104. Znaki czasu (Łk 12,54-59)
Mówił także do tłumów: „Gdy ujrzycie chmurę podnoszącą się na zachodzie, zaraz mówicie: „Deszcze idzie”. I tak bywa. A gdy wiatr wieje z południa, powiadacie: „Będzie upał”. I bywa. Obłudnicy, umiecie rozpoznawać wygląd ziemi i nieba, a jakże obecnego czasu nie rozpoznajecie? I dlaczego sami z siebie nie rozróżniacie tego, co jest słuszne? Gdy idziesz do urzędu ze swym przeciwnikiem, staraj się w drodze dojść z nim do zgody, by cię nie pociągnął do sędziego; a sędzia przekazałby cię dozorcy, dozorca zaś wtrąciłby cię do więzienia. Powiadam ci, nie wyjdziesz stamtąd, póki nie oddasz ostatniego pieniążka”.
Komentarz: Tak mądrym wydaje się człowiek. Posiadł ogromną wiedzę i wynalazł skomplikowane urządzenia. Szczyci się swoją inteligencją. A jednak obecnego czasu nie rozpoznaje. Spójrzmy na siebie. Spójrzmy na siebie jako na przedstawicieli rodzaju ludzkiego. Gdybyśmy zagłębili się w wiedzę, jaką posiada ludzkość, nie starczyłoby nam życia, by wszystkiego dociec, wszystko zrozumieć i pojąć. Ta ilość wiadomości zaskoczyłaby nas – mądrość, inteligencja rzeczywiście na wysokim poziomie. Umiejętności, zdolności, osiągnięcia! Wydawać by się mogło, że człowiek osiąga swoje szczyty, że powinien być dumny z siebie. W pewnym sensie tak. Dużo wie, dużo potrafi. Ujarzmia przyrodę, panuje na ziemi, sięga w kosmos. Z drugiej jednak strony jakże często staje bezsilny wobec sił przyrody, wobec zjawisk, których wytłumaczyć nie potrafi, wobec chorób, których nie może wyleczyć, wobec śmierci, która jest nieubłagana.
Człowiek doświadcza swojej mocy, siły, inteligencji, ale i bezradności, bezsilności i ogromu niewiedzy. Z jednej strony wydaje się być panem na ziemi. Z drugiej strony, gdy przychodzą kataklizmy, staje wobec przeważającej siły, która go zamienia w pył. Leczy przeróżne choroby, dokonuje skomplikowanych operacji na mózgu, sercu, dokonuje niepojętych dla przeciętnego człowieka zabiegów, które graniczą z cudem, przywracając ludziom sprawność, normalne funkcjonowanie w społeczeństwie. A jednak staje przed tajemnicą śmierci i nie może jej przekroczyć. Ingeruje w organizm, ale nie może sam go stworzyć od nowa i z niczego. Nie jest w stanie tchnąć życia w ludzkie ciało. Człowiek doświadcza własnych ograniczeń. Doświadcza tego, iż istnieje pewna granica, poza którą nie może przejść. Przeczuwa istnienie czegoś więcej niż to, co widzi, czego dotyka i smakuje, czego doświadcza swymi zmysłami, a jednak nie jest w stanie tego zbadać. Wydaje się, że może wszystko, a okazuje się, że wobec ogromu kosmosu jest mniej niż pyłem. Mimo to człowiek szczyci się swoimi możliwościami i wydaje się nie pamiętać o ograniczeniach.
Jezus zwraca dzisiaj uwagę na fakt, iż ludzkość potrafi dużo, czym się chwali, ale jeśli chodzi o sprawy najważniejsze, nie potrafi ich dostrzec lub też specjalnie udaje, że nie widzi i nie rozumie. Odsuwa od siebie, by nie pamiętać. Jezus specjalnie przychodzi, by ukazywać, by naprowadzać, tłumaczyć i objaśniać. Jezus jest Tym, który staje pośród swego ludu jako Pasterz, jako Nauczyciel, jako Władca, i wskazując na bardzo ważne wydarzenia w historii Izraela, tej dalszej i tej współczesnej, podkreśla ich znaczenie, tłumaczy to znaczenie. Są to oczywiste znaki, które powinni odczytać. Oni zaś, mimo całej wiedzy, którą tak podkreślają, nie odczytują znaków, błędnie je interpretują, specjalnie kamuflują, wprowadzają w błąd mniej światłych, dla których są autorytetem. Obłudnie udają, że nie widzą i nie rozumieją.
