148. Koniec zdrajcy (Mt 27,3-10)
Wtedy Judasz, który Go wydał, widząc, że Go skazano, opamiętał się, zwrócił trzydzieści srebrników arcykapłanom i starszym i rzekł: «Zgrzeszyłem, wydawszy krew niewinną». Lecz oni odparli: «Co nas to obchodzi? To twoja sprawa». Rzuciwszy srebrniki ku przybytkowi, oddalił się, potem poszedł i powiesił się. Arcykapłani zaś wzięli srebrniki i orzekli: «Nie wolno kłaść ich do skarbca świątyni, bo są zapłatą za krew». Po odbyciu narady kupili za nie Pole Garncarza, na grzebanie cudzoziemców. Dlatego pole to aż po dziś dzień nosi nazwę Pole Krwi. Wtedy spełniło się to, co powiedział prorok Jeremiasz: Wzięli trzydzieści srebrników, zapłatę za Tego, którego oszacowali synowie Izraela. I dali je za Pole Garncarza, jak mi Pan rozkazał.
Komentarz: Judasz zdradził Jezusa powodowany egoistycznymi pobudkami, żądzami, pychą i próżnością. Od chwili Ostatniej Wieczerzy szatan nie odstępował go nawet na krok. Kiedy Jezusa pojmano i traktowano jak najgorszego przestępcę, Judasz poczuł wyrzuty sumienia. W jego serce wstąpił ogromny niepokój, który targał nim i gnał po ulicach miasta. Ciekawiło go, jaki wydano wyrok. Gdy posłyszał urywki rozmów żołnierzy na temat traktowania Jezusa podczas przesłuchań oraz o postawie Mistrza – pełnej cierpliwości, łagodności i pokory, nie mógł już tego znieść. Pobiegł do arcykapłanów. Chciał uciszyć wyrzuty sumienia, zrzucając winę na nich i oddając srebrniki. Jakże one mu ciążyły! Judasz pędził. Wydawało mu się, że srebrniki przywiązane do pasa ranią go, uderzając o bok. Ich dzwonienie doprowadzało do rozpaczy. Dyszał, pocił się, trudno mu było złapać oddech. Gdy wpadł do świątyni z rozwianymi, rozczochranymi włosami, z błędnym spojrzeniem, napotkał dumny, pogardliwy wzrok arcykapłanów. Krzyknął: „Zgrzeszyłem, wydawszy krew niewinną”. Arcykapłani, udając lekkie zdumienie, z zimnym uśmiechem odparli, że to nie ich sprawa. Judasz rzucił na ziemię srebrniki i wybiegł ze świątyni. Te pieniądze zbyt paliły jego serce, by mógł je zatrzymać. Myślał, że gdy się ich pozbędzie, uzyska spokój sumienia. Pogarda ze strony najwyższych kapłanów wzbudziła w nim złość. Poczuł się oszukany. Wcześniej zabiegali, by wydał im Jezusa i byli bardziej uprzejmi. Teraz jawnie go odrzucili, traktując jak jakiegoś prostaka, biedaka, grzesznika, z którym się nie zadają.
Judasz biegł na oślep. Nie myślał gdzie i po co. Szatan go nie odstępował. Mieszał w jego sercu złość z gniewem, pychę z oburzeniem, wyrzuty sumienia i myśli samobójcze. Nawet nie wiedział, jak i kiedy znalazł się w Ogrójcu, w miejscu modlitwy Jezusa. Tam zobaczył płaszcz. Rozpoznał od razu. To płaszcz Jezusa! Jak dużo krwi na nim! Wokół też jej pełno! Ta krew jaśniała blaskiem, raziła w oczy, przeszywała wyrzutem serce. Niczym szaleniec rzucił płaszcz na ziemię i zaczął wycierać swe dłonie, jakby chciał wyczyścić je z krwi. Dyszał przy tym ciężko. Zdawało się, że coraz bardziej popada w obłęd. W końcu z krzykiem zaczął uciekać z tego miejsca. Wołał do Jezusa, jakby On tam był. Zasłaniał się, jak gdyby ktoś stał przed nim. Odejdź! Nie dręcz mnie! Już dość! Wystarczy! Nie chcę! Nie chcę! Nieee! Słowa stawały się coraz bardziej niezrozumiałe.
Judasz pędził, przewracał się, wstawał, szamotał i rozmawiał sam ze sobą. Krzyczał, śmiał się i płakał. Widać było, że ogarnia go szaleństwo. Spocony, zdyszany biegł, zataczając się i potykając. Czuł na swoich plecach oddech szatana niczym sforę dopadających go wściekłych psów. Odwracał się, walczył z niewidzialnym dla ludzkiego wzroku przeciwnikiem. Jego ubranie było brudne i podarte od szarpaniny, upadków na ostre skały, gałęzie. Twarz obłąkańca, włosy zmierzwione. Cała postać bardziej przypominała strasznego ducha nieczystego niż człowieka. W końcu znalazł się poza miastem, na wzgórzu.
Tutaj szatan podszepnął mu, by skończył już z tym wszystkim raz na zawsze, by zacisnął pętlę na tych dręczących myślach, wyrzutach sumienia, by zamknął usta nękającym go zjawom. Przez chwilę na myśl przyszła mu Matka Jezusa. Jej smutne, niezmiernie smutne oczy, które patrzyły na niego przed Wieczerzą poprzedniego dnia. Znowu zakrzyknął. Tym razem do Niej, choć widział Ją tylko w swej pamięci, w wyobraźni. Zakrywał twarz rękami, chwiał się, szarpał włosy, potem ubranie, zaprzeczał komuś, odwracał się, biegł znowu i znowu upadał. Tarzał się na ziemi, krzyczał, dyszał.
Naraz spojrzał na drzewo, pod którym się zatrzymał. W jego oczach pojawił się szatański błysk, a potem już wzrok został zmącony do reszty. Jak w amoku, trzęsącymi się rękami zawieszał sznur na gałęzi drzewa. Mówił coś do siebie, potwierdzał kiwając głową, odpędzał kogoś niewidocznego, śmiał się nienaturalnie. W końcu założył pętlę na szyję i powiesił się. Straszny był to widok. Jego ciało pękło i wypłynęły wnętrzności. Był szary, ziemisty, włosy miał potargane, ubranie brudne, podarte – jak zjawa, straszny upiór.
Wisiał na przestrogę wszystkim, którzy wzięli udział w tej zdradzie, prowadzili proces i skazali Jezusa na śmierć; którzy Go umęczyli i zabili. Judasz zamknął swoje serce na miłość Jezusa, na Jego miłosierdzie. Nie wierzył w przebaczenie. Dał się omotać szatanowi do końca. Zgubiła go własna pycha, żądza władzy, próżność. Dla trzydziestu srebrników zdradził Boga. Zapłacono mu tyle, ile dawano zwykle za niewolnika. Taką wartość miał Jezus w jego oczach.
Módlmy się, byśmy rozważając ten fragment, otworzyli swe serca na działanie łaski, by Duch Święty poprowadził nas przez to trudne i bolesne rozważanie. Niech Bóg błogosławi nas na czas rozmyślań.