152. Ostrzeżenie przed uczonymi w Piśmie (Łk 20,45-47)
Gdy cały lud się przysłuchiwał, rzekł do swoich uczniów: „Strzeżcie się uczonych w Piśmie, którzy z upodobaniem chodzą w powłóczystych szatach, lubią pozdrowienia na rynku, pierwsze krzesła w synagogach i zaszczytne miejsca na ucztach. Objadają oni domy wdów i dla pozoru długo się modlą. Ci tym surowszy dostaną wyrok”.
Komentarz: Pragniemy zwrócić naszą uwagę na pewien fakt. Otóż czytając ten fragment, w sposób jednoznaczny nasze myśli kierują się ku osobom odpowiedzialnym przed Bogiem za prowadzone dusze. Jednak spójrzmy na ten fragment nieco inaczej. Jezus mówi: „Strzeżcie się uczonych w Piśmie, którzy z upodobaniem chodzą w powłóczystych szatach, lubią pozdrowienia na rynku, pierwsze krzesła w synagogach i zaszczytne miejsca na ucztach. Objadają oni domy wdów i dla pozoru długo się modlą. Ci tym surowszy dostaną wyrok.” Spróbujmy dzisiaj przyjrzeć się sobie samym. Czy przypadkiem w nas nie siedzi właśnie taki uczony w Piśmie opisany przez Jezusa? Może to szczególnie do nas Jezus kieruje te słowa. Oczywiście słów tych nie należy rozumieć wprost, a nieco w przenośni.
Otóż w każdym człowieku tkwi w samym środku jego własne „ja”. To ze względu na to „ja” czynimy wiele rzeczy. Ono potrafi popchnąć nas do przeróżnych działań, zmusić do podejmowania ogromnego wysiłku. Poczucie zadowolenia tegoż „ja” jest dla nas bardzo ważne, stąd nasze działania, nie zawsze do końca uświadomione, podejmowane, by zadowolić swoje „ja”. Gdy owo „ja” zostanie w jakiś sposób naruszone, dotknięte, odczuwamy to boleśnie. Staramy się jak najszybciej zrobić coś, co zmieni odczuwanie naszego „ja” na bardziej przyjemne. Niestety to nasze „ja” często kieruje się pychą. Pragnie zauważenia, wyróżnienia, podziwu i poklasku. Dlatego podejmujemy takie działania, by to „ja” zaspokoić. W zależności od naszej inteligencji, wrażliwości, poczucia estetyki, dobrego smaku, wyznawanych wartości, siły charakteru, doświadczenia życiowego i innych, czynimy to w bardziej lub mniej zamaskowany sposób. Jedni wprost dążą do celu, inni wybierają sposoby wyrafinowane. Jedni i drudzy chcą zaspokoić swoje „ja”.
W zależności od tego, na ile człowiek uświadamia sobie istnienie tegoż „ja”, może próbować pracować nad tym i starać się, by w jego działaniach więcej było czystych intencji. Jezus bardzo surowo ocenia uczonych w Piśmie. Mówi o pysze, o pozorach, o wywyższaniu się, egoizmie, o wykorzystywaniu innych, o braku prawdziwej relacji Bóg – człowiek, bowiem modlitwa czyniona dla pozorów nie jest prawdziwym spotkaniem z Bogiem. Straszliwe to zarzuty, ale one w pewnym sensie dotyczą również nas, naszego wnętrza. Im bardziej świadomie człowiek ulega swemu „ja”, tej stronie, która czyni go egoistą, zarozumialcem, wpędza w pychę, tym „surowszy wyrok dostanie”. Chcemy jednak zwrócić naszą uwagę, iż dusza, zbliżając się do Boga, zbliża się jednocześnie do swego „ja”. Poznając Boga, lepiej poznaje siebie. Ona staje w prawdzie przed Bogiem i sobą. Wiedząc zaś o swoich słabościach, może nad nimi świadomie pracować. Bliskość Boga niejako uwrażliwia duszę na zło wokół niej i w niej. Ona wyczuwa coraz lepiej swoje intencje. Ona wyczuwa grzech, zanim zostanie przez nią popełniony. Może z niego zrezygnować. Bóg daje do tego łaskę. Dusza staje się bardziej świadoma siebie samej.
