100. Dobra trwałe (Łk 12,32-34)
Nie bój się, mała trzódko, gdyż spodobało się Ojcu waszemu dać wam królestwo. Sprzedajcie wasze mienie i dajcie jałmużnę! Sprawcie sobie trzosy, które nie niszczeją, skarb niewyczerpany w niebie, gdzie złodziej się nie dostaje ani mól nie niszczy. Bo gdzie jest skarb wasz, tam będzie i serce wasze”.
Komentarz: „Nie bój się, mała trzódko, gdyż spodobało się Ojcu waszemu dać wam królestwo”. Te słowa Jezus wypowiada do nas – dusz najmniejszych. Są one kontynuacją poprzedniego fragmentu Ewangelii. Jezus nadal mówi o królestwie – o królestwie, które przygotował specjalnie dla nas. Zauważmy, że zwraca się do nas wręcz czule: „mała trzódko”; traktuje jako małe dzieci. Ileż miłości jest w tych krótkich słowach! W tym zdaniu oraz w całym fragmencie Jezus zawarł przesłanie do dusz maleńkich. Mówi bardzo ważne rzeczy, nakierowując nas na naszą drogę dla najmniejszych. Cóż zatem Jezus mówi?
„Nie bój się, mała trzódko”. Nie bójcie się, dusze najmniejsze! Nie lękajcie się! Jezus mówi nam, abyśmy się więcej nie bali niczego, bowiem przyszłość mamy już zapewnioną. W wielkim sercu Boga, pełnym miłości do Jego stworzeń, powstał zamysł i został zrealizowany. Bóg przygotował dla swoich dzieci mieszkanie, całe królestwo, abyśmy byli szczęśliwi. Abyśmy mieli swój dom, do którego powrócimy. Nazywa nas czule „mała trzódko”, dając do zrozumienia uczucia ojcowskie Boga wobec nas; dając do zrozumienia, iż w sercu Boga jest jedynie miłość do nas, nic innego. Całe to zdanie jest wyrazem ojcowskiej miłości do dzieci. Tak można jedynie powiedzieć o Ojcu. To wobec własnych dzieci Ojciec ma takie pragnienia. Król swoim dzieciom daje królestwo. Nie przekaże go poddanym, ale dzieciom, Jego dziedzicom. I tak jest z nami – duszami najmniejszymi. Spodobało się Ojcu naszemu dać duszom najmniejszym królestwo niebieskie.
Jezus mówi dalej. „Sprzedajcie wasze mienie i dajcie jałmużnę! Sprawcie sobie trzosy, które nie niszczeją, skarb niewyczerpany w niebie.” Wprawdzie nie każdy powołany jest do życia jako pustelnik czy jako zakonnik ślubujący ubóstwo i zostawiający za bramą klasztoru wszelkie dotychczasowe dobra, jednak tutaj Jezus raczej zwraca uwagę na przywiązanie serca, na umiejscowienie swego serca w dobrach ziemskich lub niebieskich. Dusze najmniejsze, jak już mówiliśmy wielokrotnie, mają zrezygnować z przywiązania do dóbr doczesnych. Mimo, że ich potrzebują, to jednak odpowiednie nastawienie serca sprawia, że nie przywiązują aż takiej wagi do nich, bo rzeczywiście nie są one aż tak ważne i nie wszystkie potrzebne w takim stopniu, jak to sugeruje świat. Dusze najmniejsze powinny umiejscowić swoje serce w Niebie i do niego dążyć. W nim widzieć swój skarb, swoje potrzeby, realizację siebie. Jezus wskazuje, że tylko w Niebie znajdują się skarby niewyczerpane i niezniszczalne – skarby, których nikt im nie zabierze, nie ukradnie, nie wyniesie. Niebo zawiera największe bogactwa świata, a ludzkość tego nie dostrzega; wydaje się być głucha na orędzia płynące z Nieba, na nawoływania Boga. A Jezus mówi wyraźnie, by wszystko zostawić, a zająć się jedynie tym, co w Niebie, bo tylko to jest nieskończone, niezniszczalne, wieczne, prawdziwe. Tylko to przynosi nam szczęście wieczne.
