149. Sprawa podatku (Łk 20,20-26)
Śledzili Go więc i nasłali na Niego szpiegów. Ci udawali pobożnych i mieli podchwycić Go w mowie, aby Go wydać zwierzchności i władzy namiestnika. Zapytali Go więc: „Nauczycielu, wiemy, że słusznie mówisz i uczysz, i nie masz względu na osobę, lecz drogi Bożej w prawdzie nauczasz. Czy wolno nam płacić podatek Cezarowi, czy nie?” On przejrzał ich podstęp i rzekł do nich: „Pokażcie Mi denara. Czyj nosi obraz i napis?” Odpowiedzieli: „Cezara”. Wówczas rzekł do nich: „Oddajcie więc Cezarowi to, co należy do Cezara, a Bogu to, co należy do Boga”. I nie mogli podchwycić Go w żadnym słowie wobec ludu. Zmieszani Jego odpowiedzią, zamilkli.
Komentarz: Choć fragment ten znany jest wszystkim, często nawet cytowany, to nie do końca rozumiemy, czym jest „to, co należy do Cezara i to, co należy do Boga.” Spróbujmy razem rozważyć, by serca nasze potrafiły rozgraniczać i dokonywać wyborów.
Wiadomo ogólnie, iż cały świat należy do Boga. Jednak dla potrzeb słuchaczy, Bóg rozgranicza pewne sprawy. Wskazuje na to, co nie zbliża do Boga, a może oddalać oraz na to, co do Niego przybliża duszę i jednoczy z Bogiem. Chociaż pytanie uczniów faryzeuszy zadane było z intencją podstępną, chcieli koniecznie pochwycić Jezusa na czymś, co stałoby się przyczyną oskarżenia Go, to jednak odpowiedź ma o wiele szerszy zasięg niż samo pytanie. Zajmijmy się więc odpowiedzią Jezusa, bo ona nas szczególnie tutaj interesuje.
Otóż Jezus powiedział: „Oddajcie więc Cezarowi to, co należy do Cezara, a Bogu to, co należy do Boga.” Co należy do Boga? Co Bóg chciałby, abyśmy Mu oddali? Rozpatrywać będziemy to w kontekście miłości Bożej. Nie można inaczej, jeśli chce się zinterpretować ten fragment jak najbardziej będąc zjednoczonym z prawdą. A prawda jest jedna: Bóg ciebie kocha. Bóg cały jest miłością. Bóg stworzył wszystko dla ciebie z miłości. Jesteś cudem Bożego aktu stwórczego. Piękno, jakie Bóg nadał twojej duszy, nie ma sobie równych. Niestety to piękno zostało przez grzech skażone. Człowiek był na początku w idealnej harmonii ducha i ciała. Potem, z powodu grzechu, stał się bardziej cielesnym. Zamknął się na świat ducha, a zaczął bardziej wiązać się ze światem materii. To oznacza, iż stworzenie zaczęło oddalać się od swego Stwórcy. Roślina zaczęła podcinać swoje korzenie. Zaczęliśmy oddalać się od źródła swego istnienia. Chociaż to Bóg nas stworzył i jest Panem wszystkiego i wszystkich, to my chcemy żyć z dala od Boga, uważając, że dopiero wtedy będziemy wolni.
To oczywiście jest absurdem, bo kto nie należy do Boga, należy do szatana. Nie da się żyć w próżni. Nigdy nie jest się neutralnym, jeśli chodzi o to. Kogo nie wypełnia Boża miłość, w posiadanie bierze go zło. Wcale nie musi to oznaczać opętania, ale życie sterowane szatańskimi podszeptami. Bóg stworzył nas z miłości i powołał do miłości. Założenie, iż zostaliśmy stworzeni z miłości, sugeruje od razu, że Bóg chce dla nas samego dobra i tym dobrem nas otacza, tego dobra nam udziela. Jeśli my to przyjmujemy, żyjemy w zgodzie z Prawdą odwieczną i zbliżamy się do prawdy, do miłości, do Boga. Jeśli zaś odrzucamy to, co Boże, oddalamy się od swego powołania, celu i sensu życia i wpadamy coraz bardziej w otchłań bezcelowości, bezsensu, otchłań braku miłości. W dodatku kradniemy Bogu to, co do Niego należy. Stworzył przecież nas dla siebie, jako swoje mieszkanie, swoją świątynię. Zabieramy Mu swoją duszę, którą stworzył piękną jako swoją świątynię.
