Ewangelia według św. Łukasza

134. Faryzeusz i celnik (Łk 18,9-14)

Powiedział też do niektórych, co ufali sobie, że są sprawiedliwi, a innymi gardzili, tę przypowieść: „Dwóch ludzi przyszło do świątyni, żeby się modlić, jeden faryzeusz a drugi celnik. Faryzeusz stanął i tak w duszy się modlił: „Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie, zdziercy, oszuści, cudzołożnicy, albo jak i ten celnik. Zachowuję post dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę ze wszystkiego, co nabywam”. Natomiast celnik stał z daleka i nie śmiał nawet oczu wznieść ku niebu, lecz bił się w piersi i mówił: „Boże, miej litość dla mnie, grzesznika!” Powiadam wam: Ten odszedł do domu usprawiedliwiony, nie tamten. Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony”.

Komentarz: Bóg dał nam przykazania, abyśmy ich przestrzegali. Mówi, że jeśli będziemy je wypełniać, będziemy żyć, nie pomrzemy. Szczęście będzie w naszym domu, sercu i w duszy. I tak wiele osób przyjmuje, starając się ściśle je stosować. Niestety większość z nas zapomina o najważniejszym i pierwszym przykazaniu – przykazaniu miłości. Bez tego przykazania wypełnianie pozostałych staje się suchym przestrzeganiem Prawa, wywiązywaniem się z konkretnych przepisów, obowiązków, których niewykonanie skutkuje pewnymi restrykcjami. Zaczynamy być bardziej urzędnikami wobec Boga, a nie Jego umiłowanymi dziećmi. Swoim stosunkiem do Niego bardzo Go ranimy i popadamy w większy grzech.

Zwróćmy uwagę na modlitwę faryzeusza: „Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie, zdziercy, oszuści, cudzołożnicy, albo i jak ten celnik. Zachowuję post dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę ze wszystkiego, co nabywam.” Ta postawa przypomina wielu z nas. Postępujemy bardzo podobnie. Nie czynimy tego jawnie. To dokonuje się w naszych sercach. Rozliczamy się przed Bogiem jak z fiskusem. Wyliczamy, co dobrego udało się nam uczynić, porównujemy się z innymi i całkiem nieźle na tym porównaniu wychodzimy. Sobie pobłażamy, innych traktujemy bardzo rygorystycznie.

Stale zwracamy uwagę na miłość, na relację Bóg – człowiek jako relację miłości. A my w tej relacji odwołujemy się do urzędowego wypełniania swoich obowiązków. Nasze serce jest spokojne wtedy, gdy po rozliczeniu okazuje się, że nie mamy zbyt wielu długów. Niestety zaciągamy dług największy – dług miłości. Nie da się go wyrównać przez rozliczenie podatkowe. Matka kocha swoje dziecko ponad wszystko. Cokolwiek czyni, nie myśli o tym, by potem dziecko rozliczyło się z nią z tego długu, jaki ma wobec matki. Dziecko po prostu przyjmuje miłość i wszystkie jej przejawy jako coś naturalnego. Odpowiada miłością. Bardzo zraniłoby swoją matkę, gdyby chciało w jakiejś innej formie zapłacić za Jej opiekę, troskę, za miłość. Ileż bólu zadałoby to dziecko matce, gdyby sucho i lakonicznie co wieczór wyliczyło wszystkie chwile posłuszeństwa wobec niej i w ten sposób uznało, że jest rozliczone z miłości. Pokazałoby wykonane czynności w domu i stwierdziłby, że już odpłaciło za miłość. Jest w porządku wobec własnej matki. A wszystko urzędowo, lakonicznie, bez uczuć, czułości, serdeczności, bez spojrzenia z miłością głęboko w oczy, bez przytulenia, bardzo oschle. I tak przebiegałyby następne dni. Taka postawa mogłaby nawet zabić matkę. Jej serce pękłoby z bólu.

