Ewangelia według św. Łukasza

146. Nauczanie w świątyni (Łk 19,47-48)

I nauczał codziennie w świątyni. Lecz arcykapłani i uczeni w Piśmie oraz przywódcy ludu czyhali na Jego życie. Tylko nie wiedzieli, co by mogli uczynić, cały lud bowiem słuchał Go z zapartym tchem.

Komentarz: Życie nasze związane jest z Bogiem i czy człowiek to przyjmuje czy nie, czy wierzy czy też nie, stworzony został przez Boga. Bóg jest źródłem jego istnienia. Korzenie człowieka są w Bogu. Bóg jest tchnieniem jego życia, jest jego życiem, a bez Boga umiera. Każdy człowiek, nawet osoba niewierząca, szuka swego źródła. Chce do niego dotrzeć. To wewnętrzna potrzeba, to naturalne dążenie do poznania swoich korzeni. Chodzi tu nie o korzenie w znaczeniu rodowodu rodzinnego, a raczej o to, z czego wyrósł człowiek, skąd wziął się na ziemi, jaki jest jego początek, kto dał mu życie. Dusza odczuwa potrzebę połączenia się z Duchem, czyli ze źródłem swego istnienia. Pragnie niejako powrotu do stanu swego wyjścia. Człowiek doświadcza w sobie potrzebę transcendencji. Czuje wewnętrznie, iż jego istnienie ma głębię, której na co dzień być może nie dostrzega, ale wyczuwa ją. Doznaje pragnienia poznania czegoś, czego nie zna, co stanowi jego źródło, jest łonem rodzącym. Człowiek pragnie zwrócenia się do tego Łona, powrotu, ponownego wejścia w nie. Chce poznać, zagłębić się, zrozumieć, doświadczyć. Żyjąc szarą codziennością, przeżywając różne chwile – i te łatwe i trudne – nie zawsze myśli o tym, co jest ponad tym codziennym doświadczeniem życia. Jednak są takie momenty, gdy odczuwa pragnienie wyjścia poza to, co zwykłe, przyziemne. Doznaje wręcz niekiedy czegoś na kształt wołania, przyzywania jego duszy.

To tak jak z rośliną. Gdy zabraknie jej wody, a wraz z nią odpowiednich składników mineralnych, usycha. Gdy otrzyma wodę, wchłania ją i na oczach odżywa, odradza się. Z tej zwiędniętej, marnej roślinki z opuszczonymi pędami i liśćmi, znowu staje się kwitnącą. Jej pędy i liście znowu pną się w górę. Czerpie życiodajne soki korzeniami z ziemi i rośnie ku słońcu, całą sobą chłonąc jego promienie, oddychając, karmiąc się. Bez zakorzenienia się w Bogu człowiek usycha, marnieje. Natomiast, gdy zaczerpnie tych życiodajnych soków Bożej miłości, odradza się. Staje się kimś nowym. Wystarczy, że otrzyma chociaż trochę. Wystarczy, że choć trochę doświadczy. Wtedy już wie, gdzie jego źródło i do niego dąży.

Żydzi żyli od wieków jednakowym życiem, ustalonymi zasadami, przepisami Prawa. Zaznawali smutków i radości. Naraz pojawił się Jezus. Jego osoba tak wiele zmieniła. Jego nauka poruszała serca, wnikała w głąb, dotykała ważnych spraw. W dodatku zaznawali przy Jezusie czegoś, czego nie dawali im kapłani, faryzeusze, uczeni w Piśmie. To było nowym doświadczeniem. Oni po prostu czuli się kochani. Pojawił się ktoś, kto ich kochał, swoją postawą dawał temu wyraz i mówił o miłości Boga Ojca do nich. Jezus porywał ich dusze. Dawał im odczuć istnienie innego świata – świata doskonałego, który jest osiągalny, jest przeznaczony dla nich, stworzony dla nich przez Boga. Jest szczęściem, którego przecież tak pragnęli, do którego dążyły ich dusze. To świat wprawdzie niematerialny, ale w nim niejako osadzony jest ten widzialny, materialny. A poprzez życie w tym świecie materii, przyjmując odpowiednią postawę, otwierając się na Ducha, można doświadczyć innego wymiaru, zakosztować przedsionków nieba. Jezus mówił im o królestwie niebieskim, które jest blisko, bo jest w nich. Filozofowie w różnych wiekach w różny sposób starali się ująć obraz świata. Jezus mówił prosto, chociaż o sprawach chwilami bardzo trudnych do pojęcia. Często mówił w przypowieściach. Te nie zawsze były zrozumiałe dla przeciętnego słuchacza, a jednak słuchano Go, bo w Jego nauce przeczuwano głębię, prawdę. Bo doświadczano troski o los pojedynczego człowieka. Bo każdy czuł się ważnym w oczach Boga. „Cały lud (…) słuchał Go z zapartym tchem”.

