102. Niebezpieczeństwo bogactw (Mt 19,23-26)
Jezus zaś powiedział do swoich uczniów: «Zaprawdę, powiadam wam: Bogaty z trudnością wejdzie do królestwa niebieskiego, Jeszcze raz wam powiadam: Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne niż bogatemu wejść do królestwa niebieskiego». Gdy uczniowie to usłyszeli, przerazili się bardzo i pytali: «Któż więc może się zbawić?» Jezus spojrzał na nich i rzekł: «U ludzi to niemożliwe, lecz u Boga wszystko jest możliwe».
Komentarz: Ten fragment jest dalszym ciągiem poprzedniego, zatem kontynuować będziemy nasze rozważanie. O ile bogatego młodzieńca Jezus potraktował bardzo łagodnie i z miłością tłumaczył mu, co ma zrobić, by osiągnąć życie wieczne, ponadto – by się doskonalić w świętości, o tyle dzisiaj wypowiada słowa bardzo mocne i wprowadzające w niektóre serca wręcz niepokój.
Jezus, patrząc na odchodzącego zasmuconego młodzieńca, sam doznał smutku. Nie po raz pierwszy okazało się, że dusza nie potrafi zrezygnować dla Niego ze swych dóbr. Zaznaczmy, że to odejście młodego bogatego człowieka przedstawia postawę nie tylko tych, którzy nie chcą Bogu poświęcić życia, rezygnując z siebie. Jest to obraz każdej duszy, nawet tej poświęconej Bogu, żyjącej chociażby w zakonie. Każdy z nas ma swoje bogactwa. Może nim być na przykład zamiłowanie do otaczania się ładnymi rzeczami. Niby nic, drobnostka, a jednak jest to jakieś przywiązanie do tego typu przedmiotów. Bogactwem może być wybór czegoś, co duszy bardziej odpowiada w jakiejś sprawie, zdarzeniu – zamiast kierowania się miłością bliźniego, a więc jego dobrem, wygodą czy upodobaniem. To może dotyczyć rzeczy naprawdę bardzo drobnych. Niestety, człowiek przejawia miłość własną, próżność i pychę we wszystkich swoich myślach, czynach, postawach, wyborach. Ze wszystkiego potrafi uczynić sobie swoje małe królestwo, z którego trudno zrezygnować.
Młodzieniec z rozważanych fragmentów Ewangelii posiadał dobra materialne. Ale to jego przywiązanie do nich było tym bogactwem, które nie pozwalało mu zrezygnować ze wszystkiego. W każdej sprawie człowiek przyjmuje jakąś postawę, płynącą z jego wnętrza. A właśnie wnętrze decyduje o tym, czy jest się bogatym w „skarby” ogromnie obciążające duszę, czy ubogim, wolnym od tych przywiązań, a więc mogącym swobodnie szybować ku samemu światłu Boga.
Jezus zaznacza dzisiaj, iż „bogaty z trudnością wejdzie do królestwa niebieskiego”. Wypowiada słowa wręcz trudne do przyjęcia: „Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne niż bogatemu wejść do królestwa niebieskiego”. To zatrwożyło serca uczniów. Powinny zadrżeć również nasze dusze. Bowiem są one niekiedy bardzo bogate. Jezus mówi o rzeczy niemożliwej jako o bardziej realnej niż zbawienie duszy bogatej. Słowa te powinny zapaść nam głęboko w serca, bowiem skierowane są do nas – dusz maleńkich. Stanowią niejako przestrogę dla tych, którzy, zapominając o swej nędzy i ułomności, a jednocześnie z ich powodu, zaczynają gromadzić sobie „skarby”, w których pokładają ufność.
Istota problemu tkwi w wyborze. Tak jak młodzieniec musiał wybrać, tak i my dokonujemy codziennie mnóstwa wyborów. I chociażby dotyczyły one spraw pozornie bardzo odległych od wiary czy Boga, zawsze dokonywane są przez człowieka. Bierze on pod uwagę różne rzeczy: wiedzę, doświadczenie, własne potrzeby, wymagania otoczenia, dobro własne i ogółu. Włączają się w to aspekty moralne. Nawet nie zastanawiamy się nad tym, jak każda nasza decyzja uwarunkowana jest wieloma sprawami, intencjami, dążeniami, nastawieniami, emocjami, wartościami. We wszystkich sytuacjach i dokonywanych wyborach bierze udział również przyjęty przez nas system wartości – zazwyczaj nieświadomie, nie zastanawiamy się nad tym, podejmując decyzje w różnych sprawach. Jednak nie zawsze on decyduje o dokonanym wyborze.
