154. Wyszydzenie na krzyżu (Mt 27,39-44)
Ci zaś, którzy przechodzili obok, przeklinali Go i potrząsali głowami, mówiąc: «Ty, który burzysz przybytek i w trzech dniach go odbudowujesz, wybaw sam siebie; jeśli jesteś Synem Bożym, zejdź z krzyża!» Podobnie arcykapłani z uczonymi w Piśmie i starszymi, szydząc, powtarzali: «Innych wybawiał, siebie nie może wybawić. Jest królem Izraela: niechże teraz zejdzie z krzyża, a uwierzymy w Niego. Zaufał Bogu: niechże Go teraz wybawi, jeśli Go miłuje. Przecież powiedział: „Jestem Synem Bożym”». Tak samo lżyli Go i złoczyńcy, którzy byli z Nim ukrzyżowani.
Komentarz: Oto kolejny fragment, w którym ukazane jest cierpienie Jezusa. Ewangelia opisuje to w sposób bardzo krótki, ukazując niejako sedno sprawy. Jednak to, czego Jezus doświadczał na krzyżu, było niewymownie ogromnym bólem zadawanym Jego ciału i duszy. Nawet trudno to sobie wyobrazić przeciętnemu człowiekowi. Ogromne cierpienie, obejmujące cały organizm, wszystkie wnętrzności oraz skórę. Jezusa bolała każda tkanka, każda komórka drgała z bólu. Cudem jest, że żył tak długo, wisząc na krzyżu. Kości były powyrywane ze stawów i zmiażdżone, ścięgna naderwane, odbite wnętrzności, skóra miejscami poparzona, cała zorana biczami, poszarpana. Odkryte żywe ciało, krew sącząca się z ran, chore serce, głębokie zranienia głowy, wstrząśnienia mózgu, jakich doznał podczas okrutnej zabawy żołnierzy między przesłuchaniami, nadmierne naciągnięcie kręgosłupa – wszystko to sprawiało niewyobrażalny ból. W przypadku zwykłego człowieka byłoby przyczyną wstrząsu organizmu i szybkiej śmierci.
Jezus żył. Ponad trzy godziny cierpiał. To udręczenie ciała potęgowane było udręką ducha. Nie wystarczyło Żydom okrucieństwo tortur, droga krzyżowa, ukrzyżowanie. Teraz, gdy Jezus umierał na krzyżu, oni jeszcze urągali Mu, obrażali, szydzili z Niego. To straszne, że ujawniają się w człowieku takie niskie instynkty. Gdy Jezus nauczał, zadawali Mu pytania, wprawdzie niekiedy zuchwałe, ale w pewnych granicach. Wyczuwali Jego moc. On obalał ich argumenty, wykazywał brak znajomości Pism, tradycji. Wtedy, gdy był w pełni sił, kiedy wokół miał uczniów, otaczały Go tłumy wpatrzone w Niego z miłością, nie odważyliby się do tego stopnia Go obrażać, poniżać i wyśmiewać. Teraz zaś, gdy został unieruchomiony na krzyżu, kiedy cierpiał straszliwie i niemalże odchodził od zmysłów z bólu, gdy tracił przytomność, gorączka mąciła Mu umysł, a osłabienie obejmowało całe ciało, oni poczuli się pewni siebie i bezkarni. Gdy nie miał już wokół tylu zwolenników, stał się skazańcem wyjętym spod prawa, wyzutym ze wszystkiego, był dla nich dobrym obiektem okrutnych żartów, szyderstw i bluźnierstw. Jak nisko musi upaść człowiek, skoro czuje się mocnym wobec tak bezbronnego, jeszcze dodając mu cierpień, podczas gdy nie odważyłby się tego czynić w innym przypadku. Jak podłe, jak okrutne było zachowanie tych, którzy lżyli Jezusa, obrażali Go, przeklinali.
