Ewangelia według św. Łukasza

105. Wezwanie do nawrócenia (Łk 13,1-5)

W tym samym czasie przyszli niektórzy i donieśli Mu o Galilejczykach, których krew Piłat zmieszał z krwią ich ofiar. Jezus im odpowiedział: „Czyż myślicie, że ci Galilejczycy byli większymi grzesznikami niż inni mieszkańcy Galilei, że to ucierpieli? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy podobnie zginiecie. Albo myślicie, że owych osiemnastu, na których zwaliła się wieża w Siloam i zabiła ich, było większymi winowajcami niż inni mieszkańcy Jerozolimy? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy tak samo zginiecie”.

Komentarz: Życie człowieka jest krótkie. Niewiele znaczy wobec wieczności. A jednak ma swoje znaczenie. Od jakości życia na ziemi przecież zależy jakość życia po śmierci. Człowiekowi przydarzają się różne sytuacje. Dotykają go różne problemy. Czasem wstrząsają nim dramaty. Codziennie pojawiają się nowe stresy i nowe emocje targają jego sercem. Żyje bombardowany kolejnymi wiadomościami, które nie dają mu poczucia bezpieczeństwa, a wręcz odwrotnie, wprowadzają niepokój, lęk, strach. Jakże często jest oburzony, czuje się poniżony, oszukany i wykorzystany. Daje się ponosić emocjom, wciągać w dyskusje, angażuje się w różne akcje. Wydaje mu się, iż swoim działaniem coś zmieni, zabezpieczy się na przyszłość, coś zyska. Nawet nie zdaje sobie sprawy, jak śmiesznym i błędnym jest takie myślenie w oczach Boga.

Wszystko, co wokół nas się dzieje, jest na tyle ważne, na ile może przysłużyć się do naszego nawrócenia. A raczej należałoby powiedzieć, na ile my potrafimy tak się do tego ustosunkować, by nasza dusza odniosła korzyść, a nie szkodę. Często współczujemy innym, których bliscy zginęli, którzy stracili swój dobytek, ponieśli jakąś znaczącą szkodę lub chorują nieuleczalnie. Takie wydarzenia to jawne znaki dawane nam przez Boga, ale my niczego z tym nie robimy. Jezus mówi wyraźnie:, „Jeśli się nie nawrócicie, wszyscy tak samo zginiecie.” Można by rozpatrywać te słowa w kontekście tamtych czasów, tamtych wydarzeń i zachowań Żydów w stosunku do nauki Jezusa. Tym razem nie chodzi o to, byśmy pojęli sens słów wypowiedzianych do ludzi współczesnych Jezusowi, ale do nas, żyjących obecnie. Bóg chciałby, abyśmy zmienili swoje podejście do różnych sytuacji w codzienności, abyśmy oceniali je pod kątem wieczności. Abyśmy spojrzeli również na siebie pod tym kątem. Abyśmy popatrzyli na wszystko przez pryzmat Bożej miłości i miłosierdzia. Abyśmy na jednej szali położyli siebie i to, co nas spotyka, a na drugiej Bożą miłość i miłosierdzie.

Czy to, co wokół nas, jest rzeczywiście aż tak ważne, że przesłania nam widok Bożej miłości? Zauważmy, że bardzo często w różnych sytuacjach siebie stawiamy w centrum i ze względu na siebie, swoją miłość, próżność czy pychę podejmujemy pewne kroki. Nie ze względu na Bożą miłość i miłosierdzie. A przecież wszystko może posłużyć nam, by jeszcze bardziej zbliżyć się do Boga, by wejść w głębszą z Nim relację, by poznać miłość i doświadczyć miłosierdzia. Właśnie wtedy, gdy każdą sytuację, spotkanie czy rozmowę odnosimy do Bożej miłości, wzrastamy w wierze. Właśnie wtedy nasze serca są formowane. Potrzeba niewiele, jedynie trochę dobrej woli, by zacząć dostrzegać Boże działanie wokół siebie. By widzieć łaskę Boga w każdej sekundzie swojego życia. W każdej! Czy wiesz, duszo maleńka, że właśnie teraz Bóg zlewa na ciebie swoje miłosierdzie? Bo ty czytasz Jego Słowo, bo je rozważasz i napełniasz się nim. Ty czynisz tak niewiele, a Bóg odpowiada taką obfitością daru!

