Dzisiejsze
pierwsze czytanie obrazuje naturę człowieka. Naród izraelski był prowadzony
przez Boga. To Bóg był Panem narodu izraelskiego. To On był Tym, który narodem wybranym
się opiekował, który go poprzez swoich proroków prowadził, wyznaczał mu drogę,
który ostrzegał i który pouczał. I chociaż naród izraelski doświadczał wręcz
cudownego prowadzenia, doświadczał wielu znaków Bożej obecności, Jego troski,
to jednak zapragnął mieć zwykłego króla, tak jak inne narody. Takie jest serce
człowieka. I nasze również.
Mimo, że
otrzymujemy od Boga wielką, ogromną obfitość łask; mimo, że otrzymujemy tak wiele dowodów i znaków Bożej
obecności, opieki i troski nad nami, to serca nasze wolą opierać się jeszcze na
czymś. Nasze serca chciałyby mieć znak materialny, znak widoczny, a najlepiej
taki, jaki posiadają inni, coś, co jest w świecie popularne, co jest przez
wielu posiadane. Mimo, że Bóg prowadzi każdy nasz krok, mimo, że droga jaką nas
prowadzi jest bardzo klarowna, bardzo jasna, czytelna, mimo, że poruszamy się w
jasności Jego pouczeń, to jednak my szukamy jeszcze oparcia gdzie indziej.
Otrzymujemy jasny obraz, przed sobą widzimy światło. Nikt nie jest tak
prowadzony, nikomu Bóg tak nie wyjaśnia wszystkiego, jak czyni to nam, a jednak
w naturze naszej, człowieczej jest szukanie jeszcze gdzie indziej oparcia.
Słuchanie jeszcze gdzie indziej, otwieranie oczu na coś innego. Gdybyśmy mieli
zobrazować wygląd naszych dusz, to trzeba by narysować ogromne uszy nastawione
na świat, nieproporcjonalne do całej postaci. I ogromne oczy, które zamiast
patrzeć w Niebo, patrzą na otoczenie, wszędzie. A serca otwarte, owszem, ale na
to co oferuje świat. Wyszłaby z tego jakaś poczwara, a nie postać ludzka.
Wiem, że ten
obraz nie jest zbyt przyjemnym, ale i słowa pierwszego czytania, jeśli je
przyjmiemy rzeczywiście do siebie, też mówią bolesną prawdę o nas. Chociaż wydaje
się, że dotyczą narodu izraelskiego, i to z tych dawnych, bardzo dawnych
czasów, to przecież słowa Pisma świętego są wiecznymi i w każdej epoce są żywą
prawdą skierowaną do człowieka i opisują stan duszy ludzkiej. Obrazują ludzką
naturę i relację duszy do Boga oraz Boga do duszy. I tak należy czytać Pismo
święte mając tego świadomość. Zatem zobaczmy w narodzie izraelskim samych
siebie. Naród prowadzony był przez samego Boga. Posiadał tylu proroków, którzy
przekazując Słowo Boże, dzięki łasce Boga, prowadzili ten naród. Tak naprawdę
prowadzącym był Bóg. Prorok był tylko narzędziem w ręku Boga. Naród izraelski
miał dane wszystko – jak ma żyć, w jaki sposób wierzyć, w jaki sposób okazywać
Bogu szacunek, jak postępować, gdzie powinien zwrócić swój wzrok, od kogo ma
stronić, z kim nie zawierać przyjaźni, kogo się strzec. Bóg ostrzegał: jeśli uczynicie tak, będziecie cierpieć;
jeśli posłuchacie Mnie, będziecie żyć w
dostatku.
I Bóg cały
czas prowadził naród, również wtedy, kiedy nie był posłuszny Bogu, przez co cierpiał
bardzo, doznawał przeróżnych cierpień. Bóg nadal nad nim czuwał i wyprowadzał
naród izraelski z jego cierpienia. Kiedy poczuł boleśnie swoje odwrócenie od
Boga, wtedy powracał.
