107. Ostatni rozkaz (Mk 16,15-18)
I rzekł do nich: «Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu! Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony. Tym zaś, którzy uwierzą, te znaki towarzyszyć będą: w imię moje złe duchy będą wyrzucać, nowymi językami mówić będą; węże brać będą do rąk, i jeśliby co zatrutego wypili, nie będzie im szkodzić. Na chorych ręce kłaść będą, i ci odzyskają zdrowie».
Komentarz: Jezus nie jest gołosłowny. Te doświadczenia również dziś stają się udziałem wierzących, świadków Bożej miłości i miłosierdzia, do których należą i dusze maleńkie. Bóg posyła je na cały świat, by głosiły Ewangelię wszelkiemu stworzeniu. Oczywiście to zadanie wygląda nieco inaczej niż w przypadku pierwszych apostołów, bo i my różnimy się od nich. Chociaż, jeśli pokusilibyśmy się o analizę, doszlibyśmy do wniosku, iż apostołowie wywodzili się z dusz najmniejszych. W większości nie byli wykształceni, żyli zwyczajnie – skromnie i prosto. Gdy zostali powołani, krocząc za Jezusem, słuchali Go i wiele przejmowali od Niego. Jednak było to jeszcze zbyt mało, by od razu stać się mocarzami apostolstwa. Musieli przejść próbę ognia. A tą była męka, śmierć i zmartwychwstanie ich Pana. Dopiero te doświadczenia oraz zesłanie Ducha Świętego przygotowały ich do wypełnienia woli Ojca. Napełnieni mocą z wysoka, stali się niczym Dawid przed Goliatem – posturą niewielki, ale sercem mężny. Pokonał wroga uderzeniem kamienia. Apostołowie stanęli naprzeciw całego świata i zwyciężyli go. Kościół objął całą ziemię.
Nasze zadanie, choć nieco inne, jest jednak podobne. My również mamy zdobyć świat, ale – dla miłości Boga, dla Serc Jezusa i Jego Matki. Mimo że w Kościele jest wielu wierzących, nie wszystkie dusze tak naprawdę należą do Boga. Chociaż liczni są wyznawcy Chrystusa, jednak jeszcze całe rzesze nie przyjmują Bożej miłości, nie otwierają się na Boże miłosierdzie. Jezus nadal pozostaje samotny i opuszczony na krzyżu. Pierwsi apostołowie szli do pogan. Nas Bóg posyła wprawdzie do wierzących, ale często będących niejako wtórnymi poganami. Świadczy o tym ich życie, przyjmowane wartości, postawa. Na czym ma polegać nasze apostolstwo? Na umiłowaniu Jezusa prawdziwie i do końca; na dawaniu świadectwa tej miłości – życiu nią do tego stopnia, iż niemalże się w nią przemienimy. Zadanie niby inne, a jednak to również zdobywanie dusz dla Boga. Bowiem On niczego innego nie pragnie, jak tylko tego, aby wszystkie znalazły swoje miejsce w Jego Sercu. By odkryły Bożą miłość, nią się napełniały, żyły i radowały całą wieczność.
Bóg przeznaczył szczególne miejsce w Kościele dla dusz maleńkich, a jest nim Serce samego Boga. Jako że są dziećmi, On tak też je traktuje. Dzieci zawsze mają swoje przywileje, wolno im więcej, więcej też się im wybacza – rodzice patrzą z pobłażaniem na ich nieudolności. Podobnie jest z Bogiem, który spogląda na dusze najmniejsze z wielką czułością. Nie wymaga od nich zbyt wiele, wiedząc, że nie mają sił. Opiekuje się nimi jak ojciec i matka, zapewniając wszystko, czego potrzebują do rozwoju. Oczekuje od nich tylko jednego – aby Go kochały największą miłością, na jaką je stać.
Jak więc odnieść to do naszego apostolstwa? Otóż jego istota tkwi właśnie w umiłowaniu Boga – całkowicie i do końca, aż do zjednoczenia z Nim. Tylko taka dusza może stać się świadkiem Jego miłości. Musi nią żyć, by jej apostolstwo było wiarygodne. Bóg sam pragnie przygotować nas do tego. Daje czas, abyśmy towarzysząc Jezusowi dzień po dniu, uczyli się od Niego. Jego obecność w duszy sprawi, iż będzie ona wzrastać, stopniowo jednocząc się z Nim i przemieniając w miłość. A uświęcanie się nawet jednej duszy, skutkuje wylewem Bożej miłości i miłosierdzia na cały Kościół. Bowiem serce otwarte na Boga staje się cudownym kanałem łaski, która rozlewa się obficie i uświęca innych. Zaangażowanie się duszy w żywą wiarę, jej nieograniczona ufność i czysta, prawdziwa miłość nie tylko ją zbliża do Boga, ale pociąga następnych do kroczenia podobną drogą. Zanurzona w miłości maleńka dusza nadal prowadzi dotychczasowe życie – zgodne ze swoim stanem, powołaniem. Jednak jest ono już inne, nowe – zjednoczone z Jezusem. Dusza ta staje się płomieniem miłości w swoim otoczeniu. Od niej zapalać się będą następni. Powoli w życiu jej i bliskich triumfować zaczyna miłość – zarówno w zwykłych sprawach codzienności, jak w poważniejszych życiowych kwestiach. Stopniowo dokonuje się przemiana całego środowiska, w którym żyje. Nie spodziewajmy się jednak nagłych i szybkich zmian. Trzeba uzbroić się w cierpliwość. Potrzeba czasu, aby serce zmieniło się dogłębnie. Dusza musi wiele doświadczyć, przeżyć, by prawdziwie zapragnąć zmiany już na stałe. Musi zrodzić się w niej wielkie pragnienie miłości i życia z Bogiem. Inaczej nadal jej wiara będzie powierzchowna, a zmiany jedynie chwilowe.
Powołaniem dusz maleńkich jest miłość. Ich apostolstwo więc – to apostolstwo miłości. Nie wielkie czyny, bohaterska postawa, męczeńska śmierć, ale przyjmowanie w swojej szarej codzienności wszystkiego, co je spotyka – z miłością i dla Miłości. Przemiana w miłość, zjednoczenie z Bogiem – to nasze zadanie, to sposób dawania świadectwa; to głoszenie przez nas Ewangelii Miłości. Kto tego nie zrozumie nie będzie kroczył maleńką drogą miłości, ten nie przyjmie przeznaczonego dla najmniejszych powołania i nie odpowie na nie. Bowiem innej drogi dla dusz maleńkich nie ma. Tylko miłość. Ona jest najlepszą przewodniczką w drodze do nieba.
Na czas tych rozważań przyjmijmy Boże błogosławieństwo. Niech Duch Święty zstąpi do naszych serc, byśmy poznali, iż Bóg jest Miłością i zapragnęli żyć z Nim i w Nim po wieczność.