138. Zdrada Judasza (Mt 26,14-16)
Wtedy jeden z Dwunastu, imieniem Judasz Iskariota, udał się do arcykapłanów i rzekł: «Co chcecie mi dać, a ja wam Go wydam». A oni wyznaczyli mu trzydzieści srebrników. Odtąd szukał sposobności, żeby Go wydać.
Komentarz: Ten fragment wprowadza smutek. Judasz – jeden z Dwunastu, wybrany spośród wielu, którzy chcieli chodzić z Jezusem i być z Nim tak blisko… Kochany był w sposób szczególny, bowiem Jezus od początku znał jego przeznaczenie. Traktowany z większą cierpliwością niż pozostali. Jezus okazywał mu swe miłosierdzie, starał się być wobec niego bardziej wyrozumiały. Obdarzał go łaską swej miłości ofiarnej już teraz, gdy przez trzy lata przebywał z apostołami. Zapewne dziwi nas to. Dlaczego tak postępował?
Przez cały okres swojej nauczycielskiej działalności Jezus miał przy sobie Judasza. Wiedział, jaki on jest i kim zostanie. Nie da się wyrzucić z pamięci tak straszliwej rzeczy, o której wiemy, że ma się dokonać. Jednak Jezus nie czuł gniewu ani złości, nie musiał hamować się, by tych uczuć nie okazywać. Uczyńmy tu pewne porównanie, chociaż nie jest ono zbyt trafne. Trudno jednak znaleźć w takim przypadku podobieństwo. Dziecko, które sprawia dużo problemów nam jako rodzicom. W jego zachowaniu widzimy zadatki na późniejszą złą drogę życia. Kochając je, martwimy się, co z niego wyrośnie. Poświęcamy mu więc szczególnie dużo czasu. Wiele tłumaczymy. Chwytamy się różnych sposobów, by zmienić coś na lepsze. Modlimy się za nie więcej i gorliwiej niż za inne dzieci. Dlaczego? Bo je kochamy, tak samo jak pozostałe. A ponieważ wymaga większej uwagi, więc mu ją dajemy. Im kto bardziej chory, tym większej pomocy i opieki potrzebuje. Jeśli czynimy to wszystko z miłością, nasze działania przynoszą zazwyczaj spodziewane efekty. Chociaż może się i tak zdarzyć, że rezultaty nie będą dokładnie takie, o jakie nam chodziło. Jednak naszym zadaniem – jako rodziców, opiekunów, wychowawców, nauczycieli – jest zrobić wszystko, co w naszej mocy, by temu dziecku pomóc.
Można powiedzieć, że Judasz był takim dzieckiem, które bardzo potrzebowało pomocy. Choć cechy jego charakteru wcale nie przypominały małego, niewinnego dziecka. Swoim zachowaniem, postawą, poglądami wzbudzał niechęć, wzburzenie, złość, gniew. Dziecko można jeszcze ukształtować, w dorosłym bardzo trudno jest dokonać zmian. Niemniej jednak Jezus postępował z nim trochę jak z dzieckiem. Pouczał, tłumaczył. Dawał zadania do wykonania, by czynił dobro, nawet jeśli nie zawsze miał na to ochotę. Chodziło zazwyczaj o datki dla ubogich. Jezus niejako stwarzał takie sytuacje, by go jeszcze czegoś nauczyć, dać mu szansę na zbieranie zasług. Chciał, aby z czasem to dobro zaprocentowało i uratowało Judasza, jeśli nie przed czynem zdradzieckim, to przed samobójstwem.
Przez te trzy lata wspólnego życia Jezus ukazywał mu swoje miłosierdzie. Nauczając w synagogach, na placach, na łąkach, często z myślą o nim opowiadał pewne historie i podkreślał miłość Ojca. Powiedzieliśmy na początku, że okazywał Judaszowi swoją miłość ofiarną. Przez trzy lata działalności Jezus doznawał cierpienia nie tylko od faryzeuszy. Wielki ból sprawiał Mu codzienny kontakt właśnie z tym uczniem. Znał go na wskroś. Widział jego zachłanność. Wiedział o wszystkich oszustwach, których się dopuszczał. Bolała Go niezmiernie jego obłuda, zakłamanie. Cierpiał, widząc jak się wywyższa nad pozostałych uczniów, jak z pogardą na nich patrzy. Ogromnym bólem był również jego stosunek do kobiet, myśli nieczyste. Sposób w jaki wypowiadał się – obłudne, zakłamane wywody, tłumaczenia, krytyka innych – były dla Jezusa prawdziwą męką.
Judasz miał jeszcze jedną wadę, która w dużym stopniu przyczyniła się do dokonania zdrady – chęć zaistnienia, pragnienie bycia kimś znaczącym, poważanym, najlepiej na ważnym stanowisku. Uważał siebie za kogoś lepszego od innych. Współtowarzyszami pogardzał, choć zazwyczaj starał się to ukryć. W sytuacjach konfliktowych niekiedy to wychodziło na jaw. Był wykształcony, majętny. Pragnął zająć ważną pozycję społeczną. Widział taką możliwość przy Jezusie. Jego nauka zjednywała ludzi. Uzdrowienia, różne znaki, które czynił, przyciągały tłumy. Ludzie Go kochali, szanowali, podziwiali. Nazywano Go Prorokiem, Mistrzem, Nauczycielem. Od czasu do czasu padały słowa: Mesjasz, Pomazaniec Boży. W dyskusjach z faryzeuszami i uczonymi w Piśmie zawsze był górą. To szczególnie podobało się wielu prostym ludziom.
