Wyróżnieniem dla duszy jest uczestnictwo w Krzyżu Jezusa. Oczywiście wiadomo, że dusza nie jest w stanie uczestniczyć dokładnie w takim samym Krzyżu, jaki miał Jezus. Jezus daje pewien wycinek swojej Męki poszczególnym duszom, na miarę możliwości duszy. Takim krzyżem jest powołanie jej na drogę wybraństwa. Odpowiednio przyjęty krzyż unosi duszę ku Niebu. Postarajmy się podczas tej modlitwy przyjmować nasz krzyż, czyńmy to bez lęku, aby nie zasmucać Jezusa, bowiem to, co przygotował Jezus każdemu z nas jest pięknem nie do opisania. Jeśli nie z radością, to przynajmniej z gotowością serca, z otwartością serca przyjmujmy krzyż swojego powołania.
Stacja I – Pan Jezus skazany na śmierć
Jezus przygotowywał się do Męki, do wypełnienia do końca woli Ojca przez całe swoje życie na ziemi. Jezus w Ogrójcu stawał przed Ojcem. Miłość Ojca połączyła się z miłością Syna. Dla Jezusa miłość była i jest najważniejsza. Dzięki tej miłości każda dusza otrzymuje w darze od Boga zbawienie. Tam, w Ogrodzie Getsemani zwyciężyła miłość, nie słabe człowieczeństwo, nie lęk, ale miłość. Jezus wiedział dokładnie co Go czeka, wiedział, że idzie na śmierć, przyjął to, bo było to wolą Ojca. Przyjął, ponieważ kochał Ojca najbardziej na świecie. Dzięki tej miłości została wypełniona misja, mogło dokonywać się Dzieło Zbawcze. Nic innego nie mogło tego Dzieła dokonać.
Bóg zaprasza każdego z nas do uczestnictwa w największym Dziele Bożym w historii ludzkości. Jednak, byśmy mogli uczestniczyć w nim, musimy dokonywać wyboru, dusza musi wybrać miłość, zdecydować się na miłość, na ten najwyższy wymiar miłości, musi wybrać Boga, jako swoją miłość i ze względu na Boga, ze względu na miłość do Niego przyjmować swoje powołanie. To miłość włączy każdego z nas w Dzieło Zbawienia i marny człowiek dostąpi tego wyróżnienia współuczestniczenia w zbawianiu dusz. Chociaż jest to domena Boga, Bóg pozwala duszom wybranym na tak wielkie, tak czynne uczestnictwo. To rzeczywiście wielkie wybranie.
Stacja II – Pan Jezus bierze Krzyż
W Ogrójcu Jezus wyraził swoją zgodę na wolę Ojca, ale w momencie, gdy Go skazano, gdy Go wychłostano, gdy Go poniżano i w końcu, pokazano Mu Krzyż, wtedy czynnie, całym sobą pokazał, iż godzi się na wypełnienie do końca woli swego Ojca. I czynił to nie ze wstrętem, ale uczynił to w sposób niesamowity, choć już był strasznie umęczony, choć już cierpiał, to widząc Krzyż objął go wzrokiem pełnym miłości, to ukląkł i przytuliwszy się do Krzyża ucałował go z miłością.
Jakże trudno człowiekowi jest z miłością patrzeć na swój krzyż, na swoje trudności, przeciwności, dramaty, sytuacje niechciane. Nawet, jeśli dusza przyjmuje, to czyni to z obawą, z lękiem, ze smutkiem, czyni to, bo musi. Jezus spojrzał na Krzyż z miłością ze względu na miłość do Ojca i miłość do ludzi. Gdybyśmy zobaczyli ten wzrok, gdybyśmy wyczytali z tych oczu tę miłość, nigdy w życiu już nie wyrzekalibyśmy się krzyża. Nasza wiara zostałaby umocniona, wzrosłaby nasza ufność i miłość nasz byłaby wielka.
Ten Jezus, tak straszliwie cierpiący tulił Krzyż, jak tuli się kochaną osobę, całował z czułością, jak całuje się ukochaną osobę. Z Jego Serca wylewała się cała miłość. Czy i my słysząc powołanie, słysząc kolejne pouczenia, Boże oczekiwania, czy też z miłością, z czułością myślimy o tym? Patrzmy na Jezusa, z czasem nauczymy się tak kochać.
