na Wielki Post w Roku „W komunii z Bogiem”
8
kwietnia 2011r.
Jezus konający. Przychodzi pokazać nam swoje Rany, uświadomić nam swoje
cierpienie i prosić nas, abyśmy razem z Nim nieśli Krzyż, Krzyż cierpień całej
ludzkości.
Jezus oprócz tego, że jest Bogiem, jest człowiekiem. Jego ciało było
takie same jak nasze ciała i odczuwało wszystko tak samo, każdy ból, tak samo
był odczuwalny przez Niego jak i odczuwany jest przez nas. To nie Jego Boska
natura, ale ludzka natura przyjęła wszystko. Jakże często sądzimy, że skoro Jezus
przyjął tak wiele na siebie, to widocznie jako Bóg miał moc, siłę i nie czuł tego
tak jak odczuwa człowiek. Jezus czuł wszystko, bo jako człowiek przyjął każdy
ciężar i jako człowiek poddawał swoje członki by zostały przybite do Krzyża. I
tak samo Jego ciało było zbudowane jak nasze. Takie same kości, mięśnie, takie
same unerwienie i odczuwanie bólu. Wszystko
co przyjmował na siebie czuł dokładnie, tak jak odczuwa człowiek, nie
folgował sobie zasłaniając się naturą Boską, która była w Nim, ale stawiał
wszystko przed ludzką naturą i jako człowiek przyjmował.
Cierpienie, którego doznawał Jezus obejmowało cierpienia ludzkości
poprzez wszystkie wieki istnienia człowieka. A swoim Sercem ogarniał każdą duszę
i niejako każdą z osobna niósł na Golgotę. Trudno jest sobie wyobrazić ten
bezmiar cierpienia, a jednak postarajmy się. Ogarnijmy myślą całą ludzkość, wszystkie
pokolenia, wszystkie trudy życia, każdego człowieka, codzienność, zmaganie z tą
codziennością, różnorakie warunki życia, lżejsze, bądź cięższe. Weźmy pod uwagę
wszystkie wojny. Weźmy pod uwagę wszystkie choroby. Weźmy pod uwagę wszelką
nienawiść ludzką i zawiść, gniew, zazdrość, która była przyczyną tak wielu
grzechów. Weźmy pod uwagę wszystkie cierpienia jakie zadawał jeden człowiek
drugiemu, wszelkie zniewolenia, wszelką przemoc. Weźmy pod uwagę wszelkie zło
jakie było wyrządzane przez człowieka drugiemu człowiekowi, a wszystko przecież
niosło ze sobą cierpienie. Weźmy pod uwagę odrzucenie Boga i życie ludzkie
pełne bólu, rozczarowań, rozpaczy, kiedy dusza odrzuca Boga. Weźmy pod uwagę
wszystko co czyni człowiek, kiedy nie uznaje istnienia Boga i traktuje drugiego
jak przedmiot całkowicie zapominając, nie biorąc pod uwagę godności ludzkiej.
Weźmy w końcu pod uwagę to co dzieje się współcześnie, co miało miejsce w
poprzednim wieku i co dzieje się teraz. Wszystko to co jest udziałem całych
narodów, ich wielkim dramatem i nieszczęściem pojedynczych jednostek w poszczególnych
społeczeństwach. Weźmy pod uwagę również te narody, gdzie wydawać się może iż
życie toczy się normalnie, ale ludzie tam żyją bez Boga. Weźmy pod uwagę całą
degradację człowieka w tak zwanych cywilizowanych krajach. Całkowite podeptanie
człowieka jako wartości. Należy też wziąć pod uwagę to co jeszcze jest przed nami,
przed ludzkością.
