Rozważania

Nr. 15  „Nie rozstawała się ze świątynią, służąc Bogu w postach i modlitwach dniem i nocą” (Łk 2,36-40)

Dzisiaj
zwróćmy naszą uwagę na maleńki fragment Ewangelii
, na zdanie, które mówi o tym, iż
Anna służyła Bogu w modlitwie i postach. I czyniła to właściwie przez całe
swoje życie. 
Człowiek
jest bardzo słaby, niewytrwały w swoich postanowieniach.
Człowiek jest niecierpliwy,
chciałby szybko osiągnąć swoje cele. A kiedy coś wymaga dłuższego czasu,
procesu, pracy, wysiłku, niestety bardzo często rezygnuje z osiągnięcia swego
celu. Cel osiągają nieliczni, wytrwali.
Prorokini Anna miała
zapowiedziane, że za jej życia służąc Bogu w postach i modlitwach doczeka się
zapowiedzianego Zbawiciela. Była duszą oddaną Bogu; duszą, która wszystko
powierzyła Najwyższemu. On zaś dał jej tę jedną obietnicę. Często tak jest, że
Bóg powołując duszę daje jej jakąś obietnicę. Oczekuje od duszy jedynie
wierności i wytrwałości na obranej drodze. Patrząc na życie Świętych można
zauważyć tę zależność. To właśnie w nich wypełnia się Boża obietnica, w nich
wypełnia się Boży plan, poprzez nich Bóg realizuje swoją wolę, jako że są
wierni Bogu; jako że konsekwentnie realizują drogę powołania. 
Przeróżne
są drogi różnych Świętych.

Obietnice dawane przez Boga również. Każdy wypełnia inne powołanie. Ale na
każdej drodze potrzebna jest wierność, potrzebna jest wytrwałość.
Gdyby Anna nie była wierna temu, czego się podjęła, gdyby nie była wytrwała na
swojej drodze, nie doczekałaby się Jezusa, bo nie byłoby jej w tym czasie w
świątyni. Wielu Świętych, gdyby nie byli wytrwali, gdyby nie byli wierni Bogu
nie doczekaliby się tak wspaniałej realizacji, spełnienia ich życia. Dzieła,
które zapoczątkowali, a które rozwinęły się często na całym świecie, nie
mogłyby realizować się, gdyby nie ich wytrwałość, gdyby nie ich wierność. Kiedy
patrzy się na życie Świętych, kiedy się czyta ich dzieła bądź też opisy ich
życia, człowiek zazwyczaj podziwia, zachwyca się, często serce poruszone
pragnie również iść tą samą drogą. Jednak różnimy się od Świętych. Różnimy się
właśnie brakiem wytrwałości, brakiem wierności. 
Bóg
realizuje swoje dzieło.

