Rozważania

Nr. 68  „Panie, dlaczego teraz nie mogę pójść za Tobą?” (J 13,21-33.36-38)

To już drugi
dzień, kiedy coraz bardziej zanurzamy się w smutek Boży, w Boże cierpienie.
Postarajmy
się wczuć się w opisane w Liturgii Słowa wydarzenia, aby lepiej zrozumieć
Jezusa, aby zbliżyć się do Niego. 
Wieczerza, o
której mówi dzisiejsza Ewangelia (J 13,21-33.36-38) była szczególna, jedyna,
wyjątkowa.
Wśród zebranych na Wieczerzy tylko Jezus wiedział, co się wydarzy.
Tylko On rozumiał wszystko i był w tym bardzo osamotniony. Uczniowie niewiele
rozumieli, choć wydawało im się, że wiedzą już tak dużo i rozumieją tak dużo. A
jednak właśnie podczas tej Wieczerzy widać jak ich serca są jeszcze
niedojrzałe, jak niewiele rozumieją jeszcze z nauki Jezusa, jak bardzo
potrzebują czegoś, co wprowadzi ich dopiero na właściwą drogę. Tym czymś miało
być cierpienie. 
Teraz
uczniowie siedzą, patrzą na siebie nawzajem i czują się trochę bezradni.
Jezus
mówi o zdradzie. Spoglądają na siebie z obawą, z niepewnością. Nie rozumieją,
jakiego to typu ma być zdrada. Nie rozumieją, jakie będą konsekwencje tej
zdrady. Nie rozumieją tego, co wydarzy się za kilka godzin. Nie rozumieją nic.
Tylko Jezus wie i Jego Serce doznaje ogromnego smutku. Czuje się samotny, choć
otoczony Apostołami. I słowa Piotra świadczące o tym, że jeszcze siebie nie
zna, że jeszcze nie zrozumiał, jakim jest, kim jest (zapewnia Jezusa, że
pójdzie z Nim na śmierć), ileż bólu wywołują te słowa w Sercu Jezusa! On dobrze
wie, jakie jest serce Piotra i jakie są serca pozostałych Apostołów. Tylko
Jezus wie, na co stać te serca, tylko On zna je dobrze. 
Dzisiaj Jezus
zaprasza nas do swojego Serca, byśmy doznali Jego smutku, Jego, samotności.
Ale
zaprasza nas nie dla samego smutku, nie dla samych doznań; zaprasza po to, byśmy
podczas tego doznania zobaczyli samych siebie. Byśmy patrząc na tę sytuację
zrozumieli, że ukazuje ona nas i Jezusa. To w nas jakże często jest ta pewność,
że damy życie za Jezusa. To w nas jest jeszcze ten brak zrozumienia swojej
drogi. Jeszcze tak naprawdę nie znamy siebie, swoich serc. Jeszcze nie rozumiemy,
jak bardzo są słabe, zdolne nawet do zdrady. Owszem, słyszymy o tym, że wielka
jest słabość ludzkiego serca, ale trudno nam przyjąć tę prawdę do siebie
samych. Spójrzmy na Apostołów. Trzy lata przebywali z Jezusem. Z Jezusem! Trzy
lata Go słuchali, żyli z Nim, chodzili z Nim, dzielili z Nim pokarm. Każdy
poranek, południe, wieczór razem. Byli szczęśliwi. Wydawało im się, że ich
serca napełnione są po brzegi Jego obecnością, Jego nauką. Czuli się mocni.
Mimo to, wystarczyła noc w Getsemani i oddział żołnierzy, aby się rozproszyli.
Wystarczyła Droga Krzyżowa, aby rozpaczali, aby wątpili, aby płakali, aby byli
jak dzieci – bezradni, bez ojca.
Skoro oni,
którzy poprzez bliskość Jezusa tyle zyskali, załamali się, zwątpili, odeszli,
to czy ty nadal będziesz się czuł tak pewnie?
Nadal będziesz uważał, że twoje
serce jest mocne miłością? Okaż dzisiaj Jezusowi swoją miłość. Okaż poprzez
skruchę, poprzez to uznanie, iż jesteś jak Apostołowie. Twoja miłość jest
krucha, twoje serce jest tak słabe, niezdolne, aby kochać. Twoje serce lęka
się. I wiesz, że gdy nadejdzie noc, gdy przyjdą po Jezusa, to i ty uciekniesz.
