Stacja V – Szymon Cyrenejczyk pomaga Jezusowi nieść Krzyż
Dzieło, dla którego Jezus przyszedł na świat musiało być dokonane przez samego Jezusa, tylko On mógł zbawić ludzkość. Na swej drodze spotykał pomoc; niewielka to pomoc, zważywszy, że otaczał Go tłum pełen nienawiści; w dodatku Szymon był przymuszony do tej pomocy. Jednak serce Szymona odmieniało się z każdym krokiem niesienia wraz z Jezusem Krzyża. Jezusowi było nieco lżej nieść Krzyż.
Dusze wybrane również otrzymują pomoc poprzez innych ludzi, jednak musimy sobie zdawać sprawę, że każdy z nas swoje powołanie musi wypełnić sam. Każdy z nas przed Bogiem odpowiada za powołanie. Kiedy skończy się nasz czas na ziemi, każdy z nas sam stanie przed Bogiem i będzie odpowiadał przed Nim za to, co uczynił z łaskami otrzymanymi, by wypełnić powołanie. I wtedy nie będzie odpowiedzialności zbiorowej, będzie odpowiedzialność indywidualna.
Może to wydawać się smutne, że człowiek na swojej drodze w realizacji powołania jest w dużym stopni samotny. Ta samotność wynika z tej odpowiedzialności każdej duszy z osobna. Każdy odpowiada za swoją słabość, za swoje życie, za swoją drogę. Poza tym do Dzieła tego Bóg wybiera dusze i w związku z tym nie wszystkie uczestniczą w takim zakresie, jak te wybrane. Stąd również wynika swoista samotność duszy. Nie możemy liczyć na zrozumienie naszego powołania wszędzie, gdziekolwiek będziemy przebywać, raczej towarzyszyć nam będzie niezrozumienie, niż zrozumienie, ale będą ludzie tak jak Szymon Cyrenejczyk, którzy pomogą nieść krzyż, nie przez całą drogę, może to być jakiś fragment drogi. Zawsze Bogu dziękujmy za każdą osobę, za każdą łaskę okazaną przez Boga. Niech nasze serca doceniają każdą najdrobniejszą pomoc, każdą najmniejszą łaskę, uczmy się je dostrzegać, dziękujmy za nie, a wdzięczność jaką okażemy Bogu nie zostanie bez odpowiedzi, w Jego Sercu znowu będzie miłość, która wylana na nasze dusze będzie wielką nam pomocą i wielką łaską.
Stacja VI – Weronika ociera twarz Panu Jezusowi
Do czego można porównać to powołanie duszy wybranej, jej krzyż w zestawieniu z Krzyżem Jezusa.? Takim porównaniem może być św. Weronika. Jezus niósł Krzyż i zbawił świat. Swój udział w tym zbawieniu ma św. Weronika, chociaż fizycznie Krzyża nie niosła, chociaż pojawia się na jednej stacji, jednak jej udział w Dziele jest znaczący i Kościół wspomina jej osobę przez wieki. Co takiego zrobiła Weronika, że Bóg włączył ją do uczestnictwa w Dziele Zbawczym? Ona pokochała ponad wszystko Boga, miłość do Jezusa była najważniejsza; ważniejsza od lęku, od strachu przed tłumem, przed żołnierzami, przed złym potraktowanie, przed wyśmianiem, przed ośmieszeniem.
Trudno jest nam zrozumieć tę sytuację, ponieważ inny był nieco status kobiety, w dodatku ten czas, kiedy prowadzono skazańca, którego miano pohańbić do końca poprzez Krzyż. Tłum pełen nienawiści, krzyki, w ogóle trudno sobie wyobrazić, co mogła czuć niewiasta wtedy; przecież niewiast idących za Jezusem było więcej. Weronika odważyła się przedrzeć przez tłum, przez wojsko i podejść do Jezusa. Miłość była w jej sercu, miłość do Jezusa ważniejsza od niej samej, ważniejsza od niebezpieczeństwa, od tego jak ją potraktują. Za zgodę na miłość Bóg uczynił ją uczestniczką Dzieła Zbawczego.
Nasze powołanie, nasza droga krzyżowa związana z tym powołaniem, to poprzez porównanie, to jedna chwila na tej Drodze Krzyżowej, kiedy podeszła Weronika, otarła chustą twarz Jezusa i została odepchnięta. Nam wydaje się, że to całe życie, ale w porównaniu z całym Dziełem, to tylko chwila; w porównaniu do całej Męki Jezusa, to tylko otarcie twarzy chustą. Ale do tego nas Bóg powołuje. Zawsze pamiętajmy, że choć Bóg zaprasza nas do tak wielkiego Dzieła, chociaż przyjmujemy powołanie, które dla nas jest krzyżem, to nasze uczestnictwo trwa tylko jedną chwilę, jest niczym otarcie twarzy Jezusa chustą.
