Słowo Księdza Sławomira na Wielki Post 2025

Siostra Konsolata w 1944 roku pisała list do ojca Salesa: Ojcze, misja na rzecz świata stała się palącą pasją, która mnie wyniszcza. Wszystkie, wszystkie cierpienia biednego świata odbijają się w moim jednym sercu. Od Bożego Narodzenia do Wielkanocy wszystko, wszystko ofiaruje w intencji przywrócenia pokoju temu wstrząśniętemu światu. Podczas mojej uroczystej profesji miałam jedno pragnienie: podzielić się moim szczęściem. Dać go posmakować wszystkim znajomym i wszystkim zaproszonym wówczas na ucztę eucharystyczną.

Nie wiem, czy to pamiętamy, sióstr składających profesję nie było dużo i matka przełożona pozwoliła im by zaprosiły kogo chcą. A siostrze Konsolacie nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Może zaprosić kogo chce, a ona chciałaby zaprosić wszystkich. Chciała, żeby byli wszyscy: krewni, znajomi, przyjaciele, koledzy, koleżanki, dzieci. Kogo tylko mogła wszystkich chciała zaprosić aby byli z nią. I nie czyniła tego z jakiejś swojej próżności. (Jak niektórzy szykując się do ślubu, chcieliby mieć bal na 200 300 500 osób, wesele  jakiego w rodzinie wcześniej nie było). Jej intencje były inne, czysto duchowe: Chcę aby oni razem z nią byli u Komunii Świętej. Było to jej wielkie pragnienie, aby ci wszyscy byli zjednoczeni razem przy Stole Eucharystycznym. Takie było jej wielkie, gorące pragnienie, czytamy w Zapiskach w chórze.

S. Konsolata przywołuje teraz ten dzień swojej profesji i tę Ucztę Eucharystyczną. I pisze dalej: teraz horyzont stał się światowy. I na Wielkanoc wręcz spalam się z powodu pragnienia, aby dać wszystkim stworzeniom całego świata odrobinę radości. Teraz tej radości nie mogę dać inaczej jak tylko przez uproszenie pokoju. Dlatego od Bożego Narodzenia do Wielkanocy będę radośnie wyniszczać moje życie byle wyszarpać pokój. I w ten sposób dać nieco radości światu. Ma świadomość, czego świat potrzebuje, czego potrzebują dusze, wszystkie dusze całego świata. I ma świadomość tego że to zdobywa się ofiarą, wyrzeczeniem, poświęceniem. Jako zapłata Bożej sprawiedliwości, ofiara miłości, jako błaganie o miłosierdzie. Jezu, Maryjo, kocham was, ratujcie dusze! – To nieustanne wołanie serc, szczególnie dla nas, dla dusz najmniejszych niech będzie tu i teraz w czasie tego Wielkiego Postu.

Ratujcie dusze. W Wielkim Poście  często wracamy do uczynków miłosierdzia. Zwłaszcza uczynki miłosierdzia co do ciała szybko cisną nam się na pamięć, na myśl. Gdybyśmy mieli je wymienić, myślę że wielu z nas nie miałoby problemu:

  • Głodnych nakarmić.
  • Spragnionych napoić.
  • Nagich przyodziać.
  • Podróżnych w dom przyjąć.
  • Więźniów pocieszać.
  • Chorych nawiedzać.
  • Umarłych pogrzebać.

Żyjemy w czasach pontyfikatów św. Jana Pawła II, później Ojca św. Benedykta XVI i wreszcie papieża Franciszka, który naprawdę też jest papieżem tego miłosierdzia wzajemnego, który potrafi pochylić się nad każdym potrzebującym, Kościół stał się specjalistą w tej dziedzinie: karmienia głodnych, przyjęcia tułaczy, migrantów, pochylania się nad zranionymi, skrzywdzonymi, nawiedzana więźniów, pocieszania chorych. Te rzeczy nie są nam obce. Nie tylko potrafimy wymienić uczynki miłosierdzia co do ciała, ale potrafimy sami się zaangażować, pomóc, troszczyć. Jeśli nie osobiście w swoim domu, to potrafimy skierować do odpowiednich placówek Caritas, zakonów czy parafii, aby pomóc konkretnie potrzebujących ludziom.

