124. Nierozerwalność małżeństwa (Łk 16,18)
Każdy, kto oddala swoją żonę, a bierze inną, popełnia cudzołóstwo; i kto oddaloną przez męża bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo.
Komentarz: Słowa dobrze zrozumiałe, jasne, czytelne. A jednak człowiek stale przekracza to przykazanie. Zatrzymajmy się dzisiaj dłużej nad sprawą małżeństwa. Przyjmując ten sakrament, małżonkowie przysięgają być ze sobą na dobre i złe, do końca swoich dni ziemskich. Przysięgają sobie miłość. Biorąc pod uwagę, czym jest miłość, jaka jest ta doskonała miłość Boska, do której przecież mamy dążyć, od razu widać, jak powinny wyglądać relacje w naszych małżeństwach.
Powróćmy do Pierwszego listu do Koryntian, rozdział 13. Tam, w Hymnie o miłości, mamy podane konkretne wskazówki. Zaczynają się one od pewnego stwierdzenia: „Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący. Gdybym też miał dar prorokowania i znał wszystkie tajemnice, i posiadał wszelką wiedzę, i wszelką możliwą wiarę, tak iżbym góry przenosił, a miłości bym nie miał, byłbym niczym”. W małżeństwie najważniejsza jest miłość. Bóg pragnie uświadomić nam, duszom najmniejszym, bardzo istotną sprawę. Otóż naszym powołaniem jest miłość! Ci, co żyją w związkach małżeńskich, mają na pierwszym miejscu stawiać miłość. Ci, co żyją samotnie, mają na pierwszym miejscu stawiać miłość. Co to znaczy? Przede wszystkim, wszystko, co przeżywamy we wspólnocie, czego doświadczamy, co jest nam dane, otrzymujemy od Boga po to, by odrodzić w rodzinach miłość. Ludzkie doznania mają przysłużyć się budowaniu, często od nowa, miłości małżeńskiej, rodzinnej. Przeżycia, jakich jesteśmy świadkami, dary i charyzmaty, które w nas się ujawniają, nie mają na celu oddzielić nas od rodziny. One mają pomóc nam w budowaniu więzi miłości. One dają nam siłę, by przełamywać schematy, w których żyjemy, by zmieniać przyzwyczajenia, by zobaczyć w nowym świetle swoich bliskich, by samemu zacząć inaczej postępować w znanych nam sytuacjach.
Często dusze popełniają błąd. Zachłystują się Bogiem we wspólnocie, otrzymują pewne łaski, otwierają się na dary, a potem idą do rodzin i chcą je zmieniać. Dziwią się i denerwują, dlaczego te rodziny, ci bliscy, nie są idealni. We wspólnocie jest tak wspaniale, wszyscy się rozumieją, a w rodzinie schemat myślenia jest inny. Bliscy nas nie rozumieją, dziwią się naszym zachowaniom, nazywają nas dziwakami; twierdzą, że przesadzamy. Pytają, czy nie możemy normalnie wierzyć, jak wszyscy. Mamy w sercu żal, poczucie niezrozumienia. Tutaj, we wspólnocie, Pan Bóg daje nam tak dużo, a w domu współmałżonek tego nie zauważa i traktuje nas tak jak dotychczas. Trudno nam się z tym pogodzić. Czujemy się lepsi, więcej wiemy, więcej doznaliśmy, mamy już pewną świadomość rzeczy, a bliscy przeszkadzają nam w realizacji tego, co słyszeliśmy na kazaniu, modlitwie, adoracji. Często na tym tle pojawiają się różnice zdań, kłótnie, a to, co było jeszcze niedawno w sercu, gdzieś znika. Chcemy uparcie trwać przy swoim, współmałżonek przy swoim, a miłości pomiędzy nami jak nie było, tak nie ma.
Ponownie przeczytajmy słowa Hymnu o miłości: „Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, (…) gdybym miał dar prorokowania, (…) gdybym posiadał wszelką wiedzę i wszelką możliwą wiarę, (…) a miłości bym nie miał, byłbym niczym.” Jak mocne są to słowa! Niczym jest to, co wydaje się nam, iż przeżyliśmy, doznaliśmy, otrzymaliśmy od Boga, jeśli w naszym sercu nie ma miłości do współmałżonka. Niczym jesteś ty sam, jeśli w sercu nie masz miłości do bliskiej ci osoby. Niczym jest twoja modlitwa, twoje zapewnienia o miłości skierowane do Jezusa Ukrzyżowanego, jeśli nie kochasz swego męża czy swojej żony. Niczym jest wszystko, czym się chlubisz, co nawet daje ci poczucie wyższości, co tobie wydaje się takie ważne, jeśli w twoim sercu nie króluje miłość! Zauważmy, że nawet dar prorokowania, dar języków, dar rozumu, łaska wiary, niczym są wobec braku miłości w naszych sercach. Wszystko jest niejako podrzędne wobec miłości. Idąc do rodziny, masz schować głęboko swoje „ja” i zacząć kochać. Im więcej wiesz, im więcej doznajesz, im więcej zaczynasz rozumieć, tym masz stawać się pokorniejszym, cichym i kochającym w rodzinie. To wszystko, czym Bóg ciebie obdarza, dane jest, by triumfowała miłość w twoim sercu, w twojej rodzinie, w twoim otoczeniu. Ona najpierw musi zatriumfować w tobie! Prawdziwie! Muszą zatriumfować w tobie jej przymioty.
„Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; nie dopuszcza się bezwstydu, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego; nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą. Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy.” Musisz podjąć wysiłek przemiany siebie, swojej postawy w rodzinie, co nie jest takie łatwe, ale jeśli ma królować prawdziwa miłość, trzeba zacząć. Dopiero gdy zaczynasz próbować, gdy z trudem przełamujesz siebie, gdy mimo bólu depczesz swoje „ja”, by mogła triumfować Boża miłość w tobie, dopiero wtedy możesz uznać, że zaczęła dokonywać się przemiana twoja, a potem rodziny. Bardzo ważnymi są słowa: „Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma. Miłość nigdy nie ustaje.” Skoro w sakramencie małżeństwa przysięgaliście sobie miłość, to nie ma innej możliwości, jak kochać. Zgodnie z Bożym nakazem, jeśli przyrzekałeś, że do końca życia będziesz kochać, to przyrzekałeś miłość, która nie ustaje, wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, wszystko przetrzyma. Taką miłością masz kochać.
Oczywiście wiadomo, że jesteś duszą małą, słabą. Jednak ty masz stale próbować kochać taką miłością – doskonałą i czystą. Decydując się na związek małżeński, wiedziałeś o przyrzeczeniu miłości. Zresztą, kierowałeś się tym uczuciem, które nazywasz miłością. Co zatem stało się po latach? Twoja miłość okazała się być złudzeniem miłości, bo nie przetrwała próby czasu, bo twoje słabości wzięły górę. Ale ty nie możesz się poddawać. Przecież przysięgałeś przed Bogiem! Za swoje słowa odpowiadasz przed Bogiem! Pamiętaj, że na sądzie Bóg zapyta, na ile kochałeś, a nie ile zgromadziłeś bogactw. Zapyta, gdzie twoja miłość, a nie ile modlitw odmówiłeś, ile rekolekcji odbyłeś, w ilu Wieczernikach uczestniczyłeś. Można być na jednym i nawrócić siebie, rodzinę i otoczenie. Można każdego miesiąca jechać na Wieczernik, a pozostać głazem.
Postarajmy się dzisiaj zweryfikować swoje patrzenie na swój związek małżeński. Postarajmy się poczuć odpowiedzialni za słowa przysięgi. Ponownie podejmijmy trud miłowania współmałżonka, który przecież nie jest ideałem. Czyńmy wszystko w zjednoczeniu z Duchem miłości. Jego wzywajmy i prośmy o pomoc. Prośmy, aby wypełniał nasze wnętrze, by prawdziwie zapłonęło czystym płomieniem miłości. Pamiętajmy, że nikt nie zwolnił nas z tej przysięgi, a o jej wypełnienie zapyta Bóg. Módlmy się dużo, ale w ukryciu. Trwajmy w akcie miłości, realizujmy maleńką drożynę miłości, która polega na tym, iż często przez otoczenie jest niedostrzegalna, ale z czasem widoczne będą efekty kroczenia nią.
Niech Bóg błogosławi nas. Niech poprowadzi nas Duch miłości.
Trafiłam na ten fragment w momencie kiedy przeżywam kryzys w relacji z partnerem, który mnie zranił. Mam wątpliwości czy powinnam kontynuować naszą relację. Fragment w którym Jezus zapłakał przyniósł mi pewne ukojenie. Mimo to nie wiem czy powinnam zapowiedzi ciężkich chwil traktować jako zapowiedź końca, czy zapowiedź ciężkiej pracy w odbudowie. Docenię każdą odpowiedź i podpowiedź.
Czytałam wiele rozważań,i nawet są ciekawe,ale mam jedno zastrzeżenie. Wiem że pycha jest zła, ale dlaczego mamy uznawać się za nicość,za nic nie wartych? Dlaczego mamy mieć niską samoocenę? Bóg nas kocha, a jeśli kogoś kochamy,to czy nie chcielibyśmy żeby kochana przez nas osoba była osobą pewną siebie, kochała też i siebie (nie tylko innych) i dbała nie tylko o potrzeby innych ale swoje własne też? To prawda że pycha to grzech, ale nie zgodzę się z tym żeby miłość też i do siebie,nie tylko do innych była czymś złym.(mówię tutaj o zdrowej miłości do siebie). Czy to nie jest takie popadanie ze skrajności w skrajność?