144. Pojmanie Jezusa (Mt 26,47-56)
Gdy On jeszcze mówił, oto nadszedł Judasz, jeden z Dwunastu, a z nim wielka zgraja z mieczami i kijami, od arcykapłanów i starszych ludu. Zdrajca zaś dał im taki znak: «Ten, którego pocałuję, to On; Jego pochwyćcie!». Zaraz też przystąpił do Jezusa, mówiąc: «Witaj Rabbi!», i pocałował Go. A Jezus rzekł do niego: «Przyjacielu, po coś przyszedł?» Wtedy podeszli, rzucili się na Jezusa i pochwycili Go. A oto jeden z tych, którzy byli z Jezusem, wyciągnął rękę, dobył miecza i ugodziwszy sługę najwyższego kapłana odciął mu ucho. Wtedy Jezus rzekł do niego: «Schowaj miecz swój do pochwy, bo wszyscy, którzy za miecz chwytają, od miecza giną. Czy myślisz, że nie mógłbym poprosić Ojca mojego, a zaraz wystawiłby Mi więcej niż dwanaście zastępów aniołów? Jakże więc spełnią się Pisma, że tak się stać musi?» W owej chwili Jezus rzekł do tłumów: «Wyszliście z mieczami i kijami jak na zbójcę, żeby Mnie pojmać. Codziennie zasiadałem w świątyni i nauczałem, a nie pochwyciliście Mnie. Lecz stało się to wszystko, żeby się wypełniły Pisma proroków». Wtedy wszyscy uczniowie opuścili Go i uciekli.
Komentarz: Męka Jezusa rozpoczęła się. Spróbujmy sercem towarzyszyć Mu w tych niezmiernie bolesnych godzinach. Trwanie przy Bogu podczas Jego cierpienia jest szczególną łaską. Wiedzą o tym święci oraz dusze, które bardzo umiłowały Jezusowe cierpienie, Jego Krzyż i konanie. One w sposób szczególny doświadczają łask. Samo towarzyszenie Jezusowi w męce jest już wyróżnieniem i zaszczytem. Dusza wspiera swego umiłowanego Boga w najtrudniejszych chwilach, obdarzając Go miłością, składając u stóp swoje serce i prosząc, by On podzielił się z nią swym cierpieniem. Bóg zaś czyni to z ochotą. Odczuwa wielkie pocieszenie ze strony tej duszy. Rany mniej bolą, niektóre zabliźniają się. A miłość Bożego Serca spływa na duszę wraz z błogosławieństwem. Wdzięczność i radość, jaką odczuwa Bóg, przemienia się w liczne łaski, którymi zalewana jest dusza. Bóg zbliża się do niej z wielką miłością. Daje poznać siebie. Otwiera przed nią nową rzeczywistość – świat ducha. Chociaż takiej osobie wydaje się, że to ona podejmuje wysiłek trwania przy konającym Bogu, tak naprawdę otrzymuje od Niego już na początku łaskę wspierającą, by mogła adorować Jego mękę. Trud duszy nie jest duży, za to łaska – ogromna. Warto pamiętać o tym, gdy będziemy podejmowali decyzję trwania pod Krzyżem.
Powróćmy zatem do wydarzeń nocy z Wielkiego Czwartku na Wielki Piątek. W ostatnim rozważaniu mówiliśmy o modlitwie Jezusa, Jego niepojętej trwodze, która już była konaniem i o Jego samotności, gdy apostołowie spali. Teraz Jezus obudził ich, ponieważ wiedział, iż zaraz nadejdzie Judasz z żołnierzami. Był spokojny. Gdy zobaczył ten tłum – a byli tam nie tylko żołnierze, ale i ludzie wynajęci przez faryzeuszy i arcykapłanów oraz inni, którzy po drodze dołączyli się żądni sensacji – wyszedł im naprzeciw.
To bardzo ważne zdanie: „Jezus wyszedł naprzeciw”. Oznacza, iż dobrowolnie zgodził się na swoją mękę. Trudno to pojąć człowiekowi, który często ucieka przed cierpieniem, robi wszystko, by tylko go uniknąć. Jezus otwiera ramiona i przyjmuje. Gdy już stanęli przed Nim żołnierze, mówiąc, że szukają Jezusa, od razu wyznał, że to On. Nie uczynił tego ze strachem. Otwarcie i dumnie, z wielkim dostojeństwem i powagą stwierdził, że jest tym, kogo szukają. To zdanie miało w sobie tyle mocy, potęgi i majestatu, że żołnierze upadli na ziemię, jakby rażeni piorunem. Jednak po chwili Jezus pozwolił im wstać. I sytuacja się powtórzyła jeszcze raz. Żołnierze sami nie rozumieli, co się dzieje.
