143. Modlitwa i trwoga konania (Mt 26,36-46)
Wtedy przyszedł Jezus z nimi do ogrodu, zwanego Getsemani, i rzekł do uczniów: «Usiądźcie tu, Ja tymczasem odejdę tam i będę się modlił». Wziąwszy z sobą Piotra i dwóch synów Zebedeusza, począł się smucić i odczuwać trwogę. Wtedy rzekł do nich: «Smutna jest moja dusza aż do śmierci; zostańcie tu i czuwajcie ze Mną!» I odszedłszy nieco dalej, upadł na twarz i modlił się tymi słowami: «Ojcze mój, jeśli to możliwe, niech Mnie ominie ten kielich! Wszakże nie jak Ja chcę, ale jak Ty». Potem przyszedł do uczniów i zastał ich śpiących. Rzekł więc do Piotra: «Tak, jednej godziny nie mogliście czuwać ze Mną? Czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie; duch wprawdzie ochoczy, ale ciało słabe». Powtórnie odszedł i tak się modlił: «Ojcze mój, jeśli nie może ominąć Mnie ten kielich, i muszę go wypić, niech się stanie wola Twoja!» Potem przyszedł i znów zastał ich śpiących, bo oczy ich były senne. Zostawiwszy ich, odszedł znowu i modlił się po raz trzeci, powtarzając te same słowa. Potem wrócił do uczniów i rzekł do nich: «Śpicie jeszcze i odpoczywacie? A oto nadeszła godzina i Syn Człowieczy będzie wydany w ręce grzeszników. Wstańcie, chodźmy! Oto blisko jest mój zdrajca».
Komentarz: Rozpoczyna się męka konania. Jezus doświadczał jej już w Ogrójcu. Był Bogiem, wiedział zatem, co nastąpi. Tego, co przeżywał nie da się porównać z żadnym ludzkim cierpieniem. Niewyobrażalny ból, niepojęta męka już tu – w Getsemani. To pierwsze doświadczenie tego, co miało nastąpić.
Modlitwa Jezusa była inna niż nasze codzienne. Pamiętajmy, że był On Bogiem. Rozmawiał ze swoim Ojcem – Bogiem. To nie mogła być zwykła modlitwa. Jezus jednak niejako odłożył na bok swą Boską naturę, by przyjąć to, co go czekało, jako człowiek, bez uciekania się do Boskiej mocy. Chciał doświadczyć tego wszystkiego, co przeżywa ludzkość. Chciał wziąć na siebie całą grzeszność człowieka, by wszystko, absolutnie wszystko, zanieść na krzyż i ukrzyżować. Nie mógł pozostawić nawet najdrobniejszego szczegółu skażenia ludzkiej natury, bowiem zbawienie nie byłoby pełne, a szatan nie zostałby pokonany ostatecznie.
To, co dokonywało się w Getsemani, było na wskroś duchowe, jednak w tym wydarzeniu widać, jak świat ducha przenika ten materialny i na niego wpływa. Jezus bowiem już tutaj odczuł cały ciężar grzechów, jakie weźmie na siebie podczas męki. Doświadczał tego duchowo i fizycznie. Bóg Ojciec dozwolił, by Jezus zobaczył bezmiar ludzkiej grzeszności i jej obrzydliwość. Przed Jego oczami przewijały się wszystkie rodzaje grzechów popełnianych przez całą ludzkość. To było niewyobrażalnym bólem dla Niego – doskonałej czystości i świętości. Ale to jeszcze nie wszystko. Potem Jezus ujrzał swoją mękę – krok po kroku. Miał niejako tłumaczone, co oznaczają poszczególne cierpienia, które będzie znosił, jakie grzechy w ten sposób zostaną zmazane. Widział wszystkie narzędzia tortur, ich historię, przeznaczenie, cierpienie, jakie zadają. W końcu szatan z wielką satysfakcją pokazał Mu dusze, które tego zbawienia nie przyjmą, odrzucą Jego cierpienie, często w sposób świadomy wybierając zło. Ten widok był przerażający.
Wizja tego wszystkiego była takim ciężarem dla Jezusa, że drżał na całym ciele. Ludzka natura buntowała się przed przyjęciem tego cierpienia. Było to straszne zmaganie się z naturą człowieka. Strach przed tym ogromem bólu był niewyobrażalny. Stąd Jego modlitwa do Ojca: „Ojcze Mój, jeśli to możliwe, niech Mnie ominie ten kielich!” Jednak Jezus zdawał sobie sprawę, jakie owoce przyniesie cała Jego męka. Toteż nakłaniając siebie samego, przełamując ludzki pierwiastek w sobie, odsuwając na bok lęk dodaje: „Wszakże nie jak Ja chcę, ale jak Ty”. Wyraża zgodę na wolę Ojca, co jest równoznaczne z przyjęciem wszystkich cierpień, katuszy, tortur, mąk. Godzi się na to, co uczynią mu w ciągu najbliższych godzin. Przyjmuje cierpienie związane z popełnianymi przez całą ludzkość od początku świata grzechami. Zgadza się również na to, by cierpieć nieustannie aż do swojego powtórnego przyjścia na ziemię. Ponieważ ludzkość grzeszyć będzie do końca. Jezus akceptuje cierpienie, które odczuwać będzie w każdym człowieku. Bowiem On – doskonała Miłość – w sposób pełny odczuwa ból człowieka i z nim współcierpi. Godzi się na to, czego zaznawać będzie stale, doświadczając odrzucenia przez dusze, lekceważenia Jego miłości i zbawienia. Zgadza się na to, co będzie stale trwało – pogardę dla Krzyża, zniewagi, bluźnierstwa.