To z jednej strony jest wspaniałe, z drugiej wymaga od duszy coraz większego wysiłku, pracy nad sobą. Jeśli dusza idzie za łaską, zbliża się coraz bardziej do Boga. Żyjąc w coraz większej Jego bliskości, coraz bardziej pragnie żyć tylko dla Niego. Chce swoje życie Jemu poświęcić. Jej serce chce należeć tylko do Niego. Pragnie realizować Jego wolę. Jednocześnie widzi w sobie wielką słabość, która często nie pozwala jej na czynienie dobra. Wybiera zło, którego nie chce. Doświadcza bardzo boleśnie swego „ja”. Przychodzi taki moment, gdy Bóg oczekuje od duszy całkowitej rezygnacji z siebie. Ona sama widzi, że tylko zjednoczenie z Bogiem, w którym przyjmuje od Boga wszystko, a odrzuca to, co jej, może podnieść ją na wyżyny świętości. Ona dostrzega, że w Bogu jest pełnia, a w niej samej jest nicość. Zaczyna całym sercem pragnąć tejże pełni. Bóg ją wspiera, pokazując, iż aby mogła ją osiągnąć, musi zrezygnować z nicości. I chociaż wydaje się to oczywiste i logicznie uzasadnione, to duszy trudno oderwać się od tego, czym żyła do tej pory. Czuje jeszcze pociągnięcia swego „ja”, czasem bardzo boleśnie odczuwa momenty rezygnacji z siebie w różnych sytuacjach. Jeśli jednak dzielnie idzie za Bożymi wskazaniami, Bóg w niej odnosi zwycięstwo. Nie oznacza to całkowitego uwolnienia się duszy od swego „ja”. Całe życie będzie musiała dokonywać wyborów. Jednak każdy kolejny wybór zbliżać ją będzie ku wiecznemu zjednoczeniu z Miłością, które uwolni ją od tego, co słabe, co ludzkie, co zniewala.
Niech Bóg błogosławi nas. Prośmy Ducha Świętego, by pomógł nam dzisiaj rozważać Boże Słowo. Niech On oświeci nasze dusze, poprowadzi w głąb i pokaże to, co jeszcze zostało do oddania. Niech Duch Święty przekona nas o naszym grzechu i da siły, by się od niego uwolnić. Niech On pomoże nam dostrzegać nasze „ja” i odpowiednio reagować na jego zachcianki. Niech strąci z tronu wraz z nami nasze „ja”, a posadzi na tron serca wolę Bożą, byśmy z nią zjednoczeni, mogli coraz bardziej zbliżać się do świętości. Niech Bóg błogosławi nas na czas tych rozważań.
Trafiłam na ten fragment w momencie kiedy przeżywam kryzys w relacji z partnerem, który mnie zranił. Mam wątpliwości czy powinnam kontynuować naszą relację. Fragment w którym Jezus zapłakał przyniósł mi pewne ukojenie. Mimo to nie wiem czy powinnam zapowiedzi ciężkich chwil traktować jako zapowiedź końca, czy zapowiedź ciężkiej pracy w odbudowie. Docenię każdą odpowiedź i podpowiedź.
Czytałam wiele rozważań,i nawet są ciekawe,ale mam jedno zastrzeżenie. Wiem że pycha jest zła, ale dlaczego mamy uznawać się za nicość,za nic nie wartych? Dlaczego mamy mieć niską samoocenę? Bóg nas kocha, a jeśli kogoś kochamy,to czy nie chcielibyśmy żeby kochana przez nas osoba była osobą pewną siebie, kochała też i siebie (nie tylko innych) i dbała nie tylko o potrzeby innych ale swoje własne też? To prawda że pycha to grzech, ale nie zgodzę się z tym żeby miłość też i do siebie,nie tylko do innych była czymś złym.(mówię tutaj o zdrowej miłości do siebie). Czy to nie jest takie popadanie ze skrajności w skrajność?