To miłosierdzie co do ciała jest ważne i jest bardzo potrzebne. Ciężko mówić kazania o Bożym miłosierdziu ludziom, którzy cierpią głód chleba. Ciężko mówić, że Pan Bóg kocha, kiedy człowiek nie ma gdzie spać, co jeść, w co się ubrać. Kiedy jest zupełnie sam, kiedy przyjdzie do kogoś o pomoc, a dostanie tylko dobre słowo i obietnicę modlitwy. Potrzeba tej konkretnej doraźnej pomocy.

Wielki Post w jakiś sposób dotyka  tego co jest materialne. Poprzez jałmużnę, post, odmawianie sobie pokarmu, a dzielenie się z ubogimi w jakiś sposób dotykamy istoty tego co jest konieczne dla ciała. Ale warto, zwłaszcza nam, żyjącymi aktem miłości: Jezu, Maryjo, kocham was, ratujcie dusze! nie zapominać o duszach.

Słuchając konferencji wygłoszonej kilka dni temu dla księży naszej archidiecezji przez ks. Jaremę Sykulskiego z Suwałk, stwierdziłem,  że warto nam, duszom najmniejszym, przypomnieć sobie uczynki miłosierne co do duszy, abyśmy do nich wracali, abyśmy o nich pamiętali, abyśmy także tu i teraz pamiętali że to jest dzień zbawienia.

Powiem więcej, odwołując się dalej do słów księdza Jaremy do nas kapłanów, ale i do wszystkich poprzez nas, że warto abyśmy spróbowali także na uczynki co do ciała spojrzeć jako na ratunek dla dusz. Spróbujmy o tym pomyśleć, że kiedy czynimy uczynki miłosierne co do ciała (przecież nie tylko o ciało ma chodzić) mamy je rozumieć także jako ratunek dla dusz. Głodnych nakarmić, nie tylko chlebem, bo nie samym chlebem człowiek żyje. Zobaczyć, jaki jest głód w tym człowieku który przychodzi. Czasem przyjdzie prosić o chleb. Ale ten chleb można mu dać nie tylko z masłem czy z szynką, ale także z miłością. Może ten głód miłości ważniejszy? Czego dziś ludzie czują głód? Czasem jest to głód miłości, głód Boga. Jakie mają pragnienia? Spragnionych napoić. Czego pragną? Dużo jest ludzi którzy mają grzeszne pragnienia, którym trzeba pomóc je oczyścić. Innym trzeba rozpalić iskry nadziei. Tym, którzy nic już nie chcą, niczego się nie spodziewają, niczego nie pragną. Których przerosły ich problemy, czekają śmierci, albo nie wiadomo na co. Pomóc im odnaleźć w sercu tę głębię i tę tęsknotę, i to pragnienie. A potem nasycić.

Nagich przyodziać. Dzisiaj człowiek często jest nagi. W różnych wymiarach, także w tym emocjonalnym, duchowym.  Nagi wyszedłem z łona matki i nagi wrócę. Chcemy się schować, ukryć. Nagim można stać się, otwierając zbyt wiele przed innymi, pokazując wszystko, pokazując swoją pustkę, cierpiąc odrzucenie. Iluż ludzi ubiera się w kłamstwo, zakłamanie staje się ich codziennością. Im także trzeba przyjść z pomocą, przyoblec w prawdę, czyniąc to z miłością.