Wszystko to obejmowało Serce Jezusa niemalże rozrywane bólem i
cierpieniem, poddawało się całe Woli Ojca. Ból fizyczny, straszliwy ból, którego
nikt z nas nie doświadczył, ale i ból Serca, ból udręczonej duszy, również
udręczenie psychiki, dopadające wątpliwości i wielkie ogromne poczucie
osamotnienia, opuszczenia. Wszystko to razem zadawało Mu śmiertelne ciosy i
sprawiało, że umierał. Jezus umierał pod ciężarem wszystkich grzechów i
wszelkiego cierpienia ludzi a oddając swoje życie przekazywał to życie nam. Z
każdego z nas zdjął ciężar grzechów, które były nie do uniesienia. Jezus
wszystkie te ciężary wziął na siebie. Tym samym obdarował nas wielką niepojętą
łaską życia w zjednoczeniu ze Stwórcą. Łaską powrotu do źródła, z którego
wyszliśmy, łaską cudownego życia, którego opisać się nie da, którego trzeba
zakosztować.
Jednak Jezus dzisiaj stoi przed nami cały poraniony, zakrwawiony, umęczony,
osłabiony. Dźwiga nadal ciężar zła całej ludzkości, dźwiga grzechy, niesie w sobie
cierpienie. Jest Bogiem, we wnętrzu którego żyjemy. A to oznacza, że wszystko
co dotyczy nas dotyczy również Jezusa. Każde cierpienie jednej duszy jest
cierpieniem Jezusa, które On odczuwa, a każdy wybór zła uderza w Niego, sprawia,
że cierpi coraz bardziej. Patrząc na Ziemię, która doświadcza tak wielkiego zła
i cierpienia nie sposób nie zastanawiać się nad jej przyszłością. Jeśli spojrzymy
na poszczególne narody, na kontynenty – wszędzie płynie krew, wszędzie płyną
łzy, wszędzie znieważany jest człowiek, obrażany Bóg, deptane są wartości. Cała
Ziemia obleczona jest bólem, łzami, cierpieniem, a wszystko to jest we wnętrzu
Boga. Człowiek współcześnie zastanawia się, jaki los go czeka? Jaka jest
przyszłość narodów? Jaka jest przyszłość całej Ziemi? Doszukuje się sensacji w
różnych naukowych badaniach, dokonuje różnych obliczeń, przewiduje wydarzenia
związane z przyrodą, klimatem i z całym kosmosem. Nie rozumie jednej rzeczy, że
zajmuje się nieustannie tym co zewnętrzne, zajmuje się światem materialnym nie
wnika natomiast w istotę istnienia. Nie rozumie, że wszystkim rządzi Bóg. Nie
rozumie zatem, że trzeba zająć się duchem, aby móc coś zmienić na lepsze.
Człowiek nie rozumie jak wielkie jest znaczenie ducha, jak ogromny wpływ
ma na życie zarówno pojedynczego człowieka, jak i całych narodów. Materia to
tylko forma zewnętrzna, pewien sposób uzewnętrznienia swojego istnienia. Tak
naprawdę nieistotna, bo czyż dla naszego życia dla naszej wieczności ma
znaczenie to, czy żyjemy w takim czy innym kraju? Czy żyjemy w takim, czy innym
domu? Czy ubieramy się w takie czy inne kolory? To wszystko są formy, kształty
zewnętrzne. Wnętrze, duch, to ma znaczenie, i to ma wpływ na naszą przyszłość,
na wieczność. Sposób w jaki człowiek realizuje swoje życie, w jaki odnosi się
do ducha, jak go przyjmuje, jak wierzy, na ile angażuje się w życie duchowe, to
wszystko ma wpływ na jakość życia. Ale znowu wielu z nas pojmuje to jako stronę
materialną, a jakość życia zależna jest przede wszystkim od ducha i człowiek
może być szczęśliwym nie posiadając zbyt wiele jeśli chodzi o stronę materialną,
bo całym bogactwem człowieka jest duch-życie duchowe.
