158. Przyjście Chrystusa (Łk 21,25-28)
Będą znaki na słońcu, księżycu i gwiazdach, a na ziemi trwoga narodów bezradnych wobec szumu morza i jego nawałnicy. Ludzie mdleć będą ze strachu, w oczekiwaniu wydarzeń zagrażających ziemi. Albowiem moce niebios zostaną wstrząśnięte. Wtedy ujrzą Syna Człowieczego, nadchodzącego w obłoku z wielką mocą i chwałą. A gdy się to dziać zacznie, nabierzcie ducha i podnieście głowy, ponieważ zbliża się wasze odkupienie”.
Komentarz: „Nabierzcie ducha i podnieście głowy, ponieważ zbliża się wasze odkupienie”. W każdym wieku ludzkość wyczekiwała niesamowitych zdarzeń, nagromadzenia dziwnych zjawisk w przyrodzie, zbiegu pewnych wydarzeń, które by sugerowały, iż koniec świata jest bliski. Zazwyczaj na przełomie wieków szczególnie uaktywniają się różne przepowiednie, a ludzkość żyje przez pewien czas w niepokoju oczekiwania na nieznane. Dawniej snuto różne domysły, używano wyobraźni, wręcz wymyślano niestworzone rzeczy, aby tylko wzbudzić sensację. Teraz czyni się to niejako w bardziej naukowy sposób. Popiera się swoje wywody badaniami, sięga się w przeszłość, do przepowiedni, objawień i wróżb. Robi się mieszankę przeróżnych rzeczy, które nie mają ze sobą nic wspólnego. Do jednego worka wkłada się objawienia Maryjne uznane przez Kościół z wymysłami szarlatanów przez Kościół potępionych. Dodaje się do tego przepowiednie, legendy i podania dawnych kultur, które już wymarły, parę faktów z nauki, i na tej podstawie czyni się Ludziom wodę z mózgu tylko po to, by poczytność gazety była większa, oglądalność danej stacji wzrosła, by częstość odwiedzin pewnych witryn internetowych była opłacalna.
Nie byłoby tak, gdyby dusze częściej sięgały do Pisma Świętego niż po pilota od telewizora. Wyczytałyby wszystko w Słowie Bożym skierowanym przecież do człowieka. Na kartach Pisma Świętego jest mowa o przeszłości i przyszłości. A to, co zapowiedziane, już zrealizowało się w Jezusie. Dalsza przyszłość dotycząca czasów ostatecznych również jest przedstawiona. Jednak dziwnym jest, iż człowiek czytając Pismo Święte, nie zatrzymuje się dłużej nad treścią. Natomiast gdy przeczyta o nadchodzącej zagładzie czy kataklizmie, od razu się przejmuje, rozmyśla, boi się i chce się przygotować, oczywiście od strony materialnej. Rzadko wtedy zwraca się do Boga o pomoc, o wyjaśnienie, zrozumienie wydarzeń budzących niepokój. A w powyższym fragmencie Jezus mówi wyraźnie, co mamy czynić, gdy zauważymy znaki zbliżających się czasów ostatecznych.
Mamy nabrać ducha i podnieść głowy. Co to oznacza? Człowiek wierzący powinien inaczej podchodzić do wielu spraw, a szczególnie do sprawy kresu swego życia czy końca świata. Powinien żyć duchem, bo jego życie z cielesnego przemieni się w duchowe. Już na ziemi powinien żyć duchem. Jego spojrzenie na różne sprawy powinno być duchowe. Powinien patrzeć przez pryzmat Ducha, który stworzył ziemię, a na niej człowieka; który włada światem, a w przyszłości zjednoczy w swojej miłości wszystkie dusze tego pragnące i do tego dążące na ziemi. Bardzo trudno jest człowiekowi na wskroś cielesnemu, w obliczu skrajnych wydarzeń nagle przemienić się w duchowego i ze stoickim spokojem przyglądać się im, oczekując ich wypełnienia się. To niemożliwe. Tylko łaska Boga może to w nim uczynić. Aby człowiek mógł przyjmować różne wydarzenia w ufności do Boga, w wierze, iż to Bóg wszystkim kieruje i opiekuje się nim, musi starać się o tę ufność przez całe życie. Świętość też jest zazwyczaj efektem wieloletniego trudu podejmowanego przez duszę. I w dodatku to Bóg obdarza duszę tą świętością. Dusza jedynie się stara o nią. Jednak to staranie się, ten trud, wysiłek sprawia, że dusza napełnia się Duchem. Ona zaczyna żyć tymi prawdami, ona dąży do ich pogłębienia w swoim życiu. One są jej bliskie. I chociaż nieudolnie, to jednak ona żyje nimi. Dlatego w chwili decydującej będzie jej łatwiej, bowiem swoją ufność starała się pokładać w Panu, więc i teraz podejmie tę próbę.
