11. Komnata słuchania i wypełniania tego, co się słyszy
Podczas wakacyjnych rekolekcji Bóg objawia duszom najmniejszym tajemnice swego Serca, które mają pomóc w trwaniu na maleńkiej drodze miłości; mają pomóc w dążeniu do świętości. Bóg pragnie nas wszystkich, abyśmy byli świętymi i wszystko, co jest nam potrzebne do świętości, daje. Poucza nasze serca, byśmy wiedzieli co czynić, aby zostać świętymi. Dzisiaj Bóg otwiera przed nami drzwi do kolejnej komnaty w swoim Sercu. W tej komnacie odnajdziemy kolejne łaski do kroczenia prawdziwie drogą świętości, bowiem w tej komnacie Bóg poucza nas, w jaki sposób słuchać i wypełniać to, co się słyszy.
Bóg oczekuje od każdego człowieka, że będzie wypełniał przykazania i że będzie Bogu posłuszny. Bóg sam wzywa do świętości, a Jego miłość zapewnia wszystko, by człowiek mógł tę świętość osiągnąć. Bóg jest niczym ojciec, który daje swoim dzieciom wszystko, otacza je opieką, nieustannie jest przy swoich dzieciach, pokazuje drogę, poucza, strofuje, chwali – jednym słowem, jest nieustannie obecny. Rzeczywiście Bóg jest nieustannie obecny w naszych sercach i tak jak ojciec, nieustannie swoje dzieci prowadzi, poucza. Tylko, że człowiek nie słyszy tych pouczeń i nie widzi swego Ojca. A Bóg jest. Przecież dał ci duszę, aby w niej mieszkać, a więc On jest w tobie cały czas. I nie po to, by milczeć, by ciebie kontrolować, osądzać, ale jest, bo ciebie kocha. I w związku z tym pragnie naprowadzać ciebie na dobrą drogę i pragnie dawać ci swoje dobre rady. Tylko, dlaczego ty Go nie słyszysz?
Otóż człowiek nie wierzy, że w nim mieszka Bóg i zamknięty jest na tę obecność Boga, bo gdyby wierzył, że Bóg w nim jest, otworzyłby szeroko uszy, oczy, słyszałby i widział. Wiedziałby, co czynić, jak żyć. Cała rzecz w tym, by w końcu uwierzyć w obecność Bożą oraz w to, że Bóg cię kocha i w związku z tym chce z tobą rozmawiać. Chce dawać ci dobre rady, chce ciebie prowadzić, tobą kierować, chce ciebie pouczać. On chce. Jego głos w twojej duszy nie jest krzykiem. Jego głos jest delikatny. Aby Go usłyszeć, musisz nadstawić uszu, ale też musisz wyłączyć się ze świata zewnętrznego, bo on zagłuszy każdy głos Boży. Musisz wyłączyć swoje myślenie, bo Bóg przemawia cicho. I wystarczy twoja jedna myśl, aby zagłuszyć Jego głos. Trzeba wyłączyć wszystkie swoje emocje, bo one też potrafią zagłuszyć głos Boga.
A w czym Bóg pragnie dawać Ci dobre rady? On pragnie prowadzić ciebie przez życie. Oznacza to, że pragnie zająć się każdą sferą twego życia. Podstawową sprawą jest to, jaką masz relację z Nim i tej relacji pragnie ciebie uczyć. Pragnie uczyć ciebie miłości – miłości do Boga i do ludzi. Często ludziom wydaje się, że życie z Bogiem to jest jedna sprawa, a życie prywatne, rodzina, praca – to druga sprawa. I że to są dwie odrębne sfery. Jakże często ludzie, którzy uczestniczą w rekolekcjach, którzy są w jakiejś wspólnocie, żywo się w nią angażują, nie potrafią połączyć tych dwóch sfer, cały czas je rozdzielając. I tworzy się coś w rodzaju duchowej schizofrenii. Ludzie ci nie rozumieją, że w ten sposób nie da się żyć prawdziwie i tak naprawdę nie są blisko Boga, bo nie dopuszczają Boga do całego swojego życia. Wyznaczają Bogu tylko sferę religii, wiary, a nie wpuszczają Go na grunt rodziny, na grunt pracy, relacji między sobą a sąsiadami, znajomymi.
