106. Nieurodzajne drzewo figowe (Łk 13,6-9)
I opowiedział im następującą przypowieść: „Pewien człowiek miał drzewo figowe zasadzone w swojej winnicy; przyszedł i szukał na nim owoców, ale nie znalazł. Rzekł więc do ogrodnika: „Oto już trzy lata, odkąd przychodzę i szukam owocu na tym drzewie figowym, a nie znajduję. Wytnij je: po co jeszcze ziemię wyjaławia?” Lecz on mu odpowiedział: „Panie, jeszcze na ten rok je pozostaw; ja okopię je i obłożę nawozem; może wyda owoc. A jeśli nie, w przyszłości możesz je wyciąć”.
Komentarz: Nieustannie nad nami czuwa Boże błogosławieństwo. Nieustannie otaczani jesteśmy opieką. Otrzymujemy wszystko, czego potrzebuje dusza, by się rozwijać i dążyć ku niebu. Ponieważ jesteśmy różni, to i różnych łask potrzebujemy. Bóg bierze pod uwagę wszelkie aspekty naszego życia, nasze doświadczenie, naszą osobowość, zdolności, umiejętności, zainteresowania, nasze życie rodzinne i zawodowe, nasze życie wiary, otoczenie, w którym wzrastamy, czynniki społeczne, polityczne, gospodarcze. Bierze pod uwagę przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Do tego dostosowuje swoją łaskę tak, by służyła naszemu doskonaleniu się, wzrostowi, dojrzewaniu w wierze, przybliżaniu się do Boga. Nie otrzymujemy niczego zbędnego. Bóg nigdy się nie myli. Daje to, co nam może służyć, pomóc, wesprzeć, pokierować.
Nieustannie, w sposób dosłowny, a więc bez przerwy, Bóg patrzy na nas. Jest to miłujące spojrzenie, spojrzenie pełne troski. I nieustannie płynie do nas Jego miłość niosąca wszelkie dobro, wszelką potrzebną pomoc, wszystko, co służy przyjęciu przez nas zbawienia. Nasze myśli bardzo często odchodzą daleko od Boga. Po modlitwie, adoracji, Wieczerniku, zmęczeni, odpoczywamy. Potrzebujemy chwili na to, by od nowa móc zagłębiać się w sprawy Boże. Bóg inaczej postępuje. On nigdy nie odwraca od nas swojego wzroku. Gdyby tak uczynił, przestalibyśmy istnieć. On stale nosi nas w swoim Sercu i stale obdarza miłością. Po prostu jesteśmy w niej skąpani i nigdy nas z niej nie wynurza.
Obdarzając nas tak hojnie, Bóg oczekuje naszego wzrostu. On pragnie, abyśmy przyjmowali Jego łaskę, bo wie, że jest samym dobrem dla nas i służy zbawieniu. Można by rzec, iż nieustannie mamy dawaną szansę nawrócenia i zbawienia. Jesteśmy niczym drzewo zasadzone w ogrodzie Boga. Ogrodnik wobec nas wykonuje różne zabiegi ogrodnicze, aby tylko zapewnić nam, drzewom, najlepsze warunki życia i rozwoju. Nawozi, przycina, chroni przed szkodnikami, na zimę okrywa, przed promieniami słonecznymi bieli. Stale dogląda, by od razu dostrzec to, co mogłoby nam zaszkodzić. Ogrodnik widzi każdy nowy pączek, każdy nowy pęd. Cieszy się z kwiatów, czeka z niecierpliwością na owoce. Prawdziwy ogrodnik żyje życiem swego ogrodu. A rytm biologiczny roślin staje się jego rytmem, wyznacza rytm jego życia. Ogrodnik daje swój czas, swoje siły, serce, by ogród się rozrastał, aby piękniał. Niestety nie każda roślina poddaje się jego zabiegom. Nie każda rozwija się tak, jak by tego oczekiwał, nie dzieje się to proporcjonalnie do wkładanego wysiłku i różnorodnych zabiegów. Jednak ogrodnik kocha swoje rośliny. I kiedy Bóg, przechadzając się po ogrodzie, stwierdzając nieużyteczność jakiejś, każe ją wyciąć, ogrodnik wstawia się za nią, prosząc by jeszcze trochę czasu zyskała. Zabiega o nią u Boga mówiąc, iż jeszcze poczyni pewne starania, a jeśli po nich nadal nie będzie owoców, wtedy zgodzi się na jej wycięcie. Jak bardzo ogrodnik musi kochać swoje rośliny, że tak o nie zabiega, stara się, prosi za nimi.