Jezus zwraca nam uwagę na to, iż ci zabici w Siloam nie byli w niczym gorsi od nas. Ci Galilejczycy, których krew Piłat zmieszał z krwią ich ofiar, również nie. Wcale nie jest powiedziane, że w pewnym sensie my nie będziemy następni. Tę śmierć można przyjąć symbolicznie, jako śmierć wieczną, która przyjdzie niespodziewanie, nim zdążymy się przygotować. Dlatego warto już od dzisiaj, od tego momentu, patrzeć na wszystko jako na dar Boga, Jego łaskę i okazję do nawrócenia; jako na coś, co pomoże nam ukształtować duszę – czasem uformować delikatnymi dłońmi, jak plastyczną glinę, a czasem ociosać ostrym narzędziem, jak kawałek drewna. Czasem będzie to przyjemnością, a czasem cierpieniem. Wszystko należy przyjmować z ufnością, iż pochodzi od Boga. To, co bezpośrednio dotyka, przyjmować z otwartością i miłością, a to, co dzieje się poza zasięgiem naszego życia, zanurzać w zdrojach miłosiernych, by one ogarnęły całą ludzkość.

Gdy tak czynić będziemy, gdy wejdziemy na drogę nawrócenia, to Bóg pomoże nam formować duszę, wzrastać w wierze, doskonalić się w miłości. To proces długi, trwający całe ziemskie życie. Kończy się z chwilą zakończenia ziemskiej wędrówki. Nie myślmy, że będziemy mieli czas na odpoczynek. Każda chwila jest cenna. W każdej trzeba być otwartym, kochać i przyjmować Bożą wolę. Postój, chociażby na chwilę, by odpocząć, oznacza brak czujności, brak gotowości, brak otwartości, brak przyjmowania Bożej miłości i łaski, jaką Bóg zlewa na każdą duszę w wielkiej obfitości. To wielka strata czasu, którego dusza ma niewiele i łaski Bożej, bo w następnej chwili otrzymamy już inną, kolejną, ale nie tę straconą.

Niech Bóg błogosławi nas. Módlmy się do Ducha Świętego, by pomagał nam dostrzegać we wszystkim Boże działanie, Bożą wolę, Bożą łaskę, Bożą miłość i miłosierdzie. Prośmy Matkę Najświętszą, aby Ona pomagała nam przyjmować Boże łaski w każdej sekundzie naszego życia, byśmy ani jednej nie zaprzepaścili. Prośmy świętych i aniołów o wstawiennictwo. Niech wypraszają nam łaskę, by starczyło nam czasu na nawrócenie i przygotowanie się do wieczności. Módlmy się, a Bóg będzie nam błogosławił na ten czas.

2 myśli nt. „Ewangelia według św. Łukasza

  1. Trafiłam na ten fragment w momencie kiedy przeżywam kryzys w relacji z partnerem, który mnie zranił. Mam wątpliwości czy powinnam kontynuować naszą relację. Fragment w którym Jezus zapłakał przyniósł mi pewne ukojenie. Mimo to nie wiem czy powinnam zapowiedzi ciężkich chwil traktować jako zapowiedź końca, czy zapowiedź ciężkiej pracy w odbudowie. Docenię każdą odpowiedź i podpowiedź.

  2. Czytałam wiele rozważań,i nawet są ciekawe,ale mam jedno zastrzeżenie. Wiem że pycha jest zła, ale dlaczego mamy uznawać się za nicość,za nic nie wartych? Dlaczego mamy mieć niską samoocenę? Bóg nas kocha, a jeśli kogoś kochamy,to czy nie chcielibyśmy żeby kochana przez nas osoba była osobą pewną siebie, kochała też i siebie (nie tylko innych) i dbała nie tylko o potrzeby innych ale swoje własne też? To prawda że pycha to grzech, ale nie zgodzę się z tym żeby miłość też i do siebie,nie tylko do innych była czymś złym.(mówię tutaj o zdrowej miłości do siebie). Czy to nie jest takie popadanie ze skrajności w skrajność?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>