Ewangelia według św. Łukasza

14. Proroctwo Symeona (Łk 2,33-35)

A Jego ojciec i Matka dziwili się temu, co o Nim mówiono. Symeon zaś błogosławił Ich i rzekł do Maryi, Matki Jego: «Oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać się będą. A Twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu».

Komentarz: „Oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać się będą”. Słowa te nie mówią o pokoju. Może zdziwić niektórych, iż z narodzinami Króla Pokoju wiążą się takie zapowiedzi.

Odnieśmy dzisiaj te słowa nie do narodu izraelskiego, nie ogólnie do ludzkości, ale do nas samych. Prześledźmy ich znaczenie w nawiązaniu do duszy, w której rodzi się Bóg. Dar, jaki otrzymaliśmy wraz z przygotowywaniem się do Adwentu – miłość Bożą, jej zaczyn, ziarno, nowe życie Boże w nas – jest cudowny. W związku z tym powinniśmy być bardzo szczęśliwi i już na zawsze żyć tylko myślą o Jezusie zamieszkującym nasze serca. Jednak dar ten styka się z naszą ludzką, słabą naturą. Musi dojść do swego rodzaju konfrontacji tego, co doskonałe, z tym, co jest przeciwieństwem doskonałości w nas.

Bóg dał nam cząstkę siebie – życie Jezusa, bowiem chce, abyśmy prawdziwie przemieniali się w Niego i stawali się Chrystusowi. Dał ów dar poprzez Maryję. Gdyby od razu złożył w naszych sercach Jezusa, bez wcześniejszego poczęcia Go w łonie Matki Dziewicy, nasza grzeszność zniszczyłaby w nas to cudowne Ziarno miłości zasiane w duszy. Wielkie zachwaszczenie nie pozwala właściwej roślinie przedrzeć się do słońca. Nie ma ona też możliwości czerpania soków z ziemi, bo wcześniej robią to chwasty. Dlatego Jezus najpierw przyszedł na ziemię poprzez Niepokalane Łono Dziewicy. To ono Go przyjęło i dało najdoskonalsze warunki rozwoju. Jezus mógł narodzić się na ziemi, został przyjęty. Narodził się z Czystej, sam będąc doskonałą Czystością. Można by rzec, że zadomowił się, znalazł swój dom, jakim było i nadal jest Serce Maryi. Przyszedł i pozostał na zawsze. Dzięki temu dusze ludzkie mogą teraz zaznawać obecności Boga w swoich sercach. Mimo niedoskonałości, mimo słabości i grzeszności mogą starać się podejmować to życie Boże w sobie z ufnością i nadzieją, że jeśli zaproszą do serca Matkę Najświętszą, Ona zadba o nowe Ziarno, da rozwój temu zaczynowi Miłości, który poczęty został mocą Ducha Świętego w nas. Bowiem Ona zawsze nosi w sobie Jezusa, tak jak Jezus ma w sobie swoją Matkę. Są nierozłączni. Zatem mimo niedoskonałości naszej natury, jeśli pozwolimy Maryi w naszych sercach zająć się Jej nowo poczętym Synem, to możemy mieć pewność, że będzie On najlepiej przyjęty. Poza tym Matka Najświętsza pomoże nam w opiece nad tą małą roślinką – nowym życiem – tak, by z czasem były z niej wielkie owoce.