To nieco zmieszało Judasza. I tak był podenerwowany. Nie wszystko szło zgodnie z jego planem. Nie zamierzał przychodzić do Jezusa z tą zgrają tak otwarcie. Nie chciał być w ogóle kojarzony z tym motłochem, jak ich w myślach nazywał. Chciał ukryć swoją zdradę, by Jezus i apostołowie nie domyślili się jego działań. Myślał, że podejdzie do Jezusa sam, a żołnierze będą ukryci i zaatakują potem, gdy umownym znakiem – pocałunkiem, wskaże im Jezusa. Jednak arcykapłani i faryzeusze nie dowierzali Mu. Kazali go pilnować i iść razem z nim. To go denerwowało. A teraz jeszcze to dziwne zachowanie żołnierzy wobec stwierdzenia Jezusa. Czekali na znak, by zaatakować. Jezus wiedział o wszystkim. Gdy więc Judasz zbliżył się, by Go ucałować, powiedział: „Pocałunkiem wydajesz Syna Człowieczego”. Jednak pozwolił na to. Zdrada Judasza właśnie wychodziła na jaw. Był on zmieszany. Niestety, nie wystarczyło to, by wzbudzić żal.
Tymczasem żołnierze, ochłonąwszy po niecodziennym swym zachowaniu, rzucili się na Jezusa, by Go pochwycić. Wprawdzie uczniowie próbowali stanąć w obronie, lecz Jezus kazał im schować miecz. Zaś odcięte przez jednego z apostołów ucho uzdrowił. Potem spokojnie oddał się w ręce żołnierzy. Oni natomiast zachowywali się, jakby złapali strasznego przestępcę. Związali Go, na szyję założyli obręcz najeżoną kolcami, a wokół bioder – kolczasty pas z powrozami, za pomocą których ciągnęli Jezusa. Służyło to bardziej znęcaniu się nad biednym pojmanym, niż prowadzeniu. Szarpano powrozami w różne strony, kopano, bito pięściami, specjalnie prowadzono po kamieniach, by kaleczył bose stopy. Mocne sznury wbijały się w Ciało, raniąc je, kolce kaleczyły biodra i szyję. Podczas upadków, ranił dłonie, kolana, doznawał obrażeń głowy. Gdy przechodził przez Cedron, specjalnie zrzucono Go z mostu. Tylko cudownej pomocy aniołów należy przypisywać fakt, że Jezus nie połamał kości, że twarz nie została zmasakrowana o kamieniste dno rzeki.
Nieznana jest męka Jezusa od momentu pojmania do sądu i biczowania. Chociaż przedstawiana była przez mistyków i świętych Kościoła, nie wszystko zostało ujawnione. Wiele dowiemy się dopiero w niebie. W Ewangeliach nie zostało to opisane, bowiem apostołowie rozproszyli się. Najzwyczajniej w świecie przestraszyli się tego, co się działo. Ich Jezus – Mistrz pełen mocy i Boskiej siły – jak baranek oddał się w ręce oprawców, którzy od razu rozpoczęli swoje zbrodnicze dzieło. Nie będziemy jednak zastanawiać się nad strachem apostołów, ten nam jest dobrze znany z naszego życia.
Zwróćmy uwagę na Jezusa, na Jego postawę wyjścia naprzeciw męce. Niech to otwarcie się Jego na cierpienie, przyjęcie swego krzyża już w tym momencie, zgoda na wolę Ojca – będą dzisiaj dla nas tematem do rozmyślań. Niech sposób, w jaki godzi się On na wszystko – łagodnie, ze spokojem, miłością, bez buntu i bez słowa skargi czy wyrzutów, stanie się dla nas przykładem i pomocą w przyjmowaniu codzienności. Uczyńmy Jezusa, wychodzącego naprzeciw tłumu, by dać się pochwycić, wzorem otwierania się na trudne łaski płynące z woli Ojca, a niosące zbawienie nam i innym duszom.
Pozwólmy poprowadzić się w tych rozważaniach Duchowi Świętemu.