123. Początek królestwa Bożego (Łk 16,16-17)
Aż do Jana sięgało Prawo i Prorocy; odtąd głosi się Dobrą Nowinę o królestwie Bożym, i każdy gwałtem wdziera się do niego. Lecz łatwiej niebo i ziemia przeminą, niż żeby jedna kreska miała odpaść z Prawa.
Komentarz: „Lecz łatwiej niebo i ziemia przeminą, niż żeby jedna kreska miała odpaść z Prawa”. Spójrzmy na Pismo Święte. Jest jednym wielkim dowodem na miłość Boga do człowieka. Historia w nim zapisana pokazuje ciągłą troskę Boga wobec ludzi. Od początku stworzenia człowieka Bóg prowadzi go, poucza, kieruje nim. Tak jak matka strofuje. Jak pasterz opiekuje się i chroni. Jak właściciel dogląda, nieustannie czuwa nad człowiekiem, uczy żyć, aby mógł zaznawać szczęścia. Oczywiście nie zawsze człowiek jest posłuszny Bogu. Wtedy następują nieprzyjemne konsekwencje niewierności człowieka wobec Boga. Popada w grzech, doznaje cierpienia, niewoli, ucisku, chorób, nieszczęść. A Bóg cierpliwie tłumaczy: „Nawróć się, a powróci szczęście.” I naród wybrany powraca do swego Boga, i przez pewien czas dochowuje Mu wierności. Ale potem znowu słabości biorą górę, następują kolejne upadki, niewierności, odejście od Boga i ból z tym związany. Bóg ponownie tłumaczy swoim dzieciom, na czym polegał ich grzech i co muszą zrobić, aby wrócić do łask. I tak dzieje się przez cały Stary Testament.
To jest właściwie historia upadków i powrotów narodu wybranego do Boga, a jednocześnie historia słabości każdego człowieka. Jeśli prześledzilibyśmy tę historię, zauważylibyśmy, że Bóg bardzo jasno daje do zrozumienia, czego wymaga od swoich dzieci, czego od nich oczekuje. Daje czytelne wskazówki. Ustanowił Prawo i oczekuje jego przestrzegania. Jest konsekwentny. Wprawdzie różne nakazy Prawa powiększały niejako swoją objętość, jednak dziesięcioro przykazań, jako podstawa, pozostało niezmienne. Bóg posługiwał się prorokami, ludźmi specjalnie powołanymi do prowadzenia narodu, by przekazywać swoją wolę i ogłaszać swoje oczekiwania, pragnienia. By pouczać, strofować, ganić lub chwalić, naprowadzać na właściwą drogę. By udzielić pomocy. By zesłać łaskę. Cała ta historia prowadzi do dzieła, które Jezus przeprowadził na ziemi.
Żydzi byli przygotowywani do przyjęcia Mesjasza, Zbawiciela. Jednak w swych małych umysłach i ciasnych duszach, ludzie inaczej sobie wyobrażali tę postać, na którą czekali od wieków. Toteż gdy Jezus się już pojawił, nie został właściwie rozpoznany. Nie został przyjęty jako Mesjasz. Faryzeusze, uczeni w Piśmie głosili konieczność zgodności życia i głoszonych nauk z Prawem, a jednak nie dostrzegali, iż właśnie wypełnia się ono na ich oczach w Jezusie. Dziwili się Jego nauce, nie rozumieli jej lub nie chcieli rozumieć. Wskazywali na Prawo i Proroków jako niezmiernie ważne i konieczne do wypełniania. Jednocześnie nie przyjmowali do wiadomości, iż Jezus nie zrywa z Prawem. On je wypełnia. I na bazie starego ustanawia Nowe Prawo – prawo miłości. Ono przez całą historię przewijało się w narodzie wybranym, jednak nie było aż tak podkreślane. Bóg nie zmienił się raptownie i nie ustanowił czegoś zupełnie nowego. Bóg zawsze był miłością. Stworzył świat z miłością. Ludzi powołał do miłości. O miłości im mówił i do miłości prowadził. A Jego nakazy podyktowane były miłością. Tak jak małemu dziecku matka mówi, co wolno, a czego nie, tak Bóg mówił swemu narodowi.