Ale do realizacji tego dzieła potrzebuje dusz Mu wiernych, dusz wytrwałych;
dusz, które będą szły za Nim pokornie i posłusznie nie ze względu na jakieś
błyskotki, jakieś radości, jakieś nagrody. Bóg oczekuje, że dusze pójdą za
Nim ze względu na Niego, a nie ze względu na to, że otrzymają po drodze
jakieś nagrody. Dusze idą za Bogiem zachwycone Bożą łaską, dotykiem Bożej
miłości, poruszone Bożą obecnością, a więc pociągnięte czymś, co jest swoistym
cukierkiem. Jednak Bóg nie karmi duszy cały czas cukierkami. Cukierek nie jest
zdrowym pokarmem. Jest przyjemnością, jest radością, ale nie może stanowić
właściwego pokarmu duszy, tak jak słodycze nie mogą stanowić trzonu odżywiania
ludzkiego. Organizm ludzki szybko by się rozchorował. A dusze idą za Bogiem ze
względu na cukierki, na błyskotki, na przyjemności. Nawet, jeśli duszę
pociągnie jakiś ascetyczny sposób życia, jakże trudno jej wytrwać na takiej
drodze. 
W
życiu duchowym Bóg na początek objawia się duszy, ukazuje swoją miłość, dotyka
serca tą miłością.
I rzeczywiście dusza doświadcza swego rodzaju cukierków
duchowych. Ale na tej drodze Bóg pragnie duszę zainteresować miłością, by
potem próbowała wchodzić w głębię nie patrząc na cukierki, ale wpatrując
się w samego Boga; nie oczekując łakoci, błyskotek, ale dążąc do
niezwykłej bliskości z Bogiem. 
Droga
do bliskości, do zjednoczenia z Bogiem nie jest drogą łatwą.
Nie ma na niej samych rozkoszy
duchowych. Dusza, którą Bóg powołuje potrzebuje być formowaną. Ta formacja nie
jest jedynie karmieniem duszy przyjemnościami. Tak, jak każda formacja wymaga
również swego rodzaju bolesnych doświadczeń, wymaga wysiłku, wymaga pracy,
wymaga wyrzeczeń. Gdy duszę dotyka formacja, początkowo niejako siłą rozpędu
jeszcze w nią wchodzi, ale im dalej, im więcej potrzeba własnego wysiłku i
wytrwałości tym coraz bardziej dusza się zniechęca. Niestety dusze ludzkie
cechują się tym, że kiedy potrzeba dłuższego wysiłku, samozaparcia, kiedy
potrzeba rezygnacji z samej siebie, wtedy dusza zaczyna zastanawiać się nad
swoją drogą, którą obrała, dopuszcza wątpliwości. I zaczyna rozglądać się za
czymś nowym, ponieważ to „nowe” jest błyskotką, nowym cukierkiem, nowym
doznaniem; jest czymś, co sprawia, że dusza z łatwością zaczyna się interesować
i za tym iść. Nie wymaga to wysiłku i wytrwałości. Dusza jakże często idzie za
tym „nowym”. I dochodzi znowu do pewnego momentu. Jest to inna droga duchowa,
ale na niej również pojawiają się trudności, potrzeba wysiłku i wytrwałości.
Dusza znowu powoli zniechęca się zaczynając rozglądać się za kolejną nowością.
W ten sposób dusza nigdy nie postępuje w głąb swego rozwoju duchowego. Nie
zagłębia się prawdziwie w Boże tajemnice, nie poznaje ich, nie zbliża się do
Boga tak, jak mogłaby to czynić, gdyby szła wytrwale jedną drogą. Ona, co jakiś
czas zaczyna od nowa, bo bardziej interesują ją błyskotki, cukierki,
przyjemności; bo jest łatwiej, przyjemniej.
Zatem,
z jednej strony nie należy się dziwić,
że najpierw jest euforia, wielkie zainteresowanie, jest dużo osób, które
angażują się w życie wspólnoty.
A gdy formacja idzie w głąb duszy, gdy ta
formacja wymaga pracy, wysiłku, wytrwałości, gdy wymaga samozaparcia, gdy
podczas tej formacji dusza zaczyna poznawać swoje słabości, wtedy część dusz
zaczyna rozglądać się za nowymi doznaniami, bowiem wspominają początki –
łakocie, błyskotki, przyjemności. Czasami błędnie myślą, że przyjemności,
błyskotki są rzeczywiście bliskim spotkaniem z Bogiem, są już celem samym w
sobie. Niektóre dusze sądzą, że to oznaka świętości, więc chcą powrócić do tego
stanu. A że na drodze, po której idą wspólnota przeżywa ciągłą, systematyczną
formację, która wchodzi w głąb każdej duszy, to niektóre z nich wycofują się,
aby gdzie indziej znowu znaleźć coś, co będzie łatwiejsze, co będzie
przyjemnością, cukierkiem, błyskotką, co im zdawać się będzie, iż dowodzi o ich
spotkaniu z Bogiem lub też ich świętości. Zachwycone będą na nowo odkrywać
jakąś inną drogę często nie zauważając, iż ta droga – w inny sposób sformułowana
– jest bardzo podobna. Mówi o tym samym – o Bogu, o miłości i oddaniu swego
życia Bogu. Będą iść tą drogą, by znowu dojść do pewnego momentu i potem
zrezygnować.
1)
Należałoby się przyjrzeć samemu sobie, swojej drodze, jaką się przeszło w tej
wspólnocie, może
wcześniej idąc inną drogą, z inną wspólnotą. Należałoby przyjrzeć się
dokładnie, na jakim etapie jest dusza: 
a)
czy na etapie zachwytu cukierkami, 
b)
czy na etapie poddawania się początkowej formacji, 
c)
czy może już na etapie pogłębionej formacji, gdy przychodzi trud, gdy potrzeba
wytrwałości, wierności; gdy przychodzi zmęczenie, zniechęcenie, wątpliwości?
2)  Dobrze by było zdać sobie sprawę z tego,
gdzie się jest. Które
to miejsce? Jaki to etap? A przede wszystkim zdać sobie sprawę z tego: 
a)
czego oczekuję na tej drodze, 
b)
czego się spodziewam, 
c)
czego pragnę, 
d)
do czego dążę, 
e)
dlaczego właśnie ta wspólnota
,

