Pokora w Sercu Jezusa

7. Komnata pokory

Czerwiec, komentarze

Pamiętając, że Bóg jest Źródłem wszelkiego dobra, że w Jego Sercu jest niezliczone bogactwo, którym Bóg pragnie obdarzać ludzi – zajrzymy do kolejnej komnaty. W tej komnacie znajduje się to, co jest niezbędne, by zostać świętym. To „Komnata Pokory”. Bez tej cechy nie ma świętości. Patrząc na życie Jezusa, widzimy niezwykłą pokorę. Możemy się dziwić – Bóg, który jest Wszechmocny, a jednak taki pokorny. Jezus przyszedł na ziemię, stał się człowiekiem i jako człowiek pokazywał, jakim człowiekiem powinien stać się każdy z nas. Jezus jest więc wzorem pokory. Zresztą samo przyjście na ziemię – to już znak pokory wobec swego Ojca, wobec miłości, której służył, i którą był Sam. Skoro jest Bogiem, chodząc po ziemi, mógł przecież w przeróżnych sytuacjach posłużyć się swoją Boską mocą, by ułatwić sobie życie, uczynić je wygodniejszym. Ale On przeżywał swoje życie na ziemi jako życie człowieka – do końca i w pełni. Zjednoczył się tak z człowieczeństwem, że człowiecza i Boska natura były w Nim niemal nierozerwalne. Gdyby przeanalizować chociażby to, co jest opisane w Ewangeliach – różne Jego spotkania z ludźmi, w każdym momencie, w każdej sytuacji – wszędzie dostrzeżemy pokorę. Był pokorny wobec Ojca, wobec misji, którą przyszedł wypełnić, wobec cudu stworzenia i wobec każdego człowieka, który jest przecież Bożym stworzeniem. Nigdy się nie wywyższał, chociaż był i jest ponad każdym człowiekiem. Niezwykłe są Jego rozmowy z ludźmi. Każdy inny władca dawno straciłby cierpliwość i pokazałby, kto tu jest panem. Jezus nie czynił tego.

I właśnie w Jezusie dzisiaj, w przytuleniu do Bożego Serca, zaglądamy do „Komnaty Pokory”. Pokora jest cnotą, bardzo pożądaną w życiu każdego Świętego. A my przecież dążymy do świętości. Inne cechy zbliżają – powoli lub szybciej – do Boga, a pokora jest niezwykłą cnotą, ponieważ człowiek pokorny od razu staje przed Bogiem. To już nie jest zbliżanie się, ale po prostu otwarcie się na świat Boży, na rzeczywistość Boga, na Jego obecność. Pokora sprawia, że człowiek jest po prostu na swoim miejscu – staje w niezwykłej relacji z Bogiem, gdzie Bóg jest Bogiem, Wszechmocnym Stwórcą, a człowiek jest tylko stworzeniem, bardzo słabym. I skoro pokora otwiera na prawdę o tej relacji, to nic dziwnego, że człowiek niemalże od razu staje w niezwykłej rzeczywistości Boga.

Przepięknym jest doświadczenie pokory, którym Bóg obdarza różne dusze, pozwalając im jej doświadczyć. Nie znaczy to, że to doświadczenie pozostaje do końca życia. Nieraz Bóg pozwala duszom zaznać, czym jest pokora, aby potem dążyły do niej. Kiedy człowiek jest pokorny wobec Boga, staje przed Nim w prawdzie. I wtedy już nie próbuje własnymi siłami dosięgnąć Boga, tak jakby mrówka podskakiwała, by dosięgnąć słońca. Ona może tylko wyjść na szczyt swego mrowiska i ogrzewać się w promieniach słonecznych. I człowiek pokorny, uznając, że jest taką małą mrówką, może jedynie stanąć przed Bogiem w tej prawdzie. Wtedy otwiera się przed nim cała niezwykła, cudowna rzeczywistość Boska. Promienie łaski dotykają duszy, ogrzewają ją i staje się cud, bo słońce przybliża się do mrówki – Bóg pochyla się nad człowiekiem. Dzieje się to, co wydaje się niemożliwe. Bóg zniża się do człowieka, bo człowiek nie jest w stanie nawet na krok zbliżyć się do Boga. Jeśli kiedykolwiek wydawało ci się, że możesz w jakiś sposób zbliżyć się do Boga, byłeś w błędzie. Jeśli myślałeś, że poprzez jakieś modlitwy zdobędziesz Jego Serce, zbliżysz się do tego Serca i będziesz żył w zjednoczeniu z Bogiem, to się myliłeś. Byłeś taką mrówką, która podskakuje, próbuje dosięgnąć słońca. Jeśli wydawało ci się, że na przykład twoje klęczenie i obolałe kolana sprawią, że będziesz bliżej Boga – to też się myliłeś. To Bóg pochyla się nad tobą, bo ciebie kocha. Owszem, widzi twój wysiłek. Niejednokrotnie się uśmiechnie, widząc twoje błędne myślenie, ale pochyla się nad tobą nie dlatego, że ty to osiągnąłeś, ale dlatego, że cię kocha. Matka pochyla się nad dzieckiem nie dlatego, że takie wspaniałe, grzeczne, zdolne, inteligentne. Nie. Matki pochylają się nad swymi dziećmi dlatego, że je kochają. Biorą je w objęcia, bo je kochają. Matka często zdaje sobie sprawę, że jej dziecko nie jest bardzo zdolne i nie osiągnie wiele w życiu; wie też, że nie jest zbyt grzeczne. Ale bierze je w objęcia, bo kocha. I tylko dlatego Bóg pochyla się nad tobą – ponieważ ciebie kocha. Pochyla się z otwartym Sercem, pragnąc obdarzyć cię tymi skarbami, które w Nim są.

