117. Sprawa zmartwychwstania (Mt 22,23-33)
W owym dniu przyszli do Niego saduceusze, którzy twierdzą, że nie ma zmartwychwstania, i zagadnęli go w ten sposób: «Nauczycielu, Mojżesz powiedział: Jeśli kto umrze bezdzietnie, niech jego brat weźmie wdowę po nim i wzbudzi potomstwo swemu bratu. Otóż było u nas siedmiu braci. Pierwszy ożenił się i umarł, a ponieważ nie miał potomstwa, zostawił swoją żonę bratu. Tak samo drugi i trzeci – aż do siódmego. W końcu po wszystkich umarła ta kobieta. Do którego więc z tych siedmiu należeć będzie przy zmartwychwstaniu? Bo wszyscy ją mieli [za żonę]». Jezus im odpowiedział: «Jesteście w błędzie, nie znając Pisma ani mocy Bożej. Przy zmartwychwstaniu bowiem nie będą się ani żenić, ani za mąż wychodzić, lecz będą jak aniołowie Boży w niebie. A co do zmartwychwstania umarłych, nie czytaliście, co wam Bóg powiedział w słowach: Ja jestem Bóg Abrahama, Bóg Izaaka i Bóg Jakuba? Bóg nie jest [Bogiem] umarłych, lecz żywych». A tłumy, słysząc to, zdumiewały się nad Jego nauką.
Komentarz: Dzisiaj zastanowimy się wspólnie nad kwestią życia i śmierci. Jest to temat trudny i poruszany często ze smutkiem. Spróbujmy nakreślić pewien obraz, który pomoże, chociaż w pewnym stopniu, zrozumieć, czym jest życie dane nam od Boga. Przyzwyczailiśmy się mówić o życiu i śmierci jako o przeciwieństwie, dwóch sprawach wykluczających się. To mylne pojmowanie. Bóg powołuje człowieka do życia. Daje mu ciało, które podlega śmierci, ale obdarza również nieśmiertelną duszą. Wydaje się, że ciało i dusza są nierozerwalnie ze sobą związane. I rzeczywiście, ale tylko w pewnym sensie. Dusza przez okres ziemskiego życia człowieka przebywa w ciele. Nie możemy powiedzieć: Teraz chcę opuścić swoje ciało i żyć poza nim. O tym decyduje Bóg i od niego zależy, kiedy nastąpi to rozdzielenie. Pomijamy tutaj sprawę samowolnego odebrania sobie życia. Człowiek, stanowiąc jedno, nie dzieli siebie na części, nie myśli o sobie jako tylko o ciele lub tylko o duszy czy duchu. Bo jest jednością. Jego istota to połączenie tych trzech.
Można by tutaj sięgnąć do różnych szkół filozoficznych, które podejmowały ten temat w mniejszym lub większym stopniu, próbując dotrzeć do poznania istoty człowieczeństwa; tego, kim jest rzeczywiście człowiek i jak się ma jego relacja do Boga. My jednak zastanowimy się dzisiaj nad sprawą życia. To temat rozległy i trudny do ogarnięcia ludzkim umysłem. Tak naprawdę, czym jest życie, poznamy dopiero w niebie, ponieważ dopiero tam zacznie się ono w pełni. Zastanawiając się nad tym, należałoby najpierw przypomnieć sobie, kim jest Bóg. Jest On bytem duchowym. Jest Miłością, Mądrością, Dawcą życia, Stwórcą, Ojcem wszystkich ludzi i całego świata. Jest wieczny. Zna dobro, którym sam jest. Zna również zło. Cokolwiek czyni i stwarza, ma to Jego znamiona.
Bóg uczynił człowieka na swój obraz. W czym tkwi to podobieństwo? W duszy, która jest nieśmiertelna, w wyrytym w jestestwie człowieka pragnieniu miłości i nieustannym dążeniu do niej; w tęsknocie za dobrem, szukaniu poznania, w wolnej woli. Bóg dał człowiekowi udział w powoływaniu do nowego życia, a więc do stwarzania. Uczynił go twórczym. Obdarzył umysłem, inteligencją, zdolnością myślenia, rozumowania, analizowania, wyciągania wniosków. Umożliwił poznawanie świata duchowego i zagłębianie się w nim. Zauważmy, że w tym wszystkim upodobnił człowieka do siebie. Dał wszelkie znamiona istoty Boga.
Człowiek przez cały czas życia na ziemi dąży do zaspokojenia swojego pragnienia miłości. Czyni to świadomie lub nie. Miłość jest jego powołaniem. Jest on na tyle szczęśliwy już na ziemi, na ile potrafi kochać, na ile jego miłość zbliżona jest do tej doskonałej – Bożej. Sensem i celem istnienia człowieka jest więc Bóg, miłość, którą On jest. Człowiek żyje na tyle, na ile trwa w Nim.