f)
dlaczego ta droga

,

g)
czy moim celem są kolejne błyskotki i słodycze, przyjemności

,

i)
czy celem moim jest samozadowolenie, 

j)
czy celem jest stwierdzenie, że oto udało mi się osiągnąć jakiś etap,
osiągnąłem jakąś świętość
,

k)
a może celem jest zjednoczenie z Bogiem? Wtedy trzeba przyjrzeć się: 

– Na ile jestem wytrwały? 
– Na ile staram się ze wszystkich
sił iść tą drogą? 
– Na ile rzeczywiście jestem
posłuszny Bogu i Jego prowadzeniu?
– Czy rzeczywiście realizuję tę
drogę?
– Czy rzeczywiście swoim dążeniem
osiągnę ten cel?
– Czy robię wszystko, aby do
niego dojść?
– Czy przypadkiem nie rozglądam
się za czymś nowym, za czymś, co wydaje się łatwiejsze, bardziej atrakcyjne?
Gdybyśmy
spojrzeli w głąb ludzkich serc, tyle ile jest osób we wspólnocie, tak naprawdę
tyle jest różnych celów, tyle jest różnych dążeń. Większość zapytana
odpowiedziałaby: Bóg i zjednoczenie z Bogiem. Ale jakże często dusze są
nieświadome swoich różnych celów, pragnień, które realizują. Zaczynają zdawać
sobie z nich sprawę wtedy, gdy przeżywają trudności, gdy droga nie okazuje się
tak łatwa, jak wydawało się na początku. Dusze, które myślą, zastanawiają się,
rozważają, niekiedy dochodzą do tego, iż tak naprawdę nie miały szczytnego celu
– zjednoczenia z Bogiem – ale realizowały siebie i swoje pragnienia. 
3)  Warto spojrzeć wstecz na ten rok, a może na kilka
ostatnich lat, by przyjrzeć się: 
– Co się realizowało na tej
drodze i do czego się dążyło? 
– Czy kroczenie tą drogą było
rzeczywiście konsekwentne?
– Czy byliśmy klarowni, czytelni
na tej drodze?
– Czy rzeczywiście szliśmy w
jednym obranym kierunku?
– Czy nie zbaczaliśmy z tej
drogi?
– Czy naprawdę celem jest
zjednoczenie z Bogiem? 
Każdy
z nas ma niejako bliskość Boga w zasięgu ręki, zjednoczenie dokonuje się
każdego dnia podczas Eucharystii, a jednak dusza czegoś szuka i nie chodzi
szczęśliwa. Czegoś pragnie i nie czuje się spełniona. Dlaczego?
Wszyscy,
każdy człowiek, każde stworzenie żyje we wnętrzu Boga.
Nie żyjemy poza Nim, gdzieś
daleko, ale żyjemy w Jego wnętrzu. Czy myślimy, że żyjąc we wnętrzu Boga mamy
tak daleko do samego Serca Bożego? Że cel – zjednoczenie z Bogiem – jest tak
odległy? My już żyjemy w Jego wnętrzu! A tylko nasz sposób myślenia o Bogu,
przeżywania swego życia z Bogiem stawia między nami a Bogiem jakiś mur,
zasłonę, przegrodę. Można by powiedzieć, że Bóg jest na wyciągnięcie ręki. I to
On do nas stale wychodzi, otwiera Serce, stale zaprasza, stale wygląda. On jest
otwarty. Bowiem to On jest wierny danej obietnicy. On człowiekowi wyznał miłość
na Krzyżu. I On każdemu człowiekowi zapewnił życie wieczne wyznając miłość.
Czyni to nieustannie, bez względu na to, jak człowiek przyjmuje to wyznanie.
Czyni to do samego końca życia człowieka tu na ziemi. Potem kontynuuje swoje
wyznanie miłości wszystkim Świętym. Bo Bóg jest stały, wierny.
Gdy
popatrzymy na Prorokinię Annę,