Jeszcze raz spójrzmy na młodzieńca. On zachowywał przykazania. Tak jak i my wierzył w Boga i starał się spełniać Jego nakazy. Można powiedzieć bardzo ogólnie, że mamy ten sam system wartości. Jednak gdy miał on podjąć ważną decyzję, która zaważyłaby na jego dalszym życiu, zawahał się i odszedł smutny. Czy w tym momencie również kierował się przyjętą przez siebie hierarchią wartości? Nie! Tym razem zadecydowały inne sprawy, jego przywiązanie do dóbr, które posiadł, być może opinia otoczenia i rodziny, może jeszcze inne sprawy, w które był bogaty. Człowiek przyjmuje pewne normy, zasady postępowania, wartości, jednak nie zawsze jest im wierny. Bardzo często inne rzeczy okazują się ważniejsze.
Tutaj dochodzimy do sedna. Zastanówmy się, co dla nas ma największe znaczenie i wartość, a w związku z tym – jest czymś lub kimś najważniejszym. To niezmiernie trudna sprawa, bowiem w zależności od sytuacji wychodzi na jaw, iż raz liczy się najbardziej opinia otoczenia, innym razem własne upodobania, a jeszcze innym – wiara. Potrzebne jest świadome dokonanie – poprzez akt woli – wyboru tego, co jest dla nas najważniejsze w życiu, co jest celem, wyznacznikiem celu, jaką drogą chcemy ten cel osiągnąć. Musimy sobie dobrze uświadomić, co i kogo chcemy przyjąć za swego Boga lub bożka. Komu chcemy służyć i co osiągnąć? Potem zaś starać się przy różnych okazjach, gdy dokonujemy wyborów, przypominać sobie nasz system wartości, normy i zasady, jakimi chcemy się kierować.
Obierając jako swoją najmniejszą drogę miłości, przyjmujemy Boga za przewodnika. Uznajemy siebie za nicość i wszystko składamy w ręce Stwórcy. To wydaje się nam teraz, gdy czytamy, oczywiste. Jednak rozważmy różne momenty dnia codziennego, najróżniejsze sytuacje, które miały miejsce, relacje z ludźmi. Czy w nich również Bóg miał pierwsze miejsce? Czy wtedy również uznaliśmy siebie za nicość i pozwoliliśmy Jemu czynić wszystko? A może sami wzięliśmy ster w ręce? Może była to sytuacja, w której poczuliśmy się urażeni, dotknięci, niewłaściwie osądzeni czy nawet oskarżeni. Dlaczego nas to zabolało? Skoro uważamy siebie za nędzę największą, to znaczy, że te wypowiedzi są słuszne. Bo nawet jeśli tego, o co nas posądzają, nie zrobiliśmy, to tylko dzięki Bogu. Sami jesteśmy tak słabi, że upadamy co rusz i zdolni jesteśmy do wszelkiego zła. Czy jest się więc o co obrażać?
Zapewne to, o czym tu mowa, trudne jest do przyjęcia, a jeszcze trudniejsze do realizacji. Ale spróbujmy uświadomić sobie, że ten cały ciężar rzekomych bogactw nosimy ze sobą nieustannie. Wciąż wychodzi na jaw nasz egoizm, pycha, nasze pragnienia, dążenia, plany, poglądy na życie, aspiracje, zainteresowania, nasza miłość własna. To jest cały balast, którego należy się pozbyć. Trzeba to czynić nieustannie, bo trudno jest zrobić to raz na zawsze.
Dlatego Jezus podał duszom najmniejszym modlitwę, która pomaga w ciągłym zjednoczeniu z Bogiem i Maryją. Dzięki temu możemy stale uświadamiać sobie hierarchię wartości. To wielka łaska – moc, siła do wybierania Boga i Jego miłości, a odrzucania pychy i egoizmu. Toteż dusze najmniejsze zawierzają swe życie Maryi. Podają Jej obie ręce, by Ona – ich Niebieska Mama – opiekowała się nimi i czyniła wszystko za nie. Poprzez ręce Najświętszej Dziewicy dusze maleńkie oddają swe życie Bogu, ufając, że On dokona cudu ich uświęcenia. Starają się trwać w nieustannym akcie miłości, a Bóg – niejako w zamian – dba o ich całe życie. I wtedy to, co dla nich jest niemożliwe, nieosiągalne z powodu ogromnej nędzy, dla Boga jest możliwe – z racji Jego wszechmocy. On sam dokonuje ich zbawienia. Sam wprowadza je w głębszą ze sobą zażyłość, uświęca i zaprasza na ucztę weselną.
Spójrzmy, jak od niemożliwego przeszliśmy do możliwego. U Boga bowiem wszystko jest możliwe. Niech On błogosławi nas. Niech Duch Święty prowadzi przez to dzisiejsze rozważanie.