Rozważania

Nr. 98  Lecz jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi! (Mt 5,38-42)

Miłość Boża. Wszyscy Święci rozważali, czym
jest miłość Boża, jaka ona jest? Kiedy Bóg dawał im poznanie tej miłości
dochodzili do tego, iż jest niepojęta, nieskończona; że nawet jeśli Bóg dał
łaskę częściowego poznania, to mimo to nie potrafili w pełni określić jaka jest
miłość Boża. Nie mogli znaleźć słów dla określenia Bożej miłości, wszystkie
wydawały się niewłaściwe. Próbowali opisywać miłość Bożą, ale to wszystko są
tylko marne porównania. Tej miłości nie da się opisać. Człowiek ma ograniczone
możliwości, zbyt mały umysł, zbyt ubogą wyobraźnię, jest zbyt zamknięty, aby
móc zrozumieć, jaka jest miłość Boża. 
A jednak Bóg pragnie, by człowiek otwierał
się na Jego miłość, by starał się ją poznawać, by starał się żyć tą miłością.

W pewien sposób daje wskazówki, jak żyć, jak postępować, aby choć trochę człowiek
mógł zbliżyć się do Bożej miłości. Bóg poprzez wszystko, co jest wprost lub w
sposób pośredni napisane w Piśmie św. stara się nakreślić, czym jest ta miłość
i czym jest życie miłością Bożą. I Apostołowie tą miłością żyli, pierwsi
chrześcijanie starali się nią żyć. Dzisiejsze pierwsze czytanie (2 Kor 6,1-10) również
mówi o życiu Bożą miłością. Choć wydawać się może, że ten fragment nie do końca
jest zrozumiały, to właśnie mówi o duszy, która żyje Bożą miłością. We
wszystkim, co ją spotyka, ona trwa w miłości, ona kocha, ona żyje miłością. 
Jezus w dzisiejszej Ewangelii wypowiada
słowa, które znane są właściwie wszystkim ludziom, często są cytowane w różnych
intencjach, z różnym zamysłem:
Lecz
jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi! Temu, kto chce
prawować się z tobą i wziąć twoją szatę, odstąp i płaszcz! Zmusza cię kto, żeby
iść z nim tysiąc kroków, idź dwa tysiące! Daj temu, kto cię prosi, i nie
odwracaj się od tego, kto chce pożyczyć od ciebie
(Mt 5,38-42). 
Wszystko to bardzo dobrze wiemy, o tym
czytaliśmy wielokrotnie.
Wydawać by się mogło, że nic prostszego, że
właściwie realizujemy to, o czym dzisiaj mówi Jezus. A jednak spróbujmy się
zagłębić w te dzisiejsze słowa Ewangelii. Aby je lepiej zrozumieć, przeżyć,
doświadczyć, trzeba przede wszystkim pokochać. Bez miłości człowiek nie jest w
stanie wytrwać na przykład w poświęceniu, w jakimś wyrzeczeniu. Wtedy, kiedy
czyni coś, co sprawia mu radość, co jest przyjemne, wtedy łatwiej jest to
czynić długo i wytrwale. Kiedy musi zrobić coś, co nie sprawia mu przyjemności,
a co może nawet sprzeciwia się jego jakimś wewnętrznym nastawieniom, wtedy jest
o wiele trudniej. A właściwie człowiek nie ma motywacji do tego by czynić coś
wbrew sobie, wbrew swojej naturze, coś co mu sprawia przykrość lub też nawet
cierpienie. 
Jedyną motywacją, która może dać siły,
która może człowieka popchnąć ku czynieniu czegoś, na co nie ma ochoty jest
miłość – miłość Boża.
Człowiek musi zakochać się w Bogu. Bez zakochania się
w Bogu człowiek będzie robił różne rzeczy do pewnego momentu; nawet będzie się
poświęcał, ale do pewnego momentu; nawet poniesie jakiś trud, cierpienie,
wyrzeczenie, ale wszystko ma swoje granice. I przyjdzie taki moment, natrafi
się na taki dzień, że człowiek po prostu ma już dosyć. Stwierdzi, że to
wszystko nie ma sensu. Dlaczego ma robić coś wbrew sobie? Po co ma znosić ból,
cierpienie? Po co się ma wysilać? 
