Wielki Poniedziałek
powiemy o kilku wskazówkach na czas przeżywanych dni Wielkiego Tygodnia. Otóż w
niedzielę palmową rozpoczął się czas niezmiernie trudny dla Jezusa. To prawda,
ludność wiwatowała na Jego cześć a i my trzymaliśmy w tym dniu palmy w rękach
śpiewając „Chrystus wodzem, Chrystus Królem”, jednak Serce Jezusa
nie było przepełnione radością. W Jego Sercu był smutek. I ten smutek
pozostanie już do Wielkiego Piątku. Jezus ze smutkiem patrzył na tych, którzy
Go witają, którzy wznoszą okrzyki, którzy machają do Niego liśćmi palmowymi.
Wiedział dokładnie o każdym z tych, co będą czynić w Wielki Czwartek, co będą czynić
w Wielki Piątek. Dokładnie wiedział jak się zachowają, jakie będą ich serca, jakie
emocje i uczucia będą przechodzić przez te serca. I smutek ogarniał Jezusa
coraz większy. I nasze serca jakże często są radosne, wielbią Boga, potem
czynią coś zupełnie odwrotnego. Jak niestałe są serca ludzkie, jak są słabe,
jak bardzo szybko ulegają złu.
Jezus pragnie
zaprosić nas do wspólnego przeżywania tych dni. Pragnie przeżywać ten czas
razem z nami, tutaj. Chce, byśmy doświadczali wraz z Nim czasu oczekiwania,
czasu Męki, czasu konania. Chce byśmy byli wszyscy razem i wspólnie zagłębiali
się w Jego Serce, w wielką niepojętą boleść jaką przeżywał, jaką przeżywać będzie.
W dzisiejszej
Ewangelii opisane jest wydarzenie ważne. Powiemy na ten temat również parę
słów, abyśmy i dzisiaj uczestniczyli w tym wydarzeniu. Jezus był u Łazarza i
jego sióstr; Marty i Marii. Lubił przebywać w ich domu, w nim odpoczywał, spotykał
się tu z pokojem, z miłością. Tutaj nabierał sił do dalszej wędrówki, koił
swoje Serce, wiedział, iż tu ma swoich przyjaciół, niemalże rodzinę; tych,
którzy Go kochają, mają otwarte serca, starają się Go rozumieć jak najlepiej. I
dzisiaj również Jezus przebywa pośród swoich przyjaciół, swoich bliskich, tych,
których kocha. Mimo to Jego Serce jest smutne i bardzo samotne. Nie wszyscy
dostrzegają Jego smutek, nie wszyscy rozumieją co się dzieje w środku, w Sercu
Jezusa. Rozmawiają, pytają o różne rzeczy, czasem żartują, żyją trochę obok
Jezusa swoim życiem, nie rozumieją tych dni, które właśnie się stają. Tylko
Jezus dobrze wie jak szybkimi krokami zbliża się wypełnienie Misji. Jezus w
swoim Sercu już przeżywa smutek, przygnębienie, cierpienie. Już doświadcza
samotności, mimo, że jest pośród przyjaciół.
Pomyślmy, czym
my dzisiaj zajmowaliśmy swoje serca? Czy od rana towarzyszyliśmy Jezusowi w
Jego smutku, w Jego przygotowaniach do wydarzeń Wielkiego Tygodnia? Czym zajęte
były nasze myśli? Jak często odwracaliśmy się od Niego zajęci własnymi
sprawami? Ile razy w ciągu jednej godziny zdarzyło się nam zapomnieć o Nim? A
przecież Jezus już cierpi. Przecież to najważniejszy Tydzień w Jego ziemskim
życiu. I najważniejszy Tydzień w naszym życiu. Dlaczego więc wciąż zajęci jesteśmy
czymś innym? Miłość powinna nam podpowiedzieć, iż od chwili przebudzenia do
zaśnięcia, powinniśmy starać się być przy Jezusie. Powinniśmy być, kochać. Nie
możemy uczynić nic więcej, ale przecież miłowanie, to jest najwięcej, co dusza
może dać i co może zrobić.
Spróbujmy
wejść w opisaną w Ewangelii św. Jana (J 12,1-11) scenę: Betania; duże
pomieszczenie; sporo osób; na stole owoce, potrawy. Przyjaciele Jezusa, nieco
rozgadani; tym razem Jezus więcej milczy niż zwykle; i patrzy wzrokiem smutnym
po wszystkich. Nie zauważają tej zmiany w Jezusie, zajęci są sobą, tak jak i my
dzisiaj zajęci byliśmy sobą. Oni nie przeczuwają czym jest ten Tydzień, ale
przecież my już wiemy. Dlaczego zapomnieliśmy? Spójrzmy na Jezusa, jak bardzo
jest samotny, opuszczony; Jego opuszczenie już się zaczęło. Jego samotność
staje się coraz bardziej dotkliwa. Tylko Maria, tylko ona pragnie wyrazić swoją
miłość do Jezusa. Przygotowała szlachetny i drogocenny olejek nardowy, coś
bardzo cennego dla Tego, którego pokochała całym sercem, który stał się miłością
jej życia. W ten sposób, poprzez natarcie stóp Jezusa tym olejkiem, wyraziła
siebie, swoją miłość i oddanie. Ona w ten sposób całą siebie oddała Jezusowi,
całą swoją miłość wylała u Jego stóp, na Jego nogi. I swoje poddanie wobec
Niego, wręcz niewolnicze, podkreśliła wycierając Jego stopy swoimi włosami.