I dzisiejsze
czytanie też o tym mówi. Naród nie słucha Bożych pouczeń. Przyznajmy, że i w naszych
sercach powstała ta myśl – mając Boga, chcemy człowieka króla. Nasze serca czynią to samo. Czynią
swoim królem różne rzeczy, osoby, sprawy, wydarzenia. Nawet nie wiemy jak
często pozostawiamy ten cud Bożej obecności w naszym życiu i Bożego prowadzenia
dla jakiegoś zwykłego, ziemskiego wydarzenia, dla jakiejś sytuacji, dla
człowieka, dla jakichś spraw, czegoś, co zabłyszczy, a przecież za chwilę
zgaśnie i zniknie, zgnije, zamieni się w proch. Zamieniamy Boże, prowadzenie na
jakieś przesłanki, które słyszymy od kogoś, na jakieś wieści, wiadomości, które
niepokoją serce. I stale rosną nasze uszy, a wytrzeszcz oczu robi się coraz
większy.
Dusze
Najmniejsze! Jeszcze jakiś czas temu nie mówilibyśmy o tym, ale przeszliśmy już
pewną formację i już nasze serca żyją w pewnym stopniu nauką Boga. Są już
uformowane, ale potrzebują nadal formacji. Czas na to, aby mając w głębi serca
dotychczasowe pouczenia spojrzeć na siebie w prawdzie i zobaczyć ten wielki
kontrast jaki jest pomiędzy tym czego Bóg naucza, czego od nas oczekuje, a tym
co reprezentują nadal nasze serca. Co reprezentujemy my jako Dusze Najmniejsze,
które mają całkowicie należeć do Boga, które mają być prawdziwie dziećmi Boga.
Dziecko żyje w objęciach swojej matki. Maleńkie dziecko żyje cały czas z matką,
a jego światem jest matka. To ona jest źródłem miłości, źródłem pokarmu, ciepła,
czułości. To ona zaspokaja wszystkie potrzeby dziecka, wszystkie. Dziecko
maleńkie, które jeszcze nie chodzi, nie raczkuje, ono nie wyjdzie samo na
ulicę, nie pójdzie do sklepu, nie przeczyta wiadomości w gazecie, ani nie otworzy
sobie Internetu, aby tam poszukać sensacji. Jego światem jest matka. A my
jesteśmy Duszami Najmniejszymi, czyli jesteśmy takimi najmniejszymi dziećmi i
całym naszym światem jest Bóg. Czy dziecku jest źle w ramionach matki? Jest
najszczęśliwsze i posiada wszystko. I niech się dzieje co chce na świecie, w
otoczeniu, w otoczeniu jego domu, miasta, kraju. Dziecko nie żyje tym, co
dzieje się w świecie, ono żyje ciepłem swojej mamy, jej uśmiechem, jej głosem,
ono żyje jej ramionami. Ono jest z nią. A kiedy odłożone na chwilę zatęskni, to
płacze, bo traci to poczucie bezpieczeństwa. Naraz pokój okazuje się za duży,
potrzebne są ramiona, które przytulą i zawężą ten wielki świat tylko do ramion
mamy, do jej zapachu.
Więc i my popatrzmy na
siebie samych, pomyślmy, rozważmy dzisiejsze pierwsze czytanie. Starajmy się zauważyć w swoim życiu te momenty, kiedy rosną nam uszy. I
z powrotem bądźmy niemowlętami, które są szczęśliwe w ramionach matki, dla
których całym światem jest mama. A więc całym światem Duszy Najmniejszej,
maleńkiej jest Bóg. I schrońmy się w Jego ramionach. I tylko w Niego bądźmy
wpatrzeni. A Matka Boża niech wspierać nas
w tym, by nasze dusze rzeczywiście otwierały się tylko na Boga. By żadne inne
sprawy, rzeczy, wszystko co jest pokusą, nie niepokoiły naszych serc.