104. Pogrzeb Jezusa (Mk 15,42-47)
Pod wieczór już, ponieważ było Przygotowanie, czyli dzień przed szabatem, przyszedł Józef z Arymatei, poważny członek Rady, który również wyczekiwał królestwa Bożego. Śmiało udał się do Piłata i poprosił o ciało Jezusa. Piłat zdziwił się, że już skonał. Kazał przywołać setnika i pytał go, czy już dawno umarł. Upewniony przez setnika, podarował ciało Józefowi. Ten kupił płótno, zdjął Jezusa [z krzyża], owinął w płótno i złożył w grobie, który wykuty był w skale. Przed wejście do grobu zatoczył kamień. A Maria Magdalena i Maria, matka Józefa, przyglądały się, gdzie Go złożono.
Komentarz: Ciało Jezusa złożono w grobie. Był to szczególnie bolesny moment dla Jego bliskich i przyjaciół; dla tych, którzy wierni Mu byli do końca. Skończył się ten cudowny etap ich życia, kiedy byli przy Nim i czuli Jego miłość; gdy On pocieszał ich, doradzał, pouczał. Tłumaczył znaczenie Pism, a oni szli za Nim w różne, nawet odległe zakątki, podziwiając czynione znaki i cuda. Stawali się uczestnikami ludzkiego szczęścia. Ileż razy ci, którzy zaznawszy od Jezusa dobroci, pragnąc Mu podziękować, proponowali gościnę, oddawali swój majątek – w różny sposób wyrażali swoją wdzięczność. Rozpierała ich radość i rozgłaszali wokoło, ileż dobra uczynił im Bóg. I te wieczory, gdy siedząc w ogrodzie, nauczał swoich wybranych – zdawało się, że zdradza im tajemnice swego Serca. Słuchali Go, wpatrując się w mimikę twarzy, ruchy. Byli też świadkami Jego modlitwy, długich rozmów z Ojcem. Teraz te wydarzenia stawały jak żywe przed ich oczami. Przychodziły na myśl konkretne sceny, zdarzenia, sytuacje. Widzieli uśmiechniętego Jezusa, który brał na ręce dzieci i przytulał je. Po raz kolejny cierpliwie tłumaczył wszystkim przychodzącym do Niego różne zawiłe kwestie, godził zwaśnionych, gdy dochodziło między nimi do sporów. Każdy pragnął być przez Niego zauważony, chciał, aby Jezus dostrzegł w nim dobro, by do niego skierował indywidualne pouczenie.
Te piękne sceny przesłaniały jednak świeże przeżycia Jego męki. Obraz szczęśliwego, mocnego, wspaniałego przyjaciela zamieniał się w widok człowieka sponiewieranego, brutalnie potraktowanego, poniżonego, umęczonego. Przed oczami stawały im wydarzenia straszne – pełne krwi, przemocy, złości i nienawiści. Te dwa obrazy były tak różne, że trudno było uwierzyć, iż przedstawiały tego samego Jezusa. Ciągle jeszcze przeżywali to, czego byli świadkami. Nadal słyszeli te krzyki tłumu, wrzaski żołnierzy, wulgarne, ironiczne, pełne bluźnierstw słowa faryzeuszy i kapłanów. W ich uszach nie cichły jęki Jezusa, Jego ostatnie, wypowiadane z wielkim trudem słowa i oddech – tak nierówny. Oczy widziały Jego łzy, zapadłą klatkę piersiową, drżące z bólu ciało, skurcze mięśni, które jakby wciągały skórę do środka, a potem napinały ją tak bardzo, że zastygłe rany otwierały się na nowo i znów zaczynała sączyć się z nich krew. Było jej w Nim już tak niewiele, że wypływały jedynie pojedyncze krople.