Cały świat, wszystkie wieki istnienia człowieka, skupiły się w tym jednym czasie męki Chrystusa. Wszystko naraz rzuciło się na Niego. Serce pękało z bólu. Do tego Jezus widział, jak cierpieć będzie przez wieki, towarzysząc człowiekowi w jego życiu nieustannie. Wszystko, co ludzkie, stanie się Jego udziałem, aż do skończenia świata. Ogromnym bólem napełniały go upadki, odejścia, brak miłości dusz wybranych, które przeznaczone do bliższej zażyłości z Nim, nie będą pełnić woli Bożej, kochać tak, jak do tego przygotował ich serca Bóg. Nie przyjmą one nadmiaru łask i darów.
Bóg wybierając duszę, już w momencie jej stwarzania wyposaża ją we wszystko, by mogła pełnić swoje powołanie. Jeśli nie odpowiada ona na wezwanie, lekceważy powołanie, jeśli rezygnuje, wiedząc, do czego została stworzona, zadaje Jezusowi ból o wiele większy niż dusze inne, chociaż wydawać by się mogło, że grzeszą one więcej. Jezus wiedział o każdym odrzuceniu. Widział dusze konsekrowane, kapłanów, zakonników i zakonnice, którzy nie pójdą za głosem powołania tak, jak tego oczekiwał Bóg. Znał grzechy, jakie popełniać będą te dusze, odstępstwa sług Kościoła, rozłam i schizmę, wewnętrzne walki, zatargi – całe zło, które próbować będzie od środka zniszczyć Kościół. Widział i czuł, jak rozrywane są członki Jego Mistycznego Ciała. Odczuwał to i duchowo, i fizycznie.
Gdy Jezus przyszedł na moment do apostołów, oni Go nie rozpoznali, przestraszyli się. Wyglądał jak zjawa. Jego wygląd zmienił się niemalże nie do poznania. Chwiał się na nogach, ciężko oddychał. Na bladej twarzy bardzo widoczne były ślady krwi. Przesiąkała ona również przez ubranie. Włosy potargane, zmierzwione, posklejane krwawym potem. Wzrok jakby nieprzytomny. Jezus mówił cicho, bez sił. Prosił, by trwali na modlitwie razem z Nim. Była to prośba człowieka złamanego bólem, błaganie, głos pełen smutku. Potem wrócił na miejsce modlitwy i dalej zwracał się do Ojca. Godził się na mękę. Bóg zesłał mu więc anioła, aby Go podtrzymywał. Dzięki temu miał siły, by udźwignąć ten nieopisany ciężar ludzkich grzechów i zanieść aż na Golgotę.
Modlitwa w Ogrójcu była już męką, przeżywaną nie tylko duchowo, ale i fizycznie. Jezus wyraził w niej zgodę na wszystko, co miało nastąpić. Był w pełni świadomy, na co się godzi. Żaden szczegół męki nie został przed Nim ukryty. Dodatkowym cierpieniem była samotność. Apostołowie spali, choć Jezus prosił, by czuwali; mimo że obiecali modlitwę.
Starajmy się często jednoczyć z Jezusem w Ogrodzie Getsemani. Bądźmy przy Nim duchowo. Czyńmy to szczególnie w czwartki. Jezus nie pozostanie nam dłużny. Łaski jakie ześle, przewyższą nasz wysiłek. Niech to towarzyszenie Mu wypływa z serca. Czasami trudno nam będzie trwać przy Jezusie. Jednak nie zniechęcajmy się. Jego modlitwa w Ogrójcu też nie była łatwa. Świadczy o tym chociażby krwawy pot. Dlatego tym bardziej podejmijmy trud.
Starajmy się utożsamiać z Jezusem i przyjmować na siebie wszystko, co niesie codzienność. Każdy najdrobniejszy wysiłek jednoczmy z Jezusem, który brał na siebie wszystkie ludzkie cierpienia. Adorujmy wtedy szczególnie Jego krwawy pot, będący wyrazem zgody na wolę Ojca, mimo wzdragania się ludzkiej natury. Pamiętajmy, że już w Getsemani Jezus przeżywał konanie, widząc i doświadczając ogromu zła, które przyjmował, by wraz ze sobą je ukrzyżować.
Niech Bóg błogosławi nas na czas tych rozważań. Niech błogosławi każdy wysiłek trwania przy Jezusie przeżywającym trwogę konania.