Stacja VII – Drugi upadek Pana Jezusa pod Krzyżem
Im dłużej Jezus niesie Krzyż, tym Męka zdaje się być większą, Jezus słabnie, nie ma już sił. Na naszej drodze będą różne momenty, w których i nam będzie się wydawało, że już nie mamy sił, że nie podołamy, że to przerasta nas. Pamiętajmy, że to Dzieło przerasta nas od samego początku, a nie w momencie, kiedy czujemy słabość swoich sił. Od początku mamy zdawać sobie sprawę, że jesteśmy za słabi na cokolwiek. Wtedy, gdy sobie zdamy sprawę, wyciągnijmy dłonie do Boga mówiąc: jesteś moją Miłością, Ty jesteś moją Mocą, ja Ci daję moje serce, a Ty przeprowadzaj swoje Dzieło poprzez nie. Nigdy swoją mocą, zawsze mocą Bożą, cokolwiek czynić będziemy swoimi siłami, zamieni się w proch, lecz, gdy oddamy Bogu to swoje powołanie i powiemy, by to On czynił, okaże się, że Bóg dokona wielkie rzeczy poprzez dusze najmniejsze. To miłość będzie dokonywała wszystkiego, mimo, że sił nie będziemy mieli żadnych.
Stacja VIII – Pan Jezus spotyka płaczące niewiasty
Czymże jest płacz niewiast na Drodze Krzyżowej Jezusa? Jest ich bezradnością, jest ich rozpaczą, załamaniem. Nie mogą nic zrobić i płaczą. Współczują Jezusowi, to prawda, ale są zrozpaczone, bo wydaje im się, że wszystko legło w gruzach, że wszystko się kończy, a Ten, który był ich nadzieją za chwilę umrze w straszliwych męczarniach. To współczucie, owszem dotyka Serca Jezusa, ale to doświadczenie rozpaczy niewiast nie pomaga Jezusowi.
Idąc drogą swego powołania, doświadczając różnych rzeczy na tej drodze spotkamy również płaczące niewiasty, a więc takie dusze, które poużalają się nad nami, które wydaje się, że współczują, ale w tych duszach może brakować wiary. Nasze zadanie jest takie jak Jesusa. To Jezus umacnia je na tej drodze. To Jezus daje jeszcze pewne wskazanie, mimo, że przecież to On potrzebuje pomocy. My mamy znaleźć w sobie siły, by pomimo własnego cierpienia, własnego niesienia krzyża pocieszyć te dusze, które tej nadziei nie mają, które popadają w rozpacz, które czarno widzą koniec. To my jesteśmy duszami wybranymi, które dobrze wiedzą, że celem jest zbawienie dusz, dobrze wiemy, że dążymy do tego celu i w dodatku zbawienie zostało już ofiarowane duszom, my mamy pomóc, by dusze otworzyły się na ten dar zbawienia. Zatem w nas, pomimo krzyża, nie może budzić się zniechęcenie, rozpacz, załamanie, bo my widzimy cel, bo Bóg nam objawił swoją miłość i my dążymy do tej miłości po to, by inni zobaczyli tę miłość, uwierzyli i też pokochali. Patrzmy często na Jezusa, który pociesza płaczące niewiasty.
Stacja IX – Trzeci upadek Pana Jezusa pod Krzyżem
Upadków było wiele. To tylko tradycja Kościoła wspomina trzy. Człowiek może iść prostą drogą i się potknąć, a Jezus szedł drogą kamienistą, niósł ciężar, był osłabiony do granic wytrzymałości, popychany, szarpany, potykał się często, a i szata Jego przeszkadzała Mu, przydeptywał ją, zahaczał o nią, a potem upadał. Gdy upadał, doświadczał jeszcze większej nienawiści, był kopany, krzyczano na Niego z wściekłością, aby wstawał, był bity. Jednak znalazł się tam żołnierz, który pomógł Jezusowi wstać. Coś poruszyło się w sercu tego żołnierza, który widział tak strasznie umęczonego człowieka.
Nasz krzyż jest to ten sam Krzyż, który niesie Jezus. Pod jego ciężarem nie raz ugną się nasze plecy, kolana i zaliczymy nie raz upadek. Jednak podczas tych upadków, podczas doświadczenia ciężaru krzyża, pomimo, że wokół wydaje się nam, iż nie ma z nikąd pomocy, ufajmy, ponieważ Bóg wyśle pomoc. Tak jak nakłonił serce tego żołnierza, tak nakłoni serce jakiegoś człowieka, lub też udzieli nam w innej formie tej pomocy, byśmy mieli siły dalej wypełniać swoje powołanie. Jezus, gdy leżał, wyciągnął rękę, aby ktoś pomógł Mu się podnieść, pomimo, że wokół doświadczał nienawiści i Bóg uchwycił tę rękę dłońmi tego żołnierza. I my, gdy wyciągniemy dłoń zawsze możemy liczyć na pomoc, Bóg zawsze tę dłoń uchwyci.