Będziesz się błąkać, rozpaczliwie spoglądać w kierunku, z którego dochodzić
będzie zgiełk, hałas, wrzawa. Będziesz patrzeć w kierunku Jerozolimy cały w
strachu, co teraz z tobą będzie. Doświadczać będziesz bólu, tak jak Apostołowie
bali się o siebie. Zaczynali sobie zdawać sprawę z tego, że bardziej boją się o
siebie niż o swojego ukochanego Mistrza, że ich miłość jest niczym. 
Więc zanim
nadejdzie ta noc, zanim Jezus pozostanie całkowicie sam w otoczeniu oprawców,
uklęknij przed Nim z tą świadomością, że wcale nie jesteś mocniejszy, że wcale
bardziej nie kochasz niż Apostołowie.
I przytul się do Niego, tak jak Jan połóż
głowę na Jego piersi. Spróbuj wyczuć bicie Jego Serca. Powiedz Mu, że pragniesz
Go kochać, ale nie potrafisz, że pragniesz przy Nim być, ale nie masz sił.
Wyznaj Mu, że są w tobie pragnienia, by Mu towarzyszyć, aby razem z Nim być na
Drodze Krzyżowej, aby tulić się do Jego Ran, aby Go wspierać. Ale brak ci sił,
nie potrafisz. A potem jak Maria Magdalena schyl się do Jego stóp i łzami zalej
Jego stopy. Wyznawaj swoją wielką słabość, a jednocześnie miłość, pragnienie
miłowania, pragnienie, by mimo wszystko, mimo tej słabości być przy Nim. 
Do ciebie
dzisiaj Bóg kieruje słowa pierwszego czytania:
Pan mnie powołał już z łona mej matki, od jej wnętrzności wspomniał
moje imię…
(Iz 49,1-6). To ty jesteś tą duszą wybraną. To ciebie wybrał już
w łonie swej matki, to ciebie ukształtował, to ciebie posyła, to w tobie widzi
to światło, które będzie można zanieść innym. Poczuj się umiłowanym, wybranym
dzieckiem, będąc właśnie u stóp Jezusa, korząc się u Jego stóp, przepraszając
za swoje słabości, uświadamiając sobie, że nic nie możesz sam, ale pragnąc
kochać Go jak nikt na świecie. Przyjmuj te słowa, że to Bóg ciebie wybrał, że
to On ciebie ukochał, że to On pragnie, aby w twoim sercu była wielka miłość.
On wie, do czego jesteś zdolny, wie o tobie wszystko. Wie o braku sił, On
wszystko wie. 
W tej
prawdzie, w jakiej stajesz przed Nim Jezus doznaje w swoim Sercu ukojenia,
pocieszenia, bo jest dusza, która uświadamia sobie prawdę, która wie, że nie
stać ją, aby razem z Jezusem dać dłonie i stopy do ukrzyżowania; która wie, że
na pierwsze okrzyki ucieknie.
W związku z tym nie zapewnia Jezusa buńczucznie,
że pójdzie z Nim na śmierć, ale w wielkim żalu nad swoją słabością,
grzesznością swoją i nędzą błaga, aby udzielił tej łaski, by mogła mimo to w
jakiś sposób być przy Nim sercem. Aby mogła w jakiś sposób towarzyszyć Mu,
będzie całować ślady Jego stóp, każdą kroplę Krwi podejmie z ziemi, ukryje w
swoim sercu. W swoim sercu będzie łączyć się z Jezusem, z Jego Sercem, z Jego
bólem, z Jego Męką. W sercu swoim całować będzie Jego Rany i w sercu swoim
będzie podtrzymywać Jego Krzyż. W sercu swoim trwać będzie u stóp Jego Krzyża
podczas Jego agonii i wpatrywać się w Niego, gdy oddawać będzie ostatnie
tchnienie. A potem z rana łzami tulić się będzie do Jego stóp.
Aby mogło się
to wszystko stać, abyś duszo mogła w swoim sercu towarzyszyć Jezusowi, widzieć
Jego Mękę, całować Jego Rany, abyś mogła towarzyszyć Mu do końca, potrzebne
jest jedno – twoja czystość.
Trzeba zrezygnować ze wszystkiego. Słowa: albo
służy się Bogu, albo mamonie (por. Mt
6,24 i Łk 16,13)) jak najbardziej są dzisiaj na miejscu. Jeśli chcesz podczas
Triduum Paschalnego być z Jezusem blisko, jeśli pragniesz w swoim sercu
wspierać Go, doświadczając Jego bliskości musisz zrezygnować ze wszystkiego.