„Lecz arcykapłani i uczeni w Piśmie oraz przywódcy ludu czyhali na Jego życie. Tylko nie wiedzieli, co by mogli uczynić.” Jedynie ta warstwa społeczna nie przyjmowała nauki Jezusa. Czyżby nie przeczuwali sercami głębi tejże nauki? Przeczuwali, i to bardzo dobrze. Ale do tej pory to oni byli przewodnikami ludu, tak im się przynajmniej wydawało. Teraz Jezus zabrał im to, czym się szczycili. Okazało się, że On jest kimś więcej niż do tej pory byli oni, bowiem Jezus posiadał szacunek i miłość ludu. Tego nie posiadali faryzeusze ani kapłani, czy uczeni w Piśmie. To było zadrą w ich sercach. Nie potrafili przyjąć w pokorze tego faktu. Zazdrość drążyła ich serca. Toteż zamykali się na naukę o królestwie Bożym, przez co zamykali przed swoimi duszami tę możliwość doświadczenia transcendencji. Zamykali się na łaskę, knując przeciw jej Dawcy.

Nasze dusze również spragnione są tego innego wymiaru życia. Również pragną powrotu do źródła swego istnienia. Tęsknią za połączeniem z Odwieczną Miłością, która je stworzyła. Czują się niespełnione, bo żyją z dala od niej. Możemy zbliżać się do swego źródła, otwierając serce na Słowo. Słuchając Słowa, przyjmując je, próbując nim żyć, przekraczać będziemy pewną granicę, poza którą rozpościera się inny świat. Chociaż nadal żyć będziemy w realiach otaczającego nas świata materii, to dusza nasza karmić się będzie tym, co duchowe, do czego została stworzona i powołana. W ten sposób będziemy zagłębiać się w świat ducha i poznawać go. Nasze życie stanie się duchowym.

Módlmy się do Ducha Świętego, by nas poprowadził w głąb tego świata. Niech Bóg błogosławi nas na czas tych rozważań.

2 myśli nt. „Ewangelia według św. Łukasza

  1. Trafiłam na ten fragment w momencie kiedy przeżywam kryzys w relacji z partnerem, który mnie zranił. Mam wątpliwości czy powinnam kontynuować naszą relację. Fragment w którym Jezus zapłakał przyniósł mi pewne ukojenie. Mimo to nie wiem czy powinnam zapowiedzi ciężkich chwil traktować jako zapowiedź końca, czy zapowiedź ciężkiej pracy w odbudowie. Docenię każdą odpowiedź i podpowiedź.

  2. Czytałam wiele rozważań,i nawet są ciekawe,ale mam jedno zastrzeżenie. Wiem że pycha jest zła, ale dlaczego mamy uznawać się za nicość,za nic nie wartych? Dlaczego mamy mieć niską samoocenę? Bóg nas kocha, a jeśli kogoś kochamy,to czy nie chcielibyśmy żeby kochana przez nas osoba była osobą pewną siebie, kochała też i siebie (nie tylko innych) i dbała nie tylko o potrzeby innych ale swoje własne też? To prawda że pycha to grzech, ale nie zgodzę się z tym żeby miłość też i do siebie,nie tylko do innych była czymś złym.(mówię tutaj o zdrowej miłości do siebie). Czy to nie jest takie popadanie ze skrajności w skrajność?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>