Ewangelia według św. Łukasza

147. Pytanie o władzę (Łk 20,1-8)

Pewnego dnia, kiedy nauczał lud w świątyni i głosił Dobrą Nowinę, podeszli arcykapłani i uczeni w Piśmie wraz ze starszymi i zapytali Go: „Powiedz nam, jakim prawem to czynisz albo kto Ci dał tę władzę?” Odpowiedział im: „Ja też zadam wam pytanie. Powiedzcie Mi: Czy chrzest Janowy pochodził z nieba, czy też od ludzi?” Oni zastanawiali się i mówili między sobą: „Jeśli powiemy: „Z nieba”, zarzuci nam: „Dlaczego nie uwierzyliście mu?” A jeśli powiemy: „Od ludzi”, cały lud nas ukamienuje, bo jest przekonany, że Jan był prorokiem”. Odpowiedzieli więc, że nie wiedzą, skąd pochodził. Wtedy Jezus im rzekł: „To i Ja wam nie powiem, jakim prawem to czynię”.

Komentarz: Pytanie arcykapłanów, uczonych i starszych nie było zwykłym pytaniem, dlaczego Jezus postępuje tak czy inaczej. Zauważmy, że ludzie ci byli mocno zdenerwowani całą sytuacją z Jezusem. Pojawia się naraz nie wiadomo skąd, posiada mądrość, której Mu zazdrościli, dokonuje zadziwiających rzeczy, uzdrawia, wskrzesza, zjednuje sobie ludzi jak nikt dotąd. Wszyscy idą za Nim. Wszyscy mówią o Nim! Lud słucha Go z zapartym tchem. Schodzą się z najdalszych miejscowości, by Go zobaczyć, by usłyszeć Jego naukę, by Go dotknąć, by zostać uzdrowionym. Chwalą Go pod niebiosa. Wielbią Boga za tego człowieka i Jego czyny. Kochają Go. W przeciągu krótkiego czasu pociągnął na sobą niezliczone tłumy! Arcykapłani i uczeni lata całe pracują na autorytet, szacunek i nie otrzymują nawet połowy tego, co Jezus. On natomiast jakby nie dbał o to. Nie ma dystansu pomiędzy Nim a tłumem, a jednak każdy z tych kapłanów chciałby, aby i za nim tak wyglądano, aby tak szanowano i zabiegano o niego. Zazdrość kłuła w serce niejednego ze starszych. Zazdrość kierowała ich myślami. Zazdrość sprawiała, że knuli, co zrobić, by ukrócić działalność nauczycielską Jezusa, który w ich oczach nie był ani kapłanem, ani rabinem, ani uczonym, ani nikim ważnym, nikim znaczącym, nikim ze znakomitego rodu. Złość targała ich dusze. Miotali się w swej złości, nie wiedząc, co zrobić, bowiem cokolwiek czynili dotychczas, i tak obracało się przeciwko nim. Nie mogli ścierpieć tych zniewag, jakich doświadczali, gdy próbowali pokonać Go na argumenty. Nie dawał się złapać na podchwytliwe, wręcz podstępne pytania. W dodatku obawiali się reakcji ludzi. Jakże często doznawali z ich strony, delikatnie mówiąc, oburzenia na swoje zachowanie. To nie należało do przyjemności, a niekiedy odczuwali nawet obawę, lęk o siebie.

Wszystko to sprawiało, że rosła w nich nienawiść do Jezusa. A cokolwiek czynił, w ich oczach nie znajdowało poparcia, zrozumienia, akceptacji. Wręcz odwrotnie. Teraz we wszystkim szukali punktu zaczepienia, by Jezusa pochwycić, uwięzić, móc postawić Mu zarzuty, które spowodowałyby uciszenie Go, odsunięcie od ludzi. Najlepiej byłoby, aby zamilkł na zawsze. Ich cierpliwość wystawiona była na wielką próbę. Mieli już dosyć. Stąd to pytanie pełne złości: „Powiedz nam, jakim prawem to czynisz albo, kto Ci dał tę władzę?” To pytanie świadczy również o ich bezsilności wobec Jezusa i Jego zachowania. Byli doprowadzeni do ostateczności. Nie panowali już nad sobą tak jak na początku, gdy przynajmniej starali się zachować pozory swego autorytetu, swej władzy, pokoju wewnętrznego, mądrości, wyższości nad innymi. Teraz Jezus górował, a oni nie mieli ochoty poddać się, jak tłumy, Jego osobowości, Jego wiedzy. Nie chcieli uznać Jego wyższości nad nimi. A przewyższał ich we wszystkim. Jakże to było bolesne dla nich! Upokarzało i stawało się przyczyną dalszych knowań. Pytanie, jakie zadali, miało nieco zbić z tropu Nauczyciela. Tak o Nim mówiono. Jednak On od razu ripostował swoim pytaniem. W dodatku trudnym, bowiem jakakolwiek by nie była odpowiedź, to wydawała nie najlepsze świadectwo o nich. Dlatego chcieli wymigać się od odpowiedzi mówiąc, że nie wiedzą. Jezus znał tę odpowiedź od początku. Był przecież Bogiem. Dlatego zadał to pytanie. I nie odpowiedział im na ich pytanie. Znowu w tej potyczce słownej zwycięzcą był Jezus. On panował nad sytuacją, nie oni. On był tym, który niejako dyktował warunki, mimo że wiele razy faryzeusze i uczeni próbowali okazać swoją wyższość, podporządkować Jezusa, by rozmawiać z Nim niejako na swoich zasadach.