Nie da się rozproszonym, sercem widzieć, doświadczać, czuć. Rozproszone serce
stale będzie miało w sobie obrazy świata. Trzeba wejść w głąb swojej duszy, aby
spotkać się z Bogiem. Nie da się tego zrobić, jeśli będzie umysł zajęty
sprawami różnymi. Jeśli twój wzrok będzie miał różne doznania, będziesz patrzeć
na różne rzeczy, wtedy nie da się go skierować w głąb duszy, Jeśli nie
zamilkniesz, to stale będziesz wychodzić na zewnątrz poprzez swoje słowa. Jeśli
pragniesz odpowiedzieć na Boże zaproszenie do tego największego wydarzenia,
największego w twoim życiu, największego w dziejach ludzkości, to musisz
zrezygnować z samego siebie. Inaczej nie da się przeżyć w pełni tych dni.
Ludzkie słabości stale biorą górę nad człowiekiem, ludzka pycha, egoizm panują
nad duszą, pożądliwość oczu stale pożera człowieka. Żeby zmniejszyć ich
działanie dusza musi ze wszystkich sił zrezygnować z siebie. Aby żyć z Bogiem
trzeba zrezygnować ze wszystkiego. 
To nie jest
łatwe. Wielcy święci pracowali nad tym nieraz całymi latami.
Ale przecież dusza
wybrana w Bogu ma swoją ostoję, w Bogu ma źródło swojej mocy, w Bogu ma swoje
światło, w Bogu ma wszystko. Dusza wybrana, dusza, którą Bóg prowadzi Maleńką
Drogą Miłości ma otwierać serce, pokazywać Bogu swoje słabe ręce, puste serce i
prosić, aby Bóg był jej wytrwałością, aby Bóg był jej mocą, aby to Bóg w jej
sercu pozamykał wszystkie myśli, aby oddalił od niej wszystkie jej sprawy, aby
uczynił nieważnymi dla niej wszystko to, czym do tej pory żyła. Dusza wybrana,
maleńka prosi Boga stale, aby pomagał jej odwracać wzrok od tego, co
niepotrzebne, zamykać usta, by nie wypowiadać słów. Aby pomagał jej dokonywać
wyborów, by czyniła tylko to, co jest konieczne, co potrzebne, co jest
obowiązkiem. Aby w swych zapędach nie czyniła za wiele, bo znowu może zająć się
rzeczami tego świata. Dusza maleńka nieustannie powraca do Jezusa prosząc Go,
błagając, aby pozabierał wszystko, aby jej duszę kierował na Niego, aby jej
wzrok kierował na Siebie, aby jej słuch kierował do Siebie. Dusza maleńka wie,
że nie jest zdolna do niczego dobrego, wie, że nie jest zdolna trwać przy
Jezusie. Ale ona pragnie i wyraża to pragnienie i mówi Jezusowi o tym, jak
bardzo pragnie być przy Nim. Przeprasza nieustannie za swoje odejścia,
rozproszenia, niepotrzebne słowa i myśli. I znowu wraca, i znowu prosi. Dusza
maleńka jest pokorna. Godzi się na to, że jest taka słaba. Godzi się w swoim
sercu na to, że jest do niczego dobrego niezdolna, że tylko zło potrafi czynić.
Dusza maleńka wie, że nie potrafi wytrwać przy Jezusie ani sekundy, ale w swoim
sercu doświadcza wielkiego pragnienia kochania Go najwięcej na świecie. W swoim
sercu doświadcza wielkiego pragnienia, by pomimo to, że jest niczym iść razem z
Nim Drogą Krzyżową, iść z Nim na Krzyż. Ona wie, że nie potrafi, ale jakże
pragnie wytrwać przy Nim, przy Jego Ranach. Jakże chciałaby adorować Jego Krew,
Jego Łzy, Jego Pot. Jakże chciałaby podtrzymywać Jego Głowę, kiedy bezwładnie
zwisa na Krzyżu. Jakże chciałaby swoją miłością wspierać Go w tych ostatnich
chwilach. Dusza maleńka wie, że jako pierwsza uciekła jeszcze z Ogrodu
Getsemani, ale w jej sercu jest wielkie pragnienie – wielkie – aby kochać, jak
nikt nigdy jeszcze nie ukochał Jezusa. I nieśmiało prosi Go, aby taką miłość On
wlał w jej serce, by dał swoją miłość do jej małego serca, aby ona mogła tą
miłością kochać Go, poprzez tę miłość być z Nim do końca. 