Tak naprawdę tylko miłość nadaje sens i
cierpieniu, i wyrzeczeniu, podejmowaniu wysiłku, często wbrew temu, co jest w
środku człowieka.
Tylko miłość nadaje sens. Człowiek dla miłości jest w
stanie dokonywać rzeczy trudnych, wielkich, rzeczy wymagających poniesienia
ofiary, wyrzeczenia. Tylko miłość daje człowiekowi tak duże siły, taką
motywację. Tylko miłość potrafi nakłonić ludzkie serce do tak wielkiego
uniżenia samego siebie.
Owszem, można by tu patrzeć na inne
uczucia, chociażby nienawiści, czy złości, które też mogą motywować człowieka
do różnych działań.
Ale te wszystkie inne działania bądź będą nietrwałe,
bądź będą niszczyć. Miłość daje siły, by wytrwać. Miłość popycha ku działaniu,
które buduje, które odradza, które budzi nadzieję, daje ufność, które daje
życie.
Święci są tego dowodem. Gdyby przejrzeć
koleje losu różnych świętych, to właśnie miłość popychała ich do różnych
czynów. A zazwyczaj wiązały się one z wyrzeczeniem samego siebie, swojego
dotychczasowego życia, rezygnacji ze wszystkiego. Chociażby dzisiejszy Patron –
św. Brat Albert[1], zdolny artysta, malarz,
można by powiedzieć, że miał przed sobą całe życie. Mógł zostać sławnym
człowiekiem, Bóg dał mu ku temu zdolności. Zostawił jednak wszystko. W sposób
niezwykły, dzięki właśnie tym zdolnościom otrzymanym od Boga, poprzez
zagłębianie się, studiowanie sztuki, doszedł do Boga. On poprzez swoje
malarstwo odnalazł Boga. Jego dusza, tak wrażliwa, odczytała właściwe
powołanie. Potrafił zostawić to, co przecież jest pasją każdego artysty. Malarz
pozostawił pasję swego życia, bo zobaczył coś o wiele ważniejszego. Dla miłości
zrezygnował z samego siebie, z rozwijania chociażby swoich zdolności, z kariery,
aby służyć Bogu w swoich bliźnich. On w tych najbiedniejszych, w tych
bezdomnych, w tych opuszczonych odnalazł Boga. Ale to uwrażliwienie duszy
następowało między innymi dzięki sztuce. Jakże wielu artystów gubi swoje życie,
a ich zdolności otrzymane od Boga źle wykorzystane stają się przekleństwem i
niestety kończą w piekle. Ten święty właściwie odczytał Boże wezwanie, ale
musiał pokochać. Wtedy, kiedy się kocha człowiek jest zdolny do różnych rzeczy.
Wracając do dzisiejszej Ewangelii, kiedy
nadstawić ten drugi policzek?
Kiedy pożyczyć? Jak zauważyć tego, kto chce
od nas czegoś i to jest właśnie ta osoba, której mam dać, podzielić się z nią?
W jaki sposób oddać jej cząstkę siebie? Najłatwiej to zobaczyć wtedy, kiedy
odczuwam do danej osoby niechęć. Najłatwiej to zobaczyć wtedy, kiedy nie darzę
danej osoby życzliwością. Kiedy z jakiegoś powodu ta osoba nie wydaje mi się
bliska, trudno mi się z nią rozmawia, a właśnie ta osoba czegoś ode mnie
oczekuje, o coś prosi, czegoś chce. To nie jest wróg, to często jest osoba ze
Wspólnoty, ale z jakiegoś powodu nie czujemy do niej aż takiej przyjaźni jak do
innych. To właśnie do tej osoby mam szczególnie z miłością się odnosić. I ze
względu na miłość do Boga, ze względu na Jego miłość do mnie mam dać, pożyczyć,
pójść, porozmawiać, mam otworzyć serce. 
To, co mówi Jezus dzisiaj, jest otwarciem
serca na drugą osobę, otwarciem serca, w którym jest miłość, życzliwość, dobro,
jest łagodność, wyrozumiałość, jest przebaczenie.