Stacja III – Pierwszy upadek Pana Jezusa pod Krzyżem
Jakże On kochał niosąc ten Krzyż, całym sobą kochał wszystkich ludzi. Z Jego oczu, z całej postawy ta miłość wylewała się na wszystkich oprawców, na tych, którzy Mu towarzyszyli. To niepojęte, wśród tego tłumu, krzyczącego, tłumu pełnego nienawiści, tłumu, który rzucał w Jezusa błotem, kamieniami, wyzwiskami, który groził pięścią, wśród żołnierzy, którzy Go popychali, ciągnęli za powrozy, On jeden był oazą miłości, On jeden był ostoją pokoju, On jeden zachował swoje człowieczeństwo, doskonałe człowieczeństwo i obdarzał ludzi Miłosierdziem. Jego upadek spowodowany popychaniem, ciągnięciem za powrozy, kamieniami na drodze, ogromną słabością Jego organizmu wyczerpanego Męką, przyczynił się do jeszcze większego wylewu miłości. Tłum najpierw się śmiał, potem krzyczał, żołnierze szarpali, zewsząd rozlewała się nienawiść, a On leżąc zalewał świat miłością. W każdym momencie, w każdej sekundzie wypełniał swoją misję do końca, ani na chwilę nie zostawiając jej, nie odpoczywając. To doskonałe wypełnienie swego powołania. Miłość ponad wszystko, miłość do końca.
Wiemy, iż jesteśmy duszami najmniejszymi. Zatem wiemy, zdajemy sobie sprawę, że wzór Jezusa jest dla nas wzorem niedościgłym, ale zadziwiająco Bóg oczekuje od nas tej doskonałości w każdym momencie i w każdym calu. Oczekuje od nas świętości, choć widzi naszą nędzę; mimo, naszych upadków oczekuje od nas, iż będziemy doskonałymi. Pomimo przeciwności wszelkich, które będą nas otaczać, Bóg oczekuje naszego ciągłego wybierania miłości, naszego miłowania. Wybór Boga, jako tej największej, najważniejszej miłości naszego życia będzie dokonywał cudów. Wybór miłości, to jej zwycięstwo, pomimo słabości naszych, pomimo naszych upadków. Nigdy nie dajmy sobie odebrać tej ufności w miłość, tej wiary w miłość. Choćby działo się niewiadomo co, choćbyśmy my straszliwie upadli, wierzmy w Miłość, która otoczona nienawiścią, bita, kopana, szarpana, w końcu Ukrzyżowana, ani na chwilę nie przestała być sobą. Zawsze patrzmy na Jezusa, aby wiedzieć co czynić.
Stacja IV – Pan Jezus spotyka się ze swoją Matką
To spotkanie jakże było pięknym, choć tak pełnym bólu. To spotkanie to Miłość, spotkanie Miłości. Jezus był nie tylko Bogiem, ale i człowiekiem, cierpiał jako człowiek, doświadczał bólu, osamotnienia jak człowiek. I tak, jak człowiek potrzebował wsparcia bliskiej osoby. Syn potrzebował Matki. On, który był samą Miłością bardzo tej miłości potrzebował. Maryja swoją miłością obejmowała Jego Postać. Patrzyła na Jego twarz, Jego ramiona, dłonie, na całą Postać. I kochała całą swoją mocą serca. Wiedziała, że On potrzebuje Jej matczynej miłości, aby na swej drodze doznać umocnienia. Nie porzuciłby Krzyża, nawet, gdyby Matki tam nie spotkał, ale potrzebował Jej pomocy, pomocy Matki. Ona nie mogła wraz z Nim dźwigać Krzyża, nie mogła odsunąć oprawców, ale mogła kochać i miłością umacniać Go w Jego misji, bo rzeczywiście Serce Jezusa zostało na tyle wzmocnione, że nie umarł po drodze, ale doszedł na sam szczyt.
Nasze powołanie czasem też może wydawać się krzyżem nie do uniesienia. Wtedy pomocą jest miłość. Zawsze tej miłości możemy oczekiwać od Matki Bożej, a ponieważ podejmujemy się powołania dusz wybranych, uczestnictwa w Dziele Zbawienia, zatem idziemy wraz z Jezusem niosąc Krzyż, więc i Maryja podchodzić będzie do nas, widząc w każdym z nas swojego Syna i z tą samą miłością obejmować będzie nasze dusze, całe nasze postacie, aby wypełnić serce miłością, aby dodać sił, byśmy mogli wnieść Krzyż na sam szczyt, byśmy wytrwali do końca.