Złóżmy swoje
serca na Ołtarzu z tą prośbą, aby Bóg w te maleńkie serca tak słabe, tak nędzne
raczył wlać swoją miłość, abyśmy mogli kochać jak nigdy dotąd.
I dzięki tej
miłości byśmy mogli być z Jezusem cały czas, byśmy wytrwali całkowicie
zapominając o sobie i tak jak On oddając swoje życie Jemu.
Modlitwa duszy najmniejszej
O Panie mojego
serca! Miłości moja!
Jakże pragnęłabym wyrazić te uczucia, które mam w sercu!
Jakże chciałabym kochać Ciebie tak bardzo mocno, wielką, ogromną miłością, ale
czuję, czuję małość, czuję nicość samej siebie, moich uczuć, wszystkiego, co
moje. Tak bardzo doświadczam swoich słabości, tak bardzo czuję się słaba, ale w
sercu, kiedy klęczę przed Tobą doświadczam zadziwiającej rzeczy. Wzbudzasz we
mnie, Boże, pragnienia, które rosną – pragnienie miłości, miłowania Ciebie
miłością ogromną, nieskończoną, największą. Choć nie potrafię, choć nadal czuję
swoją małość, choć czuję swoją słabość, to wiem, że jest we mnie wielkie,
ogromne pragnienie miłowania Ciebie. Nie potrafię sama tego pragnienia
zaspokoić, nie potrafię sama w sobie wzbudzić tak wielkiej miłości, więc klękam
przed Tobą, więc korzę się przed Tobą i ufając Twojej miłości, proszę o nią. To
cudowne! Wiem, doznaję Twojej miłości. Jestem pewna Twojej miłości, tak
cudownej, tak ogromnej. Wiem też, że pragniesz tą miłością dzielić się ze mną i
że pragniesz mi ją ofiarować, więc Boże, otwieram moje małe serce. W Tobie
wszystko jest możliwe, nawet Twoja nieskończona miłość potężna, najpotężniejsza
może zmieścić się w moim małym, marnym sercu. Wierzę, że będę kochać tą
miłością Ciebie. 
Dziękuję Ci
Jezu za to, czego dokonujesz, za to, co wydaje się niemożliwe, a jednak Ty
czynisz.
Wypełniasz moje serce niepojętą miłością. Wiem i czuję, że tą miłością
kocham. Kocham Ciebie, kocham cały świat, kocham stworzenie. O Panie mój! Cała
wypełniona Twoją miłością kocham wszystko, co stworzyłeś, bo we wszystkim widzę
blask Twojej miłości, bo we wszystkim widzę Ciebie i Twoją stwórczą moc. Jakże
Cię uwielbiam teraz, o Panie mój! Dziękuję Ci za to niezwykłe doznanie, za tę
miłość w sercu, za Twoją bliskość. Dziękuję Ci Boże!
Dziękuję Ci
Boże, że w moje serce wlewasz tę miłość.
Pragnę tą miłością kochać Ciebie
nieustannie. Ufam, że Twoja miłość pomoże mi w tych dniach być przy Tobie,
trwać. Będę tą miłością otaczać Twoje Serce, będę tą miłością tulić Ciebie.
Będę z tą miłością razem przy Tobie podczas Twojej ostatniej Wieczerzy. Będę z
Tobą, gdy będziesz modlić się w Ogrodzie Getsemani. Moja miłość będzie Ciebie
tulić, moja miłość będzie zbierać krople Krwi, moja miłość będzie towarzyszyć
Tobie, gdy pojmany prowadzony będziesz na przesłuchanie, a potem do więzienia.
Ta miłość Jezu, będzie Ci towarzyszyć, gdy będziesz torturowany strasznie,
bity, kopany, biczowany, gdy będą się z Ciebie wyśmiewać. A gdy będą zakładać
koronę cierniową na Twoją Głowę, moja miłość będzie przy Tobie. Ta miłość
będzie podtrzymywać Twoje Serce, ta miłość będzie Cię zapewniać, że jest serce,
które Ciebie kocha i które prawdziwie wyznaje, żeś jest Bogiem, Królem. I ta
miłość będzie na kamieniach, gdy upadając pod Krzyżem, Panie mój, ona będzie
chronić Ciebie, abyś nie uraził jeszcze bardziej swoich rąk, nóg i głowy. Ta
miłość Boże! Tę miłość położę na ramionach Krzyża, aby choć trochę chronić
Twoje dłonie i Twoje stopy. Swoją miłość podam Ci, gdy Twój język będzie
zaschnięty i wargi, będziesz spragniony. Tą miłością będę ocierać Twoje łzy. I
tę miłość przytulę do Twojego Serca, by w tym najtrudniejszym momencie, kiedy
będziesz doświadczał opuszczenia od swojego Ojca i w straszliwym bólu swojego
Ciała i Ducha będziesz oddawał się Ojcu. Moja miłość delikatnie będzie
zdejmować Twoje Ciało z Krzyża i tulić je. A potem złożę, Jezu mój, Twoje Ciało
do Grobu i otulę znowu moją miłością. Jakże Ci jestem wdzięczna, że dałeś mi tę
miłość, że mam ją w sercu, że dzięki niej jestem bliżej Ciebie. Boże mój!
