Ewangelia według św. Łukasza

107. Uzdrowienie kobiety w szabat (Łk 13,10-17)

Nauczał raz w szabat w jednej z synagog. A była tam kobieta, która od osiemnastu lat miała ducha niemocy: była pochylona i w żaden sposób nie mogła się wyprostować. Gdy Jezus ją zobaczył, przywołał ją i rzekł do niej: „Niewiasto, jesteś wolna od swej niemocy”. Włożył na nią ręce, a natychmiast wyprostowała się i chwaliła Boga. Lecz przełożony synagogi, oburzony tym, że Jezus w szabat uzdrowił, rzekł do ludu: „Jest sześć dni, w których należy pracować. W te więc przychodźcie i leczcie się, a nie w dzień szabatu!” Pan mu odpowiedział: „Obłudnicy, czyż każdy z was nie odwiązuje w szabat wołu lub osła od żłobu i nie prowadzi, by go napoić? A tej córki Abrahama, którą szatan osiemnaście lat trzymał na uwięzi, nie należało uwolnić od tych więzów w dzień szabatu?” Na te słowa wstyd ogarnął wszystkich Jego przeciwników, a lud cały cieszył się ze wszystkich wspaniałych czynów, dokonywanych przez Niego”.

Komentarz: Niech radosnym będzie ten fragment Ewangelii, bowiem radością napawa fakt, iż Jezus przychodzi, aby uwolnić człowieka z tego, co go zniewala, co jest bolączką, co mu przeszkadza normalnie żyć. Chrystus jest tym, który niesie wolność, uwolnienie, wyzwolenie! Człowiek przez grzech pierworodny został zniewolony. To zniewolenie jest wieloaspektowe i obejmuje właściwie wszystkie sfery życia człowieka i wszystkie sfery jego osobowości. To zniewolenie jest piętnem, z którym się rodzi, żyje i umiera. Oczywiście chrzest święty zmazuje grzech i na powrót czyni nas dziećmi Bożymi, jednak naznaczenie pozostaje. To pewnego rodzaju blizna po zadanej głębokiej ranie. Ta blizna, a czasem nawet dawniejszy ból związany z raną, niekiedy powraca i daje o sobie znać. Szatan nie rezygnuje z duszy, która wydaje mu się być jego własnością. Nie pogodził się ze Zbawczym Dziełem Jezusa i nadal nakłania dusze, by wybrały jego świat. Nadal dusze ponoszą konsekwencje wyboru pierwszych rodziców. Cierpienie, trud, wysiłek są ich codziennością, natomiast bardzo ważnym jest ustosunkowanie się człowieka do tego.

Zanim jednak powiemy sobie, w jaki sposób ma człowiek wszystko odbierać, chcę, abyśmy bardzo mocno uświadomili sobie, iż Bóg kocha nas miłością nieskończoną i po to posłał swego Syna, by nas uwolnił od grzechu i pomógł odpowiednio przyjmować i znosić jego konsekwencje, by pomógł zmienić sposób myślenia o świecie, o walce dobra ze złem wokół nas i w nas. Jezus niesie nam wolność od wszystkiego, co nas zniewala! Jezus niesie wolność! To niezmiernie ważne słowo i bardzo ważny fakt. To wieloaspektowe zniewolenie, które pociąga za sobą wieloaspektowość cierpienia, jest ciężarem człowieka, jego krzyżem, jego bólem; przyjmowane jako nieszczęście, jako coś złego, coś, czego należy się pozbyć, od czego należałoby się jakoś uwolnić, czego powinno się unikać.

Jest jeszcze jedna strona medalu. Grzech pierworodny wykrzywił obraz świata w naszych sercach, więc nie wszystko, co złe, spostrzegamy rzeczywiście jako zło. Ulegamy temu złu, wybieramy je codziennie, a jednocześnie buntujemy się przeciwko cierpieniu, które dotyka nas jako konsekwencja wyboru zła. My jednak tego nie widzimy. Bunt natomiast nie pozwala nam spojrzeć obiektywnie, w związku z tym nadal nie dostrzegamy przyczyn takiego stanu rzeczy i bardziej pogrążamy się w kolejnych wyborach zła. Żyjemy więc cierpiąc, wybierając zło, dziwiąc się temu, co nas spotyka, dotyka, rani, zadaje ból. Buntujemy się przeciwko temu, ale nie dostrzegamy powiązania z wcześniejszymi naszymi wyborami oraz wyborami pierwszych rodziców.

Pomocą, by niejako zatrzymać to błędne koło cierpienia, zła, jest Jezus. Często porównuje się nasze życie do ciemności, które rozjaśniane są światłem przychodzącego Jezusa. Jest to bardzo dobre porównanie, bowiem tak jest w istocie. Życie człowieka, który nie zna Jezusa („nie zna” oznacza: nie zbliżył się do Niego, serce jego nie doznało cudownego wzruszenia z powodu poznania), jest męką codzienności. Człowiek taki cierpi bardzo niejako podwójnie, bowiem przyjmuje łaski trudne jako krzyż, jako zło, ciężar, a przez to nie potrafi odpowiednio na nie odpowiadać, a swoją postawą zwiększa poczucie cierpienia z ich powodu. Cierpienie jego staje się większym przez fakt nie przyjęcia zdarzenia, sytuacji czy też osoby jako daru, ale jako niechcianego krzyża. Człowiek taki żyje w ciemności własnej duszy nawet o tym nie wiedząc. On po prostu cierpi.

