104. Przypowieść o robotnikach w winnicy (Mt 20,1-16)
Albowiem królestwo niebieskie podobne jest do gospodarza, który wyszedł wczesnym rankiem, aby nająć robotników do swej winnicy. Umówił się z robotnikami o denara za dzień i posłał ich do winnicy. Gdy wyszedł około godziny trzeciej, zobaczył innych, stojących na rynku bezczynnie, i rzekł do nich: „Idźcie i wy do mojej winnicy, a co będzie słuszne, dam wam”. Oni poszli. Wyszedłszy ponownie około godziny szóstej i dziewiątej, tak samo uczynił. Gdy wyszedł około godziny jedenastej, spotkał innych stojących i zapytał ich: „Czemu tu stoicie cały dzień bezczynnie?” Odpowiedzieli mu: „Bo nas nikt nie najął”. Rzekł im: „Idźcie i wy do winnicy!” A gdy nadszedł wieczór, rzekł właściciel winnicy do swego rządcy: „Zwołaj robotników i wypłać im należność, począwszy od ostatnich aż do pierwszych!” Przyszli najęci około jedenastej godziny i otrzymali po denarze. Gdy więc przyszli pierwsi, myśleli, że więcej dostaną; lecz i oni otrzymali po denarze. Wziąwszy go, szemrali przeciw gospodarzowi, mówiąc: „Ci ostatni jedną godzinę pracowali, a zrównałeś ich z nami, którzyśmy znosili ciężar dnia i spiekoty”. Na to odrzekł jednemu z nich: „Przyjacielu, nie czynię ci krzywdy; czy nie o denara umówiłeś się ze mną? Weź, co twoje i odejdź! Chcę też i temu ostatniemu dać tak samo jak tobie. Czy mi nie wolno uczynić ze swoim, co chcę? Czy na to złym okiem patrzysz, że ja jestem dobry?” Tak ostatni będą pierwszymi, a pierwsi ostatnimi.
Komentarz: „Ostatni będą pierwszymi, a pierwsi ostatnimi”. W słowach tego fragmentu zawarta jest bardzo ważna, niezmiernie głęboka myśl, którą dzisiaj rozważymy. Otóż Bóg zaprasza każdego z nas do swej winnicy. Wychodzi naprzeciw – tak jak ów gospodarz, który szedł co jakiś czas na rynek, by nająć kolejnych robotników. Z pierwszymi umówił się o denara za cały dzień pracy. To przeciętne dzienne wynagrodzenie. Następnym mówił: „Idźcie i wy do mojej winnicy, a co będzie słuszne, dam wam”. I tak zatrudniał kolejnych. W końcu ostatnich najął na jedną tylko godzinę, pod koniec dnia. Wieczorem, gdy zarządca wypłacał im należność, każdy z robotników dostał po denarze. Uradowało to tych, którzy pracowali tylko część dnia, ale pierwsi byli niezadowoleni. Spodziewali się, że skoro tamci otrzymali denara, to oni – pracujący najdłużej – dostaną więcej. I szemrali przeciwko gospodarzowi. W ich serca zakradła się zawiść, poczucie niesprawiedliwości, żal i pretensje.
Przypowieść ta mówi o wielkiej dobroci i łaskawości Boga, o niepojętej Jego mądrości i sprawiedliwości. To Boża ekonomia miłości. Zazwyczaj słuchając tego fragmentu Ewangelii, wielu ma mieszane uczucia. Nasze myślenie jest dokładnie takie jak tych pierwszych robotników. To przejaw sprawiedliwości ludzkiej. Na ile pracowałeś, na tyle dostajesz za to zapłatę. Zauważmy, że choć w pierwszym momencie wydaje się to słuszne, jednak po dłuższym zastanowieniu się, należy przyznać, że ci ostatni robotnicy również potrzebują pożywienia, tak samo muszą się w coś ubrać. Być może mają na utrzymaniu rodzinę. Cały dzień czekali na rynku, ale ich nikt nie najął. Myśląc w ten sposób, zbliżamy się już nieco do Bożej ekonomii.
Jezus opowiadając tę przypowieść, miał na myśli królestwo niebieskie, gdzie to On wypłaca należność. Zapłatą zaś jest życie wieczne. Jeszcze raz posłuchajmy odpowiedzi gospodarza: „Przyjacielu, nie czynię ci krzywdy; czy nie o denara umówiłeś się ze mną? Weź, co twoje, i odejdź! Chcę też i temu ostatniemu dać tak samo jak tobie. Czy mi nie wolno uczynić ze swoim, co chcę? Czy na to złym okiem patrzysz, że ja jestem dobry?”