Bóg zamieszkuje twoją duszę nie tylko tu, w kaplicy, w kościele, nie tylko podczas spotkań Wspólnoty. On stale zamieszkuje twoją duszę. Jego wskazówki dotyczą nie tylko tego, jak się masz modlić, nie tylko daje ci natchnienia, gdy czytasz Pismo Święte lub kiedy słuchasz Słowa Bożego czytanego przez kapłana. On daje ci wskazówki w twojej codzienności. Te wskazówki dotyczą nie tylko wielkich spraw, istoty życia – On daje ci wskazówki na co dzień, a więc mówi, gdzie masz pójść i co uczynić, co wybrać, a co pozostawić. I to są zwyczajne, proste, codzienne sprawy. Również w tym Bóg daje ci wskazówki, tylko ty tego nie słyszysz, bo ty wolisz sam zdecydować, jakie zrobić zakupy, co jest potrzebne, chociażby do urządzenia domu, o czym chcesz porozmawiać ze znajomymi, z kim chcesz się spotkać, jak załatwić jakąś ważną sprawę w pracy. Ty myślisz, że ty sam musisz o tym decydować. Tobie się wydaje, że Bóg w takie prozaiczne sprawy się nie włącza, a Bóg przecież jest w tobie cały czas. To ty dajesz te rozgraniczenia – pięć minut rano na modlitwę z Panem Bogiem, potem cały dzień masz swoje życie i wieczorem modlitwa – dziesięć minut, no ewentualnie pójdziesz na Mszę św. – czterdzieści pięć minut. I to jest czas wyznaczony dla Boga. Wydaje ci się, że wtedy masz Go słuchać. A Bóg tak nie czyni. On jest Ojcem. Dwadzieścia cztery godziny na dobę ciebie chroni, tobą się opiekuje i o ciebie się troszczy. I te dwadzieścia cztery godziny na dobę o tobie myśli nieustannie i pragnie ochronić ciebie przed złem. Pragnie ci zasugerować, co jest dla ciebie dobre i chce ci powiedzieć: Zostaw tę sprawę, bo ona jest nieistotna. Porzuć myśli o jakichś tam zakupach, bo one nie są ci potrzebne. Wystarczy ci to, co w tym momencie posiadasz. Jeśli zajmiesz się jakimiś rzeczami, one tak zaprzątną twoje serce, że zapomnisz o Bogu. Wzbudzą w tobie niepokój, poruszą twój umysł, twoje myśli – nie będziesz trwał w miłości. On chce ci to powiedzieć nie o tej szóstej rano i nie o dwudziestej, kiedy się modlisz. On chce ci to powiedzieć o ósmej rano, o dziesiątej, o pierwszej. Chce razem z tobą być, gdy gotujesz obiad i chce ci podpowiedzieć, co masz ugotować. Bo On jest w tobie cały czas. I cały czas jest Ojcem, cały czas jest Oblubieńcem, cały czas jest Przyjacielem, Pasterzem, Królem. To ty zamykasz drzwi swojego serca i każesz Bogu siedzieć w tym więzieniu. Zamykasz okna swego serca, aby przypadkiem Bóg nie wyjrzał. Każesz tak Panu Bogu siedzieć godzinami w zamknięciu, nie chcąc słyszeć Jego głosu. A On chce mówić do ciebie. Chce mówić do ciebie słowami miłości, które działają jak balsam na twoje zbolałe serce i wprowadzają pokój w twój umysł. On pragnie mówić ci dobre słowa, tylko twoje uszy są zamknięte i dlatego Go nie słyszysz.
Spróbuj teraz otworzyć uszy i oczy swego serca. Powiedz Bogu, że chcesz Go słuchać. Poproś, aby mówił do ciebie, ale jednocześnie, by nastrajał twoją duszę, by otwierała się na Jego obecność, na Jego Słowo. Pozwól swojej duszy słuchać. Nie przekreślaj jej sądząc, że do ciebie Bóg nie będzie przemawiał. Nie przekreślaj uważając, że to tylko sprawa Świętych, że to dawniej Bóg przemawiał, na przykład w Starym Testamencie do Proroków i poprzez Proroków, poprzez Patriarchów do swojego narodu wybranego. Nie przekreślaj swojej duszy.