Tak jednak postępuje faryzeusz. Staje przed Bogiem jak w urzędzie. Wylicza, co dobrego czyni, dla porównania podaje jeszcze występki innych i czuje się bardzo w porządku. To nie jest relacja miłości, bowiem w miłości nie ma poczucia bycia w porządku. W prawdziwej miłości jest zachwyt nad miłością tej drugiej strony, ciągły niedosyt przebywania z nią, ciągłe pragnienie sprawienia tej drugiej stronie radości, przyjemności. A jeśli wydarzy się coś, w czym okażemy się bardzo niedoskonali, to pragniemy to naprawić, w jakiś sposób zadośćuczynić, by wynagrodzić cierpienie, stratę, przykrość. Mamy wyrzuty sumienia z miłości, bo swoim zachowaniem przyczyniliśmy się do smutku drugiej osoby. Chcemy uczynić wszystko, by znowu wywołać uśmiech na twarzy, by wymazać tę przykrość, której staliśmy się przyczyną. A gdy otrzymujemy przebaczenie, wielka ulga zstępuje nam do serca, wdzięczność, poczucie, że nie jesteśmy godnymi tej miłości, ale pragniemy jej ponad wszystko. Chcemy tulić swoją ukochaną, omówić z nią wszystkie sprawy, nawet te najdrobniejsze. Wszystko chcemy czynić razem, nigdy się nie rozstawać. Nikt nawet nie myśli o tym, by raz na tydzień spotkać się i wyliczyć sobie nawzajem chwile, kiedy było się wobec drugiej strony w porządku, a potem rozstać się na następny tydzień. To nie jest miłość. Tak nie postępują zakochani.

Relacja między nami a Bogiem powinna być relacją zakochanych, narzeczonych, którzy bez siebie nie mogą wytrzymać nawet minuty, którzy pragną siebie, chcą mieć możliwość chociaż spoglądania na siebie i przekazywania sygnałów miłości oczami, mimiką, słowami. Oni kochają całymi sobą nieustannie, a nie tylko w wyznaczonych porach dnia, na przykład rano i wieczorem po pięć minut i raz w tygodniu po 45 minut. Czy spojrzeliśmy kiedyś na swój stosunek do Boga właśnie w ten sposób? Jako na relację ludzi zakochanych w sobie bez pamięci? Czy czujemy się trochę tak, jak przy pierwszym zakochaniu, gdy z drżeniem oczekiwaliśmy na spotkanie ze swoją miłością? Jeśli nie, to smutny jest nasz stosunek do Boga. To naszą postawą bardziej Go ranimy niż radujemy. Uważajmy, byśmy nie przypominali sobą owego faryzeusza, który dziękuje Bogu, że nie jest taki zły, jak inni, a w dodatku płaci wszystkie podatki, zachowuje posty, oddaje dziesięcinę i jest bardzo w porządku. Smutny to stan duszy, bowiem tak naprawdę nigdy nie kochała i nie doświadczyła prawdziwej miłości. Nie zna jej. Nie wie, co traci i za czym powinna tęsknić i pragnąć najbardziej na świecie.

Módlmy się, byśmy odkryli tę prawdziwą relację, jakiej oczekuje Bóg od swoich stworzeń, do czego zaprasza szczególnie nas, dusze najmniejsze; do czego przygotowuje, pouczając i prowadząc swoimi wskazaniami. Módlmy się, byśmy potrafili otworzyć się na Boże działanie w nas, na Ducha miłości. Módlmy się, by Duch Jezusa poprowadził nas ku cudownej oblubieńczej miłości Trójcy Świętej. Módlmy się. Bóg będzie nam błogosławił.

2 myśli nt. „Ewangelia według św. Łukasza

  1. Trafiłam na ten fragment w momencie kiedy przeżywam kryzys w relacji z partnerem, który mnie zranił. Mam wątpliwości czy powinnam kontynuować naszą relację. Fragment w którym Jezus zapłakał przyniósł mi pewne ukojenie. Mimo to nie wiem czy powinnam zapowiedzi ciężkich chwil traktować jako zapowiedź końca, czy zapowiedź ciężkiej pracy w odbudowie. Docenię każdą odpowiedź i podpowiedź.

  2. Czytałam wiele rozważań,i nawet są ciekawe,ale mam jedno zastrzeżenie. Wiem że pycha jest zła, ale dlaczego mamy uznawać się za nicość,za nic nie wartych? Dlaczego mamy mieć niską samoocenę? Bóg nas kocha, a jeśli kogoś kochamy,to czy nie chcielibyśmy żeby kochana przez nas osoba była osobą pewną siebie, kochała też i siebie (nie tylko innych) i dbała nie tylko o potrzeby innych ale swoje własne też? To prawda że pycha to grzech, ale nie zgodzę się z tym żeby miłość też i do siebie,nie tylko do innych była czymś złym.(mówię tutaj o zdrowej miłości do siebie). Czy to nie jest takie popadanie ze skrajności w skrajność?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>