132. Dzień Syna Człowieczego (Łk 17,22-37)
Do uczniów zaś rzekł: „Przyjdzie czas, kiedy zapragniecie ujrzeć choćby jeden z dni Syna Człowieczego, a nie zobaczycie. Powiedzą wam: „Oto tam” lub: „Oto tu”. Nie chodźcie tam i nie biegnijcie za nimi! Bo jak błyskawica, gdy zabłyśnie, świeci od jednego krańca widnokręgu aż do drugiego, tak będzie z Synem Człowieczym w dniu Jego. Wpierw jednak musi wiele wycierpieć i być odrzuconym przez to pokolenie. Jak działo się za dni Noego, tak będzie również za dni Syna Człowieczego: jedli i pili, żenili się i za mąż wychodziły aż do dnia, kiedy Noe wszedł do arki; nagle przyszedł potop i wygubił wszystkich. Podobnie jak działo się za czasów Lota: jedli i pili, kupowali i sprzedawali, sadzili i budowali, lecz w dniu, kiedy Lot wyszedł z Sodomy, spadł z nieba deszcz ognia i siarki i wygubił wszystkich; tak samo będzie w dniu, kiedy Syn Człowieczy się objawi. W owym dniu kto będzie na dachu, a jego rzeczy w mieszkaniu, niech nie schodzi, by je zabrać; a kto na polu, niech również nie wraca do siebie. Przypomnijcie sobie żonę Lota. Kto będzie się starał zachować swoje życie, straci je; a kto je straci, zachowa je. Powiadam wam: Tej nocy dwóch będzie na jednym posłaniu: jeden będzie wzięty, a drugi zostawiony. Dwie będą mleć razem: jedna będzie wzięta, a druga zostawiona”. Pytali Go: „Gdzie, Panie?” On im odpowiedział: „Gdzie jest padlina, tam zgromadzą się i sępy”.
Komentarz: Zabiegamy o bardzo wiele. Czynimy tak dużo starań, by sobie zapewnić dobre, dostatnie życie, by zabezpieczyć się na przyszłość. Jesteśmy związani, wręcz uwiązani różnymi zależnościami, umowami i zobowiązaniami. Wiele z nich wynika z naszej zachłanności oraz głupoty. Pozwalamy, by inni manipulowali nami. Poprzez zachłanność serca jesteśmy uzależniani od różnych spraw, rzeczy i osób. Nastał czas niewoli. Człowiek został zniewolony przez przedmioty, które wytwarza. Filmy science fiction przepowiadające erę robotów i komputerów władających ziemią nie były dalekie od prawdy. Człowiek już jest uzależniony od żądzy posiadania różnych nowinek elektronicznych, przedmiotów, które ułatwiają mu życie lub ubarwiają je, urozmaicają. Bardzo trudno człowiekowi oprzeć się kolejnym pokusom na rynku. Odpowiednia reklama, marketing, i większość z nas daje się złapać na zakup następnej sztuki na przykład telefonu, mimo że już posiada jeden. Przedmioty rządzą nami. Robimy różne rzeczy, by je posiadać. Im więcej nabywamy, tym głód się wzmaga i coraz trudniej go zaspokoić. Zniewolenie pogłębia się.
Spójrzmy na życie Maryi – proste, bardzo skromne, wręcz ubogie. Ileż niepokojów ominęło Ją dzięki temu, że nie ulegała chęci gromadzenia, zabezpieczania przyszłości. Oczywiście, powiemy, że to były inne czasy, inna kultura, inny status społeczny. Jednak i dzisiaj możemy wzorować się na Jej życiu, by uchronić się przed zalewem przedmiotów, zabezpieczeń, zniewoleń. Spójrzmy na ilość rzeczy, bez których trudno nam się obejść. To zniewolenie. Spójrzmy na ilość zgromadzonych przedmiotów danego typu. Twierdzimy, że są potrzebne, tak na wszelki wypadek. Ileż sprzętów, ileż różnych rzeczy nabyliśmy, bo była przecena, bo reklamowano, bo ładnie wyglądały, bo chociaż niekonieczne, ale mogą przydać się w domu. Ileż zakupów zrobiliśmy, bo zobaczyliśmy coś u znajomych i również zapragnęliśmy posiadać je w domu. Na co dzień czynimy zakupy nie tylko konieczne, ale wynikające z pożądliwości serca, z próżności, z miłości własnej, ze zniewolenia, z chęci zaspokojenia własnej przyjemności. A gdzie miejsce na rozum? Gdzie rozsądne kierowanie własnym życiem? Gdzie skromność życia? Gdzie prostota? Zajęci gromadzeniem, zupełnie zapominamy o istocie swego powołania, o tym, co jest naszym celem, do czego dążymy.
