135. Ostatnia zapowiedź męki (Mt 26,1-2)
Gdy Jezus dokończył wszystkich tych mów, rzekł do swoich uczniów: «Wiecie, że po dwóch dniach jest Pascha, i Syn Człowieczy będzie wydany na ukrzyżowanie».
Komentarz: Fragment ten, choć tak krótki i prosty, jest bardzo wymowny. Jezus przeżywa już czas Wielkiego Tygodnia.
Uczniowie byli jeszcze pełni euforii po przeżyciach Palmowej Niedzieli. Żyli emocjami, zachwytem, snuli plany, myśleli o przyszłości. Tylko Jezus stawał się coraz bardziej smutny, chwilami wydawał się być nieobecny. Patrzył przygaszonym wzrokiem gdzieś w dal. Oni czuli, że przez ostatnie dni w jakiś szczególny sposób mówił do nich. Jakby chciał jak najwięcej im przekazać, przygotować ich do czegoś. Jakże dziwne to były dni. Zaznawali od Jezusa tyle miłości. Mieli wrażenie, jakby ta miłość się jeszcze wzmogła. Czasami napotykali Jego wzrok, gdy przyglądał im się. Wtedy uśmiechał się do nich. Oczy pełne miłości były jednak smutne. Starali się Go rozpogodzić. Przypominali ten triumfalny wjazd do Jerozolimy, okrzyki tłumu, cześć jaką oddawało Mu wielu Żydów. Mówili z wielką nadzieją o przyszłości. Nie zdawali sobie sprawy, że to sprawiało Mu jeszcze większy ból. Nie wiedzieli, że słowa tak wspaniale witające i przyjmujące Jezusa, nazywające Go królem, miały niedługo przyjąć zupełnie inne znaczenie; że słowo król będzie wykorzystane przeciwko Niemu.
Jezus odczuwał smutek, ale i radość z tego, że już niedługo spełni się do końca Jego misja. Już wkrótce miłość zatriumfuje nad światem. Dokona się zbawienie ludzkości. Będąc Bogiem, znał przyszłość, zdawał sobie sprawę z tego, co Go czeka. Jako człowieka napawało Go to cierpieniem, ale jako Bóg cieszył się, że uwolni ludzkość od zła. Tyle dusz czekało od wieków w otchłani. Tak wiele będzie uwolnionych i zazna szczęścia wiecznego. Traktował mękę, która Go czekała zupełnie z innej perspektywy, niż czyniłby to każdy inny człowiek. Patrzył na całość rodzaju ludzkiego, na wszystkie pokolenia. Myślał o dziejach swego narodu oraz narodów, które niejako przejmą po Nim to wybraństwo. Widział świat ducha, poprzez który dokona się ogromna przemiana wszechświata. To już nie będzie ten sam świat, ten sam kosmos. Nic nie będzie już takie samo. Wszystko zostanie dotknięte mocą zbawczą i dozna odrodzenia. To wydarzenie przeniknie, prześwietli, przebóstwi wszystko. Uczyni to miłość, która niczym wielki wybuch zniesie zło, pokona śmierć i od nowa obejmie władanie nad światem.
Podczas męki Jezusa z Jego miłości zostanie zrodzony Kościół. Będą to przepiękne narodziny, jakich nie znał do tej pory świat. Bowiem z wnętrza konającego Boga wyjdzie żywy Kościół, dusze święte wszystkich wieków. Całe bogactwo mądrości Bożej zawarte w nauczaniu Kościoła wyleje się na świat wraz z Jego krwią i wodą. Tak jak obumiera małe ziarno, aby z niego wyrosła wielka, piękna roślina, tak On – Jezus Chrystus – umrze, aby dać początek nieznanemu do tej pory życiu dusz w zjednoczeniu z Bogiem. Dokona tego Jego duch, który zapewni im zarówno Bożą mądrość, poznanie, światło, jak i właśnie tę jedność. Jezus widział to wszystko. Wizja rodzącego się, wychodzącego z Jego wnętrza Kościoła, dawała Mu ogromną radość i wzbudzała coraz to nową falę miłości. Jednocześnie dusza wzdragała się przed straszliwym cierpieniem i wtedy zaznawał smutku. Patrzył na swoich uczniów. Oni jeszcze nic nie rozumieli. Byli tak daleko od tego, co miało nastąpić, żyli marzeniami. Ci, którzy trzy lata chodzili z Nim, słuchali Jego pouczeń, byli najbliżej Niego, słyszeli zapowiedzi męki, nie potrafili zrozumieć Jego słów, spojrzeć na to, co się dzieje, inaczej. Nie zauważali zamyślenia Jezusa i nie pytali, dlaczego jest inny niż zwykle.
Jezus dużo modlił się. Poprzez modlitwę przygotowywał się do męki. Modlił się za swoich najbliższych, za apostołów, za mający się narodzić Kościół. Modlitwą obejmował dusze czekające na wyzwolenie. Modlił się za cały świat, za ludzi wszystkich wieków – od początku, aż po Jego powtórne przyjście. Szczególną modlitwą otaczał Matkę, która jedyna widziała zmianę w Jego wyrazie twarzy, smutek w oczach, zatroskanie i stale niejako rosnącą jeszcze miłość. Jezus przygotowywał się poprzez tę miłość. Od Niedzieli, nazywanej od czasu Jego wjazdu do Jerozolimy Palmową, jeszcze bardziej jakby nią się napełniał. Choć jako Bóg był cały doskonałą Miłością, to jednak teraz niejako miłość w Nim jeszcze się potęgowała, jeszcze przemieniała Go jako człowieka, dawała Mu odwagę, siłę, by podjąć się do końca tej niepojętej misji.
Jezus po raz kolejny zapowiedział uczniom swoją mękę. Jednak ci nadal nie pojmowali. Szczególnie po triumfie w Jerozolimie nie potrafili zmienić sposobu myślenia. Żyli obok swego Pana, nie rozumiejąc Go w tej najważniejszej kwestii. Toteż Jezus był sam, choć otoczony uczniami. Widział oczy swej Matki z troską i miłością przyglądające się Mu. Ona czuła, rozumiała. To niesamowite jak Jej serce matczyne doświadczało tego samego, co czuł Syn. Ona wszystko wiedziała. Jezus nie musiał Jej tłumaczyć. Od początku wiedziała, po co się narodził. Teraz modliła się nieustannie, by Bóg dał Mu siły do wypełnienia tej misji do końca. Dwa zjednoczone Serca przygotowywały się do najważniejszego zadania ich życia. Jezus – do zbawienia ludzkości. Matka – do współuczestniczenia w tym zbawieniu.
Mówimy o tym, bowiem Bóg chce, aby nasze poznanie było głębsze, a przeżywanie tego jedynego w roku Tygodnia – pełniejsze. Postarajmy się swoje serca przygotowywać wraz z Jezusem i Jego Matką. Spróbujmy współuczestniczyć w przeżyciach Jezusa, zaznać też boleści Maryi. Módlmy się, aby Duch Święty i tym razem poprowadził nasze rozważania. By wlał w nasze serca ogromną miłość, która sprawi, iż poznanie męki Jezusa będzie pełniejsze, przeżywanie żywsze, zrozumienie głębsze. Niech błogosławi nas cała Trójca Święta, bowiem to cały Bóg dokonywał zbawienia ludzkości. Niech spocznie na nas błogosławieństwo Boga Ojca i Syna, i Ducha Świętego.