Więźniów pocieszać. Iluż ludzi związanych jest więzami nałogów, w takich, czy innych uwikłaniach tego świata. Czy potrafię przyjść im z pomocą? Rozciąć to, co krępuje, aby przywrócić wolość więźniom a niewidomym przejrzenie, jak mówił  sam Jezus. Do tego też i nas, swoich uczniów, zaprasza.

Podróżnych w dom przyjąć. Ksiądz Jarema zwracał też na to uwagę, że  wielu ludzi ma gdzie mieszkać, ale nie mają domu. Czy chcę w jaki sposób sprawić, aby mój dom stał się domem dla innych, nasz dom stał się domem dla innych, dla tych którzy przychodzą, potrzebują pomocy.

Miałem niedawno okazję słyszeć świadectwo osoby, która opowiadała o swoich problemach rodzinnych, o trudnościach w relacjach z rodzicami. Opowiadała o tym, jak dom babci stało się dla niego domem. Nie mieszkał tam, ale uwielbiał tam zachodzić, być, posiedzieć, pomóc babci przy drewnie czy przy jakiś innych prostych rzeczach, wypić z babcią herbatę, zjeść jakieś ciasteczko, zrobić babci zakupy. I chociaż to on przychodził pomagać to jednocześnie bardzo dużo dostawał. Dostawał czas, którego tak brakowało innym. Gdy babcia umarła, on, już dorosły mężczyzna płakał, przeżywał bo stracił nie tylko ukochaną  babcię, ale razem z babcią stracił także swój dom.

Także ten nasz dom to nie tylko Centrum. Jest nie tylko adresem, biurem. Naszym staraniem jest, aby to nie był tylko dom materialny, ale także dom duchowy, ratunek dla dusz. Dla tych którzy potrzebują.

Chorych, cierpiących nawiedzać. Czy mamy dla nich czas? Widząc swoje choroby, nie dostrzegamy chorób innych. Pół żartem, pół serio opowiada się o sytuacjach w poczekalniach ośrodków zdrowia, jak ludzie licytują się na choroby. Zauważa się wtedy, że jest więcej ludzi którzy mają coś do opowiadania niż osób do słuchania. Wszystkie chcą mówić, licytować, ale słuchać to tylko tyle żeby móc wejść w słowo. Czy ja potrafię, mając podwójne uszy i jedne usta słuchać sercem? Czy potrafię słuchać, czy potrafię być, czy potrafię poradzić, czy potrafię zmobilizować w chorobie, w cierpieniu, w tym co chorego przerasta.

Umarłych pogrzebać. Rozumiemy to często bardzo fizycznie jako pogrzebania umarłych. Bardzo mocno dotarło to do mnie, gdy w Mariampolu, w czasie jednego z pogrzebów, prowadzonego na prośbę opieki społecznej, gdy nie było rodziny, bliskich – w liturgii uczestniczyło zaledwie siedem osób. Pielęgniarki, pracownicy domu pomocy, ktoś z chorych tego domu, ja i kierowca karawanu. Nie było nawet panów do niesienia trumny. Razem z kierowcą wnosiłem trumnę z kaplicy do samochodu, prowadziłem modlitwy na cmentarzu, a potem w czterech, wraz z dwoma grabarzami na linach spuszczaliśmy ciało do grobu. Wtedy bardzo mocno to sobie uświadomiłem jak bardzo dosłownie spełnił się w moim życiu ten uczynek miłosierdzia: umarłych pogrzebać. Dziś, gdy tu mówimy o grzebaniu umarłych, chciałbym, abyśmy spojrzeli na to przede wszystkim duchowo. Jak wiele osób ma problem z pogrzebałem umarłych, z pozwoleniem im odejść. Tym, którzy już odeszli, których już pochowaliśmy. Są tacy, co w myślach i w sercu nie są w stanie zakończyć żałoby. W tym uzdrowieniu relacji możemy, jako dusze najmniejsze, mieć swoją rolę. Bo oto teraz czas upragniony, oto teraz dzień zbawienia.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>