Dzisiaj Bóg ukazuje niezwykłe skarby – „Komnatę Pokory”. Zobacz więc, jak dobry jest. Chce cię obdarzać pokorą, bo wie, że pokora – to świętość. I ty potrzebujesz tej pokory, by w końcu uznać, że jesteś tylko mrówką, a nie wielkoludem. Bóg chce obdarzać ciebie pokorą, byś wszedł na kopiec i po prostu wygrzewał się na słońcu, a nie starał się za wszelką cenę doskoczyć do słońca. Bo to doskakiwanie do słońca jest pychą, a przyznanie, że się jest tylko mrówką – pokorą. Dobrze by było, gdybyś zrobił sobie takie doświadczenie (nie koniecznie dzisiaj; zrób to w którymś momencie swojego życia, kiedy zrozumiesz), abyś zostawił wszystkie swoje starania o świętość, wszelkie swoje wyobrażenia o tym, jakim i poprzez jakie działania zostaniesz świętym; abyś zostawił wszystkie modlitwy – litanie, brewiarze, nawet różańce, koronki – wszystko to, co odmawiałeś z myślą, że właśnie się uświęcasz, że wykazałeś się przed Panem Bogiem, że spełniłeś dobrze swój obowiązek… Bóg uśmiecha się na twój sposób myślenia. Ty masz być owieczką, którą Bóg pragnie przytulić do swojego Serca tylko dlatego, że ciebie kocha, a nie dlatego, że tak się starałeś, że byłeś taki „wybitny”. I przytul się do Bożego Serca – ty, nie twoje wyobrażenia o świętości, nie twoje starania. Ty się przytul do Bożego Serca i po prostu kochaj i daj się kochać.

To jest pokora – nie posiadać nic. Nie myśleć, że się cokolwiek posiada, że jest się kimś ważnym, wielkim, mądrym. Wszystko jest niczym, wszystko. Ani twój wygląd, ani zdolności, umiejętności, ani twoja wiedza na temat duchowości, ani twoja postawa na modlitwie, ani też wszelkie twoje działania, spełnione postanowienia – chociażby modlitwy w danym dniu – nie zapewniają ci świętości. Takie myślenie jest pychą. Przytul się więc do Bożego Serca – po prostu ty – w świadomości, że jesteś tylko „mrówką”. Tylko! Jesteś niemowlęciem, które bez swego ojca i matki nie może żyć, bo ani się nie nakarmi, ani nie przewinie, ani nie okryje kołderką, nie usiądzie, nie pochodzi, nie zrobi niczego. Potrzebuje opieki. Spróbuj i ty poczuć się takim niemowlęciem, przyjąć, że nim jesteś – bezradny, bezbronny, nie potrafiący niczego, ale ze świadomością, że właśnie to, że jesteś taki mały i bezradny, przyciąga Boga. Bóg z wielką miłością i czułością pochyla się nad tobą i przytula cię do swojego Serca. A ty się wtedy wyrywasz – …bo ja muszę uklęknąć, bo muszę odmówić modlitwę. Bóg chce ciebie przytulić i pozwolić ci posłuchać bicia Jego Serca, a ty odgradzasz się od Niego swoimi litaniami, koronkami, brewiarzem… Odgradzasz się. On chce, byś odpoczął przy Jego Sercu. Nie musisz nic robić. Nic, naprawdę nic. Nie musisz się niczym wykazywać, bo Bóg i tak ciebie kocha. Nie musisz zapracowywać na Jego miłość, bo On ciebie ukochał wcześniej niż cię stworzył. Zostaw więc wszystkie swoje starania, żeby zasłużyć na Bożą miłość. Daj się przytulić do Serca, bądź taką owieczką, barankiem. Słowo „baranek, baran” czasem ma negatywne znaczenie. A ty się na to zgódź – że jesteś takim nic nie wiedzącym barankiem. Ale zobacz, pasterz bierze na ręce właśnie te maleńkie owieczki i niesie je, bo wie, że są za małe, by iść gdzieś za stadem. Nie mają siły, potykają się, słabną. W dodatku dookoła wilki. Pasterz więc bierze je na ręce. Baranek czasem się wyrywa, bo chciałby sam. Jest niemądry, głupiutki, jak czasem ty.