Po co Bóg miałby zamieszkać w tobie, gdyby nie chciał z tobą rozmawiać? Aby stanowić ciężar? Nie. On z miłości zamieszkał w tobie, aby cię uszczęśliwić, aby z tobą obcować. Możesz słyszeć Jego głos jako cichy szept, jako myśl, która nagle pojawi się w tobie; jako uczucie, doznanie pokoju, miłości, radości. Ale może też przemówić do ciebie poprzez obrazy, które pojawią się w twoim sercu. Może przyjdzie do ciebie Słowo z Pisma Świętego, które do tej pory przecież znałeś. Naraz to Słowo przemówi do ciebie z wielką siłą. Może przyjść do ciebie poprzez śpiew ptaka, szum wiatru, promień słońca, który dotknie twojej twarzy. W różny sposób może do ciebie dotrzeć głos Boga obecnego w duszy. A ty masz się otworzyć z ufnością, z wiarą, że Bóg chce z tobą rozmawiać, że chce do ciebie mówić i chciałby, żebyś Go posłuchał.
Daj sobie czas na to słuchanie. Zaproś Ducha Świętego. Poproś, aby On przełamał całą twoją niemoc. Pokaż Mu, że jesteś tylko małą, słabą duszą, która nic nie potrafi, niczego nie umie, która niewiele rozumie z tego wszystkiego, ale która by pragnęła słuchać Boga. Niech On dotknie twego serca, niech otworzy je i niech uwrażliwi na głos Boży.
***
Bóg zaprosił nas do komnaty, z której możemy czerpać łaski, by słuchać Boga –słyszeć Go i być Mu posłusznym. Dlaczego Bóg nieustannie przemawia do człowieka? Po prostu kocha i każdego traktuje jako swoje dziecko, które potrzebuje i opieki, i prowadzenia, i pouczenia, tak jak każde dziecko potrzebuje troszczącego się ojca. Dlatego Bóg zamieszkał w tobie, aby z bardzo bliska się tobą opiekować. Bliżej być się już nie da. Bóg jest najbliżej i nie chce pozostawać niemy względem ciebie. On mówi, tylko ty pozostajesz głuchy. Szkoda, ponieważ Bóg poprzez swoją obecność i swój głos chce prowadzić ciebie drogą świętości, drogą ku szczęściu. Chce, abyś był doskonały – jak On, święty – jak On, bo do tego jesteś powołany. Dlatego cię stworzył, abyś był święty, abyś zakosztował Jego miłości i sam, przemieniając się w miłość, kochał. On wie, że przyjmować miłość, dawać ją, stać się miłością jest największym szczęściem, ponieważ Bóg sam jest Miłością, jest szczęściem. Jednak człowiek niedowierza. Owszem, patrząc na Świętych, wierzy, że byli prowadzeni przez Boga, ale uważa, że to tylko do nich Bóg przemawiał. Jest to zaprzeczeniem nauce Kościoła i słowom zawartym w Piśmie Świętym. Bóg każdego człowieka umiłował, a to że człowiek żyje jest tego dowodem. Człowiek nie istniałby, gdyby Bóg go nie miłował. Tylko dlatego go stworzył, a stworzył do szczęścia wiecznego. Bóg, mieszkając w twojej duszy, pragnie ciebie prowadzić do szczęścia. Ty nie słuchając Boga, ponosisz konsekwencje swojej głuchoty. Nie wiedząc dokąd iść, wybierasz po omacku i twoje wybory nie są dobre. A nawet wybierając dobrze idziesz dłuższą, trudniejszą drogą. Na tej drodze się potykasz i upadasz – jest ci ciężko.