Do tej osoby szczególnie
się uśmiechnę, do tej osoby wypowiem życzliwe słowo. Nie będę żartować w sposób
złośliwy, czy ironiczny, nie powiem słowa komentarza, chociaż ciśnie się mi na
język. Nie skrytykuję, nie spojrzę ironicznie lub ze zgorszeniem, ale swoim
spojrzeniem opromienię tę osobę miłością.
Zazwyczaj dzisiejsze słowa z Ewangelii kojarzymy
z takimi poważnymi sprawami: nadstawienie drugiego policzka, pożyczenie dużej
kwoty.
A tu chodzi o drobiazgi. Dusze maleńkie mają skupić się na
drobiazgach, zobaczyć w sobie drobiazgi. Jakże trudno jest właśnie w tych
drobiazgach, maleńkich sprawach, okazać miłość. Kiedy mamy ochotę coś powiedzieć
bez miłości, lepiej przemilczeć. Kiedy czujemy, że już nie wytrzymujemy lepiej
może usunąć się w bok. W ten sposób wielu świętych radziło sobie właśnie w
takich sytuacjach, kiedy trudno im było pokonać samego siebie, niejako
zaprzeczyć własnym wewnętrznym nastawieniom, negatywnym emocjom, uczuciom.
Wtedy, by słowem nie zgrzeszyć, usuwali się lub też milczeli, ale starali się
obdarzyć rozmówcę pięknym uśmiechem, jak to czyniła św. Teresa. Takie drobiazgi
kosztują duszę najwięcej, ale jakże te wysiłki miłe są Bogu. 
Pamiętajmy jednak, że aby podejmować ten
trud, aby wytrwać do końca trzeba kochać, prawdziwie kochać.
Wtedy starczy
sił na każdy dzień, wtedy będzie się wytrwałym, wtedy wszelkie różne argumenty,
które chcą odciągnąć duszę od takiego sposobu postępowania niczego nie
wskórają, bo dusza kochająca, dusza żyjąca miłością dla Boga zdolna jest do
różnych wysiłków, wyrzeczeń i ofiar. Właśnie ta zdolność do wyrzeczeń i ofiar
jest swego rodzaju miarą miłości duszy do Boga. 
Tworzymy Wspólnotę, mamy różne charaktery,
różne osobowości, temperamenty, jesteśmy różni.
W związku z tym wiadomo, że
nie wszyscy wszystkim przypadli do gustu. Nie wszystkich kocha się gorącą
miłością i nie we wszystkie ramiona wpada się z taką radością. Ale Bóg pragnie
byśmy siebie nawzajem kochali i przyjmowali takimi, jakimi jesteśmy, byśmy
utworzyli prawdziwą Wspólnotę miłości. Natomiast Boża miłość jest siłą
jednoczącą nas. Ze względu na miłość do Boga będziemy mieli i siły, i
wytrwałość, i cierpliwość, by znosić siebie nawzajem, jedni drugich; by
okazywać sobie życzliwość, łagodność, cierpliwość. 
Zatem, prośmy o miłość, aby ona wypełniła nasze
serca;
o miłość, którą Bóg już nam dał, teraz trzeba się jedynie na nią
otworzyć. Prośmy, by Bóg pomógł nam otworzyć się na taką miłość. Złóżmy serca
na Ołtarzu, prosząc o otwarcie serc i wypełnienie miłością. Prośmy o taką
miłość, która wszystko znosi, wszystkiemu
wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma (…) nigdy
nie ustaje (1Kor 13, 7-8). Prośmy o taką miłość, która podnosi, która daje
życie. 
Modlitwa
Jezu mój!
Staję przed Tobą jako zwykła dusza, dusza słaba.
Pokazuję Ci moje puste ręce.
Niczego, Jezu, nie potrafię, nie umiem się modlić. Nie umiem, Jezu, wypełniać
Twoich próśb, nakazów, realizować Twego powołania, nie jestem zdolna do
niczego. A Ty Jezu pragniesz, abym pokonywała swoją słabość, abym przełamywała
sama siebie i czyniła coś, do czego nie jestem zdolna. Chcesz, abym okazywała
miłość. Panie mój! Aby tę miłość okazać w różny sposób, najpierw muszę tę
miłość mieć w sobie. Bardzo pragnę Jezu kochać, bardzo pragnę kochać Ciebie.