Pokora – to uznać, że jest się takim głupiutkim, słabym barankiem, potrzebującym ramion pasterza. Pokora – to zdjąć przed Bogiem wszystkie kostiumy, maski, wszystko to, czego się nazbierało przez całe życie. Zostawić to wszystko, by przed Bogiem stanąć nagim, nieosłoniętym, nie zasłaniać się niczym – żadną myślą, nawet żadną modlitwą, bo modlitwa też jest zasłanianiem się. Jeśli tak przeanalizujesz swoją postawę – chociażby na porannej Adoracji – może się okazać, że się zasłaniałeś, wypełniałeś czas jakimiś modlitwami, zajmowałeś się jakimiś myślami, bo nie potrafiłeś odnaleźć się w takiej zwykłej, cudownej relacji owieczki, która po prostu przytula się do Serca Bożego i tak pozostać, odpocząć. Nie bój się, jeśli zaśniesz, to w ramionach Ojca. Przecież rozkosznie wyglądają niemowlęta, które spokojnie zasypiają w ramionach mamy. A mama wcale się nie obraża. Ona je tuli i trzyma delikatnie, żeby nie obudzić. Zrozum, niczego dać Bogu nie możesz, na nic zapracować, przecież On ma wszystko. Co więc ty możesz Mu dać, skoro On jest Dawcą wszystkiego? Jest jedna rzecz, którą możesz Jemu dać – w pełnej wolności możesz oddać Mu siebie. To jest to, czego Bóg pragnie najbardziej i czego nie weźmie siłą, bo szanuje twoją wolność, którą ci dał. Jak gdyby sam związał sobie ręce, ale to z miłości – tak bardzo ciebie kocha. Nie wyrwie ci na siłę książeczki, z której się modlisz, nie. Chociaż czasem może dać ci do zrozumienia, że w końcu chciałby z tobą porozmawiać tak Sam na sam, bez żadnych świadków, nawet tych książeczek.

Pokora – jakże wielka to cnota, jakże mało znana ludziom, szczególnie współczesnym. Jakże trudna jest to cecha współcześnie, gdy stawia się na coś zupełnie innego, a pokora jest pogardzana.

Spróbuj na osobistej modlitwie stanąć przed Bogiem i nie zasłaniać się niczym, poczuć się owieczką, dać się przytulić do Bożego Serca i po prostu pobyć razem z Jezusem. A usta swoje zamknij, myśli zwiąż i nie pozwól im krążyć. Po prostu odpocznij przy Bogu, bo naprawdę, nie musisz się niczym wykazywać, o nic się starać. Przy Nim możesz cudownie odpocząć.

***

Pokora jest ściśle związana z miłością. Można zrozumieć pokorę, gdy choć trochę poznało się miłość. Kiedy miłości się doświadczyło i kiedy się kocha, zaczyna się pragnąć pokory. Tylko wtedy prawdziwa jest pokora, gdy połączona jest z miłością. Człowiek traktować będzie pokorę jako coś narzuconego, coś co musi czynić, praktykować, jeśli nie kocha, jeśli nie rozumie, czym jest miłość, jeśli nie doświadczył Boga jako Miłości.

