękuję Ci, że
pozwalasz mi być przy sobie. Dziękuję Ci, ze pozwalasz mi być świadkiem Twoich
zmagań, Twego bólu, cierpienia, Twojej zgody. Ogrom tego cierpienia, Twego bólu
przenika bólem moje serce. Przerasta mnie, Panie mój, ta świadomość Twojego
cierpienia. Pragnę być przy Tobie i kochać Cię. 
Jezu! Pragnę
Ciebie kochać. Ja wiem, że nie potrafię, i że to uczucie, które nazywam miłością,
tak naprawdę nią nie jest, ale Ty dałeś mi łaskę, że w moim sercu jest wielkie
pragnienie kochania Cię wielką miłością. Więc padam do Twoich stóp, obmywam
Twoje stopy łzami; to moje pragnienie, aby kochać. Pragnę ocierać Twe stopy
swoimi włosami jak Maria Magdalena. Panie mój! Jakże chciałabym tulić się do
Ciebie, całując każdą Twoją ranę. Pozwól, że będę to czynić duchowo. Tulę się
do Twoich ran na stopach; delikatnie całuję te rany. Cała przywieram do Ciebie,
Jezu! 
Kocham Twoje
wszystkie rany! Całuję i pocałunkami zbieram każdą kroplę Krwi, chowam w swoim
sercu, aby w nim adorować Twoją Krew, aby Ją kochać. Będzie moim skarbem największym,
szczęściem, rozkoszą moją. O, Panie mój! Kocham Ciebie, a Twoja Krew, w moim
sercu wzbudza we mnie miłość. To niezwykłe, Jezu, co czynisz. Całuję, Jezu,
Twoje sińce, całuję Twoje biedne nogi i ręce. Boże, jak są zniekształcone.
Całuję Jezu, Twoje piersi, i Twoje plecy które w ogóle ich nie przypominają.
Jezu mój!
Całuję Twoje rany na twarzy, Twoje oczy, rany od cierni. I tulę Twoją Głowę,
przytulam do mojego serca; odpocznij, Jezu. Kocham Ciebie, Jezu! Moje serce
pragnie przy Tobie być; chcę przy Tobie być cały czas, chcę wpatrywać się w
Ciebie, chcę dotykać Twoich ran, opatrywać je. Chcę całować każde miejsce na Twoim
umęczonym Ciele, każdą ranę i wszystkie sińce. Pragnę Jezu być przy Tobie
podczas całej Twojej męki, chcę współczuć z Tobą. Chcę wspierać Ciebie,
przynosić Ci ulgę. Pragnę, ale doświadczam też, Jezu, swojej nicości. Kimże
jestem, Jezu? Nie jestem w stanie w żaden sposób choć trochę ulżyć Ci.
Niepojęte jest dla mnie to, że pomimo tak wielkiej przepaści jaka jest pomiędzy
Tobą a mną, Ty mnie wzywasz i prosisz, abym była przy Tobie. Więc kładę moje
serce na Twoich ranach nic nie rozumiejąc. Twoje rany tak wielkie, cierpienie
niewyobrażalne, a moje serce tak małe, słabe i grzeszne. 
Kocham Cię,
Jezu i proszę, pobłogosław, abym cały dzień miała siły i wytrwałość, by Ci
towarzyszyć. Aby moje serce poruszone Twoją Męką zaczęło choć trochę kochać.
Oddaję się Tobie, Jezu, a Ty pobłogosław. 
Warto zapamiętać!
Zaproszeni
jesteśmy, aby razem towarzyszyć Jezusowi w dniach Jego męki; w każdy czwartkowy
wieczór, noc i w piątek. Sam Jezus zaprasza nas do otwartości naszych serc,
zaprasza do miłości. Starajmy się po prostu być przy Jezusie. Starajmy się Mu
współczuć, starajmy się kochać. Tak jak potrafimy, wyrażajmy swoją miłość,
bardzo zwyczajnie i prosto. A Bóg zaleje nasze serca wielkimi łaskami.
Błogosławię was – W Imię Ojca i syna, i Ducha Świętego. Amen.


<-- Powrót