Co robić, aby słyszeć głos Boga? Przede wszystkim pragnąć tego. Ważne jest pragnienie wyrażone przed Bogiem: Chcę Ciebie słuchać. Ale ważne jest też, aby poprosić Boga o taką łaskę, by zaczerpnąć z Bożego Serca, w którym te łaski są przygotowane dla ciebie. Stąd ta komnata i otwarte drzwi – abyś mógł czerpać nieustannie. Są jednak takie dusze, które słyszą, były też takie, które słyszały, ale nie usłuchały. Jedną sprawą jest to, aby słuchać i usłyszeć, a drugą – posłuszeństwo wobec tego, co się usłyszało. Nie jest to łatwe. Człowiek słyszy, ale jakże często nie dowierza temu. To jeden problem. Ale jest jeszcze inny, o wiele większy. Człowiek słyszy, ale mając swoje inne pragnienia, pełni własną wolę. Nie idzie za tym, co Bóg daje mu w sercu jako natchnienie. Jest Bogu nieposłuszny, bo realizuje samego siebie, bo ważna jest dla niego jego wola, jego przyjemność, przyzwyczajenie, ambicje, opinia ludzka… Rożne rzeczy i sprawy okazują się ważniejsze niż wola Boża, którą poznał. Wtedy w różny sposób człowiek stara się sam przed sobą wytłumaczyć swój wybór niezgodny z wolą Bożą. I to, co czyni, zagłusza głos Boga w jego sercu. Początkowo czuje niepokój, że nie postępuje słusznie. Ale jeśli raz, drugi, trzeci zagłuszy w sobie ten Głos, to w pewnym momencie już słyszeć nie będzie.
Spójrzmy na przykłady ze Starego Testamentu:
1). Jonasz – Wiedział, jaka jest wola Boża, ale uciekał przed nią. Konsekwencją było cierpienie. Gdy płynął statkiem rozszalała się burza. Uświadomił sobie, że przez niego mogą ginąć ludzie. Powiedział, by wyrzucono go w morze, wtedy wszystko się uspokoi. I trafił do wnętrza wielkiej ryby. Kiedy w końcu został ocalony, wiedział, co ma czynić. Poszedł za głosem Boga, by wypełnić Jego wolę.
2). Naród wybrany – Bóg długo objawiał mu soją wolę poprzez Patriarchów, chociażby poprzez Mojżesza, ale naród nie zawsze słuchał i nie zawsze był posłuszny Bogu. Wolał realizować swoją wolę, przez to cierpiał. I te kilkadziesiąt dni na pustyni, które Żydzi mieli przeżyć, zamieniło się w kilkadziesiąt lat. To była konsekwencja ich wyborów, nieposłuszeństwa wobec Boga. Bóg przeprowadza jednak swą wolę, bo miłuje swoje dzieci. Naród wybrany w końcu dotarł do Ziemi Obiecanej, ale poprzez tyle lat cierpień. A nie musiało tak być.
3). Abraham – Nieraz to, co słyszymy w swoim sercu i jak rozumiemy wolę Bożą może wywoływać w nas lęk, strach. Zdajemy sobie sprawę, że możemy cierpieć, że to wymagać będzie od nas wielkiej odwagi, rezygnacji z czegoś, złożenia ofiary z siebie. W przypadku, gdy Bóg powołuje do swojego Dzieła, oczekuje ofiary. Widać to na przykładzie Abrahama, który poznał wolę Boga, że ma złożyć w ofierze swojego syna. Abraham uwierzył Bogu i posłuchał. Nie znaczy to, że nie cierpiał. Cierpiał ogromnie. Wyobrazić może to sobie tylko ktoś, kto długo oczekiwałby na dziecko i musiałby je teraz oddać Bogu. I to w jaki sposób?! Abraham miał złożyć swego syna w ofierze – miał go zabić. Jednak posłuchał. Droga na górę była drogą cierpienia, ale na samym szczycie przyszło wybawienie. Bóg nagrodził Abrahama, jego posłuszeństwo i jego wierność.
