100. Ukrzyżowanie (Mk 15,23-28)
Tam dawali Mu wino zaprawione mirrą, lecz On nie przyjął. Ukrzyżowali Go i rozdzielili między siebie Jego szaty, rzucając o nie losy, co który miał zabrać. A była godzina trzecia, gdy Go ukrzyżowali. Był też napis z podaniem Jego winy, tak ułożony: «Król Żydowski». Razem z Nim ukrzyżowali dwóch złoczyńców, jednego po prawej, drugiego po lewej Jego stronie. Tak wypełniło się słowo Pisma: W poczet złoczyńców został zaliczony.
Komentarz: To kolejny fragment ukazujący mękę Jezusa. Rozważymy wspólnie wielką miłość Boga wyrażającą się w tej ofierze oraz ogromne przeciwieństwo tejże miłości, czyli słabość człowieka.
Jezusa uznano za przestępcę i potraktowano jak człowieka najniższej kategorii, pozbawionego wszelkich praw. My wiemy kim On był wtedy, gdy chodził po ziemi. Ale tamci ludzie nie uważali Go za Boga i Zbawiciela, lecz najgorszego z najgorszych. Sposób w jaki doprowadzano skazańca do śmierci, był całkowitym pohańbieniem człowieka, poniżeniem go do granic możliwości. Przestawał on być obywatelem, członkiem społeczeństwa o pełnych prawach. Wyrzucany zostawał poza margines. Można było zrobić z nim wszystko. Traktowano go gorzej niż zwierzę. Jezusa, który dla nas jest Bogiem (i przez ten pryzmat patrzymy na tamte wydarzenia), wtedy uważano za zwykłego człowieka. W dodatku uczyniono wszystko, by Go pozbawić ludzkich praw, poniżyć i pohańbić. Ci, którzy to robili, nie myśleli o tym, kogo skazują na śmierć. Nienawiść zaślepiła ich oczy i zamknęła serca. Jezus umierał opuszczony przez wszystkich, nawet przez najbliższych przyjaciół. Doświadczył również opuszczenia Ojca, co było szczególnie dotkliwe.
Dlaczego podkreślamy to tak mocno? Otóż dusze maleńkie mają upodabniać się do swojego Oblubieńca. Dokonywać się to powinno na dwóch płaszczyznach.
Pierwsza – to świętość. Mamy dążyć do świętości. Celowo używamy słowa dążyć, bo najmniejsi całe życie spędzają na dążeniu. Są za mali, aby osiągnąć cel, ale ich zadaniem jest nieustanne podejmowanie wysiłków z wielką ufnością, iż Bóg sam uczyni ich świętymi, nagradzając trud, a nie efekty.
Druga płaszczyzna – to upodobnienie się do Jezusa w sposobie przyjmowania tego, gdy będziemy podobnie traktowani. To jest szczególnie trudne. Ponieważ każdy człowiek w sposób niemalże naturalny broni się przed poniżeniem, wyśmianiem, przed oszczerstwami. Gdy biją, chce się obronić. Ręka sama unosi się, by osłonić twarz. Człowiek pragnie docenienia, zauważenia, wyróżnienia, uznania. Od dzieciństwa wpaja się mu, iż trzeba wybić się z tłumu, czymś się wyróżnić. A żeby osiągnąć ten cel, należy zrobić wszystko – nawet sprzedać samego siebie, własne poglądy, wyznawane wartości. Cena nie gra roli, liczy się cel. Niestety, tak postępując, zatraca się o wiele więcej – swoją duszę. To realia współczesności. Człowiek ma zakodowaną konieczność rywalizacji, bycia najlepszym, dążenia do kariery (jakkolwiek by ona wyglądała), potrzebę osiągnięcia sukcesu. Dzisiejsze wychowanie nie sprzyja stawaniu się podobnym do Jezusa. Uczy przecież czegoś zupełnie przeciwnego. Nic dziwnego, że człowiekowi trudno przyjmować inny, niż on sam by sobie tego życzył osąd o własnej osobie.
