106. Jezus ukazuje się swoim (Mk 16,9-14)
Po swym zmartwychwstaniu, wczesnym rankiem w pierwszy dzień tygodnia, Jezus ukazał się najpierw Marii Magdalenie, z której wyrzucił siedem złych duchów. Ona poszła i oznajmiła to tym, którzy byli z Nim, pogrążonym w smutku i płaczącym. Ci jednak słysząc, że żyje i że ona Go widziała, nie chcieli wierzyć. Potem ukazał się w innej postaci dwom z nich na drodze, gdy szli do wsi. Oni powrócili i oznajmili pozostałym. Lecz im też nie uwierzyli. W końcu ukazał się samym Jedenastu, gdy siedzieli za stołem, i wyrzucał im brak wiary i upór, że nie wierzyli tym, którzy widzieli Go zmartwychwstałego.
Komentarz: Dzisiejszy fragment jest również ważną nauką dla dusz najmniejszych. Nasze postawy bowiem często przypominają reakcje bliskich Jezusa na wieść o Jego zmartwychwstaniu.
Kiedy Maria Magdalena spotkała Zmartwychwstałego Pana, doznała ogromnego wzruszenia. Jej szczęście nie miało granic. Wracała do pozostałych pełna radości, wiary i ufności. Cierpienie, jakie przeżyła przez ostatnie godziny, chociaż ogromne, teraz już się nie liczyło. Biegła, aby oznajmić Maryi tę cudowną wieść. Chciała też jak najprędzej powiedzieć o tym apostołom. Nogi same niosły ją. Serce śpiewało ze szczęścia. Nawet nie wiedziała, kiedy dotarła do miejsca, gdzie pogrążeni w smutku przyjaciele Jezusa nadal rozpamiętywali Jego mękę. Rozentuzjazmowana opowiedziała wszystkim, kogo spotkała. Cały czas powtarzała, że widziała Pana, że On żyje, zmartwychwstał, rozmawiał z nią, zawołał ją po imieniu!
Maryja przyjęła tę wieść spokojnie, bowiem Ona już wiedziała. Jej Jezus ukazał się wcześniej, niejako w tajemnicy przed wszystkimi. Poza tym wierzyła Mu, przecież obiecał Jej to. Ona sercem czuła już Jego obecność. Ucieszyła się jednak, że teraz Jezus daje tę łaskę innym. Dziękowała Bogu za dar zmartwychwstania, za zbawienie całej ludzkości. Jednak pozostali z niedowierzaniem potraktowali słowa Marii Magdaleny. Sądzili nawet, że z bólu pomieszały jej się zmysły. Toteż uspokajali ją, pojednawczo przytakiwali, ale zachowywali dystans do tej wiadomości. Pewien niepokój wprowadziła w ich serca kolejna relacja dwóch uczniów, którym Jezus również ukazał się na drodze. Ci podobnie opowiadali o tym pełni entuzjazmu, zapału, emocji i radości. Jednak im także nie uwierzono. To co mówili, było tak niesamowite i trudne do zrozumienia, do ogarnięcia ludzkim umysłem, że odnoszono się do nich bardzo ostrożnie. Dopiero kiedy sam Jezus przyszedł do nich, z wielkim zdumieniem, ale i niepojętą radością przyjęli wiadomość o zmartwychwstaniu. Teraz i oni stali się jak Maria Magdalena, jak ci dwaj uczniowie – chcieli dzielić się tym szczęściem ze swoimi bliskimi, z pozostałymi uczniami Jezusa, którzy wciąż opłakiwali Jego śmierć.
Zauważmy, jak nieskore do wiary są ludzkie serca. Nawet do swoich apostołów Jezus musiał przyjść sam, osobiście, aby uwierzyli. Potrzeba było, by stanął przed nimi, pokazał im swoje przebite dłonie, przemówił, posilił się tak jak dawniej, by zaczęli się przekonywać, że to właśnie On, że rzeczywiście zmartwychwstał. Człowiekowi bardzo trudno jest wyjść poza krąg poznania zmysłowego, poza własną wiedzę, doświadczenie, poglądy, przyjęte opinie. Najlepiej czuje się, gdy już coś zna, sprawdził to; kiedy osobiście może zobaczyć, usłyszeć, dotknąć. Jeśli coś odbiega od jego wyobrażeń i wymaga ufności, w tej zupełnie nowej rzeczywistości, której nie zna, czuje się jak zawieszony w próżni. Nie może znaleźć sobie oparcia, czegoś pewnego. Brakuje mu poczucia bezpieczeństwa, jakie dają rzeczy dobrze znane, przeżyte wcześniej sytuacje, wyuczone zachowania w pewnych okolicznościach. I patrzy właśnie w takich kategoriach – nie myśli o prawdzie, lecz o tym czy może daną sprawę zweryfikować. Jeśli nie – trudno mu to przyjąć. Człowiek przez skażenie grzechem zatracił otwartość na Ducha w takim stopniu, jak było to zaraz po stworzeniu. Na pierwszym miejscu stanęła po prostu jego cielesność, nie duchowość. Dlatego, według niego, to co sprawdzalne jest zmysłami ciała, bez wątpienia istnieje, wszystko inne natomiast trudne jest do przyjęcia. Jezus, który zmartwychwstał, był postacią nie z tego świata. Trudno zatem było apostołom uwierzyć w to. Bardzo dobitnie wyraził to apostoł Tomasz: „Jeżeli na rękach Jego nie zobaczę śladów gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ i nie włożę ręki mojej do boku Jego, nie uwierzę” (J 20,25). To jest właśnie natura człowieka. Ta odpowiedź dotyczy każdego z nas. To my, dusze maleńkie, tak właśnie odpowiadamy Bogu na Jego słowa, czyny, znaki i cuda w naszym życiu. Zawsze chcemy sprawdzić, wciąż nie dowierzamy, wątpimy, potrzebujemy potwierdzenia.