możemy zdać sobie sprawę z tego, iż jej życie nie musiało być usłane różami.
Bardzo szybko owdowiała. Jako młoda kobieta postanowiła służyć Bogu. Nie
prowadziła atrakcyjnego, burzliwego życia. Było to życie monotonne, szare.
Takie życie jest o wiele trudniejsze od życia, w którym człowiek ma jakąś
pracę, spotyka się ze znajomymi, ma różne zainteresowania, które realizuje.
Anna wiodła życie pełne modlitwy, wyrzeczenia. Ona trwała przed Bogiem. Sami
dobrze wiemy, jak trudno nam wytrwać chociażby przez godzinę podczas Adoracji
Najświętszego Sakramentu; dwie, trzy godziny to już jest sukces. Ileż wtedy
myśli, zwątpień, zastanawiania się, czy właściwie to wszystko ma sens. Anna
swoje życie poświęciła Bogu. Była konsekwentna. Każdego dnia była wierna Bogu.
Cały jej wysiłek – wszystko dla Boga. A Bóg to, co obiecał zrealizował. Była
już staruszką, gdy doczekała się spełnienia obietnicy. Bóg zrealizował swoją
wolę, swój plan w niej, poprzez nią. 
Bóg
realizuje swoje Dzieło Zbawcze poprzez Świętych.
Bo Święty to ten, który nie
tylko usłyszy wezwanie, nie tylko na to wezwanie odpowie, ale konsekwentnie,
każdego dnia jest wierny swemu powołaniu, służy Bogu bez względu na warunki.
Jakże często nie doświadcza cukierków, słodyczy, błyskotek. Doświadcza
natomiast czegoś innego. Bóg formuje duszę dając jej doświadczyć cierpienia,
oczekując od niej wyrzeczenia, rezygnacji. Bóg wie, że dusza rezygnując z tego,
co tak słabe, tak marne, zyskuje o wiele więcej. Ale sama dusza musi wiele w
sobie pokonać, aby zrezygnować z tego, co jej się wydaje tak błyszczące, tak
piękne, tak wspaniałe, tak warte posiadania. Święty poddaje się formacji. Idzie
cały czas drogą, którą wyznacza Bóg; drogą, która nie jest łatwa, która wymaga
od duszy wysiłku, pracy. Jakże często dusza czuje się zmęczona, bez sił. Bóg
pozwala duszy doświadczyć jej własnych słabości. Ukrywa często przed nią swoją
łaskę, by zobaczyła, że o własnych siłach nie jest w stanie niczego zrobić. Ale
wszystko to, czego doświadcza dusza na swojej drodze jest jej potrzebne. Bóg
daje doświadczenia, które są jej potrzebne; nie daje duszy czegoś, co jest
zbędne. Wszystko po to, by mogła osiągnąć cel – zjednoczenie z Bogiem. Wszystko
po to, by miłość objęła prawdziwie nie tylko tę duszę, ale by miłość Boża
wypełniła cały Kościół naznaczając go kolejnym zwycięstwem. I by miłość poprzez
tę wytrwałą duszę przyciągała kolejne dusze. Gdy dusza zatrzyma się na środku
swej drogi, gdy obejrzy się do tyłu i powróci do błyskotek, miłość nie obejmie
w takim wymiarze tej duszy. Nie będzie zwycięstwem całego Kościoła i poprzez tę
duszę nie przyciągnie setek i tysięcy innych dusz. 
Cena
jest tak wysoka, ponieważ
Bóg najbardziej umiłował dusze ludzkie i na duszach ludzkich Mu zależy.
On Sam
zdobył dusze za cenę swojego życia, dlatego i droga każdej duszy powołanej do
uczestniczenia w Zbawczym Dziele też wymaga tak wielkiego poświęcenia, wielkiej
ofiary. Jest trudną, ponieważ poprzez tę drogę zdobywa się to, co jest w oczach
Bożych najcenniejsze – zdobywa się dusze. 
Tak więc, droga, którą idziemy,
którą idzie cała wspólnota, to nie jest droga ot tak lekka, spacerek poprzez
las i łąki, kiedy możemy rozkoszować się widokiem pięknych kwiatów, ich
zapachem. Jest to droga, na której przeżywamy różne rzeczy. 
  • Doświadczamy
    wchodzenia pod górę, doświadczamy drogi czasem bardzo trudnej, doświadczamy
    ogromnego zmęczenia, upadków, doświadczamy przeciwności, różnych trudności.
  • Jest
    to droga, podczas której również doświadczamy piękna. 
  • Jednak
    ta droga – maleńka droga miłości – jest to droga, choć nazywana jest maleńką, a