Boża miłość jest niepojęta. Ogarnia cały świat. Jest nieskończona i pełna miłosierdzia. Ta miłość przewiduje wszystko. Pociesza i podnosi na duchu. Nigdy nie odpłaca na równi z tym, co otrzymała. Gdyby bowiem tak było, świat pogrążyłby się w smutku, zawiści, a ludzie pozabijaliby się. Bóg nie daje ci tylko tyle dobra, ile ty Jemu. On oddaje siebie cały, chociaż od ciebie otrzymuje naprawdę niewiele. Właśnie na tym polega miłość doskonała. Bóg nie jest księgowym, który chce zbilansować stan przychodów i rozchodów. Nie jest matematykiem, któremu muszą zgadzać się równania. Bóg jest Miłością. A miłość nie ma nic wspólnego z matematyką, księgowością czy bilansami.
Pojęcie „miłość” obecnie się zdewaluowało, jednak rozumiane właściwie oznacza ofiarę całkowitą. Nie ma tam miejsca na wyrachowanie, dzielenie, na dawanie połowy czy części. Bóg nas kocha. Wychodzi nieustannie „na rynek” i szuka „najemników” do swej winnicy. Wciąż pragnie ciebie zatrudnić. Ciągle zaprasza, proponuje, pokazuje swoją winnicę. Niestety, ty nie zawsze chcesz skorzystać z zaproszenia. I tak, są dusze, które pracują u Gospodarza od początku, są takie, które zatrudniły się w ciągu dnia, a i takie, które przychodzą pod wieczór. Bóg jednak kocha wszystkie. I chce im dać pełną zapłatę. Chce im ofiarować niebo. Czy można dać połowę nieba, albo tylko część? Boża ekonomia jest inna. Bóg z miłości do człowieka zaplanował dla niego pełnię szczęścia. Chce tę pełnię ofiarować. On wie, że słabość ludzka jest wielka i często człowiek jej ulega. Nawet ten, kto – wydawać by się mogło – tyle lat żyje w zjednoczeniu z Bogiem, upada i jakże często po raz kolejny rozpoczyna od nowa swoją drogę do świętości.
Jeszcze raz przyjrzyjmy się pierwszym robotnikom. Pracowali cały dzień. To obraz ludzi, którzy wierzą od lat, nawrócili się już jakiś czas temu, żyją w zgodzie z przykazaniami. Starają się, ale przecież są tylko ludźmi. W różnych sytuacjach ujawnia się ich słabość, grzech. Robotnicy z przypowieści byli bardzo niezadowoleni z zapłaty, uważając ją za niesprawiedliwą. Szemrali przeciwko gospodarzowi. Zabrakło im miłości. Upadając, stajesz się niejako znowu rozpoczynającym dopiero swój dzień pracy najemnikiem w winnicy Pańskiej. Zważ na to, gdy przyjdzie ci ochota wyrazić swoje oburzenie z powodu czyjegoś grzechu czy słabości. Zanim zaczniesz szemrać, przypomnij sobie tę przypowieść. Zastanów się wtedy, na ile to co wydawało ci się być twoją miłością do Boga, jest nią rzeczywiście. Bowiem prawdziwa miłość sprawia, że człowiek pragnie również dla innych szczęścia wiecznego. Zabiega o ich dobro. Stara się, aby poznali nieskończone Boże miłosierdzie. Modli się również za konających, by mogli, w tym ostatnim dla nich momencie, nawrócić się i również otrzymać „po denarze”.
Zastanów się, którym z robotników jesteś tak naprawdę. Czy rzeczywiście rozpocząłeś pracę w winnicy Pana? Może ty jeszcze stoisz na rynku i zastanawiasz się nad jej podjęciem? Pomyśl, o czym świadczy twoja postawa? Czy jest to służba? A może to tylko twoje wyobrażenia o niej lub tzw. pobożne życzenia? Za każdym razem gdy przyjdzie ci ochota wyrazić jakikolwiek żal, pretensje, poddać się smutkowi, pomyśl, czy są one słuszne? Jeśli weźmiesz pod uwagę miłość Boga do ciebie i twoją odpowiedź na nią, zawsze będziesz tym obdarowanym obficie, a Bóg – ofiarującym. Zatem cokolwiek się dzieje w twoim życiu, ty pozostajesz dłużnikiem Boga. A wszystko co cię spotyka, jest oznaką Jego wielkiej miłości i miłosierdzia wobec ciebie.
Módlmy się o pokorę, abyśmy zobaczyli siebie wśród tych ostatnich robotników, byśmy zdali sobie sprawę, iż jesteśmy tymi, którzy nieustannie rozpoczynają swą pracę od nowa. Spróbujmy dostrzec rzeczywisty stan swego serca, aby pycha nie szemrała w nas, a zarozumiałość nie przesłaniała tej cudownej Bożej miłości, obejmującej wszystkie dusze na ziemi. Rozradujmy się tym, że: „ostatni będą pierwszymi, a pierwsi ostatnimi”.
Prośmy Ducha Świętego, aby poprowadził nas przez te rozważania i obdarzył pełnią pokory. By wzbudził w nas pragnienie rozpoczęcia służby w winnicy Pana i dał zapał oraz wielką gorliwość. Niech Bóg błogosławi nas na czas tych rozważań.