Namaszczając teraz to ukochane ciało, owijając je w prześcieradła i składając do grobu, przyjaciele Jezusa rozpamiętywali wszystko. Nie mogli uwierzyć, że to koniec. Nie wyobrażali sobie życia po śmierci ich Pana, Mistrza, Nauczyciela. Nie wiedzieli, co dalej. Całą swą przyszłość wiązali z Nim. Co teraz zrobią? Dokąd pójdą bez Niego? I znowu powracały obrazy wspólnych wędrówek, służby u Jego boku. Jezus kochający wszystkich, przytulający chorych, biednych, samotnych, jednym dotykiem odmieniający ich świat. Jezus zamyślony, patrzący gdzieś w dal. Jezus mówiący o męce. Teraz przypomnieli sobie, że przecież mówił im o tym. Wtedy nie rozumieli. Nie chcieli rozumieć, nie chcieli słuchać. Dlaczego? Może gdyby słuchali, teraz łatwiej byłoby im to pojąć, przyjąć i przeżyć. Myśli ciągle krążyły wokół Niego. Stale był przed oczami – na przemian: Ten ubiczowany, cierpiący, konający i Ten z uśmiechem pełnym miłości, obejmujący ramieniem każdego z nich. O, jak trudno, jak ciężko było im na sercu. Smutek ogarnął dusze. Rozpacz wkradała się do serc. Szatan, niczym czarny kruk swoimi skrzydłami, rzucał cień na teraźniejszość i przyszłość. Chciał zupełnie przesłonić im widok nieba, wsączając w nich zwątpienie, rozpacz, beznadzieję, niewiarę. Starał się tak zająć ich myśli bólem, by zapomnieli o słowach dotyczących zmartwychwstania. Próbował pogrążać ich coraz bardziej w tych czarnych myślach, by zupełnie zostali nimi pochłonięci. On czuł, że właśnie w tym momencie ważą się losy przyjaciół Jezusa. I bardzo pragnął, by nie podnieśli się ze swego bólu. Czynił więc wszystko, aby zepchnąć ich w otchłań niewiary w sens istnienia.
Jednak trzy lata wspólnego życia z Jezusem, wzajemna bliskość, wręcz oddychanie Jego pouczeniami i wypełnianie się Jego miłością, nie pozostały bez echa. Ich ból nie zamienił się w rozpacz. Przeżywali go w łączności z Maryją, współczując Tej, która przecież najbardziej cierpiała, bo straciła Syna. Czuli, że teraz Ona potrzebuje ich pomocy i opieki. Szli więc do Niej, chociaż byli pełni bólu i rozpaczy. Czułość, miłość i troska o Matkę Jezusa pomagała im przezwyciężać własną niemoc, cierpienie, mękę duszy, by Jej okazać miłość, by Ją pocieszyć. Starali się bardzo, aby własną niewiarą i smutkiem jeszcze bardziej nie pogrążać Jej w bólu. Ale tak naprawdę to Maryja musiała podtrzymywać w nich ufność w to, że Jezus zmartwychwstanie; że On żyje!
Obraz tych przeżyć przyjaciół Jezusa i Jego Matki powinien uświadomić nam, jaką postawę mamy przyjmować my – jako dusze najmniejsze. Mimo swojej nędzy i ogromnej słabości powinniśmy nieustannie pamiętać o Maryi. Ponieważ powołaniem dusz maleńkich jest adoracja agonii Jezusa, są one cały czas w obecności Matki Bożej Bolesnej. Musimy pamiętać, że Maryja jest nie tylko Tą, która przychodzi, by pocieszać, pomagać i obdarzać łaskami. Jest również Matką, której Syn cierpi i kona w wielkich mękach. Ona potrzebuje Janów, by podtrzymali Ją w chwili śmierci Jezusa. Potrzebuje niewiast, które przytulą, gdy osunie się zemdlona z bólu u stóp Krzyża. Potrzebuje Józefów i Nikodemów, aby zdjęli ciało z Krzyża, pomogli oczyścić je, namaścić, owinąć w płótna i złożyć do grobu. Trzeba też obronić Ją przed wulgarnymi Żydami, którzy nie potrafią uszanować bólu Matki, wyzywając, bluźniąc, rzucając obraźliwe słowa pod adresem Jezusa i Jej samej. Maryja potrzebuje czułej opieki, aby przeżyć ten najboleśniejszy czas od śmierci do zmartwychwstania swego Syna; by nie umrzeć z bólu i tęsknoty.
Zobaczmy dzisiaj w Maryi Matkę Bolesną. Postarajmy się do Niej zbliżyć, by Ją pocieszyć i podtrzymać w najboleśniejszych chwilach. Poprośmy Ducha Świętego, aby i tym razem dał nam poznanie prawdy, otworzył oczy na świat Boga i wlał wielką wrażliwość w nasze serca, byśmy chociaż w maleńkiej części mogli uczestniczyć w tych wielkich, tak ważnych wydarzeniach. Niech Bóg błogosławi nas na czas tych rozważań.