Każdy z nas jest mieszkaniem Boga. Nie ma tutaj uprzywilejowanych, do których Bóg przemawia i takich, do których nie mówi. Do każdego Bóg mówi, ale inaczej. To wybór Boga, jednak każdy z nas może usłyszeć Jego wolę i doświadczyć Jego prowadzenia. Potrzeba tylko otwartości. Część cierpień człowieka, jakichś doświadczeń życiowych, spowodowanych jest tym, że człowiek nie słucha Boga i idzie własną drogą. Gdyby podążał wytyczonym przez Boga szlakiem, miałby drogę prostą. Ale ponieważ idzie sam, to tej drogi nie zna i wpada w różne chaszcze, krzewy, czasem trafia do jakiejś puszczy i musi się przedzierać. To są te różne zawiłości życiowe, trudności, problemy, które się pojawiają. Warto słuchać, nastawić swoje uszy na słuchanie, a potem, kiedy podejmie się decyzję i poprosi Boga o pomoc, należy pójść dalej za Głosem, który się słyszy – należy zaufać Bogu. I to jest jeszcze trudniejsze. To wymaga od człowieka ofiary, zaparcia się siebie. Wystarczy, że człowiek raz, drugi zaufa temu Głosowi i pójdzie za nim, doświadczy obecności Boga. Wtedy zaczyna wierzyć, że jest to możliwe, że Bóg może prowadzić w różnych drobiazgach dnia codziennego, szarego, zwykłego – od momentu kiedy się obudzimy do chwili zaśnięcia, a nawet w nocy. On będzie prowadził, trzeba tylko temu Głosowi zaufać, uwierzyć i pójść za nim.
Wspólnota Dusz Najmniejszych w sposób szczególny powołana jest do słuchania głosu Boga. Odnosi się to nie tylko do każdej duszy indywidualnie. Mamy słuchać Głosu Boga kierowanego do Wspólnoty. I to też jest niezmiernie ważne. Patrząc na naród wybrany, zapewne nie chcielibyśmy takiej wędrówki przez kilkadziesiąt lat. Dla narodu wybranego Bóg zaplanował tylko kilkadziesiąt dni. Podobnie jest z nami. Trzeba tylko nadstawić uszu, aby dobrze usłyszeć i być posłusznym. Kiedy patrzy się na Świętych, wydaje się, że im było tak łatwo. Słyszeli głos Boga i szli za nim. Ich życie się zmieniało. Poprzez nich Bóg czynił rzeczy niezwykłe. I doszli do świętości. Im było łatwo? Nie. Ich życie było dokładnie takie, jak nasze. Tak samo musieli nauczyć się słuchać Boga. Najpierw musieli tego zapragnąć, zrezygnować z czegoś, kiedy usłyszeli wolę Bożą, by pójść za nią. Nieraz poprzez swoją niewierność doznawali cierpień i powracali, tak jak Jonasz. Doświadczali wówczas mocy Bożej. Wiedzieli, że to głos Boga i nie można go lekceważyć.
Starajmy się być posłusznymi Bogu w rzeczach małych, drobnych – każdy osobiście. Ale starajmy się też być posłusznymi jako Wspólnota, by wejść w Dzieło, które Bóg przeprowadza i razem służyć temu Dziełu, by nasze serca nie przedłużały tej wędrówki przez pustynię i cały Kościół mógł przejść ją w krótszym czasie. W narodzie wybranym było tyle buntu, samowoli, pychy, czynienia po cichu różnych rzeczy, mimo, że słyszeli, czego Bóg oczekuje i widzieli znaki. Wiedzieli, że Bóg prowadzi ich przez Mojżesza. Znaki przekonywały ich co do działania Bożego, ale ich własne pragnienia często mijały się z tym, czego Bóg od nich oczekiwał. I wtedy realizowali swoją wolę. Schodzili z drogi, która wiodła ich prosto do celu i błąkali się po pustyni. Bóg ich nie opuścił. Był z nimi i opiekował się, ale cierpieli, bo nie chcieli słuchać, bo nawet znając wolę Bożą byli jej nieposłuszni.
W życiu każdego z nas byłoby o wiele mniej cierpienia, gdybyśmy słuchali Boga w sercu i poszli za tym Głosem. Trzeba prosić o łaskę słyszenia i posłuszeństwa temu, co Bóg mówi. Ta łaska jest dla nas w Bożym Sercu, a więc – można powiedzieć – w zasięgu ręki, bo i my teraz znajdujemy się w Bożym Sercu. Drzwi do tej komnaty są otwarte, wystarczy zaczerpnąć. Składając serca na Ołtarzu, prośmy Ducha Świętego, by tej łaski nam udzielił. Prośmy o to ze wszystkich sił.