Słowa: „Oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać się będą” dotyczą również nas, bowiem w momencie pojawienia się w naszych sercach Jezusa – Światłości świata – mroki naszej duszy zostają rozjaśnione. Wydobywane jest na światło dzienne to, co często wcześniej było skrywane lub nieuświadomione. Następuje zderzenie dobra ze złem, piękna z brzydotą, doskonałej czystości z jej przeciwieństwem. Zachodzi konfrontacja, wahanie się – raz w jedną, raz w drugą stronę. Dusza ciągnie ku Bogu, a „stare” przyciąga do siebie. Dusza podnosi głowę ku Słońcu, zachwyca się Jutrzenką, a słabości podstawiają kłody pod nogi. Dusza upada i powstaje. Pragnie doskonałej miłości, a wpada w błoto ludzkich pożądliwości, egoizmu i pychy. Zaczyna zdawać sobie sprawę ze swojej nędzy, widzi wady, dostrzega zło, które popełnia. Jednocześnie o wiele bardziej pragnie dobra, piękna i miłości. Jej życie zmienia się. Rozpoczyna się walka, bo Jezus nie przyniósł na ziemię tzw. świętego spokoju. On przyszedł rzucić ogień na ziemię. Chce, aby już zapłonął. To ogień prawdziwej miłości, żar gorliwości o Jego królestwo już tu, na ziemi. To bój o życie tysięcy, milionów. To ciągła gotowość i wypatrywanie nieprzyjaciela, by zareagować, gdy będzie się skradał. Wszystko, co działo się wtedy, gdy Jezus nauczał, umierał na krzyżu, zmartwychwstał i wstąpił do nieba, a potem poprzez apostołów mocą Ducha rozwijał swój Kościół, teraz powtarza się w naszych duszach. To jest dokładnie ta sama historia. Zobaczmy w sobie zarówno tych biednych, spragnionych pocieszenia i uzdrowienia, jak i uczonych, wiecznie niezadowolonych faryzeuszy, których duma zostaje urażona, bo Jezus dotyka ich serc prawdą. Zauważmy, jest w nas Piotr wyskakujący z łodzi i idący po wodzie do Jezusa. Jest umiłowany uczeń Jan, który przytula się do serca Pana i wsłuchuje w płynący z niego podczas Ostatniej Wieczerzy smutek. Ale są też ci, co oskarżają, bo ktoś nadepnął im na odcisk, którym jest pycha, duma, egoizm, skąpstwo, zatwardziałość, przywiązanie do starego, skostniałość, lenistwo, własne pragnienia i dążenia, materializm, miłość własna. Jest w nas ból i cierpienie z powodu męki Jezusa, ale i strach, co też stanie się z nami, gdy Jego zabraknie. I pełne wątpliwości oczekiwanie na dalszy ciąg wydarzeń po złożeniu do grobu. I radość Pięćdziesiątnicy.

Od chwili, gdy narodził się Jezus, jest w nas ciągłe powstawanie i ciągłe upadki; walka i bezczynność, wiara i jej brak, ufność i lęk. To nas miał Symeon na myśli, gdy mówił: „Oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać się będą”. W nas jest ten znak sprzeciwu, w nas jest ten upadek, ale i powstanie. To walka szatana o nasze dusze, które wymykają mu się z rąk, bo oto narodził się Chrystus. Ten bój trwać będzie stale, bowiem Jezus nie zna kompromisów. Trzeba dokonać wyboru – trzeba opowiedzieć się za prawdą albo przeciw niej; wybrać czystość albo zbrukanie; miłość albo nienawiść; Krzyż albo piekło.

Pamiętajmy, że szatan nigdy nie odpoczywa. Do chwili naszej śmierci będzie walczył, aby wydać dusze na pożarcie nienawiści, beznadziei, egoizmu i rozpaczy. Im bardziej skłaniać się będziemy ku Bogu, tym bardziej interesować się będzie nami szatan, widząc wymykające się z jego rąk dusze. Jednak kiedy my coraz pełniej należeć będziemy do Boga, On dawać będzie swoją straż, by nas chroniła. I jeszcze większą zapewni nam opiekę. A miłość coraz potężniejsza ogarniać będzie nasze dusze, przyciągając ku samemu źródłu miłości – Sercu Boga. Dzięki temu będziemy coraz ściślej z Nim złączeni. Coraz bardziej upewnieni w tejże miłości trwać będziemy na Skale naszego zbawienia. Mniej zawirowań w naszym życiu czynić będą pokusy, bo coraz mocniejsi będziemy samą Miłością – Bogiem.

Przyjmijmy zaproszenie do dzisiejszych rozważań. Niech spocznie na nas Boże błogosławieństwo. Niech poprowadzi nas Duch Święty.

2 myśli nt. „Ewangelia według św. Łukasza

  1. Trafiłam na ten fragment w momencie kiedy przeżywam kryzys w relacji z partnerem, który mnie zranił. Mam wątpliwości czy powinnam kontynuować naszą relację. Fragment w którym Jezus zapłakał przyniósł mi pewne ukojenie. Mimo to nie wiem czy powinnam zapowiedzi ciężkich chwil traktować jako zapowiedź końca, czy zapowiedź ciężkiej pracy w odbudowie. Docenię każdą odpowiedź i podpowiedź.

  2. Czytałam wiele rozważań,i nawet są ciekawe,ale mam jedno zastrzeżenie. Wiem że pycha jest zła, ale dlaczego mamy uznawać się za nicość,za nic nie wartych? Dlaczego mamy mieć niską samoocenę? Bóg nas kocha, a jeśli kogoś kochamy,to czy nie chcielibyśmy żeby kochana przez nas osoba była osobą pewną siebie, kochała też i siebie (nie tylko innych) i dbała nie tylko o potrzeby innych ale swoje własne też? To prawda że pycha to grzech, ale nie zgodzę się z tym żeby miłość też i do siebie,nie tylko do innych była czymś złym.(mówię tutaj o zdrowej miłości do siebie). Czy to nie jest takie popadanie ze skrajności w skrajność?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>