Kiedy patrzę na świętych zadziwiam się, zachwycam, jak oni Ciebie kochali. Z
miłości do Ciebie gotowi byli na wszystko. Kiedy czytam ich pisma, zachwycam
się słowami modlitw, które układali. Kiedy czytam o ich żywotach, ich postawa,
ich zaangażowanie jest piękne. A ja Jezu jestem duszą maleńką, do niczego
niezdolną, ale pragnę, chcę tak jak Święci – kochać. Ufam, że gdy będę kochać,
to wtedy moje serce zdolne będzie do wszystkiego, bo miłość podyktuje mi słowa
modlitwy, miłość pokieruje mną każdego dnia. Będę wiedziała jak postąpić, co
powiedzieć drugiej osobie. Wierzę, że ta miłość będzie od nowa budować relacje
między mną a ludźmi. Dlatego Jezu proszę, abyś otworzył moje serce na miłość.
Proszę, abyś wypełnił moje serce miłością. Ty pokochałeś mnie miłością, której
nie potrafię pojąć. Z tej miłości zdecydowałeś się aż na Krzyż. To jest dla
mnie niezrozumiałe, to jest szaleństwo miłości. Kiedy rozważam tę miłość, w
pewnym momencie staję przed czymś tak wielkim, nieskończonym, niepojętym, wtedy
przestaję myśleć, bo niczego nie pojmuję. Panie mój! Chce kochać właśnie taką
miłością, zdolną do szaleństwa z miłości. Proszę, udziel mi takiej miłości,
wypełnij mnie taką miłością. 
Jezu mój! W
moim sercu jest to jedno wielkie pragnienie.
Chcę kochać, kochać ogromną
miłością. Choć zdaję sobie sprawę z własnych słabości, choć widzę i doświadczam
własnej nędzy, to jednak w moim sercu jest to pragnienie, aby kochać Ciebie.
Aby kochać tak wielką miłością, że Ty połączysz moje serce ze swoim. Wiem Jezu,
że do takiej miłości nie jestem zdolna. Wiem, że niczym nie zasłużyłam sobie na
Twoją miłość i na to wszystko, co czynisz dla mnie. Wiem Jezu, jak bardzo
jestem nędzna. Wiem Jezu, że jestem niczym, a jednak w moim sercu, ufam, że
dzięki Twojej łasce, pojawiło się to pragnienie; pragnienie, aby kochać;
pragnienie, aby kochać Ciebie tak wielką miłością, jaką Ty mnie umiłowałeś;
pragnienie, aby należeć tylko do Ciebie, aby żyć tylko dla Ciebie; pragnienie,
aby Tobie poświęcić wszystko, by wszystko oddać. Wraz z tym pragnieniem, Jezu,
wzrasta również poczucie, iż dzięki tej miłości będę zdolna do ofiarowania
wszystkiego Tobie, poświęcenia Tobie wszystkiego, czynienia wszystkiego dla
Ciebie z miłości. Wraz z tym pragnieniem idzie przeświadczenie, że jestem w
stanie zaprzeć się samej siebie, kochać cały świat, wszystkie dusze. 
Choć nie
wszystko Boże rozumiem, co czynisz z moim sercem, ale mam w sercu pewność, że
Twoja miłość daje siły, czyni serce mocnym; że to Twoja miłość sprawia, iż
człowiek jest zdolny do wielkich czynów.
Więc nieustannie Ciebie proszę, udziel
mi tej miłości, uzdolnij mnie do miłowania prawdziwą, czystą miłością. Chcę
kochać. Chcę kochać tak, jak jeszcze nikt nigdy Ciebie nie kochał. Chcę kochać
ze względu na Ciebie wszystkie dusze. Chcę kochać Ciebie za wszystkich, którzy
Ciebie nie kochają. Chcę poprzez miłość przyprowadzać do Ciebie dusze. Dzięki
tej miłości rodzi się we mnie pragnienie, by ratować dusze dla Ciebie. Dzięki
Twojej miłości rodzi się we mnie umiłowanie całego stworzenia. Dzięki Twojej
miłości Boże, czuję, że napełniam się cała miłością i że kocham. Czuję w sobie,
Panie mój, wielką troskę o każdego pojedynczego człowieka i o Kościół cały.