Dobrze to widać na przykładzie Świętych. Podziwiamy często ich pokorę, jednak widzimy tylko to, co jest zewnętrzne. Święci dotknięci miłością Bożą otwierali swoje serca i pragnęli z miłości do Boga słuchać Go, być posłusznymi i pokornymi wobec Niego. Z miłości do Boga pragnęli wszystko oddać, ze wszystkiego zrezygnować. Bardzo często musieli uśmiercać swoje pragnienia, czy swoje marzenia, by żył w nich Bóg. Na swej drodze nieustannie napotykali takie sytuacje, w których dokonywała się wewnętrzna walka w nich. Czuli co mają uczynić, ale jednocześnie często było to trudne, bo wymagało rezygnacji z samych siebie. Doświadczali wątpliwości, wewnętrznych buntów, pragnienia rezygnacji z obranej drogi. Pojawiały się przeróżne myśli, które próbowały sprowadzić ich z tej drogi pokory. Doświadczając tak bardzo swoich słabości, swojej nędzy, uświadamiali sobie coraz bardziej czym są. Właśnie na tym polegała ich pokora, że ze wszystkich sił walczyli, by zwyciężała w nich miłość do Boga. Ze wszystkich sił pragnęli siebie umniejszyć, aby wzrastał w nich Bóg. Często na zewnątrz nie było widać tej walki, ale jej owoce. Stąd tym, którzy patrzą na Świętych wydaje się to takie oczywiste i proste. Ale musimy wiedzieć, że Święty jakże często jest osobą, która nieustannie wewnętrznie walczy, nieustannie doświadcza przeróżnych wątpliwości i która nieustannie płacze nad swoimi przeróżnymi słabościami, ułomnościami, upadkami. I widząc te swoje słabości, znowu zaczyna mieć wątpliwości co do swego zbawienia. Pokora przejawia się w tym, że pomimo tego wszystkiego, pomimo całej prawdy o sobie, jaką poznają, mają odwagę zaufać Bożemu Miłosierdziu, pokornie stawać przed Bogiem i wybierać to, co Boże. Czynią to z miłości, bo doświadczyli jej, bo bardzo umiłowali.

Święci prowadzeni są w różny sposób przez Boga. Bardzo często, gdy Bóg powołuje jakąś duszę na drogę doskonałości, świętości, osoba ta musi łamać swoje dotychczasowe różne przyzwyczajenia, wyobrażenia, pojęcia na temat wiary, religijności, na temat życia wiarą. Bardzo często Bóg wymaga od takiej osoby pozostawienia wszystkiego, prowadzi zupełnie inaczej niż ta osoba sobie wyobrażała. Stąd, niekiedy trudno jest jej uwierzyć, że Bóg może ją tak prowadzić. Jej wyobrażenia na temat świętości były inne. Kiedy ta osoba pozwoli się prowadzić, sam Bóg w jej sercu mówi, prowadzi, kieruje, modli się. I często okazuje się, że ona nie potrzebuje książek, aby zdobyć mądrość. Nie potrzebuje czytać rozpraw teologicznych, innych książek religijnych, ponieważ sam Bóg w jej wnętrzu objawia się, poucza ją, daje jasność w różnych sprawach. I ona rozumie wiele rzeczy i spraw, o których wcześniej nie słyszała, nie czytała, nie wiedziała, że istnieją. Tylko pokorne pójście za Głosem Boga, tylko zdeptanie tego, co własne, co ludzkie, porzucenie własnych jakichś wyobrażeń, sądów, własnego zdania, opinii o różnych rzeczach, prowadzi duszę na szczyty świętości. Bo tylko Bóg jest Światłem, Mądrością i tylko Bóg może dać duszy wielkie poznanie samego Siebie.

Mówiliśmy wcześniej też o modlitwie. Bóg prowadzi święte dusze taką indywidualną drogą i duszom tym wkłada w serce słowa modlitwy. Obdarza miłością i uwielbieniem Boga, stąd dusze te często modlą się inaczej. Później ich zapisywana modlitwa staje się znana w Kościele. Przejmują ją inne dusze i nią się modlą. Początek tych modlitw wypłynął z serca dusz świętych, dla których była to modlitwa serca, była modlitwą żywą, modlitwą miłości prowadzoną przez Ducha Świętego. I każde słowo danej modlitwy było żywą rzeczywistością, a nie tylko zapisanym słowem. Dlatego warto otwierać serce i starać się modlić sercem, również przy znanych modlitwach. Nie przechodzić tak do porządku dziennego i nie wypowiadać modlitw bez angażowania serca, ponieważ każda z nich wtedy, kiedy powstawała była wielkim płomieniem miłości. W sercu budziła wielki żar i wtedy stwarzała rzeczywistość. Słowo stawało się ciałem. I tak samo teraz może stawać się ciałem, jeśli modlimy się sercem.