Toteż Judasz snuł plany co do Jezusa i, oczywiście, co do własnej osoby u Jego boku. Starał się naprowadzić Go na swój sposób myślenia. I denerwował się, że Jezus nie chce czynić tego, co on proponował. Myślał: Gdyby tylko Jezus dał sobą pokierować, on – Judasz uczyniłby Go znaczną osobistością, a sam byłby Jego prawą ręką. Co tam inni uczniowie. Oni nie nadają się na takie stanowiska. Brak im ogłady i mądrości, sprytu i przebiegłości. Ale on – Judasz! Ma wykształcenie, ogładę towarzyską, spryt, układy – a to się liczy. Wie, co i z kim można załatwić. Jeśli trzeba schowa do kieszeni swoją dumę i ukryje niechęć, aby tylko pozyskać to, o co mu chodzi. Tak myślał Judasz. Dziwił się tylko, że Jezus nie chciał skorzystać z nadarzającej się okazji, by wziąć ster w swoje ręce, wykorzystać teraz to poparcie tłumów i zaistnieć, a nawet sięgnąć po władzę. Jezus zwrócił Judaszowi uwagę przy wszystkich. To go dotknęło, uważał, iż został potraktowany jak mały chłopiec. Poczuł się urażony. Denerwowała Go taka postawa. Wiecznie łagodny, wiecznie pogodny. Ciągle rozdaje, a sam sobie nie bierze. O sobie nie myśli. On, Judasz, zrobiłby z tym porządek. Przy nim Jezus osiągnąłby o wiele więcej. Byłby naprawdę kimś!
Takie myśli – podsuwane przez szatana – stale nurtowały Judasza. W dodatku zauważył on, że faryzeusze coraz bardziej okazują swoją niechęć, wrogość, a chwilami nienawiść do Jezusa. Dzięki swoim informatorom dowiedział się, że spiskują przeciw Niemu. Judasz myślał szybko. Pozycja Jezusa mogła okazać się niepewna, tym bardziej, że On wcale o nią nie zabiega. Wizja własnego wybicia się przy Nim oddalała się. Mogło nawet dojść do niebezpiecznej sytuacji, gdy pochwycą Jezusa i wrzucą do więzienia. Wtedy los Jego uczniów może być podobny. Lepiej byłoby zawczasu znaleźć sobie jakąś furtkę, poparcie u przeciwników Jezusa. Judasz wpadł na pomysł, by udawać przyjaźń względem faryzeuszy i kapłanów. Postanowił wydać im Mistrza. Jeżeli przy Nim nie uda się zyskać sławy, to zdobędzie dobre stanowisko i poważanie dzięki pomocy, jakiej udzieli faryzeuszom w pochwyceniu Go. Jeśli zaś Jezus wymknie się, to cała zdrada zostanie w ukryciu i Judasz nadal będzie Jego uczniem. Może wtedy Jezus zrozumie swój błąd i sięgnie po władzę. A Judasz już się postara, by być najbliżej i jak najwięcej na tym skorzystać. Takie było jego myślenie. Trzy lata chodzenia z Jezusem, trzy lata słuchania o miłości, miłosierdziu, służeniu, nie wynoszeniu się nad innych. Trzy lata… A serce pozostało zamknięte! Judasz nie zmienił swoich poglądów, nie zrezygnował z pragnień, nadal żył swoimi pożądaniami. To doprowadziło go do strasznej zdrady, której konsekwencje były przeogromne. Zwróćmy uwagę tę ważną sprawę. Można przebywać z Jezusem, a nie zmieniać się, nie otwierać swego serca – nie poddawać się działaniu łaski. Judasz jest tego przykładem.
Dzisiejszy fragment Ewangelii jest trudny do rozważania. Mówi o niebywałej miłości Jezusa do wszystkich, nawet do Judasza. Ukazuje cierpienie, które Jezus trzy lata znosił cierpliwie i z miłością traktował swego przyszłego zdrajcę. Mówi też o tym, że można mieć serce zamknięte na łaskę do tego stopnia, że mimo długiego przebywania z Bogiem, człowiek nie dozna przemiany, nie nawróci się, trwać będzie w grzechu. W pewnym stopniu to zamknięcie się jest udziałem każdej duszy. Dotyczy również tych najmniejszych, które z racji swej ogromnej słabości ciągle upadają, tkwiąc w pewnych grzechach. Niekiedy z uporem nie chcą dostrzec przychodzącego z łaską oczyszczenia Jezusa.
Módlmy się, abyśmy zawsze starali się zrozumieć i realizować plany Boga, a nie swoje. Byśmy dostrzegali własne słabości i starali się z nich oczyszczać w miłosiernych zdrojach Jezusa. Módlmy się, aby pycha, próżność i ambicje nie przesłoniły nam Boga; byśmy nigdy nie byli powodem Jego cierpienia. By przebywał wśród nas z radością, a nie z bólem.
Niech Bóg błogosławi nas na czas tych rozważań.