Gromadząc tak wiele, martwimy się o te rzeczy, troszczymy się o nie, a jeśli są to wartościowe przedmioty, nawet niepokoimy się, by ich nie stracić. Gdy tak się dzieje, popadamy w smutek, przygnębienie, zły humor, a nawet depresję. Przeżywamy dramaty. Cóż za zniewolenie przedmiotami! Mając cały bagaż wszystkiego na sobie, nie jesteśmy w stanie przylgnąć do Jezusa, bo, obrazowo ujmując, otulamy się tym wszystkim, z czym jesteśmy tak ściśle związani. My jesteśmy oblepieni chęcią dorobienia, pożądliwością oczu, gromadzonymi stale rzeczami, pracą zawodową, stawianą jakże często na pierwszym miejscu. Doczesność tak nas owinęła wokół siebie, że służymy jej niewolniczo. Nie posiadamy sami siebie, bo pożądamy tego, co proponuje nam świat i za tym idziemy.
Jezus zaś mówi nam o konieczności bycia gotowym na Jego przyjście, bo nikt nie zna dnia Syna Człowieczego. Jak chcemy być gotowi, skoro nasze myśli zajęte są doczesnością? Tak bardzo przywiązani do materii, nie będziemy w stanie się od niej oderwać, gdy przyjdzie na to pora, i staniemy się niczym żona Lota! Jak chcemy ten czas rozpoznać, skoro nic poza własnym, małym, ciasnym światkiem nie widzimy? A ten światek przesłania nam prawdę! My już toniemy w swoich nagromadzonych rzeczach, przyjemnościach, pożądliwościach, ambicjach, planach. Toniemy zakopani w górach śmieci!
Potrzeba, byśmy patrzyli na Maryję. Tylko mając stale przed oczami Jej wzór będziemy mogli próbować wrócić do prostoty w swoim życiu. Do skromności. Współczesny świat już za dużo namieszał w naszych głowach i sercach. Zacznijmy żyć skromnie. Nasze pożywienie, ubranie, sprzęty, którymi się otaczamy, mają być skromne i proste. Przestańmy gromadzić niezliczoną ilość rzeczy. Zastanówmy się, czy rzeczywiście potrzebujemy aż tyle do życia. Przestańmy zwracać uwagę na opinię otoczenia. I tak nie zadowolimy wszystkich, a światu nie zależy na przyjaźni z nami. Światu zależy, aby nas zniewolić, uzależnić od siebie. Abyśmy stali się odbiorcami tego, co on proponuje. Abyśmy w pewnym momencie już nie byli w stanie obyć się bez jego propozycji. Uwolnijmy się raz na zawsze od żądzy posiadania czegokolwiek. Każdego dnia analizujmy swoje pragnienia, zakupy, cel naszego wstąpienia do kolejnego sklepu, sięgnięcia po gazetę, czasopismo, nawet zerknięcia na wystawę czy reklamę.
Żyjmy myślą przygotowywania się do dnia Syna Człowieczego. Niech ta myśl ukierunkowuje nasze działanie. Niech pokieruje naszą codziennością i postępowaniem w niej. Postarajmy się rezygnować powoli z tego, do czego tak bardzo się przywiązaliśmy. Pamiętajmy o żonie Lota. Nie patrzmy na to, co przeminie, co jest śmieciem. Nic z tego nie pozostanie. Nie przywiązujmy naszych serc do śmieci! Uświadommy sobie, gdzie jest nasz skarb, w czym jest nasz skarb! Miejmy stale przed oczami cel naszych dążeń, pragnienie naszych serc, miłość naszych dusz – Jezusa! Nieustannie pamiętając o Nim, łatwiej nam będzie rezygnować ze wszystkiego innego. Módlmy się, byśmy mieli siły do uwalniania się z przywiązań, ze zniewoleń, z przyzwyczajeń. Módlmy się, byśmy potrafili zrezygnować z siebie, aby żyć od tej pory życiem Jezusa. Wzorujmy się na Maryi. Prośmy Ducha Świętego, niech to On w nas dokonuje zmian, udziela światła, daje mądrość, siły i moc do rozpoczęcia nowego życia w wolności, w oczekiwaniu na powtórne przyjście Jezusa. Módlmy się. Niech Bóg błogosławi nas na czas tych rozważań.
Trafiłam na ten fragment w momencie kiedy przeżywam kryzys w relacji z partnerem, który mnie zranił. Mam wątpliwości czy powinnam kontynuować naszą relację. Fragment w którym Jezus zapłakał przyniósł mi pewne ukojenie. Mimo to nie wiem czy powinnam zapowiedzi ciężkich chwil traktować jako zapowiedź końca, czy zapowiedź ciężkiej pracy w odbudowie. Docenię każdą odpowiedź i podpowiedź.
Czytałam wiele rozważań,i nawet są ciekawe,ale mam jedno zastrzeżenie. Wiem że pycha jest zła, ale dlaczego mamy uznawać się za nicość,za nic nie wartych? Dlaczego mamy mieć niską samoocenę? Bóg nas kocha, a jeśli kogoś kochamy,to czy nie chcielibyśmy żeby kochana przez nas osoba była osobą pewną siebie, kochała też i siebie (nie tylko innych) i dbała nie tylko o potrzeby innych ale swoje własne też? To prawda że pycha to grzech, ale nie zgodzę się z tym żeby miłość też i do siebie,nie tylko do innych była czymś złym.(mówię tutaj o zdrowej miłości do siebie). Czy to nie jest takie popadanie ze skrajności w skrajność?