Dzięki Twojej miłości zaczynam rozumieć, czym jest Kościół i jak bardzo
umiłowałeś Kościół. Dzięki Twojej miłości zaczynam rozumieć Twój stosunek do
dusz. Panie mój! Zaczynam rozumieć Twój Krzyż, Twoje poświęcenie, Twoją Ofiarę,
śmierć. Twoja miłość wszystko wyjaśnia, wszystko tłumaczy. Panie mój! Jakże
cudowna jest Twoja miłość. Proszę, napełniaj mnie nieustannie Twoją miłością,
abym mogła więcej rozumieć, poznawać, abym mogła żyć Tobą.
Dziękuję Ci
Jezu za wszystko, czego moje serce doświadcza.
Dziękuję Ci za Twoją obecność;
za to, że przede mną odkrywasz tajemnice swego Serca; za to, ze jesteś tak
blisko; za to, że nie ukrywasz się, ale objawiasz. Wiesz Jezu, że nie potrafię
się modlić. Widzisz moje serce i wdzięczność moją za to wszystko, co staje się
udziałem mego serca. Kocham Ciebie Jezu i pragnę żyć Tobą. Chcę codziennie
kochać Ciebie coraz więcej i chcę Tobie służyć coraz pełniej. Udziel mi swego
błogosławieństwa, abym była wytrwała na tej drodze, abym nie ustawała. Udziel
błogosławieństwa, abym nigdy z tej drogi nie zrezygnowała. Udziel
błogosławieństwa, abym miała odwagę iść dalej, coraz dalej, abym miała odwagę
słuchać Twego Głosu, abym miała odwagę realizować coraz to nowe Twoje
oczekiwania. Udziel błogosławieństwa, abym stała się szalona z miłości do
Ciebie. Pobłogosław nas Jezu. 
Refleksja
Na
początku drogi ku świętości dusza widzi ciężary. Dusza uświadamia sobie ogrom
wyrzeczeń i odczuwa wysiłek, odczuwa ból. Boleśnie doświadcza tego wszystkiego,
co poświęca Bogu rezygnując z samej siebie. Ale dzieje się tak dlatego, że na
początku drogi w duszy jeszcze nie ma miłości, bo kiedy dusza prawdziwie
pokocha, wtedy rozumiejąc głębię miłości, rozumie czym jest Krzyż. Ona kocha
Krzyż. Wtedy cierpienie przestaje być cierpieniem dla niej. Staje się radością,
bo poprzez cierpienie ona wyraża swoją miłość. I przestaje się lękać
cierpienia, krzyża, ofiary, ona chce rezygnować z siebie samej. Chociaż
doświadcza bólu, to jednak możliwość ponoszenia ofiary dla Jezusa jest dla niej
wielką radością, nawet rozkoszą, bo dusza widzi i doświadcza głębi miłości,
czym jest miłość; bo dusza widzi istotę Bożej miłości i pragnie jej tak bardzo,
że chce wszystko poświęcić. Prośmy, by wraz z nami o taką miłość modliła się
Najświętsza Dziewica Maryja. Błogosławię was – W imię Ojca, i Syna, i Ducha
Świętego. Amen. 
__________________________
 [1] Patron dnia dzisiejszego, św. Albert Chmielowski (ur.
1845), walczył w Powstaniu Styczniowym, gdzie odniósł poważne rany,
następnie w Niemczech i Francji studiował inżynierię, a także
malarstwo – które przybliżyło go do tajemnicy Boga. Mając prawie 40 lat, został
tercjarzem franciszkańskim. Dochodami ze sprzedaży swoich obrazów wspomagał
nędzarzy i bezdomnych, w których rozpoznał oblicze Boga. Po pewnym
czasie zrezygnował z malowania i całkowicie poświęcił się służbie
najbiedniejszym. Swoich naśladowców uczył, by „być dobrym jak chleb”. Jacek
Szymczak OP, „Oremus” czerwiec 2009, s. 74.


<-- Powrót