Matka nie zawsze tłumaczy dziecku, dlaczego ma czegoś nie czynić. Nie wszystko byłoby zrozumiałe dla małego dziecka. Ale te pouczenia mamie dyktuje serce. Ona kocha swoje maleństwo i chce tylko jego dobra. Podobnie czyni Bóg. Kierowany miłością, przestrzega swoje dzieci przed złem, a wskazuje dobro. Toteż Jezus nie zmienia niczego w Prawie, które przecież od Boga pochodzi. Tym bardziej, że na podstawie Starego Testamentu człowiek poznaje Boże oblicze. Poznaje Boga i Jego miłość. Każde słowo jest wyrazem miłości! Zatem Jezus podkreśla ich wagę nadając nowy sens temu Prawu, a jednocześnie pokazuje oblicze pełne Bożej miłości. Podkreśla, iż Żydzi patrzyli do tej pory bardzo jednostronnie. Jeśliby spojrzeli otwartymi sercami, zobaczyliby o wiele więcej w samym Prawie. Dojrzeliby w Jezusie jego wypełnienie.
Toteż Żydzi tak naprawdę nie stają w obronie Prawa i Proroków, ale w obronie swoich ciasnych wyobrażeń o nich. Poprzez swoją postawę wręcz zniekształcają obraz danego przez Boga Prawa, a także samego Boga. A Jezus roztacza przed nimi nowe Boże oblicze, które trudno jest przyjąć. W dodatku siebie samego nazywa Synem Boga. Faryzeusze widzieli w Nim tylko człowieka. Jako od człowieka przyjmowali pouczenia, dlatego tak krytycznie się do nich odnosili. Toteż w ich małych umysłach nie do pojęcia było, by po tylu wiekach tłumaczenia Prawa i Proroków przez światłych Żydów, naraz jakiś zwykły, w dodatku biedny i nieznany człowiek, przestawiał ich sposób myślenia, wytykał im błędy w myśleniu i pouczał, jak mają żyć i w czym widzieć królestwo Boże. Ich błędem było nie przyjmowanie Jezusa jako Boga. Gdyby bowiem uznali Go za Boga, przyjęliby Jego naukę.
Niech Bóg błogosławi nas. Módlmy się, abyśmy my dojrzeli w Jezusie prawdziwego Boga. Abyśmy rozpoznawali go w Eucharystii. Abyśmy widzieli Go w każdym kapłanie. Abyśmy dojrzeli Go też w każdym bliźnim. Módlmy się do Ducha Świętego, aby poprowadził nasze serca ku właściwemu poznaniu, by otworzyły się nasze oczy, abyśmy zobaczyli we właściwym, pełnym świetle Boże przykazania. Módlmy się, aby Duch Święty prowadził nas podczas czytania Pisma Świętego, byśmy przez swoją niewiedzę, pychę czy egoizm nie umniejszali znaczenia i prawdy Bożej w nim zawartej. Módlmy się, a Bóg będzie nam błogosławił.
Trafiłam na ten fragment w momencie kiedy przeżywam kryzys w relacji z partnerem, który mnie zranił. Mam wątpliwości czy powinnam kontynuować naszą relację. Fragment w którym Jezus zapłakał przyniósł mi pewne ukojenie. Mimo to nie wiem czy powinnam zapowiedzi ciężkich chwil traktować jako zapowiedź końca, czy zapowiedź ciężkiej pracy w odbudowie. Docenię każdą odpowiedź i podpowiedź.
Czytałam wiele rozważań,i nawet są ciekawe,ale mam jedno zastrzeżenie. Wiem że pycha jest zła, ale dlaczego mamy uznawać się za nicość,za nic nie wartych? Dlaczego mamy mieć niską samoocenę? Bóg nas kocha, a jeśli kogoś kochamy,to czy nie chcielibyśmy żeby kochana przez nas osoba była osobą pewną siebie, kochała też i siebie (nie tylko innych) i dbała nie tylko o potrzeby innych ale swoje własne też? To prawda że pycha to grzech, ale nie zgodzę się z tym żeby miłość też i do siebie,nie tylko do innych była czymś złym.(mówię tutaj o zdrowej miłości do siebie). Czy to nie jest takie popadanie ze skrajności w skrajność?