O ileż łatwiej byłoby apostołom, gdyby uwierzyli Jezusowi już wtedy, kiedy zapowiadał swoją mękę i zmartwychwstanie. Cierpieliby o wiele mniej po Jego śmierci, a teraz – słysząc wieści przyniesione przez Marię Magdalenę, potem dwóch uczniów – z radością oczekiwaliby Pana. Wtedy jednak nie rozumieli słów Jezusa, dlatego i teraz wszystko było dla nich za trudne. Trwali przy swojej wiedzy, doświadczeniu. Nie zrozumieli jeszcze, iż jeśli chodzi o Boga, nie liczy się poznanie zmysłowe, ale miłość, z której płyną wiara i ufność. Miłość może pokonać śmierć, zrodzić nowe życie i odmienić losy każdego. Podobnie my – dusze maleńkie – o ileż szybciej kroczylibyśmy do świętości, gdybyśmy całym sercem otwierali się na wszystkie pouczenia nieba płynące do nas w różnej formie. Jeśli każde słowo przyjmowalibyśmy do swojego życia jako prawdę, w bardzo szybkim tempie ziemia zamieniłaby się w raj. Wszyscy bowiem staliby się wierzącymi. Ci, którzy wierzyli od dawna, udoskonaliliby się w gorliwości, a inni poszliby za nimi, widząc bowiem cuda w ich życiu, zapragnęliby tego samego. Niestety, takie doświadczenie jest udziałem nielicznych, którzy wytrwale dążą do świętości, wykazując wielką wiarę i ufność. Potrzeba przy tym wielkiego uporu w kroczeniu do celu pomimo wichrów i burz. Bóg jednak udziela swej łaski. Nie byłby Ojcem, gdyby tego nie czynił. On w każdym z nas już złożył swego Syna w momencie naszego ofiarowania się. To właśnie Jezus Chrystus jest tą niepojętą łaską. Jego obecność w naszej duszy – to dar, błogosławieństwo, dobro, siła, moc, poznanie. Powinniśmy żyć tą Obecnością i radować się z tego faktu! Powinniśmy nieustannie adorować Go w swoim sercu!
Bardzo często traktujemy słowa pouczeń i wskazań jak piękne opowiadania, pełne porównań i przenośni, które niekoniecznie muszą się sprawdzić. Można ich posłuchać, wzruszyć się, przeżyć cudowne chwile, ale potem trzeba powrócić do rzeczywistości i żyć dalej swoim życiem. Kiedy słyszymy świadectwa innych, odnosimy się do nich sceptycznie. Nawet jeśli dopuszczamy możliwość ingerencji Boga w ich życiu, trudno nam wierzyć, iż może się to przydarzyć również nam. Dlatego Pan pragnie dzisiaj nakłonić nas do wiary i ufności w cudowną obecność Jezusa w sercu każdego z nas. Nasze uczynione ofiarowanie się Bogu, nie było tylko indywidualnym przeżyciem. Dokonane zostało w imieniu wszystkich dusz najmniejszych. Bóg zapragnął tego, a Matka Najświętsza przygotowała nas. Bez względu na to czy uczestniczyłeś w tym w sposób fizyczny, czy też nie, jeśli utożsamiasz się z duszami maleńkimi, czuj się zaproszony do udziału w wielkim wydarzeniu, jakim jest złożenie przez Boga nowego życia w twojej duszy. To Jezus Chrystus zagościł na nowo w naszych sercach. I rozpoczęliśmy kolejny etap na maleńkiej drodze miłości – życie dusz w bliskości Jezusa, wzrastanie w tej cudownej Obecności i nabieranie Jego cech, poprzez coraz większe utożsamianie się z Nim. Przyjmij tę radosną nowinę z wiarą i ufnością! Codziennie ponawiaj swoje ofiarowanie się przez Niepokalane Serce Maryi. Proś Ją, by ciągle ci o tym przypominała i pomagała kroczyć naprzód już po nowemu – ze świadomością życia w twej duszy samego Boga. Staraj się być radosnym – jak Maryja nosząca w sobie Jezusa. W Jej sercu nieustannie kwitła radość, chociaż zewnętrzne warunki nie zawsze były sprzyjające. Ona poddawała się woli Boga i przyjmowała wszystko jako Jego łaskę.
Prośmy dzisiaj o dar wiary i ufności w dokonujące się wielkie rzeczy w naszej wspólnocie. Módlmy się, abyśmy niczego nie przeoczyli przez własną opieszałość i nieufność; byśmy nie zmarnowali ani jednej łaski. Niech Bóg błogosławi nas na czas tych rozważań.