Dajesz mi wszystko. Wszystko! Uwielbiam Ciebie Boże w tej miłości, którą jestem
obdarowana. Bądź uwielbiony Boże!
Mój Panie!
Pragnę nieustannie trwać u Twoich stóp. Pragnę być przy Tobie cały czas.
Chcę
towarzyszyć Ci w Twoich przygotowaniach do Męki. Chciałabym w każdej sekundzie
dnia i nocy być przy Tobie. Pragnę Jezu być, gdy idziesz do Ogrodu Getsemani,
gdy się modlisz, chciałabym być, kiedy przychodzą po Ciebie żołnierze, kiedy
krępują Twoje Ciało, kiedy Cię prowadzą. Jezu mój! Chciałabym być w każdym
momencie stale z Tobą, przy Tobie. Proszę, dodawaj mi sił, kieruj mój wzrok na
Ciebie, moje myśli ku Tobie, moje serce niech przylgnie do Ciebie już na stałe.
Proszę, proszę o tę łaskę. Wypełniłeś moje serce miłością, wypełniłeś moje
serce tak wielkim pragnieniem, aby kochać, aby być przy Tobie. Teraz pomóż
zrealizować te pragnienia. Udziel Boże swego błogosławieństwa. 
Warto zapamiętać!
Bóg okazuje nam
wielką łaskę zapraszając do swojego Serca, zapraszając do uczestnictwa w Jego
cierpieniu, w Jego Męce. Miejmy świadomość wielkiego wyróżnienia, wielkiego
wybrania. Jednocześnie miejmy świadomość naszej ogromnej małości, słabości,
tego, że sami nie potrafimy nawet spojrzeć na Jezusa, a co dopiero wpatrywać
się w Niego cały czas. Ta pokora, to uniżenie przed Bogiem sprawia, że Bóg z
wielką ochotą udziela łaski wytrwania przy Nim, łaski towarzyszenia Mu. I w nasze
serca wlał miłość, ogromną miłość. Dał też pragnienie – pragnienie kochania,
pragnienie trwania przy Nim, pragnienie uczestniczenia w Męce, pragnienie
współodczuwania, pragnienie podtrzymywania Jezusa, pocieszania Go. Otrzymaliśmy
to w darze. 
Teraz ważnym
jest, byśmy tego daru nie utracili, nie pozostawili, byśmy o nim nie
zapomnieli. Nasze zadanie polega na tym, by nieustannie podejmować wysiłek,
trud jednoczenia się z Jezusem. Nasze zadanie polega na tym, żeby nie załamywać
się tym, co nie wychodzi, ale ciągle próbować od nowa. Otrzymaliśmy ogromną
łaskę, to starajmy się jej nie zmarnować. Niech każdy z nas pragnie w swoim
sercu podążać za Jezusem, trwać przy Nim, kochać Go, pocieszać. Niech każdy
próbuje stale to czynić, już teraz. Przyjmijmy do wiadomości, że nie będzie to
łatwe, ale nie dajmy sobie wmówić , że jest to niemożliwe, nie dajmy sobie
wmówić, że to bez sensu. Stale próbujmy. Nagrodą będzie ogromna bliskość z
Jezusem, będzie doświadczenie Jego cierpienia, Jego Męki, będzie zbliżenie naszych
serc do siebie nawzajem. A potem niezwykła radość Zmartwychwstania. I to
poczucie, iż w naszym sercu dokonuje się wszystko, że Bóg w naszym sercu kona i
w naszym sercu zmartwychwstaje. A my bierzemy w tym wszystkim udział. I
rzeczywiście będziemy brać w tym wszystkim udział. Dusze nasze zostaną
przemienione. Przecież cały sens tego Dzieła jest w tym, aby dusza została
przemieniona. 
Na tej drodze błogosławię was – w Imię Ojca, i Syna, i Ducha Świętego.
Amen.


<-- Powrót