Modlitwa
Jezu, Miłości moja! Serce moje wypełnia wielka wdzięczność. Przyszedłeś! Jesteś! Nakarmiłeś mnie Sobą – Ciałem swoim i Krwią. Wraz z Ciałem i Krwią cały przyszedłeś. Wszystko, co Twoje, jest we mnie, należy do mnie. Aż trudno mi rozważać, jak wielkie bogactwo gości teraz w mojej duszy. To nie jest do pojęcia. To nie na mój mały rozum.
O, Panie mój! Chylę przed Tobą czoło i pragnę Ciebie adorować, dziękując, wielbiąc, sławiąc Twoją miłość. Zadziwia mnie, Boże to, że Ty, Wielki Bóg, Wszechmocny Stwórca patrzysz na mnie, na takie małe stworzenie, że zważasz na mnie, myślisz o mnie, przychodzisz do mnie. Zadziwia mnie to, że właśnie Ty, widząc moją małość, moją nędzę, napełniasz mnie swoim bogactwem. Nie mogę pojąć dlaczego. Myślę po ludzku, szukam, co mogłem zrobić takiego, co Tobie się spodobało, ale nic nie znajduję. Czuję, że to wszystko, co znajduję, dajesz mi darmo, dajesz mi z miłości. Moje serce doświadcza Twojej miłości. To jest jedyne wytłumaczenie tego obdarowania, tak niezwykłego. Nie chcę, Jezu, aby spowszedniało mi to Twoje obdarowywanie mojej duszy. Choć codziennie przychodzisz do mnie, choć codziennie gościsz w niej, chciałbym każdego dnia przeżywać na nowo, odkrywać, cieszyć się na nowo Twoją obecnością, Twoją miłością, Tobą.
Dzisiaj, Jezu, mówisz mi, że nieustannie jesteś we mnie i że Ty ciągle pragniesz do mnie przemawiać. Próbuję, Panie, otwierać moje uszy duszy, aby Ciebie słyszeć i próbuję przebywać z Tobą nieustannie. Wybacz, że są to takie nieudolne próby. Do tej pory nie byłem z Tobą tak nieustannie, zawsze wyznaczałem Ci czas na modlitwy, ale bardzo pragnę, by moja dusza otworzyła się na Ciebie, na Twoje przebywanie w niej i bym już nigdy nie zamknął mojej duszy.
Chciałbym, Jezu, wpatrywać się w Ciebie. Teraz, kiedy patrzę, przyciągasz mnie tak mocno, że nie mogę oderwać wzroku od Ciebie. Chciałbym, abyś zawsze tak przyciągał mój wzrok. Chciałbym nieustannie cieszyć się Tobą, mieć świadomość, że Ty zamieszkujesz moją duszę, że jesteś ze mną. Chciałbym słyszeć Ciebie – to, w jaki sposób prowadzisz mnie w tej zwykłej, szarej codzienności. Ale wiem też, że mam tak liczne słabości, różne przyzwyczajenia, przywiązania do różnych rzeczy. Nie jest mi łatwo rezygnować, jednak myślę, że Ty mi pomożesz. Przecież otworzyłeś drzwi do komnaty, w której są łaski do tego, by słuchać Ciebie i być Tobie posłusznym. Otworzę więc dłonie, Boże, żebyś zlał na mnie te łaski, żebym mógł słyszeć, iść za Twoim Głosem i abym mógł zrezygnować z siebie, wyrzec się wszystkiego. Bardzo tego pragnę. Chcę, Boże, całym życiem Ciebie wielbić. Całym moim życiem chcę wyznawać Tobie miłość i dziękować Ci, by całe moje życie było oddawaniem Tobie chwały. Nie chcę niczego innego, tylko abyś Ty był uwielbiony w moim życiu. Kocham Ciebie, Jezu!