139. Trzecia zapowiedź męki i zmartwychwstania (Łk 18,31-34)
Potem wziął Dwunastu i powiedział do nich: „Oto idziemy do Jerozolimy i spełni się wszystko, co napisali prorocy o Synu Człowieczym. Zostanie wydany w ręce pogan, będzie wyszydzony, zelżony i opluty; ubiczują Go i zabiją, a trzeciego dnia zmartwychwstanie”. Oni jednak nic z tego nie zrozumieli. Rzecz ta była zakryta przed nimi i nie pojmowali tego, o czym była mowa.
Komentarz: Duch Święty prowadzi swoich wybranych. Duch Święty udziela swej mądrości, rozjaśnia umysł, dotyka serca i sprawia, że dusza zalana nagłym Jego światłem pojmuje to, co do tej pory było przed nią zakryte. Tak działo się dawniej, tak jest i teraz. Człowiek próbuje dochodzić przyszłości. Chciałby zabezpieczyć się na wszelką ewentualność. Chciałby wiedzieć, rozumieć, by ze wszystkim sobie poradzić. Uczucie bezradności jest dla niego bardzo nieprzyjemnym. A świadomość trudnej sytuacji w przyszłości sprawia, że albo stara się jej zapobiec, albo spycha ją gdzieś w głębiny niepamięci.
Nie takiej postawy Bóg oczekuje od nas – dusz maleńkich. Czytamy dzisiaj w Ewangelii zapowiedź Jezusa dotyczącą Jego męki. Zauważmy, że Jezus powiedział bardzo wyraźnie, co będzie się działo, jednak uczniowie nie rozumieli tego. W ich głowach nie mogła pomieścić się wiadomość o takim potraktowaniu Jezusa. To nie było zgodne z ich oczekiwaniami, pragnieniami, wyobrażeniami, jakie każdy z nich miał o Jezusie, więc zamknięte były ich serca. A Jezus mówi wprost: „ (…) spełni się wszystko, co napisali prorocy o Synu Człowieczym. Zostanie wydany w ręce pogan, będzie wyszydzony, zelżony i opluty; ubiczują Go i zabiją, a trzeciego dnia zmartwychwstanie”.
O czym mówi Jezus? O cierpieniu! Tego człowiek obawia się najbardziej. Zawsze z różnych zapowiedzi, objawień człowiek niejako machinalnie wyłapuje to, co dotyczy cierpienia. W związku z tym nie przyjmuje całości przesłania, ale jego część, przez co bardzo skrzywia się w jego sercu obraz orędzia. Podobnie przecież było z apostołami. Trudno im było sobie wyobrazić Jezusa w takim poniżeniu. W dodatku to, o czym mówił, było sprzeczne z ich oczekiwaniami wobec Niego i wobec ich przyszłości z Nim związanej. Bali się cierpienia i nie potrafili zrezygnować z siebie. Czy dostrzegamy pewną analogię między nami a apostołami? Przecież to właśnie my od jakiegoś czasu żyjemy myślą o przyszłości. Gdyby jednak wziąć nasze wyobrażenia o niej i zestawić wspólnie ze sobą, sami zdziwilibyśmy się, jak różne są nasze zdania. Czytamy zapowiedzi fatimskie. Słuchamy Matki Bożej z Medjugorie. Staramy się połączyć w całość również inne wskazania Nieba ukazane przez różne osoby, i świeckie i konsekrowane. A jednak nasze wyobrażenia o tym są różne, bardzo różne. Każdy z nas wydobywa z nich to, co go z jakiegoś powodu szczególnie zainteresowało. Pojawia się niekiedy niepokój, chęć przygotowania się, zabezpieczenia na przyszłość. Jednak nasze działania nie zawsze idą w dobrym kierunku. Lęk, obawa kierują nas bardziej w stronę materialną przygotowań.