To życie, ten duch daje człowiekowi wielką moc, wielką siłę do tego by
odpowiednio ustosunkować się do wszystkiego w swoim życiu. Daje odpowiednią
perspektywę patrzenia, daje możliwość stopniowania wartości, dokonywania
wyborów, przez co człowiek kierowany duchem, wybiera to co jest dobrem dla jego
duszy i dla ciała. Poprzez ducha człowiek może pokonywać wszelkie niedogodności
cielesne, materialne. Poprzez ducha człowiek może unieść się ponad wszystko to
co doczesne i być niemalże mocarzem mimo przeróżnych trudów, kłopotów, przeciwności
w tej sferze materialnej i niekiedy ludzie dziwią się, że są tacy którzy pomimo
przeróżnych przeciwności żyją, mają w sobie wiele optymizmu uśmiechu i serce
pełne ufności i nadziei. Tych ludzi nie pokonują trudności, bo trzymają się
ducha. To co dokonuje się teraz w świecie jest bardzo trudną sytuacją, bardzo
skomplikowaną, jednak cały czas Niebo próbuje pomagać człowiekowi, odpowiednio
się do wszystkiego ustosunkować, by mimo zewnętrznych warunków postępować ku
świętości, by żyć, być szczęśliwym.
To otwarcie się na ducha, zjednoczenie z duchem, to wejście w głąb
świata duchowego, to głębsze przeżywanie siebie jako istoty duchowej, to
otwarcie serca na samego Boga. Jest alternatywą dla wszystkich ludzi, dla nas, byśmy
mogli żyć na Ziemi i byśmy na niej mogli być szczęśliwi. Jednak człowiek
pokłada wielką ufność w nauce, w swoich umiejętnościach, w swojej wiedzy,
inteligencji i mimo dziejących się różnych złych rzeczy nie zauważa, że nie
jest wszechmocnym, i że nie panuje nad wszystkim tak, jakby chciał. Wiele spraw
wymyka się spod jego kontroli i ostatecznie nie ma na to wpływu. A jedna
tragedia pociąga za sobą następne. Człowiek nie ma pełnej wiedzy i często jest
tak, że naciska nieodpowiedni guzik, poruszy nieodpowiednią dźwignię i niestety
leci cała lawina nieszczęść, a im większy zasięg spraw, którymi zajmuje się
człowiek, tym ta lawina jest większa, bardziej boleśnie odczuwana przez coraz
większe społeczności. Człowiek posiada dużą wiedzę, ale to nie jest jeszcze
cała wiedza o wszechświecie. Jednak wpadł w pychę. Stale wydaje mu się, że może
opanować wszystko, nad wszystkim zapanować. Niestety tak nie jest. Nie wszystko
jeszcze człowiek poznał, odkrył, zrozumiał. Nie poznał wszystkich zależności,
wszystkich mocy, wszystkich energii. I choć wydaje mu się, że wie dużo, to
jednak jego wiedza, w porównaniu z tym, co jest rzeczywiście, jest naprawdę
niewielka. Zresztą, jakże porównywać mądrość Boga, stwarzającego świat, z
wiedzą człowieka. Nie ma porównania.
To, co się dzieje na świecie porusza serca ludzkie, i rzeczywiście część
serc zwraca się do Boga. Jednak dzieje się tak, iż człowiek dosyć szybko
zapomina, dosyć szybko sobie przywłaszcza to, co udało się zrobić, jako swoją
zasługę. Cały czas nie rozumie, iż tylko zwrócenie się ku Bogu, tylko
zjednoczenie z Bogiem, tylko objęcie swoim sercem całego świata, nie tylko
umysłem, ale duchem, patrzenie na świat poprzez ducha, tylko to zapewni
człowiekowi życie normalne, szczęśliwe na ziemi. Może odmienić ten los, który
wydaje się już nieodwołalny. A na czym miałoby polegać to otwarcie się na
ducha, to życie duchem. O tym od pewnego czasu mówi Matka Boża, o tym mówią
objawienia, tego dotyczą orędzia Medżugorskie. Również w tej wspólnocie w
sposób szczególny Bóg pragnie nasze dusze wprowadzić na tę drogę głębszego
życia duchowego.
