Ewangelia według św. Łukasza

113. Skromność (Łk 14,7-11)

Potem opowiedział zaproszonym przypowieść, gdy zauważył, jak sobie pierwsze miejsca wybierali. Tak mówił do nich: „Jeśli cię kto zaprosi na ucztę, nie zajmuj pierwszego miejsca, by czasem ktoś znakomitszy od ciebie nie był zaproszony przez niego. Wówczas przyjdzie ten, kto was obu zaprosił, i powie ci: „Ustąp temu miejsca!”; i musiałbyś ze wstydem zająć ostatnie miejsce. Lecz gdy będziesz zaproszony, idź i usiądź na ostatnim miejscu. Wtedy przyjdzie gospodarz i powie ci: „Przyjacielu, przesiądź się wyżej!”; i spotka cię zaszczyt wobec wszystkich współbiesiadników. Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony”.

Komentarz: „Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony.” Słowa te Bóg kieruje dzisiaj do nas. Mimo, że jesteśmy maleńkimi duszami i tak siebie nazywamy, nieustannie wychodzi na wierzch nasza pycha. Między innymi na tym polega nasza maleńkość – słabości, słabości i jeszcze raz słabości. Nic więcej, tylko słabości.

Zadziwiające jest to, iż człowiek, znając po części swoją nędzę, nadal chce być uznawany za wielkiego. Doświadcza nieraz bardzo boleśnie swoich upadków, ale w oczach innych chce uchodzić za doskonałego. Chce błyszczeć. W tym, co dla niego jest szczególnie ważne, chce być postrzegany jako lepszy, doskonalszy od innych. W tym chce się wyróżniać, a przynajmniej dorównywać innym. Dla jednych jest to wygląd zewnętrzny, dla innych status społeczny, dla jeszcze innych kariera zawodowa.

My, którzy tworzymy wspólnotę, też patrzymy na siebie nawzajem, porównujemy i obieramy pewne formy zachowania, by się dopasować, by dać się poznać od lepszej strony, by w końcu zostać zauważonym. Zwracamy uwagę na pozory a umyka nam istota rzeczy. Wydaje się nam, że przyjęcie zewnętrznych form czyni nas osobami o pożądanych przez nas i, jak sądzimy, przez wspólnotę, cechach czy cnotach. A przecież są to tylko zewnętrzne formy. Wnętrze może być zupełnie inne. Tak jak w zwykłym, glinianym dzbanku mogą stać przepiękne róże i zachwycać swym wyglądem, tak i w kryształowym, cudownym wazonie mogą więdnąć i usychać zwykłe polne kwiaty. Sam wazon, jeśli przeznaczony jest do kwiatów, nie musi być o szczególnie pięknych kształtach, ciekawej kolorystyce, wykonany z drogiego materiału. Jego przeznaczeniem jest bycie takim naczyniem, by kwiaty stojące w nim dobrze się eksponowały i miały zapewnioną wodę. Wazony, które same z siebie służą do ozdoby, niekoniecznie do kwiatów, to co innego, ale nie o takich teraz mówimy. Tak więc zazwyczaj podziwiamy przede wszystkim kwiaty, a dopiero potem ewentualnie dostrzegamy wazon, w którym stoją.

Podobnie jest z ludźmi. Może być człowiek wielkiego ducha, choć małej, niepozornej postury. Przykładem jest  święta siostra Teresa z Kalkuty. Była niskiego wzrostu i przeciętnego wyglądu, ale jej duch był mocarzem! Dzbanek zwykły, gliniany, na który nawet nie zwraca się uwagi, za to bukiet kwiatów – najpiękniejszy na świecie! Co za kolorystyka, jaka różnorodność kielichów kwiatowych, a same liście zadziwiają swym kształtem! Zaś cudowny zapach roznosi się daleko, poza zasięg wzroku. Oczywiście Bóg stworzył różne dzbany, wazony, puchary. Nadał im różne kształty i przeznaczył do różnych kwiatów. Do różnych też mieszkań, domów, salonów czy pałaców powołał. Ludzie różnią się między sobą. Ważnym jednak jest, by każdy zaakceptował kształt swojego wazonu i jego przeznaczenie. By nie starał się być kimś innym niż jest w rzeczywistości. By zwykły wiejski dzbanek, w którym gospodyni zakwasi mleko, a który innym razem posłuży do wyrośnięcia szczypiorku czy wstawienia ziół, nie chciał być pałacowym kryształem. Bo jest to niewłaściwe, a może też być śmieszne. Bardzo szybko zostałby zabrany z marmurowego blatu stołu i wyrzucony z lekceważeniem na śmietnik. Za to w zwykłym, wiejskim domku będzie stał na środku stołu kuchennego lub parapecie i cieszył oczy swym wyglądem, a ciało swoją zawartością.

