143. Uroczysty wjazd do Jerozolimy (Łk 19,29-40)
Gdy przyszedł w pobliże Betfage i Betanii, do góry zwanej Oliwną, wysłał dwóch spośród uczniów, mówiąc: „Idźcie do wsi, która jest naprzeciwko, a wchodząc do niej, znajdziecie oślę uwiązane, którego jeszcze nikt nie dosiadł. Odwiążcie je i przyprowadźcie tutaj! A gdyby was kto pytał: „Dlaczego odwiązujecie?”, tak powiecie: „Pan go potrzebuje”. Wysłani poszli i znaleźli wszystko tak, jak im powiedział. A gdy odwiązywali oślę, zapytali ich jego właściciele: „Czemu odwiązujecie oślę?” Odpowiedzieli: „Pan go potrzebuje”. I przyprowadzili je do Jezusa, a zarzuciwszy na nie swe płaszcze, wsadzili na nie Jezusa. Gdy jechał, słali swe płaszcze na drodze. Zbliżał się już do zboczy Góry Oliwnej, kiedy całe mnóstwo uczniów poczęło wielbić radośnie Boga za wszystkie cuda, które widzieli. I wołali głośno: „Błogosławiony Król, który przychodzi w imię Pańskie. Pokój w niebie i chwała na wysokościach”. Lecz niektórzy faryzeusze spośród tłumu rzekli do Niego: „Nauczycielu, zabroń tego swoim uczniom!” Odrzekł: „Powiadam wam: Jeśli ci umilkną, kamienie wołać będą”.
Komentarz: „Powiadam wam: Jeśli ci umilkną, kamienie wołać będą.” Żyjemy w czasach, gdy głos wiernych staje się coraz słabszy. Milknie głos Kościoła. Zamiera. Głos faryzeuszy staje się coraz donioślejszy: „Nauczycielu, zabroń tego swoim uczniom!”
Czego ma zabronić Bóg swoim dzieciom? Czego żądają coraz bardziej odważnie, bezczelnie i zuchwale różne środowiska? Żądają zamilknięcia ludzi wierzących. Żądają, by swoją wiarę wyznawali po cichu, we własnych mieszkaniach, bez zwracania niczyjej uwagi na siebie. Najlepiej bez pokazywania jakichkolwiek symboli religijnych. Mają żyć tak, żeby nikogo nie drażnić jakimiś przejawami swojej wiary, by kogoś przez, na przykład, uczyniony znak krzyża nie zniewolić czy obrazić. Co za fałsz! Co za obłuda! Jakie zakłamanie!
Bóg, stwarzając człowieka, dał mu nieodpartą potrzebę transcendencji. Nikt nie rodzi się i nie żyje bez wiary w cokolwiek. Wiarę prawdziwą w Boga człowiek zastępuje sobie inną. Mogą to być różne bożki, strona czysto materialna. A jednak nawet taki człowiek w swej duszy, którą posiada, czy wierzy w to czy nie, pragnie czegoś więcej, pragnie czegoś ponad to, co widzi i czego doświadcza. Wiele osób nieświadomie czyni sobie przedmiotem swojej wiary (na własny użytek), rzeczy, przedmioty, osoby, które nazywa autorytetami. Obierają sobie jakieś idee i te stają się ich bożkami. Mimo, że siebie samych nazywają niewierzącymi, to jednak swoją ufność, nadzieję składają właśnie w nich i poświęcają im swoje życie. Nie widzą w tym braku rozsądku ze swojej strony, żeby nie powiedzieć braku mądrości, czyli głupotę. Narzucają swoją postawę innym twierdząc, że są bezstronni. A człowiek nigdy nie będzie bezstronny. Nie da się wyjałowić duszy, serca, umysłu; zakazać myśleć, odczuwać, pragnąć, marzyć. A dopóki człowiek myśli, pragnie, odczuwa i marzy, dopóty będzie w coś, w kogoś wierzył. Kłamcą jest więc ten, który twierdzi, że w nic nie wierzy, nie posiada bożka, jest neutralny. Można by rzec, że neutralnym jest jedynie zmarły, ale i ten, choć ciało leży martwe, to jego duch przebywa w świecie ducha, a tam nie ma mowy o neutralności.
Powróćmy więc do powyższego fragmentu Ewangelii: „Powiadam wam: Jeśli ci umilkną, kamienie wołać będą”. Co mogą oznaczać słowa Jezusa, wprawdzie wypowiedziane 2000 lat temu, ale aktualne do dzisiaj i szczególnie skierowane do nas.? Bóg chciałby, abyśmy usłyszeli te słowa we własnych sercach: „Powiadam wam: Jeśli ci umilkną, kamienie wołać będą”. Są swego rodzaju wymówką, jaką czyni Bóg współcześnie żyjącym. Jednocześnie są ostrzeżeniem zarówno dla współczesnych faryzeuszy, jak i współczesnych wierzących. Jezus wyraźnie pokazuje, czego oczekuje od nas – ludzi wierzących, od nas – dusz najmniejszych. Mamy jasno, otwarcie, odważnie wyznawać swoją wiarę. Nasza wiara ma być radosnym wołaniem: „Błogosławiony Król, który przychodzi w imię Pańskie. Pokój w niebie i chwała na wysokościach.” To nie może być zalęknione, ukryte, ciche, ale głośne, pełne uwielbienia i triumfu: „Hosanna Synowi Dawida! Hosanna na wysokościach!”