Teraz przeżywamy
Wielki Post, od jego początku jesteśmy proszeni o otwartość serca, o próbę
ciągłego trwania przy Bogu, przy Jezusie cierpiącym, towarzyszenia Mu od rana
do wieczora nieustannie w cierpieniu. Nadal jednak w naszych sercach jest brak
wiary, brak ufności w głęboki sens życia z Bogiem. Brakuje nam wiary, iż z tego
zjednoczenia duszy z Bogiem płynie dla ludzi odkupienie, płynie dla serc nawrócenie,
błogosławieństwo dla całego świata. A przecież podczas spotkania duszy z
Bogiem, kiedy dusza przychodzi pod Krzyż Jezusa i rzeczywiście prawdziwie
otwiera serce Jezus dzieli się z tą duszą tym, co ma najcenniejszego: miłością,
cierpieniem. Tej duszy udziela tak wiele. Na nią spływa Jego Krew i Łzy i Pot. Głęboko
w sercu składa swój ból, swój smutek i żal. Jej powierza to straszliwe
cierpienie, związane z człowiekiem, z ludzkością, ze stanem współczesnego
świata. Na jej ramieniu kładzie swoją głowę, opierając się i szukając choć
odrobiny odpocznienia. Dusza taka nosi w sobie cząstkę Boga, cząstkę Jego cierpienia,
Jego krzyża, konania. Dusza, choć w maleńkiej części, ale jest Chrystusową.
Potem idzie do swojej codzienności, niosąc Jezusa, Jego zbawczą miłość, i ta miłość
dociera do innym ludzi. Jeśli takich dusz będzie więcej, to również więcej
docierać może miłości Bożej do serc, do dusz. Ale jest jeden warunek. Dusza
musi prawdziwie, autentycznie przylgnąć do Jezusa, otworzyć się i przyjąć Go, Jego
cierpienie, umiłować Jego krzyż. Wszystko to sprawa ducha. A jednak dusze takie
usiane w różnych miejscach na ziemi stają się maleńkimi iskierkami, które
rozpalają kolejne dusze maleńkimi płomykami Jezusowego zbawienia, przemieniają je
źródłem mocy, którą czerpią z nich, źródłem pokoju tak potrzebnego wszystkim.
Dusze te są również wewnętrznym umocnieniem Kościoła. Kościół, stając się
mocniejszym, również może pomagać wszystkim.
Słyszymy dzisiaj po raz kolejny słowa ukazujące pragnienie Jezusa, by dzielić
się z nami najcenniejszym Boskim darem: miłością ofiarną. Pragnienie dzielenia
się z nami tym, co jest najcenniejsze: Krzyżem niosącym zbawienie. Jedynym
ratunkiem dla świata jest Bóg, odnowa serc, zjednoczenie z Duchem Świętym i
prawdziwe, głębokie życie duszy w zjednoczeniu z Bogiem, miłość doskonała
gotowa na wszystko po ofiarę, aż po śmierć. To jest ratunkiem dla świata, a
wszystko to związane jest z Duchem. Jakże wiele jeszcze wiążemy ze stroną
materialną, nawet osoby wierzące we wspólnocie. A jednak tak wiele jeszcze
stawiamy na materię. Nie rozumiemy, że Duch jest wszędzie, jest w nas, i że nasze
życie modlitewne nie zaczyna się w Kościele, czy w Kaplicy, ale jest to życie,
a więc trwa cały czas. Jakże może życie trwać w Kościele, a potem nie trwać,
nie istnieć. Nie istnienie jest śmiercią, a my mamy żyć modlitwą. A tak często
żyjemy nią tylko, gdy idziemy do kościoła, do kaplicy, gdy udajemy się na
wieczernik, dni skupienia. Wracamy do domów i przygnębieni myślimy, że znowu
powraca stare, trudne, smutne życie. A przecież mamy żyć przede wszystkim
Bogiem nieustannie, z tego życia z Bogiem czerpać radość i czynić wszystko dla
Boga ze świadomością, iż nieustannie chodzimy w Bogu. Nasze spojrzenie na
wszelakie sprawy, czy dotykające nas bezpośrednio, czy dalekie od nas, będzie
inne, jeśli żyć będziemy Bogiem. A zjednoczenie z Bogiem, a dusze zjednoczone z
Bogiem, tylko one odmienią oblicze tego świata, i tylko one będą mogły
zrozumieć, jaki jest rzeczywiście ten świat, i jak w nim żyć, i tylko one
odnajdą się w nowej rzeczywistości, bo żyjąc duchem będą niejako w swoim
żywiole, będą rozumiały wszystkie dokonujące się przemiany.