Pycha i pokora, zarozumiałość i uniżenie się  – były poruszane przez nas już kilka razy. Nadal jednak stanowią temat pod rozważanie, bowiem dusze maleńkie są naprawdę najmniejsze, a ich słabości je przerastają. Dlatego powinny przestać myśleć o sobie z taką wyższością, a zacząć pokornie usuwać się w cień. Powinny zamilknąć, przyjmując do wiadomości, że nic ważnego ani mądrego nie mają do przekazania, a ich zdanie nie jest aż tak ważne. Powinny nastroić serca na pokorę i nie zajmować innych swoją osobą. Nigdy nie dochodzić swego, nigdy nie udowadniać swych racji, nigdy nie podawać siebie jako przykład czy wzór, lecz z pokorą przyjmować nawet niedogodności, w ich poczuciu – niesprawiedliwości, krytykę czy słuszne uwagi. Nie tłumaczyć się, nie wybielać siebie, nie starać się ukazać siebie w lepszym świetle, bo dusze maleńkie w swej pokorze, swej maleńkości uznają siebie za nicość. Nicość zaś jest jak bańka mydlana – gdy ją dotkniesz, pęka i znika. Nie pozostaje nic. Jak zatem taka bańka mydlana może się czegoś dla siebie domagać?

Nie zajmuj zatem pierwszego miejsca, by gospodarz domu nie dotknął twej bańki i nie pokazał, czym jesteś naprawdę. Usiądź na miejscu ostatnim, bo jest ono twoim. To prawda o tobie – miejsce ostatnie należy do ciebie. A gospodarz, widząc twoje uniżenie, zaprosi ciebie na wyższe miejsce. Widząc piękno bukietu w tobie – zwykłym wazonie, zauważy wspaniałą harmonię między polnymi kwiatami a tobą, zwykłą gliną. Zachwyci się i postawi ciebie w salonie. Pamiętaj, duszo mała, kim jesteś. Pamiętaj, gdzie twoje miejsce. Pamiętaj o potrójnym dziewictwie: umysłu, języka i serca. Ono pomoże ci stale powracać do samej siebie, abyś przypadkiem, uniesiona pychą, nie nadęła się jak balon, jak bańka mydlana, a po zetknięciu z rzeczywistością, abyś nie pękła, pozostawiając jedynie kilka mokrych kropel.

Niech Bóg błogosławi ciebie, duszo najmniejsza. Niech Duch Święty poprowadzi ciebie przez te rozważania.

2 myśli nt. „Ewangelia według św. Łukasza

  1. Trafiłam na ten fragment w momencie kiedy przeżywam kryzys w relacji z partnerem, który mnie zranił. Mam wątpliwości czy powinnam kontynuować naszą relację. Fragment w którym Jezus zapłakał przyniósł mi pewne ukojenie. Mimo to nie wiem czy powinnam zapowiedzi ciężkich chwil traktować jako zapowiedź końca, czy zapowiedź ciężkiej pracy w odbudowie. Docenię każdą odpowiedź i podpowiedź.

  2. Czytałam wiele rozważań,i nawet są ciekawe,ale mam jedno zastrzeżenie. Wiem że pycha jest zła, ale dlaczego mamy uznawać się za nicość,za nic nie wartych? Dlaczego mamy mieć niską samoocenę? Bóg nas kocha, a jeśli kogoś kochamy,to czy nie chcielibyśmy żeby kochana przez nas osoba była osobą pewną siebie, kochała też i siebie (nie tylko innych) i dbała nie tylko o potrzeby innych ale swoje własne też? To prawda że pycha to grzech, ale nie zgodzę się z tym żeby miłość też i do siebie,nie tylko do innych była czymś złym.(mówię tutaj o zdrowej miłości do siebie). Czy to nie jest takie popadanie ze skrajności w skrajność?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>