To zdarzenie pokazało po raz kolejny panowanie Jezusa, Jego władzę, mądrość, niezwykłą inteligencję, refleks. Znowu zobaczyli Jego pewność siebie. To zbijało ich z tropu. Jezus nie był zwykłym człowiekiem i oni to widzieli. Tym bardziej jednak denerwowali się na Niego. Tym bardziej rosła w nich nienawiść, złość, chęć zemsty. Ludzie ci od początku działalności Jezusa zamknęli przed sobą drzwi zbawienia. Oni od początku zamknęli się na łaskę. To niesamowite, jak człowiek potrafi zadufać się w sobie, pogrążyć się we własnej pysze, jak bardzo może zrosnąć się z nieprawdą, iż nie potrafi z niej zrezygnować. Trzyma się jej kurczowo, jakby była jego największym skarbem. A przecież gdzie skarb twój, tam i serce twoje.

Bardzo często i my, dusze maleńkie, trzymamy się pewnych stwierdzeń, opinii, sądów, przekonań i nie potrafimy z nich zrezygnować. Mimo, że poprzez sytuacje i ludzi Bóg daje nam do zrozumienia, jaka jest prawda, my mamy swoją prawdę i tę kurczowo przyciskamy do serca. Próbujemy nawet dyskutować z Bogiem, przekonując Go do swego zdania, używamy śmiesznych argumentów; śmiesznych, bo wobec Boga są one niczym. Niekiedy musi zdarzyć się coś naprawdę poważnego, czasem bolesnego, abyśmy zobaczyli błąd w swoim myśleniu, abyśmy zobaczyli swoją pychę, swoje słabości. Bóg pozostaje niezmienny. Ten sam. Również w tym wyraża się Jego władza, Jego panowanie nad światem. Jezus dalej czynił swoje. To On okazywał się panem sytuacji. A faryzeusze, uczeni, arcykapłani odchodzili z kwitkiem. Mimo, że ich pycha i zarozumiałość były nieco utarte, oni nadal knuli, niczego się nie nauczywszy.

Pomyślmy o tym. Rozważmy to, abyśmy nie byli niczym ci, co stale nastawali na Jezusa, Jemu wytykali rzekome błędy, sami swoich nie widząc, zasłaniając wręcz oczy na to, co było w nich odkrywane. Abyśmy nie trwali uparcie w swoich słabościach, przez co zamykamy się na prawdę przychodzącą do nas z nieba. Módlmy się, abyśmy zobaczyli faktyczną władzę Jezusa i panowanie nad wszystkim, a nie tylko nad tym, co sami w Jego ręce włożymy. Bowiem często przez swoje zachowanie stajemy przed Jezusem nie chcąc uznać, iż to On jest Panem naszego życia, codzienności, każdej sekundy. A niekiedy swoim uporem sprawiamy przykrość Jezusowi. Jesteśmy obcesowi, a postawa nasza wyraża pytanie: „Powiedz nam, jakim prawem to czynisz?” Módlmy się, by nigdy Jezus nie usłyszał takiego pytania od nas. By nigdy nie odczuł takiej postawy. Niech Duch Święty poprowadzi nas przez dzisiejsze rozważanie.

2 myśli nt. „Ewangelia według św. Łukasza

  1. Trafiłam na ten fragment w momencie kiedy przeżywam kryzys w relacji z partnerem, który mnie zranił. Mam wątpliwości czy powinnam kontynuować naszą relację. Fragment w którym Jezus zapłakał przyniósł mi pewne ukojenie. Mimo to nie wiem czy powinnam zapowiedzi ciężkich chwil traktować jako zapowiedź końca, czy zapowiedź ciężkiej pracy w odbudowie. Docenię każdą odpowiedź i podpowiedź.

  2. Czytałam wiele rozważań,i nawet są ciekawe,ale mam jedno zastrzeżenie. Wiem że pycha jest zła, ale dlaczego mamy uznawać się za nicość,za nic nie wartych? Dlaczego mamy mieć niską samoocenę? Bóg nas kocha, a jeśli kogoś kochamy,to czy nie chcielibyśmy żeby kochana przez nas osoba była osobą pewną siebie, kochała też i siebie (nie tylko innych) i dbała nie tylko o potrzeby innych ale swoje własne też? To prawda że pycha to grzech, ale nie zgodzę się z tym żeby miłość też i do siebie,nie tylko do innych była czymś złym.(mówię tutaj o zdrowej miłości do siebie). Czy to nie jest takie popadanie ze skrajności w skrajność?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>