Lecz przychodzi Jezus – tak jak w powyższym fragmencie. Czasem to człowiek podchodzi do Jezusa, a nawet przepycha się przez tłum, a czasem Jezus sam przywołuje do siebie. Potem następuje uzdrowienie. Naraz wszystko nabiera innych barw. Spotkanie z Jezusem nadaje sens życiu człowieka. Sprawia, że życie wydaje się być ciekawszym, łatwiejszym, bardziej znośnym, a cierpienie, które przybierało horrendalne rozmiary, wcale takim nie jest. Nie dość na tym. Wiele dusz po takim spotkaniu cieszy się, mogąc je przyjmować, bo widzą w nim możliwość jednoczenia się z Jezusem na Krzyżu. Bo widzą możliwość udziału w Jego Zbawczym Dziele. Bo doświadczają krzyża jako wyrazu miłości Boga do człowieka, a przyjęcie go  jest dla tych dusz wyrazem ich odpowiedzi na tę miłość. Teraz to, co zdawało się przygnębiać, przygniatać do ziemi, nabiera głębszego sensu, innego wymiaru, a czasem nawet staje się radością duszy, radością służenia Bogu i wyznawania swojej miłości do Niego.

Jezus niesie rozjaśnienie tej szarości życia, pokój wewnętrzny, wolność od niepokojów o przyszłość, daje radość i uwalnia od cierpienia. A to uwolnienie może być dwojakiego rodzaju. Uwalnia prawdziwie, na przykład od cierpienia – uzdrawia ciało lub też uwalnia duszę od dotychczasowego patrzenia na cierpienie, na krzyż. Pomaga zobaczyć zbawienny wpływ krzyża codzienności. Pomaga przyjmować go jako łaskę, jako dar Boga. Wtedy, mimo że krzyż pozostał w życiu danego człowieka, to przyjęcie go jako daru, jako łaski sprawia, że nie jest on takim ciężarem, nie jest złem, jak dotychczas był traktowany, nie jest dopustem Bożym. Staje się niekiedy nawet radością służenia Bogu.

Rozradujmy się dzisiaj osobą Jezusa niosącego nam wyzwolenie, niosącego uwolnienie od własnego patrzenia na swój krzyż, od cierpienia z tym związanego. Rozradujmy się, ponieważ przychodzi nasze wyzwolenie, nasz pokój, nasza radość, miłość, wolność. Rozradujmy się, bo przychodzi do nas i staje pośród nas sam Jezus! Sama Jego obecność jest łaską i błogosławieństwem. Rozradujmy się, bo nastaje jasność niosąca zdrowie duszy i ciała. Rozradujmy się, bo to my jesteśmy tą kobietą, tą duszą mającą od lat ducha niemocy. Jesteśmy pochyleni do samej ziemi i patrzymy tylko w ziemię. Jednak Jezus widzi nas i przywołuje do siebie! Mówi do nas:Duszo, jesteś wolna od swej niemocy!” Wkłada na nas ręce i natychmiast wyprostowujemy się. Możemy spojrzeć w niebo!

Patrzmy tylko w niebo! Bądźmy zapatrzeni tylko w Boga! Nigdzie indziej nie kierujmy swojego wzroku. Niech już nigdy nasze dusze nie uginają się przed złem, ale odważnie i radośnie patrzą na Jezusa niosącego wolność i zbawienie! Jezusa niosącego pokój i miłość! Jezusa, który uzdrawia! Jezusa – naszego Zbawiciela! Módlmy się, abyśmy odkryli na nowo sens tego fragmentu Pisma Świętego. Niech poprowadzi nas Duch Święty. Niech Bóg błogosławi nas: W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego.

2 myśli nt. „Ewangelia według św. Łukasza

  1. Trafiłam na ten fragment w momencie kiedy przeżywam kryzys w relacji z partnerem, który mnie zranił. Mam wątpliwości czy powinnam kontynuować naszą relację. Fragment w którym Jezus zapłakał przyniósł mi pewne ukojenie. Mimo to nie wiem czy powinnam zapowiedzi ciężkich chwil traktować jako zapowiedź końca, czy zapowiedź ciężkiej pracy w odbudowie. Docenię każdą odpowiedź i podpowiedź.

  2. Czytałam wiele rozważań,i nawet są ciekawe,ale mam jedno zastrzeżenie. Wiem że pycha jest zła, ale dlaczego mamy uznawać się za nicość,za nic nie wartych? Dlaczego mamy mieć niską samoocenę? Bóg nas kocha, a jeśli kogoś kochamy,to czy nie chcielibyśmy żeby kochana przez nas osoba była osobą pewną siebie, kochała też i siebie (nie tylko innych) i dbała nie tylko o potrzeby innych ale swoje własne też? To prawda że pycha to grzech, ale nie zgodzę się z tym żeby miłość też i do siebie,nie tylko do innych była czymś złym.(mówię tutaj o zdrowej miłości do siebie). Czy to nie jest takie popadanie ze skrajności w skrajność?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>