    więc sugeruje, że dla tych, którzy są mali, słabi i niczego nie potrafią, to
    jednak wymaga od duszy wytrwałości, wierności. A gdy dusza cała oddaje się tej
    drodze, kiedy rzeczywiście nią idzie, to staje się ona swoistym męczeństwem
    duszy. Poprzez męczeństwo zaś osiąga się świętość.
  • Męczeństwem
    nie jest tylko oddanie życia w jakimś cierpieniu za Boga, za dusze; męczeństwo
    to nie tylko gwałtowne odebranie komuś życia. 
  • Męczeństwem
    jest również ciche, ukryte życie, przeżywanie swojej drogi w milczeniu, ale
    cały czas ze wzrokiem skierowanym na Boga. 
  • Męczeństwem
    jest ciągłe podejmowanie od nowa tej samej drogi, pokonywanie trudności, zniechęcenia,
    ciągłe powstawanie, pomimo braku sił, by nieustannie idąc tą samą drogą piąć
    się coraz wyżej. 
  • Męczeństwem
    jest zgodzenie się, by Bóg doświadczał dusze tak, jak On chce doświadczyć, a
    nie tak jak my się tego spodziewamy, jak my to sobie wyobrażamy.
  • Męczeństwem
    jest milczenie i znoszenie w milczeniu wszystkiego. Nie jako forma pokazania:
    jestem oto męczennikiem za wiarę, ale przyjęcie tego męczeństwa przed samym
    Bogiem i ofiarowanie go Bogu, a nie pokazywania go innym ludziom.
To
jest męczeństwo, które prowadzi do świętości.
Sługa
Boża s. Konsolata Betrone
również osiągnęła swoją świętość poprzez męczeństwo. Jej męczeństwem bowiem było
trwanie w akcie miłości, trwanie nieustanne. To był jej krzyż. Naszym
męczeństwem jest też ta sama droga – maleńka droga miłości. A na tej drodze:
– trwanie w akcie miłości i
kroczenie zgodnie z pouczeniami; 
– poznawanie siebie,
przedstawianie niejako w świetle Bożej miłości i przyjmowanie tego, co Bóg nam pokazuje;
– zgoda na słabości, choć nie
akceptacja;
– dążenie, by pomimo słabości
jednak służyć Bogu, coś zmienić w sobie;
– naszym męczeństwem jest
wierność dniom skupienia, obecność na Wieczernikach, w miarę możliwości
codzienna Msza św. w naszym Centrum.
To
jest nasza droga.
Na niej owszem od czasu do czasu pojawi się słońce, błyskotki, słodycze. Ale
jeżeli ktoś będzie tylko ich szukał, tej drogi nie przejdzie i bardzo szybko
rozejrzy się za inną. To droga, choć prowadzi do miłości, choć usłana różami,
to jednak trzeba pamiętać, że usłana jest nie tylko samymi kwiatami, płatkami.
Na tej drodze wszystko jest – całe krzewy róż, a więc i łodygi z kolcami. 
Wchodząc
w następny rok kalendarzowy warto się zastanowić:
– Jaką drogą chcę dalej iść? 
– Czy chcę być prawdziwym,
rzeczywistym, żywym członkiem tej wspólnoty; żywym niejako kamieniem Kościoła?
– Czy może takim sobie zwykłym,
martwym, który nie idzie do przodu, bowiem ogląda się do tyłu za tym, co łatwe,
by w końcu zmienić drogę?
Jeśli
chcę iść tą drogą,
jeśli odczytuję, że to jest droga dla mnie, to trzeba podjąć
postanowienie,
iż: BĘDĘ WYTRWAŁY. ZE WSZYSTKICH SIŁ BĘDĘ STARAĆ SIĘ TĄ DROGĄ IŚĆ. MOIM CELEM
JEST ZJEDNOCZENIE Z BOGIEM, JEST TAKIE ZANURZENIE SIĘ W JEGO MIŁOŚCI, BY TA
MIŁOŚĆ OBJĘŁA MNIE CAŁEGO, WYPEŁNIŁA MNIE I BY WE MNIE KOCHAŁA INNYCH. BY TA
MIŁOŚĆ PROMIENIOWAŁA NA INNYCH I PRZYCIĄGAŁA INNYCH DO BOGA. Celem nie jestem
ja i moje samozadowolenie, nie jest radość moja z tego, że jestem świętym, bo
to jest pycha. Celem moim nie jest zrealizowanie siebie w tej wspólnocie, w
jakimś działaniu, w jakiejś aktywności. CELEM MOIM JEST ZJEDNOCZENIE Z BOGIEM.
Wszystkie inne cele nie będą prowadzić do Boga, będą prowadzić znowu do mnie, a
więc będą pychą i próżnością, egoizmem.
To
bardzo trudne słowa.
A
jednak na swojej drodze każda dusza musi podjąć taką refleksję, a potem pewne
postanowienie, jakieś decyzje: 
– by świadomie iść dalej, 
– by prawdziwie mogła realizować
swoje powołanie, 
– by czyniła to świadomie
,