Pokora przejawia się również w prostocie, a Bóg prowadzi duszę do coraz większej prostoty. Im bardziej dusza pokorna, tym prostsza i jej modlitwa staje się prostszą. I każde jej wypowiedziane słowo jest słowem płynącym z serca; słowem, które żyje i ma ogromny sens. Gdybyśmy porównali wypowiadane słowa do kartek papieru i do ptaków, to słowa, które wypowiada osoba tak bez zastanowienia się, bez serca, są puszczanymi samolocikami zrobionymi z papieru. W różny sposób taki samolocik lekko poleci w górę i zaraz opada. Czasem lepiej puszczony leci dalej, a czasem od razu ląduje na ziemi. A słowa, które wypowiada osoba całym sercem, modląca się z miłością, z pokorą i prostotą są ptakami, które żyją, ulatują wysoko, szybują długo i lecą wprost do słońca.

Starajmy się nie puszczać samolocików, ale niech z naszych serc wyfruną przepiękne ptaki, które swoim lotem, szybowaniem, śpiewem będą uwielbiać Boga. Będą mówić Mu o miłości naszej do Niego. Będą żywe, prawdziwe. Zobaczmy, jak wiele spraw wiąże się z pokorą. Przypomnijmy sobie, że pokora to przyjęcie własnego nic i uznanie, że Bóg jest wszystkim, że w Nim są wszystkie skarby, że z Jego Serca te skarby możemy czerpać. I że to dzięki tym skarbom dusza może się uświęcać, nabywa cnót, kroczy drogą doskonałości. Tylko dzięki Bogu. Tylko! Jeśli dusza to uzna prawdziwie, już posiadła skarby Bożego Serca.

Modlitwa

O, mój Jezu! Umiłowany mój! Moje Szczęście! Dziękuję Ci, że przyszedłeś do mojego serca. Klękam przed Tobą i chylę czoła do samej ziemi. Tak bardzo pragnę oddać Tobie cześć i potraktować Ciebie jak Króla. Gdy tak trwam przed Tobą w uniżeniu, czuję, Panie, że zalewa mnie fala Twojej miłości. I Ty poprzez tę miłość przemieniasz mnie, czyniąc maleńkim dzieckiem. Podnosisz, bierzesz w ramiona i tulisz do swego Serca. Moje serce jest tak szczęśliwe. Tak dobrze jest, Jezu, w Twoich ramionach, przy Twoim Sercu. Dusza zaznaje szczęścia. Chciałbym wtedy pięknie Ciebie uwielbić, tak pięknie wyznać Tobie miłość i pięknie Tobie śpiewać. Gdy te pragnienia pojawiają się moim sercu, nowa fala miłości zalewa je. Twoja miłość jest tak cudowna, że zamiera śpiew na moich ustach i zdaję sobie sprawę, że w żaden sposób nie jestem w stanie oddać Tobie chwały. Wszystko to będzie za mało, niewystarczająco.

O, Panie mój, moje serce składam u stóp Twoich, niech ono będzie wyrazem uwielbienia i oddania czci Tobie. Niech będzie wyrazem mojej miłości i pragnienia, by umiłować Ciebie największą, bo nieskończoną miłością. Niech moje serce wyznaje Ci tak cichutko, wprost do Twojego ucha to, co jest w nim. A są w nim pragnienia, abyś posiadł mnie, Boże, już na zawsze, na wieczność, abym należał w całości do Ciebie. Abym już nie musiał niczym się zajmować, tylko trwać w Tobie. O, Panie, w moim sercu jest pragnienie, aby objąć Ciebie miłością nieskończoną, by zawrzeć Ciebie w sobie. A jednocześnie, by całym sobą w Tobie zniknąć, należąc do Ciebie, przemieniając się w Ciebie, płonąc Twoją miłością i rozlewając się na cały świat jako miłość Twoja.

O, Panie, czy nie za wielkie pragnienia w tak małym sercu? Składam je wraz z moim sercem, a Ty Sam wiesz najlepiej, które z tych pragnień realizować, zaspokajać. Poddaję się całkowicie Tobie, abyś Ty czynił wszystko we mnie. Niech Twoja wola wypełnia się we mnie. Chcę być posłuszny całkowicie i poprzez to posłuszeństwo też chcę Ciebie uwielbiać. Kocham Ciebie, Jezu!

<<powrót                                                                                                       dalej>>

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>