„Bo gdzie jest skarb wasz, tam będzie i serce wasze”. To, co uznamy za największą wartość, do czego się przywiążemy, za czym będziemy iść, to będzie naszą wiecznością, bo tam umiejscowimy swoje serce. A do czego przywiąże się serce, tym żyje, to chłonie, tym przesiąka. Jeśli skarbem naszym będzie doczesność, rzeczy materialne, uznanie ludzkie, kariera zawodowa – to pochłonie nasze serce. A ponieważ to zginie wraz z naszą śmiercią, nicość będzie naszą wiecznością, straszną wiecznością. Jeśli zaś skarbem będą dobra niebieskie, jeśli serce nasze całe zajmie się Bogiem, miłością, pragnieniem zjednoczenia z Bogiem i ratowania dusz, to Bóg będzie naszą wiecznością, nieskończenie piękną. Bo ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy Bóg przygotował tym, którzy Go miłują. Szukajmy skarbów w niebie, a nie na ziemi, bo niebo jest wieczne, ziemia zaś jest jedynie przelotnym miejscem dążenia do wieczności. Miejscem bardzo krótkiego przebywania człowieka, aby przygotować się na wieczność. Jest jak mrugnięcie oka. Nawet nie zauważysz, kiedy zniknie, a nastanie wieczność.
To, do czego Bóg przygotowuje dusze najmniejsze, jest życiem w zjednoczeniu z Bogiem już tu, na ziemi. Jest przylgnięciem serca człowieczego do serca Bożego. Jest wyborem Nieba już na ziemi i przygotowywaniem się do niego w wieczności. Pouczenia, jakie otrzymujemy, nakierowują nasze myśli, dusze i serca na Boże życie w nas. Bóg uczy nas życia z Nim, prawdziwie Jemu poświęconego, Jemu oddanego. W ten sposób prowadzi drogą świętości, doskonaląc nasze dusze, kształtując je, by jak najlepiej upodobniły się do Świętego w Niebie. Im większe podobieństwo, tym ściślejsza zażyłość życia z Bogiem, tym bliższe relacje, tym większe zjednoczenie. To również życie w samym sercu Boga w wieczności, tak blisko, jak tylko wybrani żyć będą. I chociaż pełnia obejmie wszystkie dusze w Niebie i nikt niespełnienia cierpieć nie będzie, to różne będą bliskości życia z Bogiem, różne kręgi przebywania w Nim samym i napełnienia Jego miłością, przemienienia w Jego istotę, Jego byt, w Niego samego.
Dusze najmniejsze są powołane do pięknej miłości, zażyłej bliskości, zjednoczenia całkowitego z Bogiem. Jeśli słuchać będą Bożych nakazów, jeśli je przyjmą do swego życia i będą starały się je wypełniać, czeka je najpiękniejsza wieczność, o jakiej nie potrafią nawet zamarzyć. Nie w ludzkim pojęciu jest wyobrazić sobie to szczęście, to piękno, tę wieczność z Bogiem. Módlmy się, abyśmy otworzyli nasze serca na pouczenia Boże, abyśmy je przyjmowali do swego wnętrza i nimi żyli. Módlmy się, aby Bóg był naszym największym i jedynym skarbem na ziemi. Módlmy się, abyśmy mieli siłę i odwagę „sprzedać mienie, dać jałmużnę, sprawić sobie trzos, który nie niszczeje”. Powierzajmy się Duchowi Świętemu, a On nas w tym poprowadzi i nadal będzie pouczał. Niech błogosławi nas Bóg Ojciec, Syn Boży i Duch Święty.
Trafiłam na ten fragment w momencie kiedy przeżywam kryzys w relacji z partnerem, który mnie zranił. Mam wątpliwości czy powinnam kontynuować naszą relację. Fragment w którym Jezus zapłakał przyniósł mi pewne ukojenie. Mimo to nie wiem czy powinnam zapowiedzi ciężkich chwil traktować jako zapowiedź końca, czy zapowiedź ciężkiej pracy w odbudowie. Docenię każdą odpowiedź i podpowiedź.
Czytałam wiele rozważań,i nawet są ciekawe,ale mam jedno zastrzeżenie. Wiem że pycha jest zła, ale dlaczego mamy uznawać się za nicość,za nic nie wartych? Dlaczego mamy mieć niską samoocenę? Bóg nas kocha, a jeśli kogoś kochamy,to czy nie chcielibyśmy żeby kochana przez nas osoba była osobą pewną siebie, kochała też i siebie (nie tylko innych) i dbała nie tylko o potrzeby innych ale swoje własne też? To prawda że pycha to grzech, ale nie zgodzę się z tym żeby miłość też i do siebie,nie tylko do innych była czymś złym.(mówię tutaj o zdrowej miłości do siebie). Czy to nie jest takie popadanie ze skrajności w skrajność?