Weźmy pod uwagę, że w miłowaniu bierze udział cały człowiek. Jego ciało, duch i dusza, jego psychika i umysł. Cały on, całym sobą kocha. W przeciągu swego życia na ziemi człowiek powinien nieustannie dążyć do doskonalenia się w miłości. Jego natura skażona jest grzechem, dlatego trudno mu nawiązać doskonałe relacje z ludźmi. Tym bardziej z Bogiem, który jest duchem. Jednak Bóg powołał nas, ludzi, do życia w Nim. Cały czas poruszamy się i wszystko w Nim czynimy. Im bardziej otwieramy się na świat duchowy, tym pełniej zaczynamy żyć. Tym lepiej poznajemy Boga, a więc zbliżamy się do miłości. Powoli przemieniamy się w miłość, którą On jest. I stajemy się coraz bardziej do Niego podobni – w Jego przymiotach, Jego istocie.
W chwili zakończenia wędrówki ziemskiej człowieka to życie Boga jest w nim nadal. Przecież On jest wieczny i nam też dał nieśmiertelną duszę. Nie można zatem mówić o zakończeniu życia. Jedynie ciało umiera, a dusza przechodzi do świata duchowego. To, na ile żyła prawdziwie, a więc miłowała, zbliżała się do Boga, teraz niejako procentuje. Ludzie, którzy pozostają na ziemi, widzą tylko rozkładające się ciało. Nie widzą duszy ani ducha. Stąd to przekonanie, że człowiek umarł, nie ma go. Jest to wielki błąd w myśleniu. Bowiem Bóg uczynił człowieka na swoje podobieństwo. Dał mu nieśmiertelność. Dusza po oddzieleniu od ciała żyje nadal. I w zależności od tego jakie wiodła życie na ziemi, tak żyje i teraz. Można powiedzieć, że to duchowe odzwierciedlenie jej życia ziemskiego. Jeśli prawdziwie kochała, teraz – pełna miłości – zanurza się w Bogu, który jest jej źródłem. Jeśli zaś żyła w nienawiści – to kontynuuje swoje życie w takim stanie. Jest to jej niepojętym cierpieniem, ponieważ tylko miłość jest prawdziwym życiem. Nienawiść – jako jej przeciwieństwo – jest śmiercią. Dusza zatem stale wydaje się być w agonii. Lecz ponieważ jest nieśmiertelną i umrzeć nie może, przeżywa straszne katusze.
Zatrzymajmy się nad tymi, którzy nie żyli na tyle miłością, by jej od razu zaznawać również w niebie. Dusze czyśćcowe znalazły się na pograniczu życia i śmierci, oczywiście w przenośni. Muszą niejako przejść oczyszczenie z nienawiści, jaką miały w sobie na ziemi. Cierpią z powodu własnych grzechów i braku miłości, które uniemożliwiają im przebywanie w obecności Boga. Tęsknią za Nim, kochają Go, a jednocześnie zdają sobie sprawę, że jeszcze nie mogą stanąć przed Jego obliczem w takim stanie, bo byłoby to dla Niego obrazą. To, co przeżywają, jest niepojętym cierpieniem. Całymi sobą pragną oczyszczenia.
Zauważmy, że cały czas mówimy o życiu. I to życiu coraz pełniejszym, które zaczyna się wraz z przejściem duszy w ten inny wymiar. Pełnia życia nastąpi po zmartwychwstaniu ciał. Połączą się one z duszami. A będąc uwielbionymi, jak to miało miejsce z ciałem Jezusa, staną się doskonałymi. Będziemy wtedy duchowi, choć mieć będziemy ciało. Ale upodobnimy się w swej istocie do Boga. Żyć będziemy Jego życiem, w Jego miłości – nią wypełnieni i otoczeni. Sami staniemy się miłością. A że miłość w swej istocie ma dawanie, więc nieustannie będziemy ją rozdawać, jednocześnie znów przyjmując. To będzie nasze życie. Istnieć będziemy w Bogu w pełnym tego słowa znaczeniu. Będzie On nas przenikać, nieustannie zradzać na nowo. Zaznawać będziemy Boskiej miłości w całej pełni, poznawać ją i nieustannie odkrywać coraz to nowe jej oblicze. Nasze życie nie będzie monotonne. To odkrywanie Bożej miłości, jej poznawanie, doświadczanie stanie się radością, szczęściem, rozkoszą niepojętą, niewyobrażalną, nieskończoną.
Niech Bóg błogosławi nas na czas tych rozważań. Niech Duch Święty odkryje przed nami choć skrawek tajemnicy prawdziwego życia, abyśmy mając to poznanie, zapragnęli żyć na miarę świętych.