Przyrównać to można do kościołów na świecie sprzedawanych i zamienianych na magazyny, sklepy, muzea. My to robimy ze swoimi duszami! Sprzedajemy je, bo bardziej podoba się nam sklep z ubraniami niż świątynia z tabernakulum, a w nim żywy Bóg. I zamieniamy cudowne dusze, stworzone po to, by być świątyniami Boga, na magazyny, sklepy pełne brudu tego świata, grzechu, zła. Pewnie pojawia się teraz sprzeciw wielu z nas. Uważamy, że my już tego nie czynimy. Gdybyśmy przyjrzeli się swojej duszy oczami prawdy, zobaczylibyśmy więcej tego światowego blichtru niż piękna Bożego blasku. Bowiem nieustannie będąc narażeni na zewnętrzne bodźce, dajemy przyzwolenie, by nas dotykały. Jakże często z zaciekawieniem otwieramy oczy i serce na ten świat, przyjmując to, co nam oferuje. Przesiąknięci jesteśmy doczesnością. Nasze pragnienia, dążenia, przyzwyczajenia wiążą się właśnie z nią. Nasze reakcje na różne sytuacje, które nam nie odpowiadają, związane są z niemożnością zrealizowania naszych celów wymierzonych na doczesność. Żyjemy nadal według ciała a nie według ducha. Trudno nam zrezygnować z samych siebie, bo to wiązałoby się z podeptaniem tego, za czym tęskni serce, czego pożądają oczy, czego pragnie ciało. My nie oddajemy Bogu tego, co Boskie. Większość oddajemy Cezarowi, chociaż aż tyle do niego nie należy.
Staramy się dzisiaj uświadomić sobie, iż w życiu codziennym nieustannie natrafiamy na wybory: co należy do Boga, a co do Cezara. Tylko że to odbywa się nie tak jawnie. Jeśli dusza nie jest ściśle związana ze swoim Bogiem, nawet nie zauważa tych dylematów i dokonując wyborów, często niestety oddala się od Boga. Potrzeba naprawdę wielkiej czujności, wielkiej zażyłości z Bogiem, by od razu wychwytywać te niebezpieczne sytuacje i stale siebie całego powierzać Bogu do dyspozycji. Potrzeba ogromnego samozaparcia, by ciągle nasłuchiwać Boga w swojej duszy i postępować w zgodzie z wewnętrznymi wskazaniami, a nie dać się omamić świecidełkami tego świata. Człowieka, niestety, bardzo ciągnie do tego, co Cezara. Łatwiej mu wybierać ten świat materialny niż świat ducha, gdzie musi zaufać w ciemno i pójść na całość, jeśli pragnie się w niego zagłębić, poznawać, żyć w nim.
Niech Bóg błogosławi nas. Niech Duch Święty będzie naszym przewodnikiem po sprawach duchowych. Niech nas poprowadzi ku światłu w naszej duszy. Niech ukarze nam cud stworzenia, jakim jest czysta dusza ludzka. Niech da wyraźne rozeznanie tego, co Cezara i tego, co Boskie. Niech udzieli mocy dokonywania właściwych wyborów. Niech Bóg błogosławi nas na czas tych rozważań.
Trafiłam na ten fragment w momencie kiedy przeżywam kryzys w relacji z partnerem, który mnie zranił. Mam wątpliwości czy powinnam kontynuować naszą relację. Fragment w którym Jezus zapłakał przyniósł mi pewne ukojenie. Mimo to nie wiem czy powinnam zapowiedzi ciężkich chwil traktować jako zapowiedź końca, czy zapowiedź ciężkiej pracy w odbudowie. Docenię każdą odpowiedź i podpowiedź.
Czytałam wiele rozważań,i nawet są ciekawe,ale mam jedno zastrzeżenie. Wiem że pycha jest zła, ale dlaczego mamy uznawać się za nicość,za nic nie wartych? Dlaczego mamy mieć niską samoocenę? Bóg nas kocha, a jeśli kogoś kochamy,to czy nie chcielibyśmy żeby kochana przez nas osoba była osobą pewną siebie, kochała też i siebie (nie tylko innych) i dbała nie tylko o potrzeby innych ale swoje własne też? To prawda że pycha to grzech, ale nie zgodzę się z tym żeby miłość też i do siebie,nie tylko do innych była czymś złym.(mówię tutaj o zdrowej miłości do siebie). Czy to nie jest takie popadanie ze skrajności w skrajność?