Jezus nie po to mówił apostołom o swojej męce, by przygotowali się do obrony lub zabezpieczyli jakieś schronienia dla siebie. On chciał przygotować ich serca. Bo serce mężne zniesie wiele. Serce słabe popadnie w panikę, histerię, na wierzch wyjdą jaskrawo różne słabości i w ważnym momencie człowiek nie zda egzaminu z dojrzałości. I dzisiaj Jezus mówi: „Oto idziemy do Jerozolimy i spełni się wszystko, co napisali prorocy o Synu Człowieczym. Zostanie wydany w ręce pogan, będzie wyszydzony, zelżony i opluty; ubiczują Go i zabiją, a trzeciego dnia zmartwychwstanie”. Oto czekają nas dni próby. Wszyscy zdążamy do nowej Jerozolimy. Do Miasta Bożego. Ale zanim nastanie radość, musi najpierw wypełnić się wszystko, co zapowiedzieli prorocy. Każdy z nas doświadczać będzie dni męki. Nikogo nie ominie cierpienie. W każdym z nas Jezus będzie ukrzyżowany. Ale „trzeciego dnia zmartwychwstanie!”
Nie popełniajmy błędu apostołów. Nie odsuwajmy od siebie tych zapowiedzi. Nie przygotowujmy się od strony materialnej. My mamy przygotować serca! Czyż Bóg nie mówi nam, iż miłość wszystko zwycięża? Czyż nie mówi nam, że miłość wszystko znosi i we wszystkim pokłada nadzieję? Czyż nie jest nam wiadome, że miłość mocniejsza jest niż śmierć? Wiemy również, że kochając i ufnie modląc się możemy odsunąć od siebie bardzo wiele. Trzeba tylko wierzyć. Świat przyszłości to świat ducha. Dlatego walka, jaka już się toczy i toczyć będzie, ma nie tylko wymiar materialny. Ona przede wszystkim ma wymiar duchowy, a ten w pewien sposób tylko przekłada się na materię, ma swój w niej wyraz. Błędnie sądzi ten, kto uważa, że do nadchodzących czasów może przygotować się od strony materialnego zabezpieczenia. O tym wprawdzie też należy pomyśleć, jednak pierwszym jest Duch. I to jest istotą sprawy. Duch, który ogarnia wszystko i który jest Panem! Jest Bogiem! Jest Władcą! Jest Królem świata! Poddani tego Króla nie muszą się niczego obawiać. Drżeć powinni ci, którzy przeciwko Niemu występują.
Nie lękajmy się. Oto spełnia się powoli to, co zapowiedziane! My, którzy otwieramy serca na Bożą miłość, należymy do owczarni Pana. A nad nią czuwa Pasterz. Módlmy się o zrozumienie sercem tych prawd, o przyjmowanie z wiarą wszelkich wskazań, o otwartość na działanie Ducha. Niech to On przygotuje nas na swoje panowanie we wszechświecie. Niech Bóg błogosławi nas. Pozwólmy poprowadzić się Duchowi Świętemu przez te rozważania.
Wszelkie zdolnosci, umiejetnosci, talenty, wiedza,wszystko jest darem Boga. My sami z siebie nie jestesmy zdolni do niczego, jestesmy bezuzyteczni. Uwazac sie za nicosc aby nie popasc w pyche bo „kto mniema, że stoi, niech baczy, aby nie upadł”. Albo: „niech nikt w swej pysze nie wynosi się nad drugiego.Któż będzie cię wyróżniał? Cóż masz, czego byś nie otrzymał? A jeśli otrzymałeś, to czemu się chełpisz, tak jakbyś nie otrzymał?”. Tak to rozumie.
Trafiłam na ten fragment w momencie kiedy przeżywam kryzys w relacji z partnerem, który mnie zranił. Mam wątpliwości czy powinnam kontynuować naszą relację. Fragment w którym Jezus zapłakał przyniósł mi pewne ukojenie. Mimo to nie wiem czy powinnam zapowiedzi ciężkich chwil traktować jako zapowiedź końca, czy zapowiedź ciężkiej pracy w odbudowie. Docenię każdą odpowiedź i podpowiedź.
Czytałam wiele rozważań,i nawet są ciekawe,ale mam jedno zastrzeżenie. Wiem że pycha jest zła, ale dlaczego mamy uznawać się za nicość,za nic nie wartych? Dlaczego mamy mieć niską samoocenę? Bóg nas kocha, a jeśli kogoś kochamy,to czy nie chcielibyśmy żeby kochana przez nas osoba była osobą pewną siebie, kochała też i siebie (nie tylko innych) i dbała nie tylko o potrzeby innych ale swoje własne też? To prawda że pycha to grzech, ale nie zgodzę się z tym żeby miłość też i do siebie,nie tylko do innych była czymś złym.(mówię tutaj o zdrowej miłości do siebie). Czy to nie jest takie popadanie ze skrajności w skrajność?