Tylko Maria w tym momencie była z Jezusem, choć i ona nie przeczuwała
wszystkiego. Również i my w swej ogromnej małości, bo mimo, że wiemy czym jest
ten Tydzień, jednak nie rozumiemy wszystkiego, możemy, tak jak Maria dzisiaj,
wylać całą swoją miłość u stóp Jezusa i być przy Nim. Starać się, by Jego
poczucie osamotnienia nie było aż tak wielkie i tak bolesne, poprzez naszą
miłość.
Zauważmy! Ten
Tydzień poświęcamy jeszcze na porządki, na przygotowania, tak dużo czasu
poświęcamy na zewnętrzną formę przygotowań do Świąt. A Jezus jest samotny!
Czego innego potrzeba. Czy nie rozumiemy? To, czy nasze mieszkanie będzie
wysprzątane „na błysk”, czy będzie tylko ogólnie uporządkowane, nie jest tak
istotne. Ważne jest, gdzie będzie nasze serce i na ile będziemy towarzyszyć
Jezusowi. Bo, na ile będziemy blisko Jezusa, na tyle będziemy mogli poznawać
Jego miłość. Poprzez te dni Męki będziemy mogli poznawać Jego miłość, zbliżać
się do Jego miłości. Poznawać miłość, to zaczynać więcej rozumieć. To znaczy,
zanurzać się w Bogu; doświadczając Jego miłości, zaczynać kochać, zagłębiać się
w tajemnicy Krzyża i rozmiłować się w Krzyżu; to rozumieć istotę zbawienia; to
wchodzić w świat, który jest prawdą, jedną rzeczywistością; to już żyć w
świecie Boga, w świecie duchowym. To otwierać oczy na cudowną tajemnicę Bożego
istnienia, Bożego bytu, Bożej miłości. To zjednoczyć się z Bogiem, jak nigdy
dotąd i doświadczyć miłości, która złączy nasze serca z Nim tak bardzo, że
niczego nie będziemy już pragnąć, tylko Nieba. Co nam dadzą nasze wymyte okna,
wyprane firany, różne ozdoby postawione we wszystkich miejscach naszego
mieszkania, wysprzątane szafki? Co nam dadzą? W proch się zamienią. Ale serca nasze,
albo będą żyć Świętym Nieba, albo ogniem piekła.
Już teraz możemy
żyć życiem Boga. Już teraz nad nami rozpościera się cudowne Boże światło, które
pragnie wejść do każdego serca, aby rozjaśnić je. Już teraz Bóg pragnie dać nam
najcudowniejszy dar miłości, a my zajmujemy się swoimi sprawami, odwracamy się
od Jezusa, bo przygotowujemy się do Świąt. Zostawmy wszystko, a sercami
przylgnijmy do Jezusa. Niech serca nasze będą dla Niego miłym miejscem
przebywania, miejscem pełnym miłości. Tak jak Domek w Nazarecie, tak jak każde
miejsce, w którym przebywała Maryja i czekała na Jezusa. Chociaż Jezus przez
ostatnie swoje trzy lata nie miał tak naprawdę stałego miejsca, domu, to w Jej
matczynych ramionach znajdował dom, w Jej ramionach znajdował miłość, ukojenie
i był najszczęśliwszy. I my otwórzmy swoje serca dla Jezusa. On teraz
szczególnie potrzebuje serc pełnych miłości. Niech i w nas ma to miejsce, gdzie
nie będzie samotny, gdzie nie będzie opuszczony, gdzie będzie ktoś, kto czeka
na Niego, patrzy, wypatruje, kto myśli o Nim, kto Mu towarzyszy, kto razem z
Nim czeka na wydarzenia Wielkiego Czwartku i Wielkiego Piątku.
Podczas Mszy
św., niczym Maria, wylejmy całą swoją miłość przed Jezusem, dajmy swoje serca i
prośmy Boga, by uzdolnił je do ciągłego towarzyszenia Jezusowi, by uwrażliwił
na każde Jego pragnienie, każde Jego słowo, które w jakiś sposób będzie w nas.
Niech sprawi, że będziemy szczególnie teraz wyczuleni na wszystko, co Jezusowe.
Byśmy odpowiadając miłością na wszystko czego On pragnie, na każdą Jego potrzebę,
każdy Jego smutek, mogli wspierać Go. Byśmy w tych dniach, nawet przez sekundę,
nie odwrócili od Niego wzroku. Jakże Jezus potrzebuje teraz miłości naszej.
Kochajmy Go. Niczego innego nie potrzeba w tych dniach.