Sytuacja ta w pewnym sensie powtarza się. Również współcześnie nie wszystkie znaki, jakie daje Niebo, są właściwie odczytywane. Ich interpretacja pozostawia nieraz wiele do życzenia. I tutaj chodzi nie tylko o jakieś szczególne znaki, jak chociażby objawienia Maryjne w Lourdes, Fatimie, La Salette czy w Medjugorje, choć i te mają swoje niebywałe znaczenie. Chodzi jednak o znaki, jakie spotykamy na co dzień, a ich nie dostrzegamy lub nie chcemy dostrzegać. Chodzi o naszą codzienność, która daje nam wiele sposobności do obcowania ze znakami Bożej obecności w naszym życiu. Jako osoby wierzące powinniśmy nieustannie zgłębiać tajemnice Boże zawarte w Piśmie Świętym, Katechizmie, całej nauce Kościoła. Zgłębianie tych tajemnic pozwala, pomaga chrześcijaninowi iść drogą wiary, rozwijać się, doskonalić. Brak czynnej postawy, bierność, sprawia, że to, co powinno w naszym życiu nas zastanawiać, służyć ku refleksji i podejmowaniu pewnych postaw, nie służy temu, bo nie jest dostrzegane lub jest specjalnie odsuwane na bok.
Bóg nieustannie kieruje naszym życiem. To Boże prowadzenie jest prowadzeniem poprzez ciągłe udzielanie łaski ku wzrastaniu, ku nawracaniu się, ku odkrywaniu na nowo Boga i Jego miłości. Łaska niekoniecznie musi oznaczać coś, co jest sympatyczne, miłe, przyjemne. Łaską dla człowieka może być choroba, przykre zdarzenie, a nawet życiowy dramat, bowiem i przez takie łaski Bóg prowadzi człowieka ku wieczności. Jednak człowiek nie przyjmuje wielu łask, bo nie uznaje w swoim życiu wszystkiego jako danego od Boga. Nie przyjmując zaś w swojej codzienności różnych wydarzeń i sytuacji jako Bożego kierownictwa, nie uznaje tego za znaki od Niego. Gdyby miał szeroko otwarte oczy i uszy, szedłby pewnie drogą swego powołania, jak pewnie idzie dziecko prowadzone przez ojca. Bo znaki te, które są łaską, prowadziłyby go.
Teraz zwracamy naszą uwagę na to, iż na co dzień doświadczamy różnych znaków. Znaki te są jak drogowskazy, które mogą pewnie zaprowadzić nas ku celowi. Dane od Boga, są wyrazem Jego łaski. I tak je przyjmujmy. Nie szukajmy nie wiadomo jakich znaków, ale otwierajmy swoje oczy, byśmy dostrzegali te zwykłe, ale bardzo ważne, bo one prowadzą nas w tej szarzyźnie dnia. Znaki niecodzienne służyć mają często ogółowi Kościoła i tenże Kościół naprowadzać na tory odnowy.
Niech Bóg błogosławi nas. Módlmy się do Ducha Świętego, by otworzył nas na swoje znaki w naszym życiu.
Trafiłam na ten fragment w momencie kiedy przeżywam kryzys w relacji z partnerem, który mnie zranił. Mam wątpliwości czy powinnam kontynuować naszą relację. Fragment w którym Jezus zapłakał przyniósł mi pewne ukojenie. Mimo to nie wiem czy powinnam zapowiedzi ciężkich chwil traktować jako zapowiedź końca, czy zapowiedź ciężkiej pracy w odbudowie. Docenię każdą odpowiedź i podpowiedź.
Czytałam wiele rozważań,i nawet są ciekawe,ale mam jedno zastrzeżenie. Wiem że pycha jest zła, ale dlaczego mamy uznawać się za nicość,za nic nie wartych? Dlaczego mamy mieć niską samoocenę? Bóg nas kocha, a jeśli kogoś kochamy,to czy nie chcielibyśmy żeby kochana przez nas osoba była osobą pewną siebie, kochała też i siebie (nie tylko innych) i dbała nie tylko o potrzeby innych ale swoje własne też? To prawda że pycha to grzech, ale nie zgodzę się z tym żeby miłość też i do siebie,nie tylko do innych była czymś złym.(mówię tutaj o zdrowej miłości do siebie). Czy to nie jest takie popadanie ze skrajności w skrajność?