– by uczestnictwo w życiu
wspólnoty nie było zabawą, nie było lekko traktowane, ale by zobaczyć, iż jest
to droga, na której dusza decyduje się na wszystko; droga na śmierć i życie.

Szatan
cały czas walczy o nasze dusze.

Szatan walczy o wszystkie dusze na całej ziemi. On nie ustaje, on się nie
męczy. Tak więc cena jest ogromna. A nas Bóg powołuje na drogę, na której
możemy uczestniczyć w Dziele Zbawienia ratując dusze. Rozważmy dobrze swoją
drogę, swoje pragnienia i cele! Wchodząc w Nowy Rok wybierzmy to, co wyda nam
się najcenniejsze! I prośmy o Boże błogosławieństwo, które przyniesie nam,
wszystko, co potrzebne, by zrealizować właśnie tę drogę – nasze powołanie. 
Złóżmy
nasze serca na Ołtarzu,

prosząc, by Bóg je oświecił, by dał odwagę spojrzeć na prawdę, by potem dał
odwagę podjąć pewne decyzje.
 
Modlitwa
 
Oddaję Ci Jezu teraz całą siebie,
wszystko, co mnie stanowi. Proszę, abyś rozświetlił swoim światłem moje serce,
moją duszę, mój umysł; abyś rozświetlił moje pragnienia, moje dążenia, abyś
pokazał mi prawdziwe intencje moich działań. Proszę, abyś dał mi odwagę, by na
to wszystko spojrzeć, by przyjąć ten stan, jaki jest, by rzeczywiście zgodzić
się z tym, co zobaczę. Pomóż mi stanąć w prawdzie przed samą sobą i przed Tobą.
Ty wiesz Jezu, jakie to trudne. O wiele łatwiej byłoby uciec od samego siebie i
zacząć inne rozważania, czy inną Adorację. O wiele trudniej jest Jezu, będąc
przed Tobą stanąć w prawdzie i przyznać przed samym sobą, jakim się jest, jakie
jest serce, co jest w duszy. 
Jezu mój! To właśnie ja jestem
tym człowiekiem, który szuka tego, co łatwe, który idzie za przyjemnościami,
który chciałby wiecznie otrzymywać cukierki. To ja jestem tym, który się
zniechęca, który zawraca z drogi. To ja stale poddaję się wątpliwościom. Stale
Jezu chciałabym czegoś nowego, innego. Dzięki Twojej łasce pozostałam tutaj, w
tej wspólnocie. Ale Ty jeden wiesz Jezu, że to tylko dzięki Tobie. Ty jeden
znasz moją duszę i widzisz, ile w niej burz, ile zawirowań. Pragnę Jezu przed
Tobą złożyć to wszystko, co jest we mnie, to wszystko, co nie było kroczeniem
drogą miłości. Chcę złożyć u Twoich stóp wszystko, co było zaprzeczeniem, co
nie było pójściem drogą powołania. Chcę złożyć przed Tobą Jezu to wszystko, co
przyczyniało się do tego, iż cała wspólnota nie mogła iść dalej. Kładę przed
Tobą Jezu całą siebie. We mnie nadal, Jezu, jest to pragnienie ciągłych
nowości, pragnienie zaznawania słodyczy, pragnienie błyskotek, ciągle nowych
doznań. We mnie nadal jest chęć ucieczki przed szarzyzną dnia, przed trudami
codzienności, przed monotonią. To najtrudniej przyjąć. We mnie Jezu nadal jest
chęć, by błyszczeć, a nie ukryć się. Więc wszystko to składam Tobie, oddaję Ci. 
Oddaję Ci Jezu całe to moje
niezrozumienie, czym jest ta droga. Oddaję Ci w związku z tym wszystko, co