Jezus natomiast milczał, modlił się i kochał. To niepojęta miłość, dla ludzkiego umysłu niewyobrażalne umiłowanie. Trudno jest człowiekowi zrozumieć jak to możliwe, że przy takim cierpieniu, zadawanym umyślnie, można kochać oprawcę, nie bronić się, a w dodatku otwierać na to cierpienie, niejako wychodzić naprzeciw, wyciągając ręce z miłością i radością.
Oprawcy zaś popadali coraz bardziej w grzech. Bluźnili, używając słów z Pisma. Ujmowali je tak, że były obrazą Boga, szydzeniem z Niego. Jak straszny to grzech, gdy człowiek cytuje słowo Boga, kpiąc z niego, gdy je przekształca specjalnie w celu wyśmiania. O, jakże w tym momencie ludzie wielką na siebie brali winę.
Również jeden ze złoczyńców ukrzyżowanych obok, pełen złości i nienawiści, odzywał się do Jezusa obraźliwie. Drugi natomiast miał serce skruszone. Widział pokorę Jezusa, to jak modlił się za oprawców, odczuł Jego łagodność i miłość. To bardzo go poruszyło. Serce tego człowieka doznawało pewnej przemiany. I w obliczu nadchodzącej śmierci poprosił Jezusa, by pamiętał o nim w swoim królestwie. Jak cudowne było to, iż Bóg udzielił łaski w takiej chwili, a on ją przyjął, bo zrozumiał, kim może być dla niego Jezus. Bóg dał mu to poznanie! Bez pomocy Ducha Świętego, człowiek ten niczego by nie zrozumiał. Dzięki łasce Dyzmas, bo tak miał na imię, zobaczył w Jezusie Boga, uznał swoje grzechy, nawet je wyjawił i prosił o przebaczenie. Można powiedzieć, że była to pierwsza spowiedź. A przygotowaniem do niej i jednocześnie zadośćuczynieniem za grzechy było cierpienie drogi krzyżowej. Spójrzmy, Jezus nawet na krzyżu, doznając tak wielkich cierpień, nadal troszczy się o człowieka. To niepojęta miłość! Choć zbawia cały świat, w danym momencie dostrzega potrzeby każdego z osobna.
Zastanówmy się dzisiaj nad cierpieniem Jezusa – tak niewyobrażalnym – i nad podłością zachowania oprawców. Spróbujmy oczami duszy dostrzec pełną miłości odpowiedź Jezusa przejawiającą się w Jego postawie, w całym ciele. Każda chwila męki służyła zbawieniu ludzkości. Była wyrażeniem się poprzez cierpienie miłości doskonałej. W każdej sekundzie Bóg całym sobą kochał. Bowiem cierpiał On cały – ciało, dusza, duch. Chwila po chwili dokonywało się zbawienie ludzkości. Bo nieustannie Jezus odpowiadał miłością i w ten sposób pokonywał szatana. Choć pozornie wydawać by się mogło, że gdy zadawano Jezusowi tyle cierpienia triumfował szatan. Jednak zwycięstwo Jezusa wyrażało się w Jego pełnej miłości odpowiedzi.
W tym totalnym poniżeniu, całkowitym osłabieniu, w niewysłowionym cierpieniu Królem był Bóg. Bowiem nie dał się skusić szatanowi, nie zniżył się do jego poziomu działania. Nie odpowiedział nienawiścią na nienawiść. Nie zrzucił krzyża, by okazać swoją Boską moc, do czego szatan go prowokował, również poprzez faryzeuszy. Spróbujmy zobaczyć w Jezusie cierpiącym, umęczonym, zakrwawionym Króla, Zwycięzcę, triumfującą Miłość! Patrzmy sercem, duszą! Zobaczymy wtedy o wiele więcej niż mogą dostrzec oczy.
Niech Bóg błogosławi nas na czas rozważania tego fragmentu. Niech Duch Święty nas poprowadzi i ukaże piękno, moc, wielkość, doskonałość, czystość Boskiej miłości. W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego.