122. Jezus odwraca się od Miasta (Mt 23,37-39)
«(…) Jeruzalem, Jeruzalem! Ty zabijasz proroków i kamienujesz tych, którzy do ciebie są posłani! Ile razy chciałem zgromadzić twoje dzieci, jak ptak swe pisklęta zbiera pod skrzydła, a nie chcieliście. Oto wasz dom zostanie wam pusty. Albowiem powiadam wam: Nie ujrzycie Mnie odtąd, aż powiecie: Błogosławiony, który przychodzi w imię Pańskie (…)».
Komentarz: Błogosławieni są ci, którzy słuchają głosu Boga, bowiem oni przebywają w Jego obecności. Słowo Boga, jeśli jest przyjmowane i gdy serca przynajmniej próbują odpowiadać, staje się ciałem. Ono jest żywe. Dotykając serc, przemienia je. Pod warunkiem, że pozwalają na to. W przeciwnym razie człowiek pozbawia siebie największego dobra, jakim jest sam Bóg w przychodzącym słowie. A On nie może uczynić gwałtu ludzkiej duszy i na siłę przyjść z łaską. Dał człowiekowi wolną wolę i szanuje ją.
Słowo w osobie Jezusa przyszło również do Izraelitów, do mieszkańców Jerozolimy. Chrystus jest Słowem Wcielonym. To głęboka prawda, szczególnie trudna do pełnego jej zrozumienia. Bowiem dotyczy samego Boga. Cała mądrość Boża zawiera się w tym stwierdzeniu. Bóg zapowiadając pierwszym rodzicom narodzenie z niewiasty potomka pokonującego szatana, wypowiedział Słowo. Zapowiedział przyjście Jezusa. Na przestrzeni wieków wielokrotnie przypominał narodowi wybranemu, iż narodzi się Mesjasz, który wybawi go z niewoli. Niewolą tą jest grzech – ta skaza po grzechu pierworodnym, która sprawia, że człowiek stale ulega pokusom. Jest zniewolony swoimi słabościami. Jeśli nawet pragnie dobra, często wybiera zło. Wybawienie z tego zniewolenia miał przynieść Mesjasz. W pewnym momencie dziejów Izraela Słowo, które wypowiedział wcześniej Bóg, stało się Ciałem. To niepojęte dla umysłu ludzkiego.
Od tej pory słowo wypełniało się nadal. Jezus Chrystus dokonał wszystkiego, co zostało o Nim powiedziane. Chodząc po ziemi, On również wypowiadał słowa, które na oczach wszystkich niejednokrotnie stawały się ciałem. Posłuszne były Mu choroby i złe duchy. I znowu Bóg okazywał swoją moc. Słowo prawdziwie zamieszkało pośród swego ludu. Lecz tutaj rozpoczął się dramat całego narodu. Bowiem ci, którzy mieli jakąś władzę, pewien autorytet, nie przyjęli Słowa. Nie rozpoznali w Jezusie wypełnienia się przepowiedni proroków, zapowiedzi samego Boga. Przez tyle wieków Żydzi czekali na Mesjasza, wypatrywali Go, ponosili trudy wypełniania przeróżnych nakazów. Tak wiele lat spierali się co do Jego osoby. Modlili się o Niego. A gdy przyszedł, nie tylko Go nie przyjęli, oni Go zabili.
W ten sposób odrzucili całą rzeczywistość Bożą. W konsekwencji – nie przyjęli łask. Zamknęli się w swojej skorupie. To, czego doświadcza świat, przyjmując Słowo, idąc w ten sposób cały czas do przodu, nie jest udziałem narodu wybranego, spośród którego przecież narodził się Mesjasz. Wieki całe oczekiwania, przygotowywania się na Jego przyjście, a potem zasklepienie się w skorupie swego egoizmu, pychy i odrzucenie tak licznych łask! To prawdziwy dramat tego narodu, z którego on sam nie bardzo zdaje sobie sprawę. Nie słuchając Jezusa, nie przyjmując Go, odrzuca wszystko, co On przyniósł ze sobą, schodząc na ziemię.
To zadaje niepojęty ból Bogu, Jezusowi, który cierpi jeszcze bardziej. On wie, co będzie dalej. Zapowiada, iż „wasz dom zostanie wam pusty”. Słowo, które do chwili zabicia Jezusa jeszcze docierało do Izraela, teraz już nie będzie przychodzić. A miasto, które nie przyjęło Boga, będzie puste z powodu Jego braku. Wraz ze Słowem – Bogiem – idzie błogosławieństwo. Miasto to zatem nie będzie go doświadczać. To jest dramatem jego mieszkańców – Żydów – narodu, w którym objawił się Bóg jako Ten, poprzez którego przyszedł na świat Zbawiciel; narodu, z którego wyszli apostołowie i na cały świat ponieśli wieść o tej cudownej Dobrej Nowinie. Naród wybrany przez Boga, umiłowany, nie rozpoznał Go, odrzucił i zabił, wcześniej dokonując na Nim strasznych tortur.
Można powiedzieć, że oblicze Boga, które wcześniej stale jaśniało nad narodem wybranym, dzięki czemu przez tyle wieków doznawał Bożej opieki, błogosławieństwa i prowadzenia, teraz odwróciło się od niego, zwracając ku tym, którzy przyjęli Słowo w osobie Jezusa Chrystusa. Od tej pory każdy, kto Go przyjmuje, staje się wybranym i umiłowanym synem Boga, współbratem, współsiostrą Jezusa.
Kto przyjmuje słowo, jest niczym naród wybrany przed wiekami. Bowiem w nim mieszka Bóg. Tak jak przedtem, nazywany Bogiem Izraela, mieszkał w swym narodzie i mu błogosławił, tak teraz przychodzi do każdego, kto Go zaprosi. Zamieszkuje w nim mocą łaski nieba i błogosławi. Każdy przyjmujący Słowo Wcielone – Jezusa Chrystusa – staje się Jego krewnym. Ma to ogromne znaczenie. Bowiem Bóg przyjmuje go do swojej rodziny, wielkiej Bożej rodziny. Nie jest kimś obcym. Należy do Boga i żyje prawdziwie, bo – jak wcześniej mówiliśmy – żyć w pełni można wtedy, gdy żyje się z Nim. Ci, którzy odrzucają Boga, nie doświadczają Wcielenia Słowa. Ich miasto, dom, pozostają puste – bez Tego, który daje prawdziwe życie.
Niech Bóg błogosławi nas na czas tych trudnych rozważań. Módlmy się, abyśmy nie stali się niczym ten naród wybrany, który tyle czekał, a potem nie rozpoznał i odrzucił swoje zbawienie. Prośmy o łaskę prawdziwego przyjęcia Słowa, aby poprzez nie zamieszkał w nas Jezus Chrystus i nieustannie udzielał nam swego życia. Niech Duch Święty da nam doświadczyć mocy słowa Bożego. Módlmy się, abyśmy czczą gadaniną, pychą, egoizmem, nie zaprzepaścili tej ogromnej szansy, jaką daje nam Bóg – przyjęcia Wcielonego Słowa, a wraz z Nim – wszystkich konsekwencji Dzieła Zbawienia. Prośmy, aby stale zamieszkiwał w nas Bóg, byśmy nie pozostali pustymi. Niech On błogosławi nas na czas tych rozważań.