powstawało, a więc wszystkie emocje i uczucia, które się budziły wobec tego, co
nie rozumiałam, przeciw czemu się buntowałam. Oddaję Ci słowa, które wtedy
wypowiadałam, a które być może raniły, a już na pewno nie budowały. Oddaję Ci
Jezu wszystko, co nie służyło tej wspólnocie, wszystko, co było nakierowane na
mnie, co było egoizmem bądź pychą lub próżnością. Oddaję Ci to Jezu! Oddaję Ci
Jezu wszystkie moje słabości, które widzę i których nie widzę, których nie znam
bądź też, do których nie chcę się przyznać.
Mówisz dzisiaj bardzo trudne
słowa o konieczności wytrwałości, o konieczności bycia wiernym. Dzięki Twojej
łasce widzę, że nie ma we mnie ani wierności, ani wytrwałości. A jednak, Jezu,
chciałbym iść tą drogą cały czas – maleńką drogą miłości. Chcę być w tej
wspólnocie i chcę wziąć udział w Twoim Wielkim Dziele. Daję Ci siebie Jezu ze
wszystkim, co jest we mnie: z każdą słabością, z każdym lękiem, z każdą obawą,
ze wszystkim Jezu.
Proszę, wypełnij mnie miłością.
Wiem Jezu, że miłość jest wszystkim. A więc ona będzie moją wiernością. Ona da
mi wytrwałość. Ona sprawi, że nie będę zapatrzona w siebie, ale spojrzę na Ciebie.
To dzięki niej będę mogła realizować Twój plan, Twoją wolę – nie moją. To ona
da mi siły, by pokonać wszelkie wątpliwości, by nie zniechęcać się
trudnościami. Proszę Ciebie o miłość, tylko o miłość. Niech zstąpi na mnie Jezu
Twoja miłość wraz z Twoim błogosławieństwem. Przecież Hostia jest
najcudowniejszym znakiem Twojej miłości, dowodem Twojej miłości, obecności
Twojej miłości. Więc Ty Obecny pod tą Postacią, proszę pobłogosław mnie i zlej
na mnie swoją miłość. Przyszedłeś przecież do mnie, do mojego serca, by
zjednoczyć się z nim w sposób niepojęty i cudowny. Przecież już objąłeś moje
serce. Proszę, abyś pobłogosławił i całą mnie wypełnił swoją miłością.
 
Refleksja
 
Maleńka
droga miłości –
to droga, po której za życia na ziemi szła sł. B. s. Konsolata Betrone. Gdy
dusza oddaje się Bogu tak prawdziwie do końca, wtedy doświadcza Bożego
błogosławieństwa, Bożej łaski. Trud, wysiłek nie wydaje się wówczas aż tak
wielki. Człowiek otrzymuje pomoc. Na drodze pojawiają się przeszkody, ale Bóg
daje siły, by je przejść. Na tej drodze cudowną jest obecność Boga, Jego
miłość. Ta miłość wynagradza wszystkie trudy, wysiłki, wszystkie niejako
poniesione koszty. 
Proszę, byśmy nie zniechęcali
się, ale byśmy spojrzeli w przyszłość z wielką ufnością, bowiem w tej przyszłości
powinniśmy zobaczyć samego Boga i Jego miłość, zjednoczenie z Miłością. A więc
jest to przepiękny widok. Jeśli nie będziemy spuszczać wzroku właśnie z tej
Miłości, ze zjednoczenia z Miłością, wtedy będziemy szybciej iść i łatwiej nam
będzie pokonywać wszelkie przeciwności. Miłość będzie nas niosła na swoich
skrzydłach. 
Błogosławię was – W Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen.


<-- Powrót