130. Potrzeba czujności (Mt 24,42-44)
«(…) Czuwajcie więc, bo nie wiecie, w którym dniu Pan wasz przyjdzie. A to rozumiejcie: Gdyby gospodarz wiedział, o której porze nocy złodziej ma przyjść, na pewno by czuwał i nie pozwoliłby włamać się do swego domu. Dlatego i wy bądźcie gotowi, bo w chwili, której się nie domyślacie Syn Człowieczy przyjdzie (…)».
Komentarz: Cały ten rozdział poświęcony jest przyszłości. Jest bardzo ważny, bowiem Bóg chce nas uprzedzić, co będzie się działo i jak w związku z tym mamy się zachować.
Bóg zna ludzką naturę. Człowiek musi mocno czegoś doświadczyć, aby zapamiętać. Ale nawet głębokie doznania i silne emocje po jakimś czasie zacierają się w pamięci. Dlatego Jezus poświęca dużo czasu na to, by przestrzec uczniów, pouczyć ich, uczulić na pewne sprawy.
W dzisiejszym fragmencie Ewangelii mówi o konieczności bycia czujnym. Wspólnie zastanówmy się, na czym ma polegać ta czujność. Przede wszystkim ma ona wypływać z serca. Jeśli tylko rozumowo przyjmować będziemy wezwania Jezusa, to bardzo szybko zapomnimy o przestrogach. Nasza czujność nie może być podyktowana strachem czy lękiem. Ona ma być wyrazem miłości do Boga. Zauważmy, znowu wracamy do miłości.
Bóg chce dzisiaj zmienić nasz sposób odbierania tych fragmentów Ewangelii. Przedstawia sam siebie jako Oblubieńca, a naród wybrany – jako oblubienicę. I na tym oprzyjmy rozważanie tematu czujności. Kiedy czytamy Pieśń nad Pieśniami, dostrzegamy miłość dwojga zakochanych. W tych przepięknych słowach autor natchniony przedstawił nie tylko miłość pomiędzy ludźmi, ale też miłość Boga do człowieka. Ona jest gorącą jak żadna inna. Jest pełna żaru, pełna siły. Można powiedzieć, że jest wręcz szaleńczą, bowiem Bóg gotowy jest oddać siebie, by ją okazać. Nie waha się dać życie za człowieka, by ten nie zginął. Jako Oblubieniec opisuje piękno swej oblubienicy – narodu wybranego. Pragnie spotkania, zaprasza i nie może wręcz doczekać się wprowadzenia oblubienicy do swej komnaty. Chce przyozdobić ją najszlachetniejszymi kamieniami, najcenniejszą biżuterią i szatami. W ten sposób Bóg wyraża swoje pragnienie zjednoczenia z narodem wybranym. Oblubienica zaś odpowiada Mu podążaniem za Nim, szukaniem Go, wielką tęsknotą. Omdlewa wręcz, nie mogąc połączyć się z ukochanym. Chwilami godzi się nawet na poniżenie, aby Go znaleźć i móc w końcu zamieszkać wraz ze swym wybranym. Oboje mówią o miłości, zjednoczeniu, o wielkim pragnieniu ich serc bycia razem jako jedno.
Pieśń nad pieśniami jest przepiękną Księgą, w której Bóg zwraca się do nas – dusz maleńkich, a jakże umiłowanych przez Jezusa. W słowach pełnych miłości zaprasza nas na drogę zjednoczenia, stara się nakłonić do podążania za Nim. Pragnie wzbudzić w nas tę miłość oblubieńczą, ten żar, niegasnący płomień miłości – wielkiej, niepojętej, szalonej, gotowej na wszystko. Chce, abyśmy my, dusze maleńkie, byli tymi oblubienicami, On zaś będzie naszym jedynym Oblubieńcem.
Wybranka nieustannie tęskni za swym ukochanym, czeka na niego i pragnie go. Przywołuje w swej pamięci jego obraz. Rozpamiętuje każdą chwilę wspólnie spędzoną. Zachwyca się jego wyglądem, charakterem, cnotami. Te wspomnienia i wyobrażenia jeszcze bardziej potęgują w niej tęsknotę i nie może się już doczekać wprowadzenia pod dach ukochanego. On również zakochany w niej bardzo, mając przed oczami jej portret, rozmyśla nad jej pięknem i nieustannie ją do siebie przywołuje. Zakochani żyją swoją miłością. Niejako nie zauważają szarości życia, jego codziennych trudów, ponieważ miłość nadaje wszystkiemu blask i piękno. W sercach mają nadzieję, ufność. Są pełni optymizmu i wiary.
Wróćmy teraz do dzisiejszego fragmentu z Ewangelii św. Mateusza. Bóg mówi o konieczności czuwania. Skoro dusze maleńkie mają być oblubienicami Jezusa, jak ta z Pieśni nad Pieśniami, powinny starać się stale Go wyglądać, oczekiwać. To czekanie powinno wypływać z potrzeby serca, z miłości. Oblubienica tęskni za swoim Oblubieńcem nie dlatego, że On tak nakazuje, ale dlatego, że Go kocha i nie może już dłużej bez Niego żyć.
Trzeba zmienić swój sposób patrzenia na sprawę powtórnego przyjścia Jezusa. Nie obawiać się, nie czekać z lękiem, ale tęsknić, kochając każdego dnia coraz bardziej. Wyglądać Oblubieńca, nieustannie szykując się na Jego przyjście; przygotowywać się, by On zastał duszę – oblubienicę najpiękniejszą; czynić wszystko, by wydać się Mu jak najbardziej atrakcyjną, najczystszą, godną pożądania – tą jedyną, najmilszą, wybraną i umiłowaną. Ta, która czeka na swego ukochanego, czyni to z radością, z sercem przepełnionym miłością. Jest szczęśliwa, że oto już wkrótce przyjdzie Ten ukochany, oczekiwany, wytęskniony. Pochwyci ją w ramiona, zjednoczy ze sobą, a ich miłość stopi się w jedno. Serca złączone bić będą tym samym rytmem, dusze zleją się ze sobą i już nigdy nie zaznają odrębności.
Spróbujmy spojrzeć w ten sposób na sprawę oczekiwania na przyjście Jezusa. Postarajmy się nasze serca nakłonić do zmiany nastawienia co do potrzeby czujności. Myślmy w kategoriach oczekiwania na przychodzącą Miłość naszego życia, a nie Sędziego Sprawiedliwego, który jawi się wielu duszom jako surowy, a wręcz groźny. Patrzmy na Jezusa jak na umiłowanego, ukochanego Oblubieńca, za którym nasze serce tęskni, płacze, a dusza omdlewa w ciągłym wyglądaniu za tym Jedynym. Nie odbierajmy rozumem tego fragmentu, bo wtedy czuć będziemy tylko lęk. Po jakimś czasie zapomnimy, emocje opadną i znowu zabraknie czujności. Czyńmy wszystko z miłości i dla miłości Jezusa. Wtedy doznawać będziemy szczęścia, będącego przedsionkiem nieba. A Jego przyjście będziemy traktowali jako długo oczekiwane, upragnione i radosne; nie jako zaskakujące, pełne strachu i niepokoju.
Niech Bóg błogosławi nas na czas tych rozważań. Niech poprowadzi nas Duch Boga Miłości. Niechaj miłość będzie naszą przewodniczką.