Bardzo trudno jest wytłumaczyć, co takiego dzieje się współcześnie na
ziemi. Bardzo trudno jest wytłumaczyć, dlaczego? Jedyną odpowiedzią, która
zawiera w sobie wszystko, jest odwrócenie się człowieka od Boga, przez co życie
człowieka, praca, nauka, wiedza, wszystko pozbawione Boga dąży ku zniszczeniu.
Tylko budowanie na Bogu, również tej strony wiedzy, nauki, ale w łączności z
wartościami, z dziesięciorgiem przykazań, z wielkim szacunkiem i pokorą wobec
Boga. Tylko wtedy nauka służy człowiekowi. Inaczej odwraca się przeciwko niemu.
I chociaż człowiek próbuje ustalać pewne zasady, kanony postępowania,
wyczuwając, mając niejako w sobie samym ten naturalny pociąg ku dobremu, to
prawo Boże w nim złożone przez samego Stwórcę, to jednak sam człowiek bez
oparcia się na Bogu nie jest w stanie ustalić i dotrzymać dobrych praw, zasad,
którymi miałaby się kierować cała ludzkość. Cokolwiek człowiek czyni, czy jest
to zwykła szara codzienność i praca, by utrzymać życie, by mieć co jeść, czy są
to wielkie akcje, które mają ratować ludzi. Wszystko, co czyni człowiek, musi
być oparte na Bogu. Inaczej obróci się przeciwko człowiekowi, inaczej szatan
wedrze się do ludzkich serc, które są słabe i wykorzysta nawet najlepsze
intencje.
Jezus przychodzi dzisiaj do nas cały zakrwawiony, z ranami, z przebitymi
dłońmi, ze stopami, z porozrywanymi ścięgnami, cały poobijany, w sińcach, szaty
zabrudzone, zakrwawione, podarte, na głowie cierniowa korona wbijająca się
cierniami w głąb czaszki. Taki do nas przychodzi, bo taki jest współczesny
świat, patrząc od strony ducha. Jezus oczekuje, że otworzymy się na Niego, że
całym sercem przyjmiemy Go takiego, i że razem z Nim nieść będziemy ciężar
miłości ofiarnej. Jezus oczekuje, że otworzymy serca, aby w tych sercach mógł
składać samego siebie, wszelkie swoje oczekiwania wobec nas. Bardzo pragnie
tego, by mógł złożyć w duszy ludzkiej całą swoją miłość, wszystko, co z tą
miłością się wiąże, co jest jej konsekwencją. Bardzo pragnie dzielić z duszą
wybraną wszystko, po Krzyż. Oczekuje od dusz wybranych otwartości serca,
oczekuje serca, które z wielkim pragnieniem otworzy się na Niego, nie z obawą,
nie ze strachem, ale z wielkim pragnieniem życia dla Jezusa. Strach, nasz
strach przede Nim rani Go.
Teraz jest ten czas, byśmy, towarzysząc Jezusowi wzięli do swoich serc
cały ból świata, całe cierpienie. I choć nie jesteśmy w stanie udźwignąć
wszystkiego, to Jezusowi wystarcza gotowość naszego serca, otwartość,
pragnienie. Zadawala się tym i w zamian daje wszystko, całą wieczność. Jezus kocha
nas i błogosławi.