Teraz zwracamy naszą uwagę na tę obfitość łask, jaka nieustannie zlewana jest na nas z nieba. Pragniemy uświadomić sobie, iż ciągle obdarzani jesteśmy łaskami, które dobrze odczytane, mogą przyczynić się do naszego uświęcenia. Chciałbym, abyśmy zrozumieli, iż wszystko może stać się taką łaską, jeśli uwierzymy i przyjmiemy. Każda chwila może być chwilą zbliżenia do Boga, przyjęcia nawrócenia i zbawienia. W każdej Bóg dba o nas i użycza swego miłosierdzia, byśmy pomimo swoich słabości wzrastali w miłości. Jak niepojętą jest Boża miłość, która czyni każdą rzecz, sprawę, słowo, myśl, łaską nawrócenia, zbliżenia do Boga, zjednoczenia z Nim, poznania i umiłowania Go! Wszystko może stać się okazją do uświęcenia, doskonalenia, wzrostu. Nasze serca powinny z radością myśleć o tym. Powinniśmy otwierać szeroko oczy, by dostrzec te łaski! Powinniśmy cieszyć się, iż Bóg ciągle daje nam kolejną szansę. A to, co zdawało się ciężarem, przyjmujmy jako szczególną łaskę, która tym bardziej pozwoli nam otworzyć się na przychodzące zbawienie! Każda sekunda naszego życia niesie cudowną okazję do spotkania z Bogiem w miłości, którą przyjmiemy w tym, co daje Bóg. Każda sekunda zbliży nas wtedy do świata ducha. Każda będzie wchodzeniem w ten świat, jakże odmienny, jakże piękny i tajemniczy.
Pozwólmy swojemu sercu poprowadzić się za rękę przez Ogrodnika. Przyjmijmy z wdzięcznością wszystkie jego zabiegi, abyśmy, gdy Właściciel ogrodu przyjdzie, mogli pokazać dorodne owoce, zdrowe liście i piękne kwiaty. Pomyślmy o sobie jako o roślinach, o które dba Ogrodnik. Pomyślmy o sobie jako o duszach, o które zabiega sam Jezus, czyniąc wszystko, abyśmy tylko przyjęli zbawienie. Pomyślmy o łaskach, w których nieustannie zanurza nas Bóg. Pomyślmy o wielkiej, nieskończonej miłości, która skłania Boga do tego, by nam tych łask stale udzielać. Pomyślmy o niepojętej miłości Boga, która otwiera przed nami Jego Serce zawsze, wszędzie, o każdej porze zlewając na nas zdroje miłosierne. Pomyślmy i wzbudźmy w sobie wielką wdzięczność. Uwielbiajmy Boga w tak niepojętej miłości, nieskończonym miłosierdziu, w łaskach przygotowanych dla nas, w cudach czekających nas w niebie. Uwielbiajmy Boga we wszystkim, co nam daje teraz, bowiem wszystko jest wyrazem Jego miłości, miłosierdzia, dobroci i łaskawości. Niech modlitwa uwielbienia nie schodzi z naszych ust.
Niech Bóg błogosławi nas: w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.
Trafiłam na ten fragment w momencie kiedy przeżywam kryzys w relacji z partnerem, który mnie zranił. Mam wątpliwości czy powinnam kontynuować naszą relację. Fragment w którym Jezus zapłakał przyniósł mi pewne ukojenie. Mimo to nie wiem czy powinnam zapowiedzi ciężkich chwil traktować jako zapowiedź końca, czy zapowiedź ciężkiej pracy w odbudowie. Docenię każdą odpowiedź i podpowiedź.
Czytałam wiele rozważań,i nawet są ciekawe,ale mam jedno zastrzeżenie. Wiem że pycha jest zła, ale dlaczego mamy uznawać się za nicość,za nic nie wartych? Dlaczego mamy mieć niską samoocenę? Bóg nas kocha, a jeśli kogoś kochamy,to czy nie chcielibyśmy żeby kochana przez nas osoba była osobą pewną siebie, kochała też i siebie (nie tylko innych) i dbała nie tylko o potrzeby innych ale swoje własne też? To prawda że pycha to grzech, ale nie zgodzę się z tym żeby miłość też i do siebie,nie tylko do innych była czymś złym.(mówię tutaj o zdrowej miłości do siebie). Czy to nie jest takie popadanie ze skrajności w skrajność?