Słowa Jezusa niosą w sobie wręcz optymizm. „Nabierzcie ducha i podnieście głowy, ponieważ zbliża się wasze odkupienie.” Jezus mówi, aby wzbudzić w sobie ufność, aby w sercu mieć nadzieję, aby śmiało podnieść głowę, wypatrując nadchodzącego odkupienia. A więc nie w lęku, nie w strachu, nie w panice, ale modląc się, ufnie patrzeć w niebo i w pełni pokoju oczekiwać przyjścia Jezusa. Dla duszy, która swoje życie zawierzyła całkowicie Bogu, będzie to oczekiwany czas, bowiem dusza taka, swoje życie oddawszy Bogu, nieustannie pragnie się z Nim zjednoczyć. Pragnie tylko do Niego należeć. Ona tęskni za Bogiem, jej serce wyrywa się z piersi, chcąc złączyć się z Oblubieńcem. A pozostawanie na ziemi jest dla niej bólem. Zatem znaki nadchodzącego czasu są traktowane przez taką duszę jako spełnienie jej pragnień, wyzwoleniem z więzów ciała, które do tej pory było dla niej więzieniem. Ona raduje się perspektywą spełnienia się obietnicy Jezusa, iż teraz należeć będzie już tylko do Niego i nic innego nie będzie zajmować jej serca. Dlatego dusza ta nabiera rzeczywiście ducha i z nadzieją podnosi głowę.
Dzień Pański nadchodzi. Nikt nie wie, kiedy to się stanie. Jednak warto już teraz do niego się przygotowywać. Już teraz napełniać się Duchem. Już teraz żyć tą perspektywą nieba. Już teraz starać się być bardziej duchowym niż cielesnym. Módlmy się, abyśmy właściwie zrozumieli ten fragment Ewangelii. Aby nie stał się dla nas takim jak wiele różnych przepowiedni, które nie mają swego odzwierciedlenia w prawdzie. My módlmy się, aby nasze życie nabrało już teraz ducha. Abyśmy już teraz przygotowywali się na spotkanie z Jezusem. Aby już teraz nasze życie było w ścisłej z Nim łączności. Nie czekajmy na czasy ostateczne, ale teraz wołajmy: „Przyjdź Panie Jezu! Przyjdź do serca! Przyjdź do duszy! Żyj we mnie!” Niech nas otoczy duch Jezusa i porwie dusze swoją miłością. Niech je napełni Duch Święty i poprowadzi ku świętości. Niech niebo już teraz otworzy nad nami swoje podwoje i zaprosi do zjednoczenia. Módlmy się, Bóg będzie nam błogosławił.
Trafiłam na ten fragment w momencie kiedy przeżywam kryzys w relacji z partnerem, który mnie zranił. Mam wątpliwości czy powinnam kontynuować naszą relację. Fragment w którym Jezus zapłakał przyniósł mi pewne ukojenie. Mimo to nie wiem czy powinnam zapowiedzi ciężkich chwil traktować jako zapowiedź końca, czy zapowiedź ciężkiej pracy w odbudowie. Docenię każdą odpowiedź i podpowiedź.
Czytałam wiele rozważań,i nawet są ciekawe,ale mam jedno zastrzeżenie. Wiem że pycha jest zła, ale dlaczego mamy uznawać się za nicość,za nic nie wartych? Dlaczego mamy mieć niską samoocenę? Bóg nas kocha, a jeśli kogoś kochamy,to czy nie chcielibyśmy żeby kochana przez nas osoba była osobą pewną siebie, kochała też i siebie (nie tylko innych) i dbała nie tylko o potrzeby innych ale swoje własne też? To prawda że pycha to grzech, ale nie zgodzę się z tym żeby miłość też i do siebie,nie tylko do innych była czymś złym.(mówię tutaj o zdrowej miłości do siebie). Czy to nie jest takie popadanie ze skrajności w skrajność?