Czymże jest „Hosanna?” Okrzykiem wyrażającym radość, zwycięstwo, uwielbienie. Ale jest też wołaniem o pomoc. „Hosanna”, czyli wybaw nas, zbaw nas! Jakże było na czasie wtedy i jakże aktualne jest teraz! Osoba wierząca powinna być świadoma swej wiary, wypowiadanych modlitw, czynionych znaków podczas nabożeństw. Bóg oczekuje, że w pełni świadomi, wyznawać będziemy wiarę w Niego. Oddawać będziemy cześć Królowi całego świata! Ale i wołać będziemy o litość, o miłosierdzie, bowiem tego szczególnie potrzebuje ten świat. Czynić to będziemy wyraźnie, aby stawać się czytelnymi znakami swej wiary. Nie w ukryciu swoich zastraszonych serc, ale otwarcie i odważnie wszędzie tam, gdzie potrzeba będzie świadectwa przynależności do Chrystusa.
Jednocześnie pamiętajmy:, „Jeśli my umilkniemy, kamienie wołać będą.” Nie są to słowa bez pokrycia. Bóg nie rzuca słów na wiatr. On spełnia każde swoje słowo. Rozejrzyjmy się wokoło. Czy nie dostrzegamy już teraz w przyrodzie znaków będących „wołającymi kamieniami”? Czy to, co dzieje się na ziemi, nie jest wołaniem kamieni, bo zamilkli ci, co wołać powinni?! Czego jeszcze potrzeba, abyśmy się obudzili, uwierzyli i zaczęli wołać „Hosanna – wybaw nas”? Przypomnijmy sobie reakcję ziemi, przyrody w chwili śmierci Chrystusa. Wszystkie żywioły zgodnym głosem wołały, iż został zabity Bóg, Pan, Władca nieba i ziemi! Bo człowiek podniósł rękę na Boga! Bo zabrakło tych, którzy o tym mieli mówić i stanąć w Jego obronie. Moce Niebios zostały wstrząśnięte. Umarli wychodzili z grobów. Wszystko dawało świadectwo o Jezusie – Synu Boga! Człowiek okazał się za mały, za słaby, zbyt bojaźliwy.
Teraz kolej na nas, dusze najmniejsze. Jeśli brakuje sił i odwagi tym, którzy głosić powinni tę prawdę, my bądźmy kamieniami wołającymi „Hosanna!” My bądźmy duszami bez lęku, radośnie wołającymi: „Hosanna Synowi Dawida!” My wołajmy na cały głos: „Hosanna na wysokościach!” My nie bójmy się krzyczeć: „Błogosławiony Król, który przychodzi w imię Pańskie. Pokój w niebie i chwała na wysokościach.” Bo nadchodzi czas, gdy prawdziwie kamienie zaczną wołać. Ale wtedy dla wielu dusz może być już za późno. Ogromna odpowiedzialność spoczywa na nas. Podejmijmy ją. Nie lękajmy się. Prośmy Jezusa o Jego Ducha, a da nam. Wtedy pełni Jego mocy głosić będziemy po krańce świata: „Hosanna Synowi Dawida! Błogosławiony Król, który przychodzi w imię Pańskie. Pokój w niebie i chwała na wysokościach.”
Niech Bóg błogosławi nas na czas tych rozważań.
Trafiłam na ten fragment w momencie kiedy przeżywam kryzys w relacji z partnerem, który mnie zranił. Mam wątpliwości czy powinnam kontynuować naszą relację. Fragment w którym Jezus zapłakał przyniósł mi pewne ukojenie. Mimo to nie wiem czy powinnam zapowiedzi ciężkich chwil traktować jako zapowiedź końca, czy zapowiedź ciężkiej pracy w odbudowie. Docenię każdą odpowiedź i podpowiedź.
Czytałam wiele rozważań,i nawet są ciekawe,ale mam jedno zastrzeżenie. Wiem że pycha jest zła, ale dlaczego mamy uznawać się za nicość,za nic nie wartych? Dlaczego mamy mieć niską samoocenę? Bóg nas kocha, a jeśli kogoś kochamy,to czy nie chcielibyśmy żeby kochana przez nas osoba była osobą pewną siebie, kochała też i siebie (nie tylko innych) i dbała nie tylko o potrzeby innych ale swoje własne też? To prawda że pycha to grzech, ale nie zgodzę się z tym żeby miłość też i do siebie,nie tylko do innych była czymś złym.(mówię tutaj o zdrowej miłości do siebie). Czy to nie jest takie popadanie ze skrajności w skrajność?