Jednak dusza maleńka – to taka, która we wszystkim pragnie naśladować Jezusa. Bardzo chce być niczym On; by Jego cechy stały się jej właściwością. Stara się więc upodobnić do Niego również w sposobie przyjmowania krzyża. To wiedzie ją ku świętości, bo dwie natury – Boska i ludzka – łączą się. Kiedy się o tym słucha lub czyta, wydaje się to do przyjęcia. Uznajemy taką postawę jako swoją i dziwimy się, jeśli ktoś inny ma wątpliwości. Jednak w momencie konkretnej sytuacji życiowej: kiedy otoczenie wyrazi opinię – naszym zdaniem – krzywdzącą, gdy zostaniemy potraktowani gorzej, niż się tego spodziewaliśmy, kiedy dosięgnie nas niesprawiedliwość, krzywda; nie będzie doceniony nasz wysiłek, praca czy poniesione koszty; gdy zostaniemy dotknięci w ten czuły punkt swego „ja”- miłość własną i zranienia dozna nasza pycha – zapominamy o cichej, uległej, pokornej postawie. Budzi się w nas chęć walki o swoje. Mamy poczucie krzywdy, którą chcemy sobie wynagrodzić. Rośnie żal, pretensje do całego świata i niemalże do Boga. Właśnie w takim momencie pojawia się przed nami Jezus – Bóg, który będąc samą Doskonałością, zostaje niesprawiedliwie osądzony, traktowany najpodlej na świecie i zabity, chociaż nie skrzywdził nikogo, a czynił samo dobro. Staje przed nami Cichość, Łagodność, Milczenie, Przebaczenie, sama Miłość! Czyni to wszystko, przed czym tak często wzbrania się ludzka dusza. Bowiem człowiek dąży do czego innego niż Bóg. Bóg cały skierowany jest na człowieka i jego zbawienie, ten zaś – stale nastawiony na siebie. Dlatego tak trudno jest stać się jednością. Wydawać by się więc mogło, że wektory skierowane są w tym samym kierunku – ku człowiekowi. Jednak jeśli Bóg cały nastawiony jest na dawanie, to i człowiek powinien obrać ten kierunek – od siebie. W przeciwnym razie zmniejsza się jego podobieństwo do Jezusa.
To bardzo ważne, bowiem ten wektor nastawienia – dawanie siebie – jest swego rodzaju cechą miłości Boga. Dawanie – to czynienie dla innych, przyjmowanie wszystkiego z wdzięcznością, poświęcanie swego czasu, sił, zdolności; wyrzekanie się różnych rzeczy i spraw na rzecz drugiego. To również przebaczanie, aby błogosławieństwo dosięgało tych, od których zaznaliśmy krzywdy. Najpiękniejszym zaś darem jest miłość ofiarna i cierpienie przyjęte w czyjejś intencji – z wiarą i ufnością, iż Bóg zamieni je na potrzebne dla tej osoby łaski.
Dusza maleńka wpatrzona w Jezusa, ma Go naśladować. Jednak ze względu na swoją małość i słabość nie jest do tego zdolna. Jak zatem to czynić, skoro brak nam sił, umiejętności, wytrwałości, inteligencji – wszystkiego! Otóż dusza najmniejsza ma nieustannie wpatrywać się w Jezusa, adorować Jego mękę i starać się nie oddalać od Krzyża. Ona ma prosić o wszystko – o miłość do Krzyża i wytrwałość w modlitwie przy nim; o ukochanie zdrojów miłosiernych Jezusa; o upodobnienie się do Zbawiciela; o cichość, pokorę, uległość; o miłosierdzie dla siebie i innych. Ponieważ dusze maleńkie nie posiadają nic, Bóg daje im więcej niż innym. On sam prowadzi je krok po kroku maleńką drogą miłości. Na niej przewodnikiem staje się Duch Święty, który ubogaca nas swoją miłością. A miłość ta, będąca przymiotem Boga, przemienia nasze dusze, upodabniając je do Jezusa – zarówno pod względem cnót, jak i przyjmowania każdego sposobu traktowania przez innych. To zaś doskonali w świętości, choć nie zawsze ona jest zauważana przez otoczenie. Nieraz specjalnie Bóg nie daje tego poznania innym, by dusza miała więcej okazji do kształtowania się.
Zwróćmy dzisiaj uwagę przede wszystkim na ogromną miłość Boga, jaka wyraziła się w przyjęciu przez Niego opinii złoczyńcy; w zgodzie na traktowanie Go jak najgorszego przestępcę; w pozwoleniu na to, by człowiek poniżył Go aż po uśmiercenie na krzyżu. Jezus przyjął to wszystko, cały pozostając miłością do człowieka. Jego uczucie nie zmieniło się ani odrobinę mimo zaznawanych cierpień. Ale to jeszcze nie koniec. On nie tylko kochał, ale wylewał na człowieka zdroje miłosierdzia. To jest doskonałość miłości – odpowiadać nią na zaznawane zło, a ponad to obdarzać miłosierdziem, niwecząc skutki grzechu. W tym właśnie tkwi sedno doskonałości Bożej miłości. Ona zalewa miłosierdziem ludzkie serca, by nie doświadczały konsekwencji zła, jakie wyrządzają innym, a przede wszystkim samemu Bogu.
Jakże niepojętą tajemnicą jest miłość miłosierna! Powtórzmy jeszcze raz, byśmy zrozumieli choć w części, co staje się naszym udziałem – Jezus nie tylko przyjmuje na siebie zło, ale odpowiada miłosierdziem – przebaczeniem i uświęceniem dusz! Człowiek, który nie posiada nic, a jego dziełem jest jedynie zło, może napełniać się miłością Boga poprzez otwieranie się na nią, poprzez trwanie przy Jezusie i wyrażanie wielkiego pragnienia upodobnienia się do Niego. Wtedy Bóg w swej nieskończonej hojności da duszy to, o co ona prosi; co przygotował dla niej od wieków, do czego ją stworzył i powołał. Miłość stanie się